niedziela, 9 listopada 2014

TOM2- Rozdział 23- Oklaski dla Julii

 Weekend minął szybko. Przez moje sobotnie wyjscie z domu na boisko Robert unikał mnie, tak jak ja jego. W sumie nie wiem czemu tak się działo, ale chyba potrzebowaliśmy trochę czasu. W poniedziałek rano jak zobaczyłam go takiego zaspanego, poczachranego z bluzką od piżamy nałożoną na lewą stronę, nie mogłam przejść obojętnie. Wyglądał tak słodko. Miałam ochotę mocno go przytulić i nie zostawić. Był 2 metrowym miśkiem. Jak nie Robert. Za słodki.
Siadłam przy stole na przeciwko niego kiedy pił kawę.
- dzień dobry- powiedziałam uśmiechnięta  po 2 dniach ciszy.
- hej- powiedział chłodno. Zabrałam mu kubek żeby nie miał na co patrzeć. Napiłam się łyka i o mało mnie nie wykręciło. Zaśmiał się na widok mojej miny. Ale nie przestał borsuczyć.
- ile tutaj jest cukru do cholery? Pół na pół z wodą?- powiedziałam oburzona. Chyba odzwyczaiłam się od cukru. Odzyskał swój kubek od razu.
- nie musi ci smakować- powiedział złośliwie.
- przestaniesz borsuczyć?- powiedziałam chcąc wreszcie się pogodzić. W sumie nie musieliśmy się godzić bo przecież nie kłóciliśmy się. Wstałam i zatrzymałam się przed nim. Podniósł wzrok siedząc spokojnie. Zrobił to tak chamsko. Badając mnie spojrzeniem od kolan w górę. Ciarki mi przeszły po ciele i miałam ochotę znowu usiąść albo zapaść się pod ziemię. Jego oczy były zabójcze
- NIE BORSUCZĘ- powiedział powoli, prawie literując te słowa, nie przestając się tak cholernie patrzeć.
- eh...- wzięłam głęboki oddech i już miałam się poddać ale nagle zaczął kontynuować.
- to ty 2 dni temu wyszłaś z domu zamiast po prostu porozmawiać ze mną, wróciłaś pachnąc Danielem i do tego od tamtej pory nawet słowa nie powiedziałaś. A masz pretensje o to że ja mam fochy. Weź zmień dilera- powiedział "na odwal się"
Nie wiedziałam co powiedzieć.
Trochę miał racji. Ale przyznanie się do błędu byłoby odebrane przez niego jak słodkie zwycięstwo. Więc nie powiedziałam kompletnie nic. Po prostu wcisnęłam się mu na kolana i się wtuliłam. Ale ładnie pachniał.
- pani nie pomyliła czasami osób?- zapytał ziewając w najsłodszy możliwy sposób.
Awww
Ale powróćmy do rzeczywistości.
- absolutnie- zaśmiał się- to ja się zastanawiam czy ty...- zaczęłam się bawić jego czupryną- nie słuchasz mnie- dodałam
- a powinienem?
- eeeej!!! - pisknęłam
Nie zdążyłam nawet go uszczypnąć, bo zaczął mnie całować. Zaskoczył mnie tym bardzo. Dziwnie się dziś zachowywał. Zawsze po pocałunku zajmował się czymś innym jak gdyby nigdy nic. Tym razem uśmiechnął się a pózniej położył swoją głowę na moim obojczyku. Myślałam że moje zaskoczone serce nie przestanie jak szybko bić.
- Robert!!! Musimy się zbierać- powiedziałam próbując wydostać się z jego objęcia. 
Nie wierzę. Usnął.
Jak można zasnąć na siedząco trzymając mnie na kolanach. Tak bardzo żałowałam że musiałam go obudzić.
- jeszcze trochę - powiedział nagle cichutko nie ruszając się o milimetr.
- na prawdę musimy już się szykować, bo się spóźnimy
Po 10 sekundach wreszcie mnie puścił i spojrzał na mnie uśmiechając się lekko.
Może powtórzę się dzisiaj ze sto razy. Ale on serio dziś był za słodki.
- no dobra...- powiedział i tak zaczęła się nasza szkolna rutyna.
***
W drodze do szkoły, znów mnie zaskoczył. Tym razem tym że nie chodził nieobecnie koło mnie jak sopel lodu. Trzymał mnie za rękę i szedł ze mną a nie koło mnie.
- dziś idziesz do lekarza- to był ewidentny rozkaz.
- no tak, pamiętam, po szkole- powiedziałam tracąc ochotę na cokolwiek. W końcu strasznie nie lubiłam lekarzy. A tu chodziło o mnie...czyli tym bardziej nie chciałam tam iść. Ale wiedziałam że muszę, bo coś mimo mojej woli niszczyło mój organizm. Odczuwałam to, ale niezbyt lubiłam o tym mówić, albo się do tego przyznawać.
- idę z tobą- powiedział znowu jakby nie obchodzilo go moje zdanie. Ale nie miałam mu tego za złe, po prostu  w pewnych  sprawach mógł sobie rządzić.
- zapomniałeś? Dziś idziesz do pracy!
- kuuuurde!- uderzył się w czoło- zapomniałem! A tak bardzo chciałem ci towarzyszyć
- dobrze się dziś czuję więc nie potrzebuję ochrony
- na pewno?
- na stówę- powiedziałam starając się dobrze skłamać. Nie chciałam żeby wiedział, że pulsujący ból głowy nie mija. Spojrzał mi nagle prosto w oczy. Musiałam na prawdę się postarać żeby nic z nich nie wyczytał. Westchnął.
Chyba jednak nie wierzył mi w 100%.
- przyjdę po ciebie po pracy- powiedział
- jak tam chcesz- uśmiechnęłam się.
***
Nie wiedziałam że po wejściu do tego "super" prywatnego szpitala moje życie zamieni się w piekło. Pobieranie krwi i reszta badań zajęła mi sporo cennego czasu. Oczekiwanie na wyniki było tak męczące.
- dzwoniła pani mama do naszej kliniki. Powiedziała, że  wszystko juz załatwiła i wyniki dostanie pani wcześniej- powiedziała lekarka i podała mi dużą, białą kopertę.
- dziękuję- po przeczytaniu uważnie każdą z kartek doszłam do wniosku, że jest źle i do nie trochę. Bardzo, aż za bardzo. Miałam nie tylko cukrzycę lecz także inne choroby związane z układem odpornościowym i nerwowym. Myślalam że to jakaś pomyłka, lecz przełożony powiedział że przeprowadzał te badania sam, uważnie i powiedział że nie ma mowy o jakimkolwiek błędzie.
Zajebiście.
Zamknęłam oczy żeby skoncentrować się na wstrzymaniu drgawek które zaczęły opanowywać moje ciało.
- spokojnie- powiedział lekarz- teraz opowiem ci jakie leczenie zastosujemy
***
Telefon dzwonił i dzwonił non stop. To był na 100% Robert. Byłam pewna że martwił się, w końcu przesiedziałam w gabinecie tej lekarki z 8 godzin. Postanowiłam że po wyjściu nie powiem mu o niczym. Nie chcialam robić wokół siebie szumu, mimo że sytuacja nie była ciekawa.
Nie chciałam żeby Rob przesadzał z martwieniem się, nie spaniem po nocach, czytaniem książek o tych chorobach, ani nie chciałam, żeby zrobił się nadopiekuńczy. Sztuczne unikanie konfliktów też mi nie odpowiadało.
- wreszcie- powiedział z ulga jak mnie tylko zobaczył- i jak?
- dobrze- wiecie, nie mogłam mu przecież powiedzieć że w ciągu kilku niespodziewanych minut mogę zostać kaleką na czas nieokreślony- tylko lekka niedowaga i niedobór witamin- powiedziałam chowając szybko do kieszeni długa receptę która mi wypisało kilka najlepszych specjalistów.
Przytulił mnie.
- jak się cieszę, ulżyło mi- powiedział słodko. Łzy zbierały mi się do oczu.Nie lubiłam kłamać. Ulżyło mu, tak? Nie mogłam mu w taj sytuacji wszystkiego powiedzieć.
- chodź już stąd- wskazałam na drzwi ledwo opanowując emocje. Miałam dość na dziś wszystkiego. Szpitalna atmosfera mi nie odpowiadała, choć muszę przyznać, że nie tylko warunki, ale również personel był w tym szpitalu na bardzo wysokim poziomie.
- dobry pomysł- powiedział chłodno tym razem, bo grupka wpatrzonych w niego pielęgniarek go po prostu wkurzała.
Nawet w taki smutny dla mnie dzień potrafiło mnie to rozśmieszyć.
- a jak tam u ciebie w pracy?- zapytałam otwierając drzwi.
- fajnie- uśmiechnął się- dzięki temu że w domu dziecka byłem niańką, teraz dogaduję się lepiej z tymi maluchami
- nie wiedziałam że lubisz dzieci- powiedziałam zaskoczona. Ale dziwicie się że przeżywałam taki szok? W końcu Robert nie był miły nawet dla dorosłych co dopiero dla dzieci.
A może przy dzieciach bywał inny?
Kto wie.
- dzieci są słodkie i mają niekontrolowaną wyobraźnie. To jest niesamowite - mówił to z wielkim podekscytowaniem.
Nagle odezwała się jakaś pani, która siedziała na przystanku na którym czekaliśmy na autobus. Chyba podsłuchiwała.
- widzi pani? Musi pani mu urodzić jedno lub dwa, bo taki chętny jest- nie wiem jak Robert ale mnie zatkało i chciało mi się bardzo śmiać.
Robert nie wytrzymał i się roześmiał. Spojrzał na mnie ruszając zachęcająco brwiami brwiami. 
- Robert!- syknęłam. Dostał w ramie z całej siły. Szkoda tylko, że nie ruszył się nawet o centymetr.
- nie bij mnie, tylko słuchaj uważnie to, co ci inni mówią nadpobudliwa dziewczyno- uśmiechnęłam się tylko, dalsze uwagi skierowane w jego stronę nie miałyby sensu.
***
 Zbierałam się 2 dni żeby potajemnie kupić leki. Zadzwoniłam do mamy żeby Robertowi nic nie mówiła. Bardzo jej to nie pasowało, ale ze względu na to że jest moją matką musiała się zgodzić .
W szkole ciężko było mi ukrywać chorobę przed Danielem. Dziwnie się na mnie patrzył, chyba coś podejrzewał. W końcu zawsze kochałam czekoladę, a od kiedy stwierdzono u mnie również, jako wisienkę na torcie, cukrzycę to niestety, ale musiałam to ograniczyć do minimum. Nie mówiąc o moich wizytach w toalecie przed każdym posiłkiem.. Ale niestety, insulinę musiałam brać.
On to od razu wyczuł, tylko ja musiałam trzymać to w tajemnicy. Nie chciałam ani litości ani nic. Tylko święty spokój.
- jakoś dziwnie się ostatnio zachowujesz- powiedział Dani patrząc mi prosto w oczy abym nie skłamała. Ale będąc z Robertem nauczyłam się bardzo dobrze kłamać.
- nie, coś ty. Wydaje ci się, bo dawno nie rozmawialiśmy tak dłużej- powiedziałam udając niewiniątko
- jasne- przymrużył oczy.
Spojrzałam na Majkę, bo właśnie szła w naszą stronę.
- to jak? będziecie dzisiaj u mnie na imprezie?- zapytała machając rękami z uśmiechem na twarzy.
- no właśnie nie wiem- powiedziałam niepewnie.
Trochę tego dnia nie byłam na siłach.
- no proszę!- prosiła tak słodko.. nie mogłam jej odmówić.
Nagle Robert pojawił się znikąd.
- będziemy na 100%- powiedział zatykając mi buzię ręką.
- obiecujesz, że ją przyprowadzisz?- zapytała ciesząc się chyba, że nam się wreszcie poprawiło.
Jedynie Dani nie potrafił się tym cieszyć. Nie dziwiłam mu się...ale taka już była kolej rzeczy.
Inaczej być nie mogło być.
- chociażby za włosy- powiedział i przytulił mnie.
Nie wiem skąd, ale nagle pojawiła się cała paczka Daniego, która porwała go ze sobą.
Coś podejrzewam, że robią oni to specjalnie. Chyba szkoda im przyjaciela i za każdym razem jak Robert się do mnie zbliża, pojawiają się i zawracają mu głowę, żeby na to nie patrzył. Może się mylę, ale ja też jestem dobrą obserwatorką, tym bardziej jeśli chodzi o tą paczkę ulicznych cebulaków.
Nie lubiłam ich, może dlatego że oprócz dobrego serca nie mieli nic wartościowego. Śmiali się z wszystkiego, bez względu na to czy to jest śmieszne czy nie, nadużywali alkoholu i do tego kradli itd...Robert i Dani, trochę od nich się wyróżniali. Robert był takim anonimowym artystą, który ma dystans do świata a Dani? Był zawsze inny. Może czasami przesadzał z imprezami, ale kurcze, życie szybko mija, więc czemu miał się nie bawić? Ważne że nie kradł. Miał też kulturę osobistą. Reszcie tego brakowało.
Ale jeśli się nie myliłam, to na prawdę okazali się w porządku...chociaż to nie będzie działać na dłuższą metę.
 Było mi z tym źle. Ale w tamtym momencie byłam tak szczęśliwa z Robertem, że nie myślałam o tym zbytnio. Musiałam się na teraźniejszości skupić, nie na przeszłości. 
Jak przestanę się litować nad nim to on wtedy sobie znajdzie swoją drugą połówkę.
***
Wreszcie w domu. Po całym tygodniu chodzenia po sklepach i robieniu zakupów do domu i dla nas miałam dość. Super było przyjść do domu i sobie po prostu odpocząć.
- nie wyspałaś się dziś?- zapytał Robert patrząc na mnie dziwnie.
- spałam całą noc- powiedziałam
- wyglądasz blado i widać że jesteś zmęczona. Brałaś te twoje witaminy?- serce zaczęło mi bić szybciej bo właśnie zmierzał do szafki z lekami. Tymi lekami o których nie mógł wiedzieć.
- brałam- powiedziałam szybko, żeby jednak tam nie doszedł.
Wybawił mnie jego telefon, który nagle zaczął dzwonić.
Mama.
Dzięki ci mamo!
- halo?- odebrał i poszedł do swojego pokoju. Wiedziałam że mu nic nie wygada dlatego mogłam być spokojna. Jak tylko zniknął za drzwiami, podbiegłam do szafki i schowałam niektóre leki do pudełka, o którym istnieniu nawet nie wiedział. Tak było najbezpieczniej.
Tym razem się udało.
- co chciała?- zapytałam jak tylko pojawił się z powrotem w salonie
- rozkazała mi, abyśmy się pojawili u niej na obiedzie jutro
- nie chce mi się- powiedziałam szczerze. Wiedziałam że przy tej kolacji ona wzrokiem i zachowaniem będzie mnie zmuszać abym powiedziała mu prawdę.
- pojdziemy, juz jej to obiecałem- powiedział uśmiechając się lekko
- jak zawsze coś komuś obiecujesz. A może mnie zapytałbyś o zdanie?- w sumie nie wiem czemu aż tak wtedy się go czepiałam.
- to tylko obiad, przecież nie obiecałem jej przeprowadzki czy coś, spokojnie- zbadał mnie wzrokiem a później usiadł na sofie i zaczął oglądać tv. Chyba nie chciał się kłócić.
Ale żeby mnie zignorować?
Usiadłam koło niego. Spojrzałam na jego wkurzoną twarz, ale on nawet nie zamierzał nawiązywać ze mną kontaktu wzrokowego
- Robert...przepraszam..- tym razem mówiłam to od serca.
- eh...- położył się na kanapie kładąc swoją głowę na moich kolanach. Nagle podwinął moją bluzkę z brzucha i spojrzał na mnie. 
- czemu mi nie powiedziałaś?- powiedział chłodno. 
- ale o co ci chodzi?- zapytałam myśląc że uda mi się wybrnąć z tego również tym razem.
- Daniel miał racje...masz cukrzyce- powiedział nie zmieniając wyrazu twarzy, ani swojego głosu. Patrzył na mnie jakbym zaraz miała umrzeć. A przecież to tylko cukrzyca, to że mam takie sińce na brzuchu spowodowane jest tym że mam taką skórę, Wystarczy tytko dotknąć a już cała się siniaczy.
- no mam..- powiedziałam tak, jakbym zaraz miała się rozpłakać. Widziałam, jak okropnie się na mnie zawiódł. Zabolało mnie to, i wiedzie co? Dobrze mi tak! Zasłużyłam w tamtym momencie na to, aby czuć się jak gówno.
Już miałam mu powiedzieć, że nie tylko mam cukrzyce ale inne choroby o wiele poważniejsze, ale zaczął mówić, więc moja odwaga, żeby to zrobić gdzieś sobie poszła.
- boli mnie to, że mi nie powiedziałaś- takiego chłodnego Roberta dawno nie widziałam. Jeśli mówił otwarcie, że go to boli, to na pewno tak było. Nigdy mi jeszcze tak otwarcie nie mówił o swoich uczuciach i poczułam się jeszcze gorzej. Ale jak mówiłam. Zasłużyłam sobie na to.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Słowa nie przechodziły mi przez gardło. Chciało mi się płakać, albo krzyczeć ze złości. Siedziałam tam ze łzami w oczach i wpatrywałam się w podłogę, bo ja, tchórz wielki, nie miałam odwagi spojrzeć mu prosto w oczy.
- i co? gdyby mi Daniel tego nie powiedział, to bym się nie dowiedział? Nie zamierzałaś mi w ogóle o tym mówić- słyszałam w jego głosie ogromną złość. Podniosłam wzrok i to chyba był błąd, bo zobaczyłam wszystko to, czego zawsze się tak bałam. Zawsze bałam się tego, że go zawiodę. Że będzie na mnie tak zły, że nie będzie chciał nawet na mnie patrzeć. Że go zranię, choć zranić go było prawie niemożliwe. Ale mi się udało. Oklaski dla Julii.
Nadal nic nie byłam w stanie z siebie wydusić. Czułam się tak źle, bo chciałam dużo powiedzieć, a nie mogłam.
- zamierzałam- powiedziałam cicho.
- jasne....- nie wierzył mi. Ale nawet jak nie wierzyłam w to co mówię w 100%.
Wystał z sofy. Jedyne co usłyszałam to dźwięk drzwi od jego pokoju które się zamykają a następnie muzykę. Położyłam się i zamknęłam oczy...Tak bardzo chciałam się ulotnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz