niedziela, 21 września 2014

TOM2-Rozdzial 20- Mówiłam wam już, że moje życie to telenowela?

 Pakowanie się, zajęło nam sporo czasu. Może dlatego że moje ubrania były wszedzie. Na łóżku, pod nim, na krześle, pod stolem, w łazience a nawet skarpetki w kosmetyczce. Ah, ta moja "kobiecość". Od dziesięciu dni nie robiliśmy prania i brudne ciuchy wymieszaly się z czystymi.
- jejku nie zdawałem sobie sprawy że doprowadziliśmy ten pokoj do takiego stanu- spojrzał Robert teatralnie na ten cały syf dookoła robiąc różne miny.
Roześmiałam się i zaczęłam prasować to, co już uprałam. W końcu musiałam w czymś czystym wrócić do domu. Od dwóch dni chodziłam w bluzkach Roberta po pokoju, bo on w przeciwieństwie do mnie zabrał miliony koszulek. Czasami zastanawiałam się skąd on ma ich tyle. Może jest galerianką? Zaczęłam się śmiać przez tą myśl.
- dobra! Przerwa! Poddaje się na razie- powiedziałam siadając na łóżku wykończona. Nawet najmniejszy wysiłek mnie męczył. Starłam się przytyć, ale to było niemożliwe. Jadłam 3 razy dziennie, posiłki duże i kaloryczne. Ale nic. Nie przytyłam przez 10 dni więcej niż 1kg. Moje nogi mnie przerażały. A kostki przy stopie mogłam objąć palcami od ręki. Wszystko było takie wychudzone i (dla mnie) ładne. Ale organizm nie miał siły. Nie rozumiałam go, bo dostarczałam mu wystarczająco pożywienia. Wszystkie ubrania były dla mnie za duże. Po powrocie do domu musiałam zająć się właśnie garderobą.
Robert siadł koło mnie i objął mnie w pasie
- game over-powiedział ledwo żyjąc. On miał wyjątkową misje. Poszukać mojego telefonu. Nigdzie nie mogłam go znalezc. Zapadł sie pod ziemie.
- a sprawdziłeś w bufecie? Tam też byłam- powiedziałam zachęcając go aby się nie poddawał
- wiesz co? Idz sobie tam sama i sobie poszukaj..ja mam dość- powiedział wykończony. Podniosłam głowę do góry żeby spojrzeć na niego.Nic nie powiedziałam. Spojrzałam mu tylko w oczy groźnie
- no co?- zapytał, nie wiedząc o co mi chodzi
- nic nic. Po prostu mógłbyś choć raz być miły- powiedziałam chłodno.
Westchnął tylko i nic nie powiedział. Wyczułam już pierwsze objawy kryzysu. Bylismy dla siebie nieobecni. Przytuleni, ale jak 2 osoby które nie są tam gdzie powinni być.
***
Podroz do domu byla ciezka. Bylam wykonczona a Robert chlodny. Nie jek jedna kosta lodu ale jak cala zamrazarka lodu. I w sumie sama nie wiedzialam o co mu chodzi.
Nie chcialam w to wnikac, wiedzialam ze z czasem mu przejdzie. Telefon sie odnalazl. Tzn ktos go znalazl na plazy i zadzwonil pod numer Roberta bo zapisalam go zalosnie jako 'misiek'.
Przed dzwiami od mieszkania myslalam ze padne. Okazalo sie ze sa otwarte. Przeszly mi plecach dreszcze a ze stachu myslam ze wyrwie mi sie zaraz serce.
Weszlam zaraz po Robercie. Dzieki Bogu okazalo sie ze to moja mama zdecydowala sie przysc wczesniej i ugotowac nam obiad. To byl jeden z niewielu posilkow przygotowanych przez moja matke. Cale moje dziecinstwo spedzilam jedzac jedzenie na wynos lub zamowienie.
- jejku! Wreszcie was tu widze. Siadajcie, zrobilam wam cos dobrego
- czesc mamo. Nie wiedzialam ze umiesz gotowac- powiedzialam zdziwiona nie tylko obiadem ale rowbiez jej obecnoscia.
- dziendobry- powiedzial Rob do niej i po polozeniu walizki na podlodze schowal sie w swoim pokoju
- a jego co dzis ugryzlo?- zapytala zauwazajac od razu to cosie miedzy nami dzieje.
- nie wiem, ale chyba jakies insekty wyssaly mu...- nie dokonczylam bo wlasnie drzwi od jego pokoju sie otworzyly
- chyba tobie..wyssaly mozg- powiedzial zlosliwie i calkiem na powaznie. Moja mama myslala ze to w zartach dlatego sie zaczela smiac.
- dobra, siadajcie juz bo wam wystygnie. Poza tym wygladacie jakbyscie nic nie jedli od tygodni
Siedlismy przy stole i zaczlismy jesc przepyszny obiad, kiedy nagle zadzwonil dzwonek do drzwi. Robert wstal pierwszy zeby otworzyc.
- czesc, daj mi wejsc:-)  uslyszalam ciezki meski znajomy glos.
- prosze- a zaraz potym  chamski glos Roberta.
Moj ojciec. Coon tu robil? Spojrzalam podejrzliwie na mame.
Wszedl do kuchni i na mnie spojrzal. Na przedpokoju zauwazylam Roberta. ktory nakladal buty, chyba zamierzal sie ewakuowac z mieszkania.
- co ty tu robisz?- zapytalam zdenerwowana.
- chcialbym z toba porozmawiac- powiedzial i nagle odwrocil sie do Roberta- z toba tez- dodal
- nie mam ochoty na rozmowy- stwierdził Rob z nienawiscia w glosie. Wyszedl.
Jejku, teraz mialam ochote wyjsc ale wiedzialam ze przed rozmową z ojcem nie ma ucieczki.
- po cholere tutaj jesteś?- zapytałam siadając na kanapie. Nie odpowiedział od razu. Najpierw usiadł koło mnie a pozniej wziął głęboki oddech. Zawsze tak robił gdy czuł się w niekomfortowej sytuacji.
- przepraszam...- powiedział wreszcie- moje zachowanie było głupie. Wiem, że bardzo cię zawiodłem, ale to się nie powtórzy
- wiesz gdzie mam twoje przeprosiny? Stracilam do ciebie szacunek jak do ojca, wiesz? To nie mnie przepraszaj, ale Roberta, bo to on przez ciebie mial problemy. Do tej pory ma, mamy w sumie. Bo cały czas nic nie robimy tylko się kłócimy od kiedy zacząłeś mówić na niego takie złe rzeczy.
- właśnie chciałem z nim porozmawiać..- nie dałam mu się dalej tłumaczyć. Wstałam i wstazałam mu palcem drzwi
- słuchaj....kiedyś MOŻE się jeszcze spotkamy. Na razie nie chcę cię widzieć- zatrzymał się przy wyjściu i spojrzał w moją stronę z bardzo smutną minńą. Nie wiedziałam w co gra, bo na pewno nie uwierzyłabym w to że chciał żeby wszystko między Robem a mną było okay
- mama coś ci zaraz opowie, mam nadzieję, że bedziesz chciała mnie zrozumieć, choć troszeczkę- po spuszczeniu głowy otworzył drzwi i tak szybko wyszedł z mieszkania jak wszedł.
Nastała cisza. Nie wiedziałam co mam przez to rozumiec, a mama milczała jak kamień. Wiedziałam, że to co miała mi powiedzieć nie bedzie dla niej takie łatwe. Odwróciłam się w jej stronę.
- mamo..- powiedziałam przerażona- o co chodzi?
- pamiętasz jak kiedyś rozmawiałysmy o miłości?- zapytała głosem którego nie lubiłam. Teraz byłam pewna że mama cierpiała. że odkopywała coś co kiedyś ją zżerało. Osoba z taką miną i ze łzami w oczach na pewno nie mogła mieć dobrych wieści.
- pamiętam...ale co ma piernik do wiatraka?
- jak byłam w twoim wieku zakochałam się w takim chłopaku, ale on ze mną cały czas się kłócił. Mimo że się tak kłociliśmy to bardzo go kochałam. Pewnego dnia wykrzyczałam mu okropne rzeczy. Nigdy nie wybaczę sobie tego..Na drugi dzień kiedy chciałam go przeprosić jego juz nie było. Wyjechał gdzieś. Nie zostawił po sobie nic.- nadal jej nie rozumiałam. Ale gdy pierwsza łza zleciała po jej policzku postanowiłam nie wnikać. Jesli dałaby rade powiedziałaby mi o co chodzi.
Kiwnęłam tylko głową że ją słucham.
- byłam w ciąży Jula. Człowiek którego zawsze uważałaś za ojca nim nie jest.- dodała szybko jakby dała się moje reakcji. Zaczęło mi coś gwizdać w uchu. Serce przyśpieszyło swoje bicie. Ale nie płakałam. Nie było mi przykro. Może bylko bolało mnie serce, bo moja mama cierpiała.
- nie płacz- tylko te dwa żałosne słowa byłam w stanie wypowiedzieć
- wychowal cię i utrzymał mnie..zapłacił nawet za studia, nawet jeśli wiedział że go nie kocham.- spojrzała na mnie- zachował się tak z Robertem, bo myślał że jest taki sam jak twój ojciec. Nienawidzi takich ludzi...ale zrozumiał swój błąd Julka. Porozmawiaj z nim. Ja cię o to proszę..
-a wiesz co z moim ojcem?- zapytałam. Wsumie nie ciekawiło mnie to aż tak bardzo. Zapytałam dla zasady. Nie chciałabym spotkać go na ulicy nie wiedząc ze jest moim ojcem.
- nie. Wiem tylko że na pewno nie ma go w Polsce. Chyba że się ukrywa, ale wątpie
- czemu go nie odnalazłaś?- zapytałam tym razem zaciekawiona. Ja na jej miejscu szukałabym swojej miłości nawet na Madagaskarze.
- bo musiałam się zając studiami, tobą, poza tym oszukiwałam siebie że dam radę pokochać człowieka który tak bardzo kocha mnie- wytarła sobie łzy a ja rzuciłam się na nią ściskając ją mocno.
- kocham cię mamo- powiedziałam. Kiedy doszły do mnie te wszystkie informacje zaczęłam popłakiwać. Ale nie dlatego, że smutno mi było że nie znam biologicznego ojca, ale że mama aż tak się poświęciła.
Że teraz miała wszystko oprócz rzeczy najważniejszej w istnieniu człowieka- miłości.
- obiecam ci że porozmawiam z nim i z Robertem też- powiedziałam jej. Na prawdę zamierzałam to zrobić. Oddychałam głeboko, żeby głowa przestała mnie bolec ale to nic nie dało.
***
Przed spaniem zadzwoniłam do Roberta. Chcialam dziś pójść spać przytulona do niego. Chciałam poczuć się dobrze, na swoim miejscu.  Modliłam się żeby odpowiedział. Ale mogłam się modlić o coś innego.
- halo? Robert gdzie jesteś?- zapytałam smutno.
- u Daniela, dzis nie wroce na noc- powiedzial. Słyszałam po jego głosie że był pijany. Nie dziwilam sie ze wybral taka droge bo sama na jego miejscu bym to zrobila.
- dobra, tylko uważaj na siebie, dobrze?-nie wiem czemu ale mialam przeczucie ze wydarzy sie cos zlego.
- tak- powiedzial jak dziecko znudzone gadaniem z mama o bezpieczenstwie.
Rozłączyłam się. Położyłam sie na lożku juz w piżamie. Zgasiłam światło. Położyłam się wygodnie. Ale nie mogłam usnąc. Ale chyba kazdy z was sie nie dziwi?
Potrzebowałam kogoś.
Mówiłam wam juz ze moje życie to telenowela?
Tak?
To mogę wam to potwierdzić bo własnie zadzwonił ktoś do drzwi.
Niechetnie wstalam z lozka i podeszlam do drzwi zeby je otworzyć.
- Daniel... co ty tu robisz?- nie wiem czy bardziej bylam zaskoczona tym, ze on o 23 stal pod moimi drzwiami, czy to, ze Robert mnie oklamal.
- sorki, ale musiałem przyjsc- powiedzial usmiechajac sie tak...eh...uwodzicielsko.
 - nie było czasem u ciebie Roberta?- zapytałam z nadzieją że coś wie. Jak już mówiłam miałam przeczucie że wydarzy się coś złego, więc nie mogłam się skoncentrować na niczym innnym.
- nie- powiedział z wielkim zaskoczeniem na twarzy- coś się stało?- zapytał badając wzrokiem  pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy.
- nieważne- powiedziałam zmęczona tym wszystkim. 
- mam twoją mp3- powiedziałam przypominając sobie o tym, ze miałam z nim porozmawiać.
- bardzo za nią tęskniłem- powiedział ziewając.
Zmierzyłam go wzrokiem i oddałam mu mp3 niepewnie. 
- Daniel....- zatrzymałam swoją przemowę żeby wziąć głęboki oddech i zastanowić się nad tym co chciałabym powiedzieć, żeby nic nie zepsuć - czemu mi nie powiedziałeś...- spojrzałam mu prosto w oczy, żeby wyczuć jeśli mnie okłamie
- to że cię kocham przecież ci cały czas powtarzam- nie sądziłam że poruszy ten temat, dlatego na mojej twarzy pojawiły się 2 czerwone plamy. 
Nie byłam w stanie stwierdzić czy on to powiedział celowo czy nie, dlatego uznałam że pominę ten temat i powiem o co chodzi.
- chodzi mi o twoją chorobę, od kiedy ją masz?- zapytałam, ale było ciężko. Na samą myśl chciało mi się płakać.
- dowiedziałem się o tym po balu. Kiedy wylądowałem ze złamanym nosem w szpitalu i nie chciałem ci o tym mówić poza tym, to nie powinno cię interesować, masz inne sprawy na głowie- mówił jakby nigdy nic. Jakby nie było mu przykro. A przecież był chory i to mogło go kiedys zabić.
- masz z arytmią jakieś problemy?- wolałam wiedzieć o tym wszystko. To była ciężka sytuacja bo człowiek który ma najcieplejsze serce jakie znam je chory własnie na nie- i tak, to mnie bardzo interesuje, bo mi na tobie, mimo wszystko zależy-  znowu się zaczerwieniłam i dlatego odwróciłam głowę w drugą stronę, modląc się żeby on się jakoś ulotnił aż mi przejdzie.
Nastała cisza. Te 6 sekund było dla mnie jak 6 godzin. Podniosłam wzrok. Stał tam i się na mnie patrzył z taki ogromnym uśmiechem. Byłam na 100% pewna że on zauważył że się czerwienie. Myślał, albo po prostu był przekonany że w tym "zależy" jest trochę więcej sensu.
-jest dobrze- powiedział cicho- nie musisz się martwić- złapał za mój nadgarstek i mnie do siebie przyciągnął, bo chyba podświadomie zrobiłam 2 kroki do tyłu od początku rozmowy.
- da się z tym żyć- dodał- dużo gorzej żyje mi się bez ciebie- powiedział szepcząc. Zostawił moją rękę i spojrzał w moje wystraszone oczy. Bałam się tego co on może zrobić. Bo wiedziałam że nie powinien nic robić.
Nie nie potrafiłam powiedzieć. Czułam się jak niemowa.
- pójde już- powiedział odwracając się - widzimy się jutro w szkole, tak?- zapytał dla pewności nie odwracając się już w moją stronę.
- tak- to było jedyne słowo jakie zdołałam z siebie wyrzucić.
***
Położyłam się znowu do łóżka i teraz nie mogłam w ogóle usnąć. Cieszyłam że Daniel dziś się wycofał, bo jeśli by mnie pocałował nie mogłabym się z nim przyjaźnić. To byłoby nie w porządku w stosunku do Roberta. Poza tym nie mogłabym tego znieść. Nie mogłabym przewidzieć moich uczuć. Kochałam Roberta i chciałam żeby tak zostało do końca mojego życia.
Kiedy już zamknęłam oczy i wyciszyłam się wewnętrznie usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Na pewno był to Robert dlatego postanowiłam nie wstawać. Nie potrafię opisać tego uczucia. Poczułam się dziwnie. Z jednej strony cieszyłam się że Robert przyszedł a z drugiej miałam ochote wstać i dac mu w twarz za to że mnie okłamał. Bardzo nie lubiłam kłamstw. Był teraz pijany, dlatego nie zaczęłam z nim rozmawiać na ten temat tylko odstawiłam to na następny dzień. 
Z przyzwyczajenia chyba, zamiast isc do swojego pokoju postanowił wejść do mojego.  Udawałam że śpię żeby zobaczyć jak bardzo jest pijany, ocenić sytuację itd.
Okazało się że całkiem całkiem doszedł do łózka. Rozebrał się nie patrząc na to czy jego ciuchy lądują na łózku, podłodze, szafce. 
Zabrał mi połowę mojej pościeli i odkrył mnie w połowie. To było dla mnie straszne. Bardzo, ale to bardzo, od małego nienawidziłam jak ktoś mnie odkrywał. To była moja mała fobia.
Po chwili okazało się jednak, że złapał  i przyciągając mnie do siebie przytulając jak małe dziecko.
Serce zaczęło bić tak szybko, że miałam już przepraszać je, że tak dużo musi pracować.
 Postanowiłam nie udawać dalej, ze śpię. Odwróciłam się powoli w jego stronę nie wyrywając się z uścisku, bo sprawiało mi to za dużą przyjemność.
- nie śpisz- powiedział jakby do siebie. Sięgnęłam jedną ręką żeby zapalić lampkę.  Jego niebieskie oczy patrzyły tak na mnie ..eh...tak jak nie lubiłam. W ogólne nie lubiłam jak na mnie spoglądały.
- jutro sobie porozmawiamy, ale teraz chodź spać bo jutro przecież szkoła- powiedziałam nie odrywając spojrzenia. Patrzyliśmy sobie tak przez parę chwil. Uśmiechnął się nagle.
 - uwielbiam cię- powiedział słodkim głosem. To była jedna z niewielu, uwierzcie że z nielicznych chwil kiedy on był słodki bez przymusu, tak od siebie. Może pomogł mu w tym alkohol. Bo Robert nie używa takiego głosu. Ale gorąco mi się zrobiło.
Musiałam go pocałować, nie mogłam inaczej. Tak się stęskniłam za naszymi długimi pocałunkami na dobranoc że sam się zdziwił że nie mogłam się od niego oderwać. Zwykle co ja pierwsza kończyłam całowanie.
- a to za co?- zapytał zszokowany.
Czyżby na jego policzkach pojawiły się rumieńce? 
To jest tak, jakbym właśnie została milionerką. 
Nie , nie milionerką, bo pieniędzy mam pełno. To jest tak jakbym...hm... sama nie wiem. Chyba nie ma rzeczy która mogłaby dorównać tej sytuacji .