niedziela, 12 października 2014

Tom2- Rozdzial 22- Kogo próbujesz oszukać?

Mama przyjechała bardzo szybko. Ale tak szybko jak przyjechała zdążyłam się z nia pokłócić.
- mówiłam ci żebyś jadła.. a ty miałeś tego dopilnowac!- miała pretensje nawet do Roberta
- pilnowałem tego jak mogłem, ale przecież nie będę za nią latac z jedzeniem albo wciskać jej coś na siłe- bronił sie.
Zignorowała jego wypowiedz. Chyba nie chciała się z nim kłócić.
- jutro idziesz do lekarza. Nie obchodzi mnie to czy chcesz czy nie- powiedziała zdenerwowana
- pójdę- poddalam się. W końcu muszę przyznać że było ze mną coś nie tak, więc lekarz mógłby mi pomóc.
- a teraz jak się czujesz?- zapytał Rob nie patrząc mi w oczy. Tak jakby chciał cos ukryc. Pewnie jakieś emocje. Denerwowało mnie takie zachowanie, w ogóle on mnie ciągle denerwował od kiedy dowiedziałam się o Patrycji że to była masakra. Miałam ochotę krzyczec, dobrze że ból zagłuszał te myśli.
- lepiej- wyjdzcie teraz. Musze się przespać
- zadzwoń jak tylko wyjdziesz od lekarza. Adres do niego wysle ci smsem jutro rano- powiedziała nadal zła. Chyba złapała "focha". Ale miałam to w tamtym momencie gdzieś.
- dobra
Robert zawahał się przed wyjściem czy mnie zostawić samą, ale w końcu się zdecydował. Nie mogłam usnąć. Mijały kwadranse a ból nie pozwalał mi odpocząć. Jak Robert wszedł do pokoju zaczęłam udawać że spie, kochałam to robić. To było takie słodkie, kiedy położył swoją głowę na moim brzuchu. Gdybym nie spała nie zrobiłby tego. On już taki był. Chyba większość chłopaków tak robi. Ale co jest złego w okazywaniu swojej słodkości? Przecież można zapunktować.. ale to płeć przeciwna, tego nie ogarniesz.
Chciałam zrobić mu na złość. To też mogłam zaliczyć do ulubionych rzeczy.
Położyłam rękę na jego czarnej czuprynie i go potargałam.
Podniósł się jakby prąd go kopnął.
- nie śpisz?- zapytał
Zaśmiałam się.
- a widać żebym spała?
- oszukałaś mnie- powiedział rozbawiony. Tak się na mnie spojrzał jakby planował zemste. Przyznam że trochę się jej bałam. Zemsty w jego wydaniu są straszne.
- nasz dowody? Może usypiałam- powiedziałam uśmiechając się szeroko
Ziewnęłam ale to bylo na moją korzyść
- to chodź spać lepiej
***
Magicznie obudziłam się z głową na jego kolanach. Bawił sie moimi wlosami. Nie spał całą noc. Byłam tego pewna. Całą noc patrzył czy ze mną wszystko w porządku. Mogłam się założyć o miliony. Głupi Rob. Bardzo bolał mnie brzuch. Na szczescie po bólu głowy i kości nie było ani śladu.
- jak się czujesz?- zapytał nie zostawiając moich włosów w spokoju.
- dobrze- nie, to nie było kłamstwo. Czułam się o niebo lepiej od wczorajszego dnia.
- wystraszyłaś mnie wczoraj- powiedział smutno. Usiadłam sobie i oparłam się na ręce. Robert podniósł swoją wielka łapę i myślałam że chciał mnie znowu pogłaskać, ale tym razem złapał za wstążkę którą miałam związane włosy w kitkę i ją rozwiązał. 
- nie dajesz za wygraną- powiedziałam ciepło uśmiechając się.
Weekend.
Zapowiadało się fajnie. Byłam gotowa odstawić całą złość na bok, aby tylko spędzić jeden, spokojny weekend.
- idę wziąć prysznic. Zaraz wrócę- powiedziałam i chciałam już wstać kiedy zostałam zaatakowana od tyłu. On zawsze miał za dużo siły. Nie mogłam się ruszyć a co dopiero wyrwać.  Nie wiem co on ma do mojej szyi ale zawsze ona jest pokrzywdzona. Zawsze. Dawno nie było na niej malinki. Do dnia dzisiejszego oczywiście. 
- Roooooberttttt!!- krzynęłam z piskiem
- krzyk i wyrywanie się nic ci nie da- powiedział rozbawiony moją bezradnością. 
W końcu mnie puścił 
- alleluja- powiedziałam udając obrażoną. Tej malinki mu nie wybaczą, dziad jeszcze pożałuje.
- fajne masz perfumy- powiedział jakby właśnie przyznał się do zabójstwa. Komplementy albo pochwały zawsze z trudem przechodziły mu przez gardło.
- wiem- powiedziałam "skromnie"
- mmmm kokos i wanilia. Moje ulubione połączenie- uśmiechnął się lekko. 
-wiem- powiedziałam. Te perfumy były kupione celowo. Wiedziałam że będą mu się strasznie podobać, dlatego je wzięłam. 
Głupota. Ale tak ktoś jest zakochany to sam nie zdaje sobie sprawy do czego jest zdolny. Albo gdzie sprzedał mózg.
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- kupiłaś te perfumy specjalnie, prawda?- po jego twarzy mogłam zobaczyc jak bardzo ta myśl sprawia mu przyjemnośc. 
- może- uśmiechnęłam się zachowując nutke tajemniczości. Wstałam i wyjęłam z szafki świeży ręcznik.
- może potrzebujesz pomocy w łazience?- zapytał rozbawiony
Zaśmiałam się
- spadaj-  powiedziałam równie rozbawiona jak on.
***
Potrzeba porozmawiania z Robem była silniejsza od spokojnego weekendu. Jestem idiotką, wiem. Często jestem za bardzo emocjonalna, ale to przez to że mam takie życie a nie inne. Postanowiłam zacząć temat kiedy już się wykapałam i razem siedzieliśmy na łóżku. Patrzylismy sobie prosto w oczy i nic nie mówiliśmy. To był wyjątkowy moment...ale musiałam z nim porozmawiać.
- czemu byłeś u Patrycji ostatnio? Nie mogłeś wybrać sobie innego miejsca?- zamarł. Załamałam go chyba na maksa. 
- nie miałem gdzie iść- spuścił wzrok- a ona była jedyną osobą, która była w stanie to wszystko zrozumieć \, przepraszam- widać było że było mu z tym wszystkim źle. A mnie bolał fakt, że wiecej wiedziała Patrycja niż ja. Bo co ja niby o nim wiedziałam? Nic. A o jego myślach, uczuciach tym bardziej jedno wielkie zero.
- to czemu okłamałeś  mnie że jesteś u Daniela/
- myślałem że przejdzie. A okłamałem cię bo wiem jakie masz podejście do Pati - unikał mojego wzroku. 
Pati.
Kurcze. Już sam sposób w który to wymawia mnie przeraża. 
- wiesz jak głupio się poczułam gdy dowiedziałam się o tym od innych?
- przepraszam- powiedział i nasze spojrzenia się spotkały. Na prawdę żałował. Ale co z tego. Był tam u niej a ja i tak nie wiedziałam co oni tam robili, mówili itd.
- co z nią tam robiłeś?
- nic. Siedzieliśmy i rozmawialismy pijąc wino 
- mogę ci zaufać?- prosiłam oczami 
- nie zrobiłbym ci krzywdy 
- wiem ..ale.. - nie wiedziałam co powiedzieć. Brakowało mi słó. Ufałam mu. Ale wcale mi nie ulżyło po tej rozmowie.
- ale co?- zapytał udając że go to interesuje.
- nie chcę cię stracić- powiedziałam zaczerwieniając się po uszy. To było szczere wyznanie. Takie od serca. Spuściłam wzrok. Za bardzo mnie to wstydziło. 
***
O tym że mój ojciec nie jest tak na prawdę moim ojcem powiedziałam Robertowi przy śniadaniu.
- zrobisz to dla mnie i porozmawiasz z nim?
- ale nie ma o czym. Ja rozumiem co ty do mnie mówisz, ale mimo wszystko zostanę przy swoim. Nie osądzam go, nie czuję już złości ale rozmawiać z nim nie zamierzam, wybacz- powiedział nie zmieniając nastawienia.
- trudno- powiedziałam obojętnie. W środku nie byłam obojętna. Trochę mnie to wszystko bolało. Chciałam temu człowiekowi dać szansę,  ale Robert już go przekreślił.Na pewno sobie to zapamiętam.
- jedz!- wskazał na miskę płatków , którą jadłam pół godziny.
***
Nie miałam złego humoru. Ale kompletnie przeszła mi ochota na wygłupy czy wyjścia. Chciałam tylko leżeć sama w łóżku i o niczym nie myśleć. Tak, przyznaje, obecność Roberta była mi zbędna w tamtej chwili. A życie dla mnie straciło sens. Może dlatego że nie miałam celu w życiu. Kiedyś pragnęłam wybić się z rodzinnych przeprowadzek po świecie, znaleźć miłość i uśmiechać się. A teraz gdy to mam, gdy wszystko się ułożyło, zrozumiałam że nie wiem do czego dążę. A na pewno nie szłam drogę która prowadzi do pełni szczęscia
Właśnie dlatego potrzebowałam chwili spokoju. Chwili ciszy, żeby przemyśleć to, co jest ważne i to co chcę osiągnąć.
- halo? Julka, co ty taka zamyślona?>
- pomachał mi przed oczami. Zawiesiłam się przy oglądaniu filmu.
- aaa nic istotnego- odpowiedział trochę zbyt obojętnym tonem. I przyznaję, trochę chamstwa w moim głosie było i wiesz co? Jednak pójdę się przejść- unikałam kontaktu wzrokowego.
- to czekaj, wezmę kurtkę i pójdę z tobą- powiedział i w mgnieniu oka wstał z sofy.
- nie Robert....chciałabym jednak pobyć sama. Trochę świeżego powietrza mi się przyda.
- pewna jesteś? Nie lepiej siąść i porozmawiać? Co ci jest?- zaprzeczyłam głową i po wzięciu torebki do ręki,wyszłam z mieszkania. Nie wiedziałam tak naprawdę co ze sobą zrobić. Chciałam tylko spokoju w moim życiu, ale przecież tego na chodniku nie znajdę.  Coś ciągle się działo, a związek z Robertem nie był taki idealny. Wszystko było takie mierne, nijakie.
Poszłam na boisko szkolne. To było moje miejsce na ziemi. Usiadłam na trawie pośrodku tego boiska i zamknęłam oczy. Aby choć na chwilkę się wyciszyć. Polepszyło mi się. Wiedziałam co muszę zrobić żeby mi ulżyło. Znaleźć mojego ojca i sprawić żeby spotkał się z mamą po 17 latach. Czułam że muszę jej to załatwić i że ona czeka na to od lat, ale ciągle wmawia sobie że to nie prawda. A co z moim życiem? Zamierzałam nie robić Robertowi na złość i nie rozmawiać z Gabrielem. A co do Daniela...zostanie tak jak jest. Bo tak być powinno. Ostatnio Rob powiedział że coś się między nami psuje, zabolało mnie to bo...miał trochę racji to jedno, a drugie to że rzadko zdarzało mu się myśleć pesymistycznie o nas. Westchnęłam i spojrzałam na niebo. Fajna pogodna- pomyślałam
- bezchmurnie- odpowiedział głos za mną
Daniel
Szybko odwróciłam głowę i się uśmiechnęłam 
- Daaani...co ty tu do cholery robisz? -zapytałam zdziwiona.
- gram w kosza. Nie zauważyłaś mnie albo udajesz ze mnie nie widzisz
- nie no coś ty! - powiedziałam uśmiechnięta. Byłam tak zamyślona że nie zauważyłam że oprócz mnie jest tam parę gości grających w kosza.
- a ty, co ty tu robisz?- zapytał tak dla zasady. Wiedział co ja tu robię, znał mnie.
- siedzę sobie... i staram się pozbierać myśli- zaczęłam się bawic trawą, która wiodła spokojne życie, dopóki jej nie dorwałam. Usiadł koło mnie i zaczął mi papugować, bo tak jak ja usiadł po turecku 
- co się stało?- zapytał łagodnym głosem. Mówił to tak, że aż zachciało mi się mu zwierzać. Ale wstrzymałam się. W końcu on jest moim byłym.
- a nic takiego!- powiedziałam spokojnie ukrywając niepokój- a ty czemu grasz? 
- muszę trenować, w końcu jestem kapitanem drużyny
- przecież nie możesz grać! Jesteś chory
- a tam gadanie! Bardziej choruje jak nie gram, bo mnie mysli wykańczają! A tak poza tym to nie zmieniaj tematu. Siedzisz tu sama w taki ładny dzień, z miną jakbys zaraz miała się rozpłakać i mówisz że nic się nie stało. Uważaj bo ci uwierzę
- wcale tak nie jest
- kogo próbujesz oszukać?- teraz to na pewno miałam taką minę. I chciało mi się płakac. Ale nie dałam się. Przyszłam tu myśleć a nie ryczeć. 
- aaa...daj mi już spokój! Temat skończony -powiedziałam- jest dobrze- dodałam sama w to nie wierząc.
- Julaaa..przecież widziałem wczoraj
Poddałam się
- był u Patrycji wtedy gdy przyszedłeś do mnie.
- on by cię nie zdradził- powiedział nagle ze 100% pewnością
- ty też nigdy byś mnie nie zdradził,a jednak zdradziłeś- posmutniał. Wbił wzrok w ziemię i zaczął bawić się rękami. 
- masz rację. Ale Robert nie pił, a nawet jeśli.....- przerawałam mu
- pił- powiedziałam z sercem które biło mi strasznie szybko. Zaczęłam panikować.
- jestem pewny że nic nie zrobił
- też chciałabym byc pewna
- rozchmurz się- uśmiechnął się przyjaźnie. 
- a mam powód?
- ja też nie mam, a jednak chodzę uśmiechnięty... pozytywnie nastawiony
- ale ty jesteś Danielem...a Daniel cechuje się właśnie tą falą ciepła i pozytywnego myślenia.
- staram się żyć tym życiem..póki je jeszcze posiadam- kurcze, mógł tego nie mówić, bo to mnie dobiło. Znowu zrobiło mi się cholernie przykro. Nie znosiłam tej myśli że on jest chory. Niby nic, ale jednak coś. W życiu można umrzeć od zwykłej gorączki...a co dopiero jeśli ktoś jest chory na serce. 
- Dani nie mów tak!- rozkazałam uderzając go w rękę
- no co? szczery jestem!- powiedział podnosząc lekko głos. Oparłam głowę o jego ramię. Siedzieliśmy tak we dwoje i sama nie wiedziałam co ja właściwie wyprawiam. Ale nie ruszyłam się z miejsca. Coś mi mówiło abym została tam jeszcze przez chwilkę.
- to mnie dobija! Nie mów lepiej o tym bo przejmę się tym i nie dam ci żyć- groziłam 
- nie zniechęcasz mnie w taki sposób tylko jeszcze bardziej kusisz Julitko- uśmiechnął się- w końcu nie dać mi żyć oznacza przebywanie z tobą
Uśmiechnęłam się.
- jesteś niemożliwy- powiedziałam szturchając go lekko. 
Jego sprytne zielone oczy sprawiły tego dnia, że zaczęłam mu na nowo ufać.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz