sobota, 22 listopada 2014

TOM2- Rozdział 25 CZĘŚĆ I (ostatni w tym tomie)- Zobowiązania

Bardzo trudno będzie mi wejść do 3 tomu. Będzie to bardzo trudny tom, smutny w większości. Wymyśliłam tą historie i nie chcę zmienić jej treści, mimo że bardzo żałuję, że tak to rozegrałam. Oczywiście każda historia ma swój happy end. Na razie nie mam pomysłu ile będzie tomów, ale myślę że 4 to odpowiednia liczba. Ostatni tom będzie takim skokiem w czasie. Mam już pewien pomysł.....
Napiszcie mi koniecznie w komentarzach jaki chcielibyście zakończenie tego opowiadania! Bardzo mi na tym zależy. Zakończenia jeszcze nie mam, więc każdy pomysł jest dobry. Może połącze pomysły moich czytelników? Kto wie!
   - Koizumi                                            Rozdział 25
CZĘŚĆ 1

Obudziłam się i od razu poczułam, że chyba nie wyjdę z łóżka. Nie dlatego, że nie miałam ochoty, ale dlatego, że (niestety) nie byłam w stanie.
Kac.
Ale chwila...gdzie Robert?
Drzwi się otworzyły. I pojawia się Bercik z obraną mandarynką.
- o wstałaś. Żyjesz alkoholiczko?- zapytał z pełną buzią.
- ledwo- powiedziałam łapiąc się za głowę. Myślałam, że zaraz wybuchnie.
- polecam mandarynki. Najlepsze- uśmiechnął się złośliwie.
Menda.
- ciągle coś jesz- zauważyłam
- muszę trochę przytyć- powiedział wciskając całą mandarynkę do buzi
- czemu?- zapytałam podnosząc jedną brew
- mam 189 cm i może nie widać ale mam niedowagę. A planuję wrócić do drużyny koszykarskiej i nie wypada- powiedział siadając na łóżku koło mnie
- ooo fajnie- powiedziałam uśmiechnięta.
- wiem- powiedział dumnie- będę nie tylko piekny ale też wysportowany. Padniesz- powiedział w żartach
- hahaahah, jasne - roześmiałam i nagle zabolała mnie głowa. Złapałam ją ręką
- coo? boli?- zapytał rozbawiony- było tyle nie pić
- dzięki za pocieszenie. Na prawdę..- powiedziałam sarkastycznie i rzuciłam w niego poduszką- głupi Rob!- krzyknęłam uśmiechnięta
- no tak...- powiedział cicho a następnie uśmiechnął się demonicznie- Głupi Rob już zorganizował dzisiejszy romantyczny wieczór- patrzył na mnie, żeby nie pominąć mojej reakcji
- to dobrze- powiedziałam obojętnie, ale tak na prawdę chciało mnie rozerwać w środku
Wiedziałam, że jego walka z moimi uczuciami się nie skończyła.
- mam jeszcze jedną informacje- kurcze, przyznaję, że o mało nie zaczęłam piszczeć na samą myśl, że to już dzisiaj, że to przez głupi zakład i że on robi mi na złość. Jak zawsze z resztą.
- już nie mogę się doczekać- powiedziałam sarkastycznie. Uśmiechnął się szeroko. Co on miał w tej głowie?
- tak? To dam ci to teraz- powiedział dumny, że ma jeszcze amunicje na tej wojnie.
- co?- powiedziałam przerażona. Na prawdę tym razem nie dałam rady z emocjami. Ten człowiek mnie przeraża. Muszę przyznać, że jest w tym mistrzem
Poszedł po coś do pokoju. Zamknęłam na chwile oczy żeby się opanować. Bardzo w tamtym momencie zapragnęłam się ulotnić w powietrzu. Albo niech mnie mama telefonem uratuje
Ale nie, nie tym razem
Wszedł do pokoju bardzo pewnie i dominująco z tym uśmieszkiem który nie opuszczał go od czasu naszego zakładu. Miał w ręce różową małą torebkę prezentową.. Bardzo podobną do tej w której podarował mi sukienkę
- proszę Julito kochanie moje- to "kochanie moje" powiedział tak złośliwie, jakby dolewał oliwy do ognia.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam.
No nie.
Niemożliwe.
Fioletowa bielizna.
Moja twarz o mało nie zrobiła się koloru tego stanika. Nie wiedziałam co zrobić. Przecież nie mogłam mu pokazać jaka jestem słaba.
Ale chwila...skąd on znał rozmiar mojej bielizny?
To nie bardzo ciekawiło. W końcu raczej nie grzebał mi po szafkach?
Tym razem ci się udało Robercie Gierszał. GRATULACJE
Musiałam pozbierać myśli i się bronić albo go dobić
- dziękuję- powiedziałam teatralnie udając na prawdę zadowoloną- będzie idealnie pasować do mojej seksi sukienki, którą dziś mam założyć- wysłałam mu buziaka.
Bardziej dogryźć mu nie mogłam. Przepraszam, ale nie potrafię
- uuu to widzę, że już gorąca jesteś- właśnie patrząc mi prosto w oczy czekał aż powiem : " Robert, kochanie, przyznaje wygrałeś. Jestem słaba i tchórze, ty jak zawsze masz racje"
Ale nie. Nie dałam się, wiecie?
Przełknęłam ślinę i pokazałam mu język
- w przeciwieństwie do ciebie ty chłodna kostko- powiedziałam cicho, jakby do siebie.
- ja ci tu dam!- powiedział i się na mnie rzucił z pieszczotami.
- AŁA!!!! - krzyknęłam bo wbił mi niechcący kolano w udo.
- oj przepraszam- powiedział dla zasady i zaczął mnie znowu całować
- łaskoczeeeesz!- powiedziałam  śmiejąc się.
Moje tortury się skończyły, kiedy zadzwonił jego telefon.
Klęknął na łóżku i zaczął wyciągać komórkę z kieszeni.
- o dzięki ci Boże- powiedziałam cicho
- i tak cię dorwę- powiedział pokazując na mnie palcem
- halo? Nie, dziś nie wychodzę. Bo wiesz stary, dziś szykuje mi się gorący wieczór.- zrobiłam do niego straszną minę. To mógł sobie oszczędzić- tak, więc musimy to przełożyć. Okay, to jeszcze się zgadamy. Cześć- powiedział wiedząc, że najchętniej to dałabym mu w twarz.
Gdybym przy sobie miała pistolet nie zawahałabym się go użyć.
- z kim gadałeś?- zapytałam bardzo zła
- z Krystianem- powiedział jak zawsze rozbawiony moim zirytowaniem
- wiesz co...? Mogłeś sobie tego oszczędzić- powiedziałam wkurzona na niego. Wstałam z łóżka i odeszłam, żeby się uspokoić.
On został tam, siedząc sobie spokojnie. Przesadził
- no nie obrażaj się- powiedział słodko. Ale dziś byłam nie dość że na kacu to jeszcze nie brałam leków i głowa mnie bolała. Nie miałam siły na dyskutowanie z nim ani na uleganie jego "słodkości"
- jesteś po prostu bez serca- powiedziałam wprost szukając w szafce odpowiednich tabletek. I szczerze miałam w dupie to, czy je zobaczy czy nie. Miałam ochotę tylko iść zjeść śniadanie, wziąć leki i iść na spacer.
I właśnie tak, w ciągu 3 minut ktoś mi zrujnował humor.
- przeszkadza ci to, że Dani może się dowiedzieć- to nie było pytanie. On już to stwierdził. Ale szczerze nawet mi taka myśl przez głowę nie przeszła. Nie pomyślałam nawet o tym. Chyba ma coś z głową.
Tak, jestem zła.
- ty masz jakieś urojenia. To się leczy- powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Przez 2h się nie odzywaliśmy. Ubrałam się i zjadłam. On siedział na telefonie w salonie i coś z kimś pisał. Przechodziłam koło niego może z tysiąc razy bo salon jest po środku.
Za tysięcznym pierwszym razem odezwał się odkładając telefon na bok.
- przepraszam- powiedział cicho. Nawet na niego nie spojrzałam
- fajnie- nakładając sobie kolczyki. Zbywałam go na całej linii.
Wiedziałam, że go to denerwuje, ale nie potrafiłam przestać. Czasami tak już miałam, on chyba też. Robić sobie nawzajem na złość mamy już we krwi.
- wiem zje*ałem jak zawsze, żałuję- mówił słodko. Ale co z tego, nie zmieniało to postaci rzeczy.
- fajnie- powtórzyłam z tym samym nastawieniem do niego
Spojrzał na mnie przymrużając oczy. Wstał gwałtownie z łózka i podbiegł do mnie. Serce chciało mi wyskoczyć z klatki piersiowej. Bałam się tego wielkiego człowieka, patrzącego na mnie jakby chciał mnie zabić i zakopać w lesie.
Zrobiłam się cała czerwona i nie wiedziałam czy uciekać czy wołać o pomoc. To była trochę dziwna sytuacja ponieważ chciało mi się śmieć, mimo że bardzo się bałam tego co on chce zrobić, a on był poważny. Nie widziałam zabawy w jego oczach. Tylko zdecydowanie.
- pogodzisz się ze mną teraz czy nie?- zapytał całkiem poważnie nie przestając gapić się na mnie z miną mordercy
- zastanowię się- powiedziałam i już miałam go ominąć, kiedy zastawił mi drogę
Nic nie mówił, nadal nie zmieniał swojego spojrzenia. Przyznaję się że w tamtej chwili bałam się jego na poważnie.
- Robert, daj mi przejść- poprosiłam i ruszyłam z miejsca, ale znów mi to utrudnił. Najgorsze było to że milczał nie odrywając spojrzenia. To było dziwne.
- czego chcesz?- warknęłam chamsko. Miałam dość swojego monologu. Chciałam dokończyć się szykować i ochłonąć, a on zaostrzał moje zdenerwowanie.
- uśmiech- powiedział znowu dziwnie
- zapomnij- powiedziałam chłodno i stanowczo.
Zrobił jeszcze jedne krok w moją stronę nie odrywając przez całym ten czas spojrzenia
Złapał mnie za nadgarstek i pochylił się chyba, żeby mnie pocałować. Nie chciałam się do niego zbliżać bo bardzo byłam na niego zła.
- puszczaj- powiedziałam i próbowałam wyszarpać swoją dłoń z jego uścisku
- nie- powiedział uśmiechając się jakby był królem wszechświata. Jakby miał nade mną władze.
Spojrzałam w jego oczy groźnie. Moja irytacja sięgała zenitu
- Robert nie denerwuj mnie już. Puszczaj- tym razem mówiłam spokojnie z opanowaniem, tylko tak mogłam go opanować
- nie - powtórzył ponownie i zrobił krok do przodu popychając mnie lekko w strone ściany. Kiedy byłam już przy niej i nie mogłam się ruszać zaczął mnie całować. Na początku próbowałam się wyrwać. Ale to nic nie dawało. Następnie nie odwzajemniałam pocałunku , ale w końcu się poddałam. Tak, telenowela.
Znowu mój związek tak wygląda.
Trwało to długo. Kiedy skończył się pocałunek i mój obojczyk również został wycałowany, położył głowę na moim ramieniu. Puszczając mój obojczyk. Kochał kłaść tak głowę, często tak robił. Ogólnie bardzo rzadko patrzył mi w oczy po całowaniu czy przytulaniu.Nie rozumiałam go, ale akurat ta zagadka mnie nie denerwowała
-nie kłóćmy się już, dobrze?- poprosił nie podnosząc głowy.
- nie wiem czy zauważyłeś ale to ty zawsze masz jakieś problemy lub pretensje- powiedziałam szczerze
Wziął moją dłoń i ją pocałował spoglądając na mnie.
- wiem- przyznał- ja bardzo bym chciał się uspokoić, ale wiesz...znasz mnie. Na prawdę chcę się zmienić i ...- im więcej mówił tym bardziej chciało mi się śmiać z jego przepraszania. Był taki słodki. Matko. Taki Bercik nie patrzący mi w oczy ze wstydu. On i wstyd. Zapiszcie to do kalendarza. Z drugiej strony mówił ważne rzeczy. Miał racje. Znałam go i wiedziałam że niektóre jego zachowania są spowodowane jego drobnymi problemami z przeszłości. Czasami go to nie tłumaczyło, ale jednak trzeba brać to pod uwagę.
-  i wiem że to nie tłumaczenie, ale..- sam juz nie wiedział co mówić. Wyrwałam swoją rękę i chyba myślał że nie przestałam się gniewać, ani nie przyjęłam jego przeprosin, bo zrobił głupią minę.
Ale rzuciłam mu się na szyję i ścisnęłam mocno. Od razu poczułam jego specyficzny zapach. Taki piękny i pociągający.
Był bardzo zaskoczony i kiedy ściskałam go za szyje musiał się schylić bo był za wysoki.
- nie gniewam się już- wyszeptałam mu do ucha- tylko zapamietaj to na przyszłość- poprosiłam
- no...możesz być pewna, że akurat to zapamiętam- powiedział rozbawiony.
Przygnębienie znikło z jego twarzy. Ulżyło mu raczej.
- za karę dziś ty gotujesz. I nie akceptuję niedobrego żarcia, ma być perfekcyjne- pokreśliłam uśmiechając się do niego szeroko.
- będzie perfekcyjne- powiedział jak żołnierz przed zadaniem do wykonania- to może pójdziemy do sklepu?
- jasne, bo w lodówce nie ma nic oprócz smalcu i cytryny- powiedziałam śmiesznie robiąc głupie miny. Kilkanaście tysięcy w banku, a w lodówce pustka. Gratulacje dla nas.
***
Nie wiedziałam, że Robert tak dobrze umie gotować. Zastanawiałam się głęboko nad tym, czego on nie umie robić. Nie znałam dziedziny w której był słaby. Nie znałam rzeczy której by nie umiał robić. Ani rzeczy, której by się bał dokonać.
- smakuje ci?- zapytał trochę zawiedziony, bo kiedy myślałam robiłam głupie miny i mógł źle to zaiterpretować
- pyszneeee- przyznałam- od dzisiaj ty gotujesz- powiedziałam połykając kawałek ziemniaka w przyprawach. Wszystko się rozpływało w ustach. Dziwiło mnie też to że zjadłam wszystko. Pierwsze, drugie danie plus deser. Wszystko zmieściłam. Plus mojej cukrzycy był taki że momentami mogłam jeść co chcę. To zależało od poziomu cukru we krwi.
- nie chcesz ani gotować ani sprzątać księżniczko...- zauważył pedancik. Już na pewno wam kiedyś wspominałam o tym, że Robert kochał porządek. To w domu dziecka przesadzali z czystością i już mu to zostało. Nie było u nas dawno sprzątane i zaczęło mu to przeszkadzać. Nie dziwię się. Wszystkie jego ciuchy były idealnie poukładane w szafce. Jego pokój błyszczał. Reszta domu już gorzej. Moje kosmetyki i ubrania były wszędzie. Nie było metra wolnej powierzchni
- no dooobra. Posprzątam dziś cały dom- powiedziałam dobrze nastawiona do pracy.
- przecież żartuję sobie- powiedział rozpuszczając moje włosy.
Wypadło mi z głowy że on nie cierpi kiedy mam je związane.
-  ale jest bałagan więc, żeby się robale nie zalęgły wypadałoby posprzątać- stwierdziłam patrząc na ten syf z obrzydzeniem
- pomogę ci- powiedział uśmiechnięty.
- nie, sama narobiłam bałaganu to teraz muszę sama posprzątać- powiedziałam pewnie opopierając się o jego ramie na sofie
- ale zajmie ci to cały dzień, a przecież dziś mamy plany. No chyba że...- próbował namówić mnie żebym się poddała. Ale jak już mówiłam, zamierzałam tym razem pokazać jaka jestem silna
- nie poddam się. A co do sprzątania to dam sobie radę- dostałam sms,
Wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na ekran
" Co tam u ciebie- Dani"
Jak zawsze nie używał znaków interpunkcyjnych. Po tym sms byłam pewna, że Krystian już mu się wygadał. Postarałam się odłożyć na bok te myśli. To nie był dzień myślenia jak zawsze o innych tylko też trochę o sobie.
" Wszystko w porządku, a u ciebie?"- odpisałam
- kto to?- zapytał Robert. Byłam pewna że wie, tylko chce mnie sprawdzić czy kłamię.
-  Daniel- przyznałam
- aha- powiedział cicho. To aha zabrzmiało jak " i wszystko jasne"
Zmywał naczynia po obiedzie, więc nie widziałam jego miny. Może i nie miał żadnych złych emocji. Tego nie mogłam wiedzieć bo był odwrócony.
D:" Również. Jak tam po wczorajszym, żyjesz?"
jA: " Już jest okay. Będziesz pojutrze w szkole?"
D: " Będę bo nie zdam. Masz ochotę gdzieś iść jutro? Może spacer?"
Zamknęłam na chwile oczy, żeby pomyśleć. W sumie dawno z nim nie rozmawiałam sam na sam. Chciałam mieć przyjaciela. A on był idealny na takie stanowisko.
JA: "Jasne. Fajnie, że pytasz.. jutro o 14?"
ON: " Dobra. O 14 w parku"
JA; " Będę"
Tak się zakończyła nasza rozmowa. Cieszyłam się jutrzejszym spotkaniem
- umówiłam się z nim jutro o 14- powiedziałam do Roberta gdy odkładał ostatni talerz do zmywarki
-  dobrze- powiedział spokojnie. Odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem- myślę, że mogę ci ufać, tak?- chciał się upewnić. Jak zawsze. Głupi Bercik.
- tak- powiedziałam przewracając oczami.
 ***
Dwudziesta wieczorem. Jestem już gotowa do wyjścia. Robert poprawia tylko bluzkę żelazkiem bo od przytulania mu pogięłam, a jego estetyka i jego bycie pedantem mu nie pozwala na to, aby wyjść tak z domu. Biorę głęboki wdech i czuję, że w sumie nie jest tak źle. 80% dziewczyn chciałaby być na moim miejscu. Więc chyba powinnam się cieszyć, prawda?
Fakt, że wolałabym zostać w domu i siedzieć w moim pokoju, w naszym pokoju z Robertem. Jeśli jego plan był inny, powinnam się go trzymać. 
Ubrałam się w idealną czarną krótką dopasowaną sukienkę. Podkreślała bardoz fajnie jaka ja jestem chudziutka i mała. Jak założyłam szpilki z platformą byłam wyższa o jakieś 15 cm i między mną a Robertem było tylko 15 cm różnicy. Wow! Fajnie tak. Bardzo uroczo to wygląda, kiedy stoję przy nim i nie muszę podnosić głowy aby spojrzeć mu w oczy.
Zrobiłam pewną głupotę przed wyjściem. Zapatrzyłam się zbytnio w niego. Gdy nie widział jak się na niego gapię było okay. Gorzej później kiedy okazało się że w lustrze wszystko widział. I jak zawsze nie mógł tego zachować dla siebie tylko musiał się pochwalić, że wszystko widział
- zdjąłem na 10 minut bluzkę, a ty już nie możesz oderwać wzroku- nagle oprzytomniałam. Spojrzałam w lustro. Jego mina. Matko, nie chciałaby żadna z was być na moim miejscu w tamtym momencie. Ten cholerny uśmieszek.
- nie masz się czym chwalić- kłamałam. Ale musiałam się bronić. 
Nie mogłam zawsze pozwalać na to aby mi dogryzał.
- jakbym nie miał to byś się tak nie gapiła- powiedział odkładając żelazko. Nałożył białą bluzkę i zabrał swoją kurkę.
Nie dyskutowałam dalej. Poszłam za nim.
Nogi mi odpadały. Za duże obcasy były moją jedyną przeszkodą tego wieczoru.
- ale zimno. Ile będziemy jeszcze szli?- zapytałam błagającym tonem. Myślałam, że zaraz padnę.
- jeszcze trochę. Będziesz robić mi tatuaż.- myślałam że niedosłyszałam
- cooooooo?- krzyknęłam. Na szczęście dookoła nie było nikogo
Roześmiał się.
- no tak. Dobrze słyszałaś. Dziś zrobisz mi tatuaż. Mój kolega ci pomoże- powiedział nadal rozbawiony moją reakją
- nigdy- powiedziałam. Słyszałam w uszach swoje bicie serca. Przerażała mnie ta myśl strasznie.
- jasne, że zrobisz! Proszę- poprosił słodko. Gdyby chodziło o coś łagodniejszego to uległabym, ale nie mogłam.
- gdyby to było markerem to nie byłoby problemu. Ale kurde, Robert to będzie igła, krew. Poza tym zostanie ci to na całe życie- powiedziałam jakbym chciała mu wybić z głowy zabójstwo.
- bardzo mi zależy na tym, abyś mi zrobiła ten tatuaż. Zrób to dla mnie. Napiszesz za pomocą tatuatora, to co będziesz chciała. Chcę mieć coś twojego przez całe moje życie- powiedział poważnie ale zarazem szczerze i z uczuciem. Nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłam, że on mówi na poważnie. Przede wszystkim bardzo mu na tym zależało. 
Ale żeby od razu robić sobie coś, co zostanie na całe życie?
Chciałam też dać coś od siebie.
- dobrze- powiedziałam i na jego twarzy pojawił się uśmiech- ale pod jednym warunkiem. Ty zrobisz mi również tatuaż. Ale zrobisz go sam. Na pewno umiesz- powiedziałam nagle. Ten pomysł przyszedł bardzo szybko mi do głowy. I wcale nie żałowałam, że to zaproponowałam. Wiedziałam czego chcę od życia. 
Roześmiał się. Wyśmiał mój pomysł. Nie ukrywam, że w tamtym momencie zrobiło mi się cholernie przykro. 
- nie mówisz poważnie- stwierdził śmiejąc się pod nosem
- ty nigdy nie bierzesz mnie na poważnie- powiedziałam smutno. Miałam łzy w oczach, bo jeszcze minute temu mogłabym oprócz tatuażu skoczyć z nim z mostu, a teraz wszystko prysło jak bańka mydlana. Czemu za każdym razem wszystko się tak kończyło? 
Zdziwił się gdy zobaczył moją zmartwioną twarz. Chyba głupio mu się zrobiło. Bo przez dobrą minute stał w miejscu na przeciwko mnie i nic nie mówił ani nie robił. 
- żartowałaś, prawda?- zapytał, ale ja zaprzeczyłam głową. Po raz kolejny, w takich sytuacjach uruchomiła się moja fontanna i zaczęłam płakać.
- wiesz co? Ja wracam do domu. Udało ci się,wygrałeś- stwierdziłam z płaczem- z podstępem, ale ci się udało- dodałam, odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
- nie chciałem cię zranić- powiedział za moimi plecami- nie wiedziałem, że mówisz poważnie.
Odwróciłam tylko głowę w jego kierunku.
- to już wiesz. I szkoda, że się dowiedziałeś teraz, bo ja biorę ciebie zawsze na poważnie. Ten tatuaż, zakład...wszystko. A ty co? Jak zawsze..- nie dał mi dokończyć. Zaczął mówić
- nie płacz- powiedział dziwnie. Jakby go to bolało. W teorii tak powinno być. Chłopak przez którego płacze dziewczyna powinien czuć się jak gówno.
Podszedł do mnie i stanął obok. Bardzo blisko, ale nie dotknął mnie. 
- mam dość Robert- powiedziałam. Zaczęła znowu bardzo boleć mnie głowa. Gdy się denerwowałam, ból powracał i mną władał.
- też mam siebie dość- powiedział traktując swoją osobę jak śmiecia. Zawsze miał wyrzuty do siebie, obniżał swoją samoocenę i nie chciał się znać. To dziwne, ale ja serio miałam wrażenie jakby miał rozdwojenie jaźni- ale taki już jestem. Przykro mi, że akurat stanąłem na twojej drodze życia, ale nie mogłem się powstrzymać- powiedział oddychając szybko i głęboko. Chyba znowu dostawał nerwicy. Tak jak kiedyś. Pamiętacie?
- przestań!!!- krzyknęłam i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Miałam dość jego braku szacunku to samego siebie. 
- dobra..juz lepiej nic nie mówię- powiedział szeptem. Stał koło mnie i widząc go takiego bez życia nie miałam serca odejść. Tym bardziej, że to by nic nie załatwiało. Byłoby jeszcze gorzej. Bo nikt nie wie co on mógłby zrobić, gdybym sobie poszła. Bałam się jego pomysłów. Bałam się jego. Ale nie o swoje bezpieczeństwo, bo wiedziałam że nic mi nie zrobi ale o jego.
Jemu nie zależało na życiu. Widziałam to. Gdyby mógł to by się zabił, ale wie że jeśli to zrobi to ja mu tego nie wybaczę do końca swojego życia. Jego dusza nie mogłaby spoczywać w spokoju, bo moja by ją nękała.
Zrobiłam krok do przodu i oparłam się o jego klatę. Stał jak posąg. Nawet nie przytulił mnie. Powróciła kostka lodu, którą jak bardzo próbowałam roztopić dawniej
Podniosłam głowę i wyjęłam chusteczki z torebki żeby się wytrzeć.
Miał nic nie mówić ale jednak się odezwał, gdy próbowałam wytrzeć swoje łzy, ale nie wyrabiałam bo łzy leciały wciąż i wciąż
- zależy mi na tobie strasznie. Bardziej niż na sobie, wiesz? To nie tak, że ja nie biorę cię na poważnie. Tylko po protu mam już pewny obraz ciebie, i kiedy mnie zaskakujesz myślę, że żartujesz.Nie chcę cię ranić,ale w ciąż to robię. Czuję się z tym źle. Nie zostawiaj mnie teraz samego, bo nie będę wiedział co ze sobą zrobić- powiedział cicho.
Mimo że byłam cała w łzach to uśmiechnęłam się do niego. Jedyny plus płakania był taki, że miałam wodoodporny makijaż.
- ale ja jestem głupia. Płaczę jak jakaś beksa. A przecież mamy przed sobą jeszcze cały wieczór, prawda?- powiedziałam jak gdyby nigdy nic. Wzięłam drugą chusteczkę, żeby się wytrzeć ale została mi przez niego wyrwana z ręki.
Sam chciał to zrobić. Chyba było mu przykro nadal o to, że zaczęłam płakać. Płacz działał na niego jak płachta na byka.
- chodźmy do domu- powiedział stanowczo.
- nie, nie! Idziemy robić tatuaże- powiedziałam. Nie zamierzalam sie poddawać.
-pewna?- uśmiechnął się od ucha do ucha
- jak nigdy- powiedzialam zdecydowana.
Wchodząc do tatuażysty przyznaję, że mi nogi drżały jak nigdy. Ale dałam radę.
Najpierw tatuaż Roberta. Został zrobiony na żebrach z boku. Napis wymyśliłam sama. Tatuażysta o imieniu Kajetan ( kojarzyłam jego twarz skądś) zrobił go jednak sam. Ja tylko podpisałam się literką "J" Starałam się jak mogłam. Nie wyszło strasznie, ale super też nie.
it's never too late to be together - J"
Okazało się że tatuaż nie boli bardzo. Jak  się zacisnie zęby można przeżyć. Mój tatuaż wylądował na obojczyku.
" grow old with me- R"
Pięknie to napisał. Aż nie mogłam uwierzyć, że to był jego pierwszy tatuaż robiony własnoręcznie.
Co z tego, że przez zrobieniem mi go pytał z 10...15 razy czy jestem pewna
***
- nie mogę uwierzyć, że właśnie mam tatuaż- powiedziałam gdy tylko wyszliśmy od Kajetana
-a jednak- powiedział zadowolony Bercik
Poszliśmy do strasznie eleganckiego hotelu. Wszystko było idealnie zaplanowane. Kolacja była wyśmienita. Nawet jeśli byłaby okropna to bym ją zjadła bo byłam strasznie głodna.
Usiedliśmy na łóżku, aby jeszcze raz spojrzeć na tatuaże. Co z tego, że Kajetan kazał nam na razie tego nie ruszać.
Zaczęliśmy się całować namiętnie. Kiedy już rozsunął mi suwak sukienki i zobaczył, że wcale nie tchórzę, przestał.
- dobra...wygrałaś- powiedział zaklejając opatrunek na jego żebrach- myślałem że stchórzysz, ale oddaje honor- dodał
Cieszylam się ze wygrałam tym razem i że znów go zaskoczyłam, ale po tym ustąpieniu mi zrobiło mi się .....GŁUPIO?
Chyba nastawiłam się do tego że tą noc spędzę z nim.
 Nie mogłam sobie poradzić z zapięciem sukienki na plecach
- czekaj zasunę ci- zaproponował.
Ale tym razem on zapomniał o lustrzę na przeciwko nas. Widziałam jak zagryza wargę i gapi się na moje plecy. 
Gdybym była Robertem wyśmiałabym go, ale to nie o to w tym chodziło. 
- albo wiesz co? Nie zasuwaj jej- powiedziałam odwracając się do niego
- czemu?- zapytał nie kapując o co mi chodzi.
Przepraszam, czy on jest blondynem?
- bo zaraz byś musiał znowu ją rozsuwać- powiedziałam uśmiechając się szeroko. A najlepsze w tym wszystkim było to że nie wstydziłam się niczego w tamtym momencie. Odwzajemnił uśmiech. Ale to on dziś przegrał po całości, bo nie dość że przegrał zakład to jeszcze się zaczerwienił.
Po wymianie spojrzeń kontynuowaliśmy to, co rozpoczęliśmy wcześniej. 
 I cieszyło mnie to, że to już było poza zakładem. Że przespałam się z nim dlatego że chciałam a nie dlatego że musiałam.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz