CZĘŚĆ II
Gdy się obudziłam Robert jeszcze spał. Bardzo dziwne wydarzenie. On nigdy nie spał a jak już spał to o 5 już siedział z kawą w kuchni. Tym razem jednak spał słodko uśmiechnięty. Spojrzałam na zegarek 13. Nie mogłam uwierzyć, że aż tak długo spał. Odwróciłam się na bok w jego stronę i spojrzałam na jego twarz. Zauważyłam jak na prawdę ma długie rzęsy. Mogłabym dać sobie rękę uciąć, że ma dłuższe niż ja. Kapnęłam się, że mam na sobie jego białą bluzkę. Dotknęłam swój tatuaż. Czyli to nie był sen?
To działo się na prawdę! Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek i rumieńce. Położyłam twarz na poduszkę i próbowałam uspokoić tętno.
Następnie siadłam sobie na łóżku i rozejrzałam się dookoła. Ale tu pięknie. Idealny pokój i pachnie jeszcze wczorajszą kolacją. Wstałam z łóżka i podeszłam do stołu szukając czegoś do jedzenia, bo zaburczało mi głośno w brzuchu.
- nic tam nie znajdziesz, zaraz zadzwonię po coś do jedzenia- powiedział głośno a ja podskoczyłam. Wystraszył mnie. Odwróciłam się jakbym właśnie została przyłapana na gorącym uczynku.
- nie strasz- powiedziałam łapiąc się za serce. Zaczął się tak śmiać, że pewnie pobudził resztę osób, które smacznie spały.
- hahaahhaha, chodź tu do mnie- podniósł koc którym był przykryty i zrobił mi miejsce.
- teraz nie bo muszę sobie podać insulinę- powiedziałam smutno, bo na prawdę miałam ochotę z nim jeszcze poleżeć, ale niestety nie mogłam, bo czułam że z glukoza szaleje.
Robert złapał się za głowę i usiadł
- kurcze...to ja też wstaję- powiedział i to zrobił- zadzwonię po coś do jedzenia. Na co masz ochotę?
- na Roberta w sosie własnym- zaśmiałam się i wyjęłam z torebki wszystko co potrzebne do zastrzyku
- to musi być pyszne- roześmiał się głośno.
- tak chichoczesz że cię po drugiej stronie miasta słychać- pokazałam mu język i siadłam przy stole, żeby podać insulinę
Wziął swój telefon.
- o twoja mama dzwoniła i Krystian...oooo..jeszcze Majka- powiedział rozbawiony.
- nie mów że oni wszyscy wiedzą- powiedziałam załamana.
- Majka wie bo gotowała kolacje, Krystian wie...a twoja mama nie- powiedział jakby tłumaczył się z czegoś
- Majka gotowała?- zapytałam przerażona.
- tak, doskonale gotuje, a ja nie miałem czasu...- powiedział niewinnie
- aha..- udawałam, że tematu nie było.
Z jednej strony cieszyłam się że jako koleżanka chciała dobrze. Zależało jej ale z drugiej....ona jest tak jakby " byłą" Roberta więc wiecie.....trochę to było dziwne.
Ale w każdym bądź razie nie miałam jej nic za złe.
Nagle zadzwonił mój telefon.
Mama.
- halo?
- cześć kochanie. Przyjedziesz na obiad? Dawno cię nie widziałam- stwierdziła smutno
- mamo, przepraszam, ale nie da rady...jestem już umówiona z Danielem- powiedziałam
- to przyjdź z nim i weź ze sobą Roberta- nalegała
- ale mamo....przyjdę innym razem
- proszę proszęęęęę- prosiła zbyt słodko, nie mogłam jej odmówić
- no dobrze- stwierdziłam- to o której?- zapytałam emergicznie
- o 14:30 masz już być- powiedziała poważnie aż zabrzmiało to jak rozkaz
- no dobrze
***
Musiałam powiadomić o tym Daniela. Trochę głupio mi było, ale mama tak umie manipulować człowiekiem że nie da się wygrać z nią.
Wysłałam mu sms
" Dani, błagam powiedź że masz ochotę bardziej na dobry obiad u mojej mamy z Robertem niż na spacer, bo ona nie da mi żyć"
Odpowiedź dostałam szybko
" zimno jest więc tym razem ci odpuszczam. Idźcie na ten obiad, spotkamy się w poniedziałek w szkole"
Trochę głupio mi się zrobiło
" obiecuję, że ci się odwdzięczę!"
- idziemy na obiad do mojej mamy na 14:30. Czyli za godzinę- powiedziałam uśmiechając się mimo przegranej
- dobrze, fajnie będzie- powiedział zadowolony
- mówisz tak bo ona ma do ciebie wyjątkowy sentyment- powiedziałam rozbawiona. Faktycznie. Maja mama go uwielbiała od zawsze.
- twoja mama jest zajebista, też taką bym chciał- powiedział szczerze.
- uważaj, bo będę zazdrosna- pokazałam mu język- idę wziąć prysznic- powiedziałam
- w tej szafce tutaj- wskazał na bardzo ładny mebel stojący w rogu pokoju- są w niej ubrania i twoja kosmetyczka- powiedział zaskakując mnie po całej linii
- nie mów że to tez przemyślałeś- powiedziałam z otwartą buzią ze zdumienia
- miało być perfekcyjnie, to jest- powiedział zagryzając wargę tak jak wczoraj.
- no niekoniecznie- zrobił głupią minę- jeszcze nie dostałam od ciebie buziaka ani nic...dzisiaj...no wiesz nie wypada...odejmuję ci za to punkty- zaśmiałam się
- o kurcze faktycznie- powiedział teatralnie.
W tym też był dobry
- już tego nie naprawisz- żartowałam sobie.
- ja bym nie naprawił?- powiedział jak bogata szlachta- zobaczysz pózniej- puścił mi oczko i wyjął z szafki nową UPRASOWANĄ bluzkę.
- haha, no zobaczymy- udawałam skromną- będzie trudno- stwierdziłam
***
Mama jak zawsze rzuciła się na nas z pieszczotami.
- wreszcie jesteście! Spóźnieni całe 20 minut- powiedziała przejęta z bananem na twarzy.
- Jula jak zawsze musiała się wrócić bo czegoś zapomniała- powiedział żeby mi dogryźć
- gdybyś nie ubierał się godzinę nie byłoby problemu, żeby się wrócić- uśmiechnęłam się i pokazałam mu język.
- hahahaha jesteście niemożliwi- powiedziała mama- co tam u was?- zapytała patrząc się na nas podejrzliwie
- wszystko dobrze- powiedzieliśmy w tym samym momencie. Spojrzeliśmy od razu na siebie i cała nasza trójka zaczęła rechotać.
- to dobrze- powiedziała mama i wskazała rozkazująco na stół.
- o jejku! Gołąbki - powiedział Robert jak mały chłopiec widząc czekoladę
- skąd ten zachwyt?- zapytałam podnosząc brew
- ostatni raz jadłem je z 5 lat temu- powiedział zamyślony. Chyba właśnie przypominał sobie kiedy i w jakiej okoliczności to było. Dom dziecka. Wiadomo, że tam, rzadko kiedy jedli takie domowe rzeczy.
-no to teraz dostaniesz do domu na cały tydzień- powiedziała uśmiechnęła się szeroko mama udając, że tematu nie było. Chyba rozumiała o co chodziło i chciała żeby o tym nie myślał. Ja tez
-jak sie umawiamy na swięta?- zapytał Robert. Bardziej tego pytania spodziewalam sie po mamie, ale zaskoczyl mnie i ją pozytywnie
- a jak byś chciał?- zapytała i w jej oczach pojawiły się łzy ze szczęścia. Ale nie zaczęły płynąć po policzkach.
- myślę, żeby przyjść tutaj na wigilie i 1 dzień świąt a na 2 dzień świąt wrócić do domu i zaprosić Daniela. Co o tym myślicie?- zapytał. Otworzył buzie i zmieścił w niej pół sporego gołąbka.
Zaśmiałam się z jego miny.
- świetnie!- podskoczyła aż z radości- na co miałbyś ochotę? Bo nie mam pomysłu co zrobić do jedzenia- podrapała się po głowie
- mamo nie rozpieszczaj go tak, bo nauczy się zbytniego dobrobytu- zażartowałam i usiadłam mu na kolanach, kiedy skończył swoją porcje składającą się z 20 gołąbków
- nigdy się tak nie najadłem- ledwo mógł mówić
Z mamą nie wytrzymaliśmy ze śmiechu. Przytuliłam się i dałam mu buziaka w policzek. Ale był zimny. Zawsze mnie to zastanawiało czemu on zawsze jest zimny. Ale przyzwyczaiłam się do jego lodowatych dłoni i policzków
- ale miśki- powiedziała mama i wlała nam wszystkim sok pomarańczowy do szklanek.
- właśnie mamo! To kiedy będziemy szukać twojej pierwszej miłości?- zapytałam z optymizmem. Bardzo mi zależało, żeby znaleźć mojego ojca, tego biologicznego. Chciałam żeby się spotkali. Chciałam żeby byli razem, bo za długo moja mama musiała cierpieć. Kochała go nadal. Po 17 latach uczucie się nie zmieniło. Dla mnie było to niesamowite. Żeby przez tyle lat kogoś kochać?
Mama zaniemówiła i posmutniała
- ja wiem, że ty myślisz że to jest dobry pomysł, ale uwierz że nie. On ma pewnie juz rodzinę, już pewnie o mnie zapomniał, więc opuść sobie. To już nie miałoby sensu- odrzekła.
- ale mamo....!- chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale ona przerwała mi.
- nie mówmy już o tym- uśmiechnęła się na siłę- teraz deser- wstała od stołu i poszła do kuchni.
Nie wiedziałam, że to będzie takie ciężkie. Ale nie chciałam jej słuchać. Zawalczę o jej szczęście.
- nie martw się. Zmieni zdanie. Ja o to zadbam- wyszeptał mi do ucha.
Nagle w jadalni pojawiła się mama.
- a tak w ogóle...tak się cieszyłam waszą obecnością, że nie zapytałam czemu macie tatuaże i co to ma w ogóle znaczyć!- podniosła głos w żartach. Ja się zaczerwieniłam cała. Zrobiło mi się strasznie gorąco, nie wiedziałam co w ogóle powiedzieć.
- chcieliśmy pozostawić po sobie coś, coś wyjątkowego- wyjaśnił Robert przytulając mnie mocniej.
- szalony pomysł! Ale podoba mi się!- powiedziała i położyła pod naszymi nosami szarlotkę z lodami.
- mamoo...jeszczę trochę a wrócę do poprzedniej wagi, a to nie będzie zbytnio fajne- powiedziałam wyobrażając sobie ten straszny obraz. Te oponki na brzuchu i cellulit na udach. Obrzydlistwo.
Przyzwyczaiłam się już za bardzo do mojego anorektycznego wyglądu.
- byłoby idealnie- powiedział Robert od razu.
- weeeź daj spokój. Nigdy w życiu- powiedziałam głośno. Nawet nie chciałam o tym myśleć. Jedno było pewne. Nigdy mnie takiej grubej nie zobaczy. Jasne...muszę przytyć..ale na pewno to nie będzie tak dużo
- ale on ma racje- stwierdziła- wyglądałaś na prawdę bardzo ładnie
- to były czasy....- powiedział specjalnie żeby mnie zachęcić do przybrania wagi. Aż na prawdę zaczęłam wierzyć, że taka mu się bardziej podobałam. Kto wie. On jest dziwny, czyli z nim nic nie było normalne.
- które nie powrócą- powiedziałam zdecydowanie i temat się zakończył
Wróciliśmy do mamy bardzo późno. Z resztą za każdym razem tak się kończyło. Lubiliśmy razem spędzać czas i rozmawiać długimi godzinami.
- Jula, mogę ci coś powiedzieć?- zapytał melodyjnym głosem.
- jasne- powiedziałam szukając w torebce klucza do mieszkania
- dzięki wam czuję że mam rodzinę, to bardzo miłe- powiedział cicho. Wiedziałam ile go musiały kosztować te słowa.
Spojrzałam się na niego i uśmiechnęłam się uroczo.
- a ja ci dziękuję, że jesteś częścią mojego życia. Dla mnie to bardzo dużo znaczy- wyznałam.
Te słowa może zabrzmiały nieco szczeniacko, ale dla nas te słowa były pewnym przejściem do przodu. Kolejny level.
Bardzo bałam się iść do przodu. Miałam wrażenie, że teraźniejszość jest już piękna a czas wszystko zepsuje.
Wieczorem położyliśmy się u mnie w pokoju i włączyliśmy film, ale nie mogłam się na nim skoncentrować. Wróciły straszne bóle głowy i brzucha. Nie mówiąc o kościach. Nie chciałam mówić o tych dolegliwościach, bo jak już wiecie, nie lubię się nad sobą użalać przy Robercie. Zbagatelizowałam sprawę.
Robert nagle spojrzał na mnie podejrzliwie.
- masz gorączkę- stwierdził patrząc na moją twarz. Położył mi swoją lodowatą rękę na czole.
- i to nie małą- dodał poważnie- dobrze się czujesz?- zapytał.
Kiwnęłam tylko głową. Nie było dobrze. Zaczęłam się pocić. Wstałam i poszłam do łazienki z ostatkiem sił. Bałam się że już z niej nie wyjdę. Opłukałam twarz i przypomniałam sobie, że o tej godzinie powinnam już dawno wziąć tabletkę. Otworzyłam szufladę od umywalki i ze starego pudełeczka wyjęłam lekarstwa. Od razu je wzięłam i modliłam się, aby poskutkowały. Nie uśmiechało mi się dzisiaj pójście do szpitala.
- Jula? Wszystko okay?- zapytał zmartwiony Rob. Czuł, że coś jest nie tak jak powinno. I tak długo nie kapnął się, że biorę leki i jestem ciężko chora. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała mu powiedzieć prawdę, ale tak bałam się jego reakcji i zmartwienia, że nie odnalazłam w sobie odwagi.
- tak- powiedziałam i wyszłam z łazienki.
Złapał mnie za rękę i spojrzał na mnie zmartwiony z nutką niepewności.
- pewna? Może pójdziemy jednak do lekarza?- zaproponował poważnie.
- nie, na prawdę.. już jest dobrze- powiedziałam i wtuliłam się do niego. Nie chciałam już dziś o niczym myśleć.
- jak coś to mów! Obiecuj- spojrzałam mu prosto w oczy. I szczerze mu obiecałam. Poza tym obiecałam również sobie, że o następnych dolegliwościach będę mu mówiła, ponieważ to już nie są żarty.
- obiecuję. A teraz chodź spać! Jest już późno a jutro trzeba iść do szkoły- przypomniałam mu. Utrzymywał się ze stypendium, więc każde jego spóźnienie, nieobecność bądź jedynka działała na jego niekorzyść. Dlatego ja, jako jego dziewczyna, nie mogłam pozwolić na to aby się opuścił.
Wziął mnie znowu za rękę i położyliśmy się razem.
Początkowo miałam chęć aby usnąć, ale później cierpiałam na bezsenność. Nie mogłam znaleźć sobie wygodnej pozycji. A to mi latarnia na dworze przeszkadzała, a to było mi za gorąco, albo za zimno. Co prawda tabletki zadziałały i już nic mnie nie bolało, ale nie było mowy o uśnięciu. Robert usnął cudem, jak go trochę poprzytulałam. Dla niego pieszczoty zawsze działały na bezsenność. Niestety moje ciągłe ruszanie się obudziło go.
- nie możesz spać?- zapytał z troską. Cały dzień z resztą się martwił o mnie. Ciągle miałam wrażenie że się boi.
- jakoś nie mogę usnąć. Ale idź spać, bo już 4 w nocy
Usiadł sobie i zapalił lampkę. Popatrzył na mnie jak na małą, biedną sierotkę.
Przybliżył się do mnie i złapał mnie całą. Zaczął mnie podnosić.
- Robert nie wygłupiaj się- powiedziałam głośno
- zaparzymy herbatę - powiedział nie słuchając moich pretensji.
Zaniósł mnie do kuchni i posadził na blacie szafki kuchennej. Traktował mnie jak małe dziecko. Uśmiechnęłam się tylko. Dyskusje z panem Gierszałem nie miały jakiegokolwiek sensu.
- czarną czy zieloną?- zapytał po nastawieniu wody na gazie.
- zieloną
-z cytryną?- dobrze wiedział, że tak. Nie rozumiałam po co pytał.
Kiwnęłam głową.
Spoglądałam sobie na niego gdy był odwrócony. Znałam go tyle czasu. Miałam go przy sobie 24 na 2, ale za każdym razem jak się dłużej na niego patrzyłam, za każdym razem jak go całowałam dostawałam palpitacji.
To był dobry znak. To znaczyło, że bardzo go kochałam. I żadna kłótnia tego nie zmieniała.
Zeskoczyłam z szafki jak ninja i podeszłam do niego po cichu. Wystraszyłam go. Prawie wysypał całą cukierniczkę. Wybuchłam śmiechem i nie mogłam przestać.
- ooooo tyyyyyy- wskazał na mnie palcem- gorzko tego pożałujesz, kochana- powiedział głośno śmiejąc się przy tym jak seryjny morderca.
- nieeeee- krzyknęłam z piskiem. Bardzo się bałam, że zacznie mnie łaskotać. Bardzo tego nie lubiłam. Musiałam szybko myśleć- a jak to jakoś naprawię?- zaproponowałam
- hmmmmmm...no nie wiem.....- powiedział drażniąc się ze mną.
- błagam- powiedziałam gestykulując przy tym jak pijana.
- dziś będę dobry i za buziaka puszczę się na wolność- powiedział uśmiechając się szeroko robiąc parę kroków do mnie.
***
Kolejny tydzień minął szybko. Robert nie wytrzymał i musiał pobić się z Gabrielem o głupotę. Jak zawsze to była wina Gabriela który prowokował Roberta nie raz. Kiedy jednak mnie wkurzył i dostał w twarz i Robert to zauważył, podszedł to niego i dostał przynajmniej 4 razy mocniej. Wszystko widziała to pani pedagog. Robert o mało co nie wyleciał ze szkoły a Gabriel o mało co nie stracił zębów. A wszystko dlatego, że Gabriela łapka powędrowała tam, gdzie nie mogła. Na szczęście skończyło się to dobrze.
Ale to był tylko początek złych wydarzeń.
W piątek wieczorem wchodziłam po schodach z zakupami i zrobiło mi się nie dobrze. Wylądowałam głową na betonowym schodku i trafiłam prosto do szpitala ze śpiączką.
Z tego co wiem trwała ona 2 tygodnie. Gdy mnie wybudzili na szczęście wszystko pamiętałam. Ale nikt nie miał dla mnie dobrych wieści. Bałam się Robertowi spojrzeć prosto w oczy. Strasznie bałam się jego niebieskiego zawiedzionego spojrzenia, które ma mi za złe to, że nie powiedziałam mu o chorobie i moich problemach z chodzeniem od weekendu przed wypadkiem.
Pierwsza weszła mama z moim "ojczymem?"
Bo tak poprosiłam, żeby było.
Weszli tak upłakani, że ja sama nie wiedziałam co mam robić
- mamo..nie płaczcie już, bo mi też smutno- powiedziałam i chciałam usiąść ale bój całego kręgosłupa mi na to nie pozwolił. Oprócz ręki i głowy niczym nie mogłam ruszać.
- musimy ci o czymś powiedzieć- powiedział mój ojczym.
- o co chodzi?- powiedziałam zagubiona.
Usiedli przy mnie i moja mam złapała za moją dłoń.
- przed wypadkiem byłaś w ciąży, jednak twoja choroba i upadek...- nie dokończyli a ja już wiedziałam o co chodzi. Wybuchłam histerycznym płaczem. Mama mocno mnie przytuliła i próbowała uspokoić. Gdy płakałam ból w moich kościach wzrastał. Czułam się strasznie. Nie wiedziałam już czy duchowo czy fizycznie. Całe świat się zawalił. Pierwsza myśl jak przyszła mi do głowy to tylko 1 słowo "Robert"
- Robert wie?- zapytałam cicho, bez życia patrząc przed siebie.
- wiedział od razu po wypadku. To on próbował cię ratować. Gdyby nie on nie wiem co by było- powiedziała mama łapiąc się za głowę.
- i jak?- zapytałam ponownie bez emocji.
Serce biło jak oszalałe.
- w 2 tygodnie musiał się z tym pogodzić. Siedzi tu całe dnie. Był może z 3 razy w domu aby się wykąpać- powiedziała mama zmartwiona. Gdy tak mówiła, już widziałam że z nim jest źle.
- a spał?- zapytałam z troską. Tym razem martwiłam się tylko o niego. Ja mogłam sobie tam już zdychać. Ale on? Właśnie zabiłam mu dziecko.
- nie dużo- powiedział ojczym- jak już spał to tu na krześle- dodał cicho.
Zamknęłam oczy, żeby sobie to wszystko poukładać. Zjadało mnie od środka.
- gdzie on teraz jest?- zapytałam prawie szeptem. Nie mogłam nawet mówić
- czeka za drzwiami na swoją kolej- powiedziała mama- zawołać go?
Bałam się konfrontacji z nim. Wiedziałam, że to będzie bolesne.
- załatwiliśmy w tej klinice te łózko tu obok i swoją szafkę- powiedział ojczym wskazując na drugi koniec sali, bo nie chcę się w ogóle stąd ruszać. Zostaniesz tu jeszcze na 2 miesiece- powiedział smutno
- w święta?- zapytałam oburzona. Kiwnął głową i dał mi buziaka w czoło. Mama zrobiła to samo
- wszystko będzie dobrze, gwarantuję ci to. Pamiętaj że będziemy cię wspierać!- wyszeptała mi to ucha.
Razem wyszli i bałam się że następnej wizyty nie przeżyję.
Gdy otworzyły się ponownie drzwi serce mi stanęło. Jak zobaczyłam czarną czuprynę wchodzącą do pomieszczenia pomyślałam sobie, że właśnie nic już nie ma sensu.
Chciałam mu spojrzeć w oczy. Zobaczyć jego spojrzenie. I jak ktoś z was myślał, że gorzej być nie może, to niech uwierzy że jednak może. Po jego niebieskim spojrzeniu lepiej byłoby nie mówić. Ten błysk w oczach zgasł. Widać było, że nie spał, że płakał, że cierpiał. Jak tylko nasze spojrzenia się spotkały w naszych oczach pojawiły się łzy. To był taki moment w którym największy twardziel by się rozkleił.
Pierwsze słowo jakie Robert usłyszał gdy tylko pojawił się w moim pokoju było "przepraszam". Przepraszam pełne szczerości i nieskończonej miłości.
Miałam tylko 17 lat, ale mimo tego, urodziłabym to dziecko. Bolało mnie to, że dowiedziałam się o jego śmierci, przed wiadomością, że w ogóle jestem w ciąży.
Robert nic nie powiedział po moim przepraszam. Usiadł na krześle, wziął moją dłoń i położył głowę na niej.
- dzięki ci, że tu jesteś- powiedział szeptem rozklejając się już do końca.
Rozdział dedykuję Marioli za wiarę we mnie i motywowanie mnie do dalszego pisania <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz