poniedziałek, 1 grudnia 2014

TOM2- Rozdział 25 CZĘŚĆ II ( ostatni w tym tomie)- Zobowiązania

CZĘŚĆ II
Gdy się obudziłam Robert jeszcze spał. Bardzo dziwne wydarzenie. On nigdy nie spał a jak już spał to o 5 już siedział z kawą w kuchni. Tym razem jednak spał słodko uśmiechnięty. Spojrzałam na zegarek 13. Nie mogłam uwierzyć, że aż tak długo spał. Odwróciłam się na bok w jego stronę i spojrzałam na jego twarz. Zauważyłam jak na prawdę ma długie rzęsy. Mogłabym dać sobie rękę uciąć, że ma dłuższe niż ja. Kapnęłam się, że mam na sobie jego białą bluzkę. Dotknęłam swój tatuaż. Czyli to nie był sen?
To działo się na prawdę! Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek i rumieńce. Położyłam twarz na poduszkę i próbowałam uspokoić tętno.
Następnie siadłam sobie na łóżku i rozejrzałam się dookoła. Ale tu pięknie. Idealny pokój i pachnie jeszcze wczorajszą kolacją. Wstałam z łóżka i podeszłam do stołu szukając czegoś do jedzenia, bo zaburczało mi głośno w brzuchu.
- nic tam nie znajdziesz, zaraz zadzwonię po coś do jedzenia- powiedział głośno a ja podskoczyłam. Wystraszył mnie. Odwróciłam się jakbym właśnie została przyłapana na gorącym uczynku.
- nie strasz- powiedziałam łapiąc się za serce. Zaczął się tak śmiać, że pewnie pobudził resztę osób, które smacznie spały.
- hahaahhaha, chodź tu do mnie- podniósł koc którym był przykryty i zrobił mi miejsce.
- teraz nie bo muszę sobie podać insulinę- powiedziałam smutno, bo na prawdę miałam ochotę z nim jeszcze poleżeć, ale niestety nie mogłam, bo czułam że z glukoza szaleje.
Robert złapał się za głowę i usiadł
- kurcze...to ja też wstaję- powiedział i to zrobił- zadzwonię po coś do jedzenia. Na co masz ochotę?
- na Roberta w sosie własnym- zaśmiałam się i wyjęłam z torebki wszystko co potrzebne do zastrzyku
- to musi być pyszne- roześmiał się głośno.
- tak chichoczesz że cię po drugiej stronie miasta słychać- pokazałam mu język i siadłam przy stole, żeby podać insulinę
Wziął swój telefon.
- o twoja mama dzwoniła i Krystian...oooo..jeszcze Majka- powiedział rozbawiony.
- nie mów że oni wszyscy wiedzą- powiedziałam załamana.
- Majka wie bo gotowała kolacje, Krystian wie...a twoja mama nie- powiedział jakby tłumaczył się z czegoś
- Majka gotowała?- zapytałam przerażona.
- tak, doskonale gotuje, a ja nie miałem czasu...- powiedział niewinnie
- aha..- udawałam, że tematu nie było.
Z jednej strony cieszyłam się że jako koleżanka chciała dobrze. Zależało jej ale z drugiej....ona jest tak jakby " byłą" Roberta więc wiecie.....trochę to było dziwne.
Ale w każdym bądź razie nie miałam jej nic za złe.
Nagle zadzwonił mój telefon.
Mama.
- halo?
- cześć kochanie. Przyjedziesz na obiad? Dawno cię nie widziałam- stwierdziła smutno
- mamo, przepraszam, ale nie da rady...jestem już umówiona z Danielem- powiedziałam
- to przyjdź z nim i weź ze sobą Roberta- nalegała
- ale mamo....przyjdę innym razem
- proszę proszęęęęę- prosiła zbyt słodko, nie mogłam jej odmówić
- no dobrze- stwierdziłam- to o której?- zapytałam emergicznie
- o 14:30 masz już być- powiedziała poważnie aż zabrzmiało to jak rozkaz
- no dobrze
***
Musiałam powiadomić o tym Daniela. Trochę głupio mi było, ale mama tak umie manipulować człowiekiem że nie da się wygrać z nią.
Wysłałam mu sms
" Dani, błagam powiedź że masz ochotę bardziej na dobry obiad u mojej mamy z Robertem niż na spacer, bo ona nie da mi żyć"
Odpowiedź dostałam szybko
" zimno jest więc tym razem ci odpuszczam. Idźcie na ten obiad, spotkamy się w poniedziałek w szkole"
Trochę głupio mi się zrobiło
" obiecuję, że ci się odwdzięczę!"
- idziemy na obiad do mojej mamy na 14:30. Czyli za godzinę- powiedziałam uśmiechając się mimo przegranej
- dobrze, fajnie będzie- powiedział zadowolony
- mówisz tak bo ona ma do ciebie wyjątkowy sentyment- powiedziałam rozbawiona. Faktycznie. Maja mama go uwielbiała od zawsze.
- twoja mama jest zajebista, też taką bym chciał- powiedział szczerze.
- uważaj, bo będę zazdrosna- pokazałam mu język- idę wziąć prysznic- powiedziałam
- w tej szafce tutaj- wskazał na bardzo ładny mebel stojący w rogu pokoju- są w niej ubrania i twoja kosmetyczka- powiedział zaskakując mnie po całej linii
- nie mów że to tez przemyślałeś- powiedziałam z otwartą buzią ze zdumienia
- miało być perfekcyjnie, to jest- powiedział zagryzając wargę tak jak wczoraj.
- no niekoniecznie- zrobił głupią minę- jeszcze nie dostałam od ciebie buziaka ani nic...dzisiaj...no wiesz nie wypada...odejmuję ci za to punkty- zaśmiałam się
- o kurcze faktycznie- powiedział teatralnie.
W tym też był dobry
- już tego nie naprawisz- żartowałam sobie.
-  ja bym nie naprawił?- powiedział jak bogata szlachta- zobaczysz pózniej- puścił mi oczko i wyjął z szafki nową UPRASOWANĄ bluzkę.
- haha, no zobaczymy- udawałam skromną- będzie trudno- stwierdziłam
***
Mama jak zawsze rzuciła się na nas z pieszczotami.
- wreszcie jesteście! Spóźnieni całe 20 minut- powiedziała przejęta z bananem na twarzy.
- Jula jak zawsze musiała się wrócić bo czegoś zapomniała- powiedział żeby mi dogryźć
- gdybyś nie ubierał się godzinę nie byłoby problemu, żeby się wrócić- uśmiechnęłam się i pokazałam mu język.
- hahahaha jesteście niemożliwi- powiedziała mama- co tam u was?- zapytała patrząc się na nas podejrzliwie
- wszystko dobrze- powiedzieliśmy w tym samym momencie. Spojrzeliśmy od razu na siebie i cała nasza trójka zaczęła rechotać.
- to dobrze- powiedziała mama i wskazała rozkazująco na stół.
- o jejku! Gołąbki - powiedział Robert jak mały chłopiec widząc czekoladę
- skąd ten zachwyt?- zapytałam podnosząc brew
- ostatni raz jadłem je z 5 lat temu- powiedział zamyślony. Chyba właśnie przypominał sobie kiedy i w jakiej okoliczności to było. Dom dziecka. Wiadomo, że tam, rzadko kiedy jedli takie domowe rzeczy.
-no to teraz dostaniesz do domu na cały tydzień- powiedziała uśmiechnęła się szeroko mama udając, że tematu nie było. Chyba rozumiała o co chodziło i chciała żeby o tym nie myślał. Ja tez
-jak sie umawiamy na swięta?- zapytał Robert. Bardziej tego pytania spodziewalam sie po mamie, ale zaskoczyl mnie i ją pozytywnie
- a jak byś chciał?- zapytała i w jej oczach pojawiły się łzy ze szczęścia. Ale nie zaczęły płynąć po policzkach.
- myślę, żeby przyjść tutaj na wigilie i 1 dzień świąt a na 2 dzień świąt wrócić do domu i zaprosić Daniela. Co o tym myślicie?- zapytał. Otworzył buzie i zmieścił w niej pół sporego gołąbka.
Zaśmiałam się z jego miny.
-  świetnie!- podskoczyła aż z radości- na co miałbyś ochotę? Bo nie mam pomysłu co zrobić do jedzenia- podrapała się po głowie
- mamo nie rozpieszczaj go tak, bo nauczy się zbytniego dobrobytu- zażartowałam i usiadłam mu na kolanach, kiedy skończył swoją porcje składającą się z 20 gołąbków
- nigdy się tak nie najadłem- ledwo mógł mówić
Z mamą nie wytrzymaliśmy ze śmiechu. Przytuliłam się i dałam mu buziaka w policzek. Ale był zimny. Zawsze mnie to zastanawiało czemu on zawsze jest zimny. Ale przyzwyczaiłam się do jego lodowatych dłoni i policzków
- ale miśki- powiedziała mama i wlała nam wszystkim sok pomarańczowy do szklanek.
- właśnie mamo! To kiedy będziemy szukać twojej pierwszej miłości?-  zapytałam z optymizmem. Bardzo mi zależało, żeby znaleźć mojego ojca, tego biologicznego. Chciałam żeby się spotkali. Chciałam żeby byli razem, bo za długo moja mama musiała cierpieć. Kochała go nadal. Po 17 latach uczucie się nie zmieniło. Dla mnie było to niesamowite. Żeby przez tyle lat kogoś kochać?
Mama zaniemówiła i posmutniała
- ja wiem, że ty myślisz że to jest dobry pomysł, ale uwierz że nie. On ma pewnie juz rodzinę, już pewnie o mnie zapomniał, więc opuść sobie. To już nie miałoby sensu- odrzekła.
- ale mamo....!- chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale ona przerwała mi.
- nie mówmy już o tym- uśmiechnęła się na siłę- teraz deser- wstała od stołu i poszła do kuchni.
Nie wiedziałam, że to będzie takie ciężkie. Ale nie chciałam jej słuchać. Zawalczę o jej szczęście.
- nie martw się. Zmieni zdanie. Ja o to zadbam- wyszeptał mi do ucha.
Nagle w jadalni pojawiła się mama.  
- a tak w ogóle...tak się cieszyłam waszą obecnością, że nie zapytałam czemu macie tatuaże i co to ma w ogóle znaczyć!- podniosła głos w żartach. Ja się zaczerwieniłam cała. Zrobiło mi się strasznie gorąco, nie wiedziałam co w ogóle powiedzieć.
- chcieliśmy pozostawić po sobie coś, coś wyjątkowego- wyjaśnił Robert przytulając mnie mocniej.
- szalony pomysł! Ale podoba mi się!- powiedziała i położyła pod naszymi nosami szarlotkę z lodami.
- mamoo...jeszczę trochę a wrócę do poprzedniej wagi, a to nie będzie zbytnio fajne- powiedziałam wyobrażając sobie ten straszny obraz. Te oponki na brzuchu i cellulit na udach. Obrzydlistwo.
Przyzwyczaiłam się już za bardzo do mojego anorektycznego wyglądu.
- byłoby idealnie- powiedział Robert od razu.
- weeeź daj spokój. Nigdy w życiu- powiedziałam głośno. Nawet nie chciałam o tym myśleć. Jedno było pewne. Nigdy mnie takiej grubej nie zobaczy. Jasne...muszę przytyć..ale na pewno to nie będzie tak dużo
- ale on ma racje- stwierdziła- wyglądałaś na prawdę bardzo ładnie
- to były czasy....- powiedział specjalnie żeby mnie zachęcić do przybrania wagi. Aż na prawdę zaczęłam wierzyć, że taka mu się bardziej podobałam. Kto wie. On jest dziwny, czyli z nim nic nie było normalne.
- które nie powrócą- powiedziałam zdecydowanie i temat się zakończył
Wróciliśmy do mamy bardzo późno. Z resztą za każdym razem tak się kończyło. Lubiliśmy razem spędzać czas i rozmawiać długimi godzinami.
- Jula, mogę ci coś powiedzieć?- zapytał melodyjnym głosem.
- jasne- powiedziałam szukając w torebce klucza do mieszkania
- dzięki wam czuję że mam rodzinę, to bardzo miłe- powiedział cicho. Wiedziałam ile go musiały kosztować te słowa.
Spojrzałam się na niego i uśmiechnęłam się uroczo.
- a ja ci dziękuję, że jesteś częścią mojego życia. Dla mnie to bardzo dużo znaczy- wyznałam.
Te słowa może zabrzmiały nieco szczeniacko, ale dla nas te słowa były pewnym przejściem do przodu. Kolejny level. 
Bardzo bałam się iść do przodu. Miałam wrażenie, że teraźniejszość jest już piękna a czas wszystko zepsuje.
Wieczorem położyliśmy się u mnie w pokoju i włączyliśmy film, ale nie mogłam się na nim skoncentrować. Wróciły straszne bóle głowy i brzucha. Nie mówiąc o kościach. Nie chciałam mówić o tych dolegliwościach, bo jak już wiecie, nie lubię się nad sobą użalać przy Robercie. Zbagatelizowałam sprawę.
Robert nagle spojrzał na mnie podejrzliwie.
- masz gorączkę- stwierdził patrząc na moją twarz. Położył mi swoją lodowatą rękę na czole.
- i to nie małą- dodał poważnie- dobrze się czujesz?- zapytał.
Kiwnęłam tylko głową. Nie było dobrze. Zaczęłam się pocić. Wstałam i poszłam do łazienki z ostatkiem sił. Bałam się że już z niej nie wyjdę. Opłukałam twarz i przypomniałam sobie, że o tej godzinie powinnam już dawno wziąć tabletkę. Otworzyłam szufladę od umywalki i ze starego pudełeczka wyjęłam lekarstwa. Od razu je wzięłam i modliłam się, aby poskutkowały. Nie uśmiechało mi się dzisiaj pójście do szpitala.
- Jula? Wszystko okay?- zapytał zmartwiony Rob. Czuł, że coś jest nie tak jak powinno. I tak długo nie kapnął się, że biorę leki i jestem ciężko chora. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała mu powiedzieć prawdę, ale tak bałam się jego reakcji i zmartwienia, że nie odnalazłam w sobie odwagi.
- tak- powiedziałam i wyszłam z łazienki. 
Złapał mnie za rękę i spojrzał na mnie zmartwiony z nutką niepewności.
-  pewna? Może pójdziemy jednak do lekarza?- zaproponował poważnie.
- nie, na prawdę.. już jest dobrze- powiedziałam i wtuliłam się do niego. Nie chciałam już dziś o niczym myśleć.
- jak coś to mów! Obiecuj- spojrzałam mu prosto w oczy. I szczerze mu obiecałam. Poza tym obiecałam również sobie, że o następnych dolegliwościach będę mu mówiła, ponieważ to już nie są żarty.
- obiecuję. A teraz chodź spać! Jest już późno a jutro trzeba iść do szkoły- przypomniałam mu. Utrzymywał się ze stypendium, więc każde jego spóźnienie, nieobecność bądź jedynka działała na jego niekorzyść. Dlatego ja, jako jego dziewczyna, nie mogłam pozwolić na to aby się opuścił.
Wziął mnie znowu za rękę i położyliśmy się razem. 
Początkowo miałam chęć aby usnąć, ale później cierpiałam na bezsenność. Nie mogłam znaleźć sobie wygodnej pozycji. A to mi latarnia na dworze przeszkadzała, a to było mi za gorąco, albo za zimno. Co prawda tabletki zadziałały i już nic mnie nie bolało, ale nie było mowy o uśnięciu. Robert usnął cudem, jak go trochę poprzytulałam. Dla niego pieszczoty zawsze działały na bezsenność. Niestety moje ciągłe ruszanie się obudziło go.
- nie możesz spać?- zapytał z troską. Cały dzień z resztą się martwił o mnie. Ciągle miałam wrażenie że się boi.
- jakoś nie mogę usnąć. Ale idź spać, bo już 4 w nocy
Usiadł sobie i zapalił lampkę. Popatrzył na mnie jak na małą, biedną sierotkę.
Przybliżył się do mnie i złapał mnie całą. Zaczął mnie podnosić. 
- Robert nie wygłupiaj się- powiedziałam głośno
- zaparzymy herbatę - powiedział nie słuchając moich pretensji.
Zaniósł mnie do kuchni i posadził na blacie szafki kuchennej. Traktował mnie jak małe dziecko. Uśmiechnęłam się tylko. Dyskusje z panem Gierszałem nie miały jakiegokolwiek sensu.
- czarną czy zieloną?- zapytał po nastawieniu wody na gazie.
- zieloną
-z cytryną?- dobrze wiedział, że tak. Nie rozumiałam po co pytał.
Kiwnęłam głową.
Spoglądałam sobie na niego gdy był odwrócony. Znałam go tyle czasu. Miałam go przy sobie 24 na 2, ale za każdym razem jak się dłużej na niego patrzyłam, za każdym razem jak go całowałam dostawałam palpitacji.
To był dobry znak. To znaczyło, że bardzo go kochałam. I żadna kłótnia tego nie zmieniała.
Zeskoczyłam z szafki jak ninja i podeszłam do niego po cichu. Wystraszyłam go. Prawie wysypał całą cukierniczkę. Wybuchłam śmiechem i nie mogłam przestać.
- ooooo tyyyyyy- wskazał na mnie palcem- gorzko tego pożałujesz, kochana- powiedział głośno śmiejąc się przy tym jak seryjny morderca.
- nieeeee- krzyknęłam z piskiem. Bardzo się bałam, że zacznie mnie łaskotać. Bardzo tego nie lubiłam. Musiałam szybko myśleć- a jak to jakoś naprawię?- zaproponowałam
- hmmmmmm...no nie wiem.....- powiedział drażniąc się ze mną.
- błagam- powiedziałam gestykulując przy tym jak pijana.
- dziś będę dobry i za buziaka puszczę się na wolność- powiedział uśmiechając się szeroko robiąc parę kroków do mnie.
***
Kolejny tydzień minął szybko. Robert nie wytrzymał i musiał pobić się z Gabrielem o głupotę. Jak zawsze to była wina Gabriela który prowokował Roberta nie raz. Kiedy jednak mnie wkurzył i dostał w twarz i Robert to zauważył, podszedł to niego i dostał przynajmniej 4 razy mocniej. Wszystko widziała to pani pedagog. Robert o mało co nie wyleciał ze szkoły a Gabriel o mało co nie stracił zębów. A wszystko dlatego, że Gabriela łapka powędrowała tam, gdzie nie mogła. Na szczęście skończyło się to dobrze.
Ale to był tylko początek złych wydarzeń. 
W piątek wieczorem wchodziłam po schodach z zakupami i zrobiło mi się nie dobrze. Wylądowałam głową na betonowym schodku i trafiłam prosto do szpitala ze śpiączką. 
Z tego co wiem trwała ona 2 tygodnie. Gdy mnie wybudzili na szczęście wszystko pamiętałam. Ale nikt nie miał dla mnie dobrych wieści. Bałam się Robertowi spojrzeć prosto w oczy. Strasznie bałam się jego niebieskiego zawiedzionego spojrzenia, które ma mi za złe to, że nie powiedziałam mu o chorobie i moich problemach z chodzeniem od weekendu przed wypadkiem.
Pierwsza weszła mama z moim "ojczymem?"
Bo tak poprosiłam, żeby było.
Weszli tak upłakani, że ja sama nie wiedziałam co mam robić
- mamo..nie płaczcie już, bo mi też smutno- powiedziałam i chciałam usiąść ale bój całego kręgosłupa mi na to nie pozwolił. Oprócz ręki i głowy niczym nie mogłam ruszać.
- musimy ci o czymś powiedzieć- powiedział mój ojczym.
- o co chodzi?- powiedziałam zagubiona.
Usiedli przy mnie i moja mam złapała za moją dłoń.
- przed wypadkiem byłaś w ciąży, jednak twoja choroba i upadek...- nie dokończyli a ja już wiedziałam o co chodzi. Wybuchłam histerycznym płaczem. Mama mocno mnie przytuliła i próbowała uspokoić. Gdy płakałam ból w moich kościach wzrastał. Czułam się strasznie. Nie wiedziałam już czy duchowo czy fizycznie. Całe świat się zawalił. Pierwsza myśl jak przyszła mi do głowy to tylko 1 słowo "Robert"
- Robert wie?- zapytałam cicho, bez życia patrząc przed siebie.
- wiedział od razu po wypadku. To on próbował cię ratować. Gdyby nie on nie wiem co by było- powiedziała mama łapiąc się za głowę. 
- i jak?- zapytałam  ponownie bez emocji.
Serce biło jak oszalałe.
- w 2 tygodnie musiał się z tym pogodzić. Siedzi tu całe dnie. Był może z 3 razy w domu aby się wykąpać- powiedziała mama zmartwiona. Gdy tak mówiła, już widziałam że z nim jest źle.
- a spał?- zapytałam z troską. Tym razem martwiłam się tylko o niego. Ja mogłam sobie tam już zdychać. Ale on? Właśnie zabiłam mu dziecko.
- nie dużo- powiedział ojczym- jak już spał to tu na krześle- dodał cicho.
Zamknęłam oczy, żeby sobie to wszystko poukładać. Zjadało mnie od środka.
- gdzie on teraz jest?- zapytałam prawie szeptem. Nie mogłam nawet mówić
- czeka za drzwiami na swoją kolej- powiedziała mama- zawołać go?
Bałam się konfrontacji z nim. Wiedziałam, że to będzie bolesne. 
- załatwiliśmy w tej klinice te łózko tu obok i swoją szafkę- powiedział ojczym wskazując na drugi koniec sali, bo nie chcę się w ogóle stąd ruszać. Zostaniesz tu jeszcze na 2 miesiece- powiedział smutno
- w święta?- zapytałam oburzona. Kiwnął głową i dał mi buziaka w czoło. Mama zrobiła to samo 
-  wszystko będzie dobrze, gwarantuję ci to. Pamiętaj że będziemy cię wspierać!- wyszeptała mi to ucha.
Razem wyszli i bałam się że następnej wizyty nie przeżyję.
Gdy otworzyły się ponownie drzwi serce mi stanęło. Jak zobaczyłam czarną czuprynę wchodzącą do pomieszczenia pomyślałam sobie, że właśnie nic już nie ma sensu. 
Chciałam mu spojrzeć w oczy. Zobaczyć jego spojrzenie. I jak ktoś z was myślał, że gorzej być nie może, to niech uwierzy że jednak może. Po jego niebieskim spojrzeniu lepiej byłoby nie mówić. Ten błysk w oczach zgasł. Widać było, że nie spał, że płakał,  że cierpiał. Jak tylko nasze spojrzenia się spotkały w naszych oczach pojawiły się łzy. To był taki moment w którym największy twardziel by się rozkleił.
Pierwsze słowo jakie Robert usłyszał gdy tylko pojawił się w moim pokoju było "przepraszam". Przepraszam pełne szczerości i nieskończonej miłości.
Miałam tylko 17 lat, ale mimo tego, urodziłabym to dziecko. Bolało mnie to, że dowiedziałam się o jego śmierci, przed wiadomością, że w ogóle jestem w ciąży.

Robert nic nie powiedział po moim przepraszam. Usiadł na krześle, wziął moją dłoń i położył głowę na niej.
- dzięki ci, że tu jesteś- powiedział szeptem  rozklejając się już do końca.

Rozdział dedykuję Marioli za wiarę we mnie i motywowanie mnie do dalszego pisania <3



sobota, 22 listopada 2014

TOM2- Rozdział 25 CZĘŚĆ I (ostatni w tym tomie)- Zobowiązania

Bardzo trudno będzie mi wejść do 3 tomu. Będzie to bardzo trudny tom, smutny w większości. Wymyśliłam tą historie i nie chcę zmienić jej treści, mimo że bardzo żałuję, że tak to rozegrałam. Oczywiście każda historia ma swój happy end. Na razie nie mam pomysłu ile będzie tomów, ale myślę że 4 to odpowiednia liczba. Ostatni tom będzie takim skokiem w czasie. Mam już pewien pomysł.....
Napiszcie mi koniecznie w komentarzach jaki chcielibyście zakończenie tego opowiadania! Bardzo mi na tym zależy. Zakończenia jeszcze nie mam, więc każdy pomysł jest dobry. Może połącze pomysły moich czytelników? Kto wie!
   - Koizumi                                            Rozdział 25
CZĘŚĆ 1

Obudziłam się i od razu poczułam, że chyba nie wyjdę z łóżka. Nie dlatego, że nie miałam ochoty, ale dlatego, że (niestety) nie byłam w stanie.
Kac.
Ale chwila...gdzie Robert?
Drzwi się otworzyły. I pojawia się Bercik z obraną mandarynką.
- o wstałaś. Żyjesz alkoholiczko?- zapytał z pełną buzią.
- ledwo- powiedziałam łapiąc się za głowę. Myślałam, że zaraz wybuchnie.
- polecam mandarynki. Najlepsze- uśmiechnął się złośliwie.
Menda.
- ciągle coś jesz- zauważyłam
- muszę trochę przytyć- powiedział wciskając całą mandarynkę do buzi
- czemu?- zapytałam podnosząc jedną brew
- mam 189 cm i może nie widać ale mam niedowagę. A planuję wrócić do drużyny koszykarskiej i nie wypada- powiedział siadając na łóżku koło mnie
- ooo fajnie- powiedziałam uśmiechnięta.
- wiem- powiedział dumnie- będę nie tylko piekny ale też wysportowany. Padniesz- powiedział w żartach
- hahaahah, jasne - roześmiałam i nagle zabolała mnie głowa. Złapałam ją ręką
- coo? boli?- zapytał rozbawiony- było tyle nie pić
- dzięki za pocieszenie. Na prawdę..- powiedziałam sarkastycznie i rzuciłam w niego poduszką- głupi Rob!- krzyknęłam uśmiechnięta
- no tak...- powiedział cicho a następnie uśmiechnął się demonicznie- Głupi Rob już zorganizował dzisiejszy romantyczny wieczór- patrzył na mnie, żeby nie pominąć mojej reakcji
- to dobrze- powiedziałam obojętnie, ale tak na prawdę chciało mnie rozerwać w środku
Wiedziałam, że jego walka z moimi uczuciami się nie skończyła.
- mam jeszcze jedną informacje- kurcze, przyznaję, że o mało nie zaczęłam piszczeć na samą myśl, że to już dzisiaj, że to przez głupi zakład i że on robi mi na złość. Jak zawsze z resztą.
- już nie mogę się doczekać- powiedziałam sarkastycznie. Uśmiechnął się szeroko. Co on miał w tej głowie?
- tak? To dam ci to teraz- powiedział dumny, że ma jeszcze amunicje na tej wojnie.
- co?- powiedziałam przerażona. Na prawdę tym razem nie dałam rady z emocjami. Ten człowiek mnie przeraża. Muszę przyznać, że jest w tym mistrzem
Poszedł po coś do pokoju. Zamknęłam na chwile oczy żeby się opanować. Bardzo w tamtym momencie zapragnęłam się ulotnić w powietrzu. Albo niech mnie mama telefonem uratuje
Ale nie, nie tym razem
Wszedł do pokoju bardzo pewnie i dominująco z tym uśmieszkiem który nie opuszczał go od czasu naszego zakładu. Miał w ręce różową małą torebkę prezentową.. Bardzo podobną do tej w której podarował mi sukienkę
- proszę Julito kochanie moje- to "kochanie moje" powiedział tak złośliwie, jakby dolewał oliwy do ognia.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam.
No nie.
Niemożliwe.
Fioletowa bielizna.
Moja twarz o mało nie zrobiła się koloru tego stanika. Nie wiedziałam co zrobić. Przecież nie mogłam mu pokazać jaka jestem słaba.
Ale chwila...skąd on znał rozmiar mojej bielizny?
To nie bardzo ciekawiło. W końcu raczej nie grzebał mi po szafkach?
Tym razem ci się udało Robercie Gierszał. GRATULACJE
Musiałam pozbierać myśli i się bronić albo go dobić
- dziękuję- powiedziałam teatralnie udając na prawdę zadowoloną- będzie idealnie pasować do mojej seksi sukienki, którą dziś mam założyć- wysłałam mu buziaka.
Bardziej dogryźć mu nie mogłam. Przepraszam, ale nie potrafię
- uuu to widzę, że już gorąca jesteś- właśnie patrząc mi prosto w oczy czekał aż powiem : " Robert, kochanie, przyznaje wygrałeś. Jestem słaba i tchórze, ty jak zawsze masz racje"
Ale nie. Nie dałam się, wiecie?
Przełknęłam ślinę i pokazałam mu język
- w przeciwieństwie do ciebie ty chłodna kostko- powiedziałam cicho, jakby do siebie.
- ja ci tu dam!- powiedział i się na mnie rzucił z pieszczotami.
- AŁA!!!! - krzyknęłam bo wbił mi niechcący kolano w udo.
- oj przepraszam- powiedział dla zasady i zaczął mnie znowu całować
- łaskoczeeeesz!- powiedziałam  śmiejąc się.
Moje tortury się skończyły, kiedy zadzwonił jego telefon.
Klęknął na łóżku i zaczął wyciągać komórkę z kieszeni.
- o dzięki ci Boże- powiedziałam cicho
- i tak cię dorwę- powiedział pokazując na mnie palcem
- halo? Nie, dziś nie wychodzę. Bo wiesz stary, dziś szykuje mi się gorący wieczór.- zrobiłam do niego straszną minę. To mógł sobie oszczędzić- tak, więc musimy to przełożyć. Okay, to jeszcze się zgadamy. Cześć- powiedział wiedząc, że najchętniej to dałabym mu w twarz.
Gdybym przy sobie miała pistolet nie zawahałabym się go użyć.
- z kim gadałeś?- zapytałam bardzo zła
- z Krystianem- powiedział jak zawsze rozbawiony moim zirytowaniem
- wiesz co...? Mogłeś sobie tego oszczędzić- powiedziałam wkurzona na niego. Wstałam z łóżka i odeszłam, żeby się uspokoić.
On został tam, siedząc sobie spokojnie. Przesadził
- no nie obrażaj się- powiedział słodko. Ale dziś byłam nie dość że na kacu to jeszcze nie brałam leków i głowa mnie bolała. Nie miałam siły na dyskutowanie z nim ani na uleganie jego "słodkości"
- jesteś po prostu bez serca- powiedziałam wprost szukając w szafce odpowiednich tabletek. I szczerze miałam w dupie to, czy je zobaczy czy nie. Miałam ochotę tylko iść zjeść śniadanie, wziąć leki i iść na spacer.
I właśnie tak, w ciągu 3 minut ktoś mi zrujnował humor.
- przeszkadza ci to, że Dani może się dowiedzieć- to nie było pytanie. On już to stwierdził. Ale szczerze nawet mi taka myśl przez głowę nie przeszła. Nie pomyślałam nawet o tym. Chyba ma coś z głową.
Tak, jestem zła.
- ty masz jakieś urojenia. To się leczy- powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Przez 2h się nie odzywaliśmy. Ubrałam się i zjadłam. On siedział na telefonie w salonie i coś z kimś pisał. Przechodziłam koło niego może z tysiąc razy bo salon jest po środku.
Za tysięcznym pierwszym razem odezwał się odkładając telefon na bok.
- przepraszam- powiedział cicho. Nawet na niego nie spojrzałam
- fajnie- nakładając sobie kolczyki. Zbywałam go na całej linii.
Wiedziałam, że go to denerwuje, ale nie potrafiłam przestać. Czasami tak już miałam, on chyba też. Robić sobie nawzajem na złość mamy już we krwi.
- wiem zje*ałem jak zawsze, żałuję- mówił słodko. Ale co z tego, nie zmieniało to postaci rzeczy.
- fajnie- powtórzyłam z tym samym nastawieniem do niego
Spojrzał na mnie przymrużając oczy. Wstał gwałtownie z łózka i podbiegł do mnie. Serce chciało mi wyskoczyć z klatki piersiowej. Bałam się tego wielkiego człowieka, patrzącego na mnie jakby chciał mnie zabić i zakopać w lesie.
Zrobiłam się cała czerwona i nie wiedziałam czy uciekać czy wołać o pomoc. To była trochę dziwna sytuacja ponieważ chciało mi się śmieć, mimo że bardzo się bałam tego co on chce zrobić, a on był poważny. Nie widziałam zabawy w jego oczach. Tylko zdecydowanie.
- pogodzisz się ze mną teraz czy nie?- zapytał całkiem poważnie nie przestając gapić się na mnie z miną mordercy
- zastanowię się- powiedziałam i już miałam go ominąć, kiedy zastawił mi drogę
Nic nie mówił, nadal nie zmieniał swojego spojrzenia. Przyznaję się że w tamtej chwili bałam się jego na poważnie.
- Robert, daj mi przejść- poprosiłam i ruszyłam z miejsca, ale znów mi to utrudnił. Najgorsze było to że milczał nie odrywając spojrzenia. To było dziwne.
- czego chcesz?- warknęłam chamsko. Miałam dość swojego monologu. Chciałam dokończyć się szykować i ochłonąć, a on zaostrzał moje zdenerwowanie.
- uśmiech- powiedział znowu dziwnie
- zapomnij- powiedziałam chłodno i stanowczo.
Zrobił jeszcze jedne krok w moją stronę nie odrywając przez całym ten czas spojrzenia
Złapał mnie za nadgarstek i pochylił się chyba, żeby mnie pocałować. Nie chciałam się do niego zbliżać bo bardzo byłam na niego zła.
- puszczaj- powiedziałam i próbowałam wyszarpać swoją dłoń z jego uścisku
- nie- powiedział uśmiechając się jakby był królem wszechświata. Jakby miał nade mną władze.
Spojrzałam w jego oczy groźnie. Moja irytacja sięgała zenitu
- Robert nie denerwuj mnie już. Puszczaj- tym razem mówiłam spokojnie z opanowaniem, tylko tak mogłam go opanować
- nie - powtórzył ponownie i zrobił krok do przodu popychając mnie lekko w strone ściany. Kiedy byłam już przy niej i nie mogłam się ruszać zaczął mnie całować. Na początku próbowałam się wyrwać. Ale to nic nie dawało. Następnie nie odwzajemniałam pocałunku , ale w końcu się poddałam. Tak, telenowela.
Znowu mój związek tak wygląda.
Trwało to długo. Kiedy skończył się pocałunek i mój obojczyk również został wycałowany, położył głowę na moim ramieniu. Puszczając mój obojczyk. Kochał kłaść tak głowę, często tak robił. Ogólnie bardzo rzadko patrzył mi w oczy po całowaniu czy przytulaniu.Nie rozumiałam go, ale akurat ta zagadka mnie nie denerwowała
-nie kłóćmy się już, dobrze?- poprosił nie podnosząc głowy.
- nie wiem czy zauważyłeś ale to ty zawsze masz jakieś problemy lub pretensje- powiedziałam szczerze
Wziął moją dłoń i ją pocałował spoglądając na mnie.
- wiem- przyznał- ja bardzo bym chciał się uspokoić, ale wiesz...znasz mnie. Na prawdę chcę się zmienić i ...- im więcej mówił tym bardziej chciało mi się śmiać z jego przepraszania. Był taki słodki. Matko. Taki Bercik nie patrzący mi w oczy ze wstydu. On i wstyd. Zapiszcie to do kalendarza. Z drugiej strony mówił ważne rzeczy. Miał racje. Znałam go i wiedziałam że niektóre jego zachowania są spowodowane jego drobnymi problemami z przeszłości. Czasami go to nie tłumaczyło, ale jednak trzeba brać to pod uwagę.
-  i wiem że to nie tłumaczenie, ale..- sam juz nie wiedział co mówić. Wyrwałam swoją rękę i chyba myślał że nie przestałam się gniewać, ani nie przyjęłam jego przeprosin, bo zrobił głupią minę.
Ale rzuciłam mu się na szyję i ścisnęłam mocno. Od razu poczułam jego specyficzny zapach. Taki piękny i pociągający.
Był bardzo zaskoczony i kiedy ściskałam go za szyje musiał się schylić bo był za wysoki.
- nie gniewam się już- wyszeptałam mu do ucha- tylko zapamietaj to na przyszłość- poprosiłam
- no...możesz być pewna, że akurat to zapamiętam- powiedział rozbawiony.
Przygnębienie znikło z jego twarzy. Ulżyło mu raczej.
- za karę dziś ty gotujesz. I nie akceptuję niedobrego żarcia, ma być perfekcyjne- pokreśliłam uśmiechając się do niego szeroko.
- będzie perfekcyjne- powiedział jak żołnierz przed zadaniem do wykonania- to może pójdziemy do sklepu?
- jasne, bo w lodówce nie ma nic oprócz smalcu i cytryny- powiedziałam śmiesznie robiąc głupie miny. Kilkanaście tysięcy w banku, a w lodówce pustka. Gratulacje dla nas.
***
Nie wiedziałam, że Robert tak dobrze umie gotować. Zastanawiałam się głęboko nad tym, czego on nie umie robić. Nie znałam dziedziny w której był słaby. Nie znałam rzeczy której by nie umiał robić. Ani rzeczy, której by się bał dokonać.
- smakuje ci?- zapytał trochę zawiedziony, bo kiedy myślałam robiłam głupie miny i mógł źle to zaiterpretować
- pyszneeee- przyznałam- od dzisiaj ty gotujesz- powiedziałam połykając kawałek ziemniaka w przyprawach. Wszystko się rozpływało w ustach. Dziwiło mnie też to że zjadłam wszystko. Pierwsze, drugie danie plus deser. Wszystko zmieściłam. Plus mojej cukrzycy był taki że momentami mogłam jeść co chcę. To zależało od poziomu cukru we krwi.
- nie chcesz ani gotować ani sprzątać księżniczko...- zauważył pedancik. Już na pewno wam kiedyś wspominałam o tym, że Robert kochał porządek. To w domu dziecka przesadzali z czystością i już mu to zostało. Nie było u nas dawno sprzątane i zaczęło mu to przeszkadzać. Nie dziwię się. Wszystkie jego ciuchy były idealnie poukładane w szafce. Jego pokój błyszczał. Reszta domu już gorzej. Moje kosmetyki i ubrania były wszędzie. Nie było metra wolnej powierzchni
- no dooobra. Posprzątam dziś cały dom- powiedziałam dobrze nastawiona do pracy.
- przecież żartuję sobie- powiedział rozpuszczając moje włosy.
Wypadło mi z głowy że on nie cierpi kiedy mam je związane.
-  ale jest bałagan więc, żeby się robale nie zalęgły wypadałoby posprzątać- stwierdziłam patrząc na ten syf z obrzydzeniem
- pomogę ci- powiedział uśmiechnięty.
- nie, sama narobiłam bałaganu to teraz muszę sama posprzątać- powiedziałam pewnie opopierając się o jego ramie na sofie
- ale zajmie ci to cały dzień, a przecież dziś mamy plany. No chyba że...- próbował namówić mnie żebym się poddała. Ale jak już mówiłam, zamierzałam tym razem pokazać jaka jestem silna
- nie poddam się. A co do sprzątania to dam sobie radę- dostałam sms,
Wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na ekran
" Co tam u ciebie- Dani"
Jak zawsze nie używał znaków interpunkcyjnych. Po tym sms byłam pewna, że Krystian już mu się wygadał. Postarałam się odłożyć na bok te myśli. To nie był dzień myślenia jak zawsze o innych tylko też trochę o sobie.
" Wszystko w porządku, a u ciebie?"- odpisałam
- kto to?- zapytał Robert. Byłam pewna że wie, tylko chce mnie sprawdzić czy kłamię.
-  Daniel- przyznałam
- aha- powiedział cicho. To aha zabrzmiało jak " i wszystko jasne"
Zmywał naczynia po obiedzie, więc nie widziałam jego miny. Może i nie miał żadnych złych emocji. Tego nie mogłam wiedzieć bo był odwrócony.
D:" Również. Jak tam po wczorajszym, żyjesz?"
jA: " Już jest okay. Będziesz pojutrze w szkole?"
D: " Będę bo nie zdam. Masz ochotę gdzieś iść jutro? Może spacer?"
Zamknęłam na chwile oczy, żeby pomyśleć. W sumie dawno z nim nie rozmawiałam sam na sam. Chciałam mieć przyjaciela. A on był idealny na takie stanowisko.
JA: "Jasne. Fajnie, że pytasz.. jutro o 14?"
ON: " Dobra. O 14 w parku"
JA; " Będę"
Tak się zakończyła nasza rozmowa. Cieszyłam się jutrzejszym spotkaniem
- umówiłam się z nim jutro o 14- powiedziałam do Roberta gdy odkładał ostatni talerz do zmywarki
-  dobrze- powiedział spokojnie. Odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem- myślę, że mogę ci ufać, tak?- chciał się upewnić. Jak zawsze. Głupi Bercik.
- tak- powiedziałam przewracając oczami.
 ***
Dwudziesta wieczorem. Jestem już gotowa do wyjścia. Robert poprawia tylko bluzkę żelazkiem bo od przytulania mu pogięłam, a jego estetyka i jego bycie pedantem mu nie pozwala na to, aby wyjść tak z domu. Biorę głęboki wdech i czuję, że w sumie nie jest tak źle. 80% dziewczyn chciałaby być na moim miejscu. Więc chyba powinnam się cieszyć, prawda?
Fakt, że wolałabym zostać w domu i siedzieć w moim pokoju, w naszym pokoju z Robertem. Jeśli jego plan był inny, powinnam się go trzymać. 
Ubrałam się w idealną czarną krótką dopasowaną sukienkę. Podkreślała bardoz fajnie jaka ja jestem chudziutka i mała. Jak założyłam szpilki z platformą byłam wyższa o jakieś 15 cm i między mną a Robertem było tylko 15 cm różnicy. Wow! Fajnie tak. Bardzo uroczo to wygląda, kiedy stoję przy nim i nie muszę podnosić głowy aby spojrzeć mu w oczy.
Zrobiłam pewną głupotę przed wyjściem. Zapatrzyłam się zbytnio w niego. Gdy nie widział jak się na niego gapię było okay. Gorzej później kiedy okazało się że w lustrze wszystko widział. I jak zawsze nie mógł tego zachować dla siebie tylko musiał się pochwalić, że wszystko widział
- zdjąłem na 10 minut bluzkę, a ty już nie możesz oderwać wzroku- nagle oprzytomniałam. Spojrzałam w lustro. Jego mina. Matko, nie chciałaby żadna z was być na moim miejscu w tamtym momencie. Ten cholerny uśmieszek.
- nie masz się czym chwalić- kłamałam. Ale musiałam się bronić. 
Nie mogłam zawsze pozwalać na to aby mi dogryzał.
- jakbym nie miał to byś się tak nie gapiła- powiedział odkładając żelazko. Nałożył białą bluzkę i zabrał swoją kurkę.
Nie dyskutowałam dalej. Poszłam za nim.
Nogi mi odpadały. Za duże obcasy były moją jedyną przeszkodą tego wieczoru.
- ale zimno. Ile będziemy jeszcze szli?- zapytałam błagającym tonem. Myślałam, że zaraz padnę.
- jeszcze trochę. Będziesz robić mi tatuaż.- myślałam że niedosłyszałam
- cooooooo?- krzyknęłam. Na szczęście dookoła nie było nikogo
Roześmiał się.
- no tak. Dobrze słyszałaś. Dziś zrobisz mi tatuaż. Mój kolega ci pomoże- powiedział nadal rozbawiony moją reakją
- nigdy- powiedziałam. Słyszałam w uszach swoje bicie serca. Przerażała mnie ta myśl strasznie.
- jasne, że zrobisz! Proszę- poprosił słodko. Gdyby chodziło o coś łagodniejszego to uległabym, ale nie mogłam.
- gdyby to było markerem to nie byłoby problemu. Ale kurde, Robert to będzie igła, krew. Poza tym zostanie ci to na całe życie- powiedziałam jakbym chciała mu wybić z głowy zabójstwo.
- bardzo mi zależy na tym, abyś mi zrobiła ten tatuaż. Zrób to dla mnie. Napiszesz za pomocą tatuatora, to co będziesz chciała. Chcę mieć coś twojego przez całe moje życie- powiedział poważnie ale zarazem szczerze i z uczuciem. Nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłam, że on mówi na poważnie. Przede wszystkim bardzo mu na tym zależało. 
Ale żeby od razu robić sobie coś, co zostanie na całe życie?
Chciałam też dać coś od siebie.
- dobrze- powiedziałam i na jego twarzy pojawił się uśmiech- ale pod jednym warunkiem. Ty zrobisz mi również tatuaż. Ale zrobisz go sam. Na pewno umiesz- powiedziałam nagle. Ten pomysł przyszedł bardzo szybko mi do głowy. I wcale nie żałowałam, że to zaproponowałam. Wiedziałam czego chcę od życia. 
Roześmiał się. Wyśmiał mój pomysł. Nie ukrywam, że w tamtym momencie zrobiło mi się cholernie przykro. 
- nie mówisz poważnie- stwierdził śmiejąc się pod nosem
- ty nigdy nie bierzesz mnie na poważnie- powiedziałam smutno. Miałam łzy w oczach, bo jeszcze minute temu mogłabym oprócz tatuażu skoczyć z nim z mostu, a teraz wszystko prysło jak bańka mydlana. Czemu za każdym razem wszystko się tak kończyło? 
Zdziwił się gdy zobaczył moją zmartwioną twarz. Chyba głupio mu się zrobiło. Bo przez dobrą minute stał w miejscu na przeciwko mnie i nic nie mówił ani nie robił. 
- żartowałaś, prawda?- zapytał, ale ja zaprzeczyłam głową. Po raz kolejny, w takich sytuacjach uruchomiła się moja fontanna i zaczęłam płakać.
- wiesz co? Ja wracam do domu. Udało ci się,wygrałeś- stwierdziłam z płaczem- z podstępem, ale ci się udało- dodałam, odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
- nie chciałem cię zranić- powiedział za moimi plecami- nie wiedziałem, że mówisz poważnie.
Odwróciłam tylko głowę w jego kierunku.
- to już wiesz. I szkoda, że się dowiedziałeś teraz, bo ja biorę ciebie zawsze na poważnie. Ten tatuaż, zakład...wszystko. A ty co? Jak zawsze..- nie dał mi dokończyć. Zaczął mówić
- nie płacz- powiedział dziwnie. Jakby go to bolało. W teorii tak powinno być. Chłopak przez którego płacze dziewczyna powinien czuć się jak gówno.
Podszedł do mnie i stanął obok. Bardzo blisko, ale nie dotknął mnie. 
- mam dość Robert- powiedziałam. Zaczęła znowu bardzo boleć mnie głowa. Gdy się denerwowałam, ból powracał i mną władał.
- też mam siebie dość- powiedział traktując swoją osobę jak śmiecia. Zawsze miał wyrzuty do siebie, obniżał swoją samoocenę i nie chciał się znać. To dziwne, ale ja serio miałam wrażenie jakby miał rozdwojenie jaźni- ale taki już jestem. Przykro mi, że akurat stanąłem na twojej drodze życia, ale nie mogłem się powstrzymać- powiedział oddychając szybko i głęboko. Chyba znowu dostawał nerwicy. Tak jak kiedyś. Pamiętacie?
- przestań!!!- krzyknęłam i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Miałam dość jego braku szacunku to samego siebie. 
- dobra..juz lepiej nic nie mówię- powiedział szeptem. Stał koło mnie i widząc go takiego bez życia nie miałam serca odejść. Tym bardziej, że to by nic nie załatwiało. Byłoby jeszcze gorzej. Bo nikt nie wie co on mógłby zrobić, gdybym sobie poszła. Bałam się jego pomysłów. Bałam się jego. Ale nie o swoje bezpieczeństwo, bo wiedziałam że nic mi nie zrobi ale o jego.
Jemu nie zależało na życiu. Widziałam to. Gdyby mógł to by się zabił, ale wie że jeśli to zrobi to ja mu tego nie wybaczę do końca swojego życia. Jego dusza nie mogłaby spoczywać w spokoju, bo moja by ją nękała.
Zrobiłam krok do przodu i oparłam się o jego klatę. Stał jak posąg. Nawet nie przytulił mnie. Powróciła kostka lodu, którą jak bardzo próbowałam roztopić dawniej
Podniosłam głowę i wyjęłam chusteczki z torebki żeby się wytrzeć.
Miał nic nie mówić ale jednak się odezwał, gdy próbowałam wytrzeć swoje łzy, ale nie wyrabiałam bo łzy leciały wciąż i wciąż
- zależy mi na tobie strasznie. Bardziej niż na sobie, wiesz? To nie tak, że ja nie biorę cię na poważnie. Tylko po protu mam już pewny obraz ciebie, i kiedy mnie zaskakujesz myślę, że żartujesz.Nie chcę cię ranić,ale w ciąż to robię. Czuję się z tym źle. Nie zostawiaj mnie teraz samego, bo nie będę wiedział co ze sobą zrobić- powiedział cicho.
Mimo że byłam cała w łzach to uśmiechnęłam się do niego. Jedyny plus płakania był taki, że miałam wodoodporny makijaż.
- ale ja jestem głupia. Płaczę jak jakaś beksa. A przecież mamy przed sobą jeszcze cały wieczór, prawda?- powiedziałam jak gdyby nigdy nic. Wzięłam drugą chusteczkę, żeby się wytrzeć ale została mi przez niego wyrwana z ręki.
Sam chciał to zrobić. Chyba było mu przykro nadal o to, że zaczęłam płakać. Płacz działał na niego jak płachta na byka.
- chodźmy do domu- powiedział stanowczo.
- nie, nie! Idziemy robić tatuaże- powiedziałam. Nie zamierzalam sie poddawać.
-pewna?- uśmiechnął się od ucha do ucha
- jak nigdy- powiedzialam zdecydowana.
Wchodząc do tatuażysty przyznaję, że mi nogi drżały jak nigdy. Ale dałam radę.
Najpierw tatuaż Roberta. Został zrobiony na żebrach z boku. Napis wymyśliłam sama. Tatuażysta o imieniu Kajetan ( kojarzyłam jego twarz skądś) zrobił go jednak sam. Ja tylko podpisałam się literką "J" Starałam się jak mogłam. Nie wyszło strasznie, ale super też nie.
it's never too late to be together - J"
Okazało się że tatuaż nie boli bardzo. Jak  się zacisnie zęby można przeżyć. Mój tatuaż wylądował na obojczyku.
" grow old with me- R"
Pięknie to napisał. Aż nie mogłam uwierzyć, że to był jego pierwszy tatuaż robiony własnoręcznie.
Co z tego, że przez zrobieniem mi go pytał z 10...15 razy czy jestem pewna
***
- nie mogę uwierzyć, że właśnie mam tatuaż- powiedziałam gdy tylko wyszliśmy od Kajetana
-a jednak- powiedział zadowolony Bercik
Poszliśmy do strasznie eleganckiego hotelu. Wszystko było idealnie zaplanowane. Kolacja była wyśmienita. Nawet jeśli byłaby okropna to bym ją zjadła bo byłam strasznie głodna.
Usiedliśmy na łóżku, aby jeszcze raz spojrzeć na tatuaże. Co z tego, że Kajetan kazał nam na razie tego nie ruszać.
Zaczęliśmy się całować namiętnie. Kiedy już rozsunął mi suwak sukienki i zobaczył, że wcale nie tchórzę, przestał.
- dobra...wygrałaś- powiedział zaklejając opatrunek na jego żebrach- myślałem że stchórzysz, ale oddaje honor- dodał
Cieszylam się ze wygrałam tym razem i że znów go zaskoczyłam, ale po tym ustąpieniu mi zrobiło mi się .....GŁUPIO?
Chyba nastawiłam się do tego że tą noc spędzę z nim.
 Nie mogłam sobie poradzić z zapięciem sukienki na plecach
- czekaj zasunę ci- zaproponował.
Ale tym razem on zapomniał o lustrzę na przeciwko nas. Widziałam jak zagryza wargę i gapi się na moje plecy. 
Gdybym była Robertem wyśmiałabym go, ale to nie o to w tym chodziło. 
- albo wiesz co? Nie zasuwaj jej- powiedziałam odwracając się do niego
- czemu?- zapytał nie kapując o co mi chodzi.
Przepraszam, czy on jest blondynem?
- bo zaraz byś musiał znowu ją rozsuwać- powiedziałam uśmiechając się szeroko. A najlepsze w tym wszystkim było to że nie wstydziłam się niczego w tamtym momencie. Odwzajemnił uśmiech. Ale to on dziś przegrał po całości, bo nie dość że przegrał zakład to jeszcze się zaczerwienił.
Po wymianie spojrzeń kontynuowaliśmy to, co rozpoczęliśmy wcześniej. 
 I cieszyło mnie to, że to już było poza zakładem. Że przespałam się z nim dlatego że chciałam a nie dlatego że musiałam.

 

sobota, 15 listopada 2014

TOM2-Rozdział 24- Zakład

Leżałam sobie i myślałam, kiedy nagle zadzwonił mój telefon.
Majka.
Nie miałam ochoty tłumaczyć się dlaczego nie jesteśmy aktualnie u niej na imprezie. Później zaczęła wydzwaniać do Roberta. On chyba też nie zamierzał z nią rozmawiać, ale uległ. Pewnie dlatego, że miał dość dźwięku dzwoniącej komórki.
- słucham- powiedział warcząc do niej. Był strasznie zły-  nie, nie przyjdziemy, bo Julka mnie oszukała.Ale nie będę o tym mówić. Po prostu nie wpadniemy dziś- powiedział łagodniejszym tonem niż na początku.
Nie mogłam przespać sprawy. Musiałam naprawić to wszystko.
- Rooobert?- zawołałam jak dziecko stojąc w jego drzwiach, które były zamknięte na klucz
-  co? chcesz coś dodać? Słucham- takim zachowaniem podcinał mi skrzydła
- odpuść sobie, dobra?- otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Pięć sekund temu byłam jeszcze spokojna, ale w tej chwili nie mogłam. O mało nie odwróciłam się i nie wyszłam.
Dawno nie byłam u niego w pokoju, on z resztą też. Ciągle siedzieliśmy i spaliśmy u mnie.
- wyjdź stąd- powiedział chłodno i pokazał mi palcem gdzie są drzwi. Przyznaję, chodziły mi w tamtej chwili złe myśli po głowie. Np żeby się spakowac i pojechać do mamy, ale to by nic nie dało.
Tak bardzo kochałam tego borsuka, aż za bardzo i tego nie zrobiłam.
-Roooobert?- zawołałam ponownie słodkim głosikiem- kocham cię - dodałam zaraz po tym. Uśmiechnęłam się w najpiękniejszy możliwy sposób.
Mechanicznym odruchem spojrzał od razu na mnie. Od razu pożałowałam, że powiedziałam mu w taki sposób, bo jego niebieskie oczyska mnie chciały zaatakować. Moje serce już dawno zaatakowały. Kurcze, czemu on musi mieć taki piękne oczy?
Byłam ciekawa po kim ma taką niesamowitą urodę. Po mamie czy tacie?
Szczerze? Chciałabym poznać jego rodziców. Ale...to było niemożliwe. On sam ich nie znał.
- wykorzystujesz moje uczucia do własnych potrzeb. Ty wredna żmijo- zażartował sobie i rzucił we mnie poduszką.
Zaczęłam się śmiać z jego reakcji. Zazwyczaj to ja byłam nadpobudliwa.
- nie denerwuj się borsuczku- powiedziałam żeby mu dogryźć jeszcze trochę
Pokręcił głową pewnie coś sobie myślał.
Podniósł  nagle kołdrę.
- wskakuj- powiedział poddając się
Yuuhuu!! Wygrałam.
Jak mogłam nie skorzystać. Od razu wepchałam się we wskazane miejsce.
- ale to nie zmienia faktu, że jestem obrażony na ciebie.
- no kurcze, nie gniewaj się już- powiedziałam bawiąc się jego czarną czupryną
- będę. Tak łatwo mi tego nie wynagrodzisz- powiedział poważnie
- ale jesteś....! Ja bym ci od razu wybaczyła- to akurat było kłamstwo
- dobra dobra- nie wierzył mi. Chyba za dobrze mnie znał- idziemy do Majki?-zapytał
- a masz ochotę? Czy robisz to, tylko dlatego że jest na ciebie wkurzona?
- obiecałem jej że przyjdziemy. Poza tym....dawno nigdzie nie byliśmy- podkreślił
- to chodźmy
 Nabrałam ochoty żeby iśc na tą imprezę. Ostatni raz jak byłam na imprezie, to było razem z Danim i Krystianem nad morzem. Nigdy nie zapomnę mojego wymiotowania na buty Roberta.
Tym razem musialam sie kontrolować. Brałam leki, więc spożywanie alkoholu nie byłoby dobrym pomysłem.
- mam coś dla ciebie- powiedział, gdy zauważył, że wybieram jedną sukienkę pół godziny
Spojrzałam na niego z jedną niewiadomą na twarzy.
- co takiego?- zapytałam zaskoczona
Podszedł do swojej szafy i wyjął z niej czarną papierową torebkę z jakiegoś drogiego sklepu.
- miałem ci do dać kiedy indziej, ale teraz ci się przyda  no i..- podał mi ją trochę niepewnie. Wstydził się chyba, czy co.
Otworzyłam ją od razu. W środku była ładna biała sukienka w stylu lata 60.
Piękna.
Z zachwytu nic nie mogłam powiedzieć, a on wyszedł z pokoju, jak gdyby nigdy nic.
- dziękuję, jest prześliczna- krzyknęłam i od razu wskoczyłam do łazienki żeby ją założyć.
Trafił w 10. Leżała na mnie idealnie. Zastanawiałam się kto mu tą sukienkę kupił. Bo nie chciało mi się wierzyć, że on po protu wszedł do sklepu sam ją wybrał i kupił. To było mało prawdopodobne.
Umalowałam się najlepiej jak mogłam i wyszłam z łazienki.
Uśmiechnął się jak mnie zobaczył. Czyli do dobry znak! On też super wyglądał.
Ale problem był w tym że ja musiałam być pomalowana, wystrojona i wychudzona zeby ładnie wyglądać. A on? Podobał się każdej nawet jeśli był chory, zaspany, zły, uśmiechnięty... Zawsze. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Ale Robercie zrozum, że dziś przesadziłeś...weź się schowaj.
- co się tak patrzysz?- zapytał zadowolony z siebie. Ah, zapatrzyłam się.
- a co? Nie wolno mi?- broniłam się. Ale on tymi swoimi tekścikami zawsze wygrywał!
To nie fair!
- wolno, ale patrzysz się tak jakbyś zaraz miała mnie zjeść-  powiedział odgrywając scenkę skromnego, poruszonego tym faktem chłopca.
- a może lubię?- wymruczałam powoli tracąc nadzieję na zgaszenie Bercika
- uuu! No wiesz.... takie propozycję...hm...nie spodziewałem się- powiedział śmiejąc się z mojej reakcji
- o czym ty myślisz!!!!- podniosłam głos i oberwało mu się moją torebką- chodź już, bo spóźnimy się zboczeńcu- zgasiłam tylko światła i wyszliśmy z domu
***
Starałam się dotrzymać mu kroku. Ale on pędził jak błyskawica. Nie dość że miał dużo dłuższe nogi to jeszcze ja miałam na sobie szpilki.
- Robeeeert..zlituj się i zwolnij- powiedziałam ledwo dysząc
-  coś ty. Znowu oberwie mi się za twoje własne propozycje- zaśmiał się
- no proszę. Nie wyrabiam- powiedziałam o mało nie prosząc na kolanach
- a co będę miał w zamian?
- aktualną wcześniejszą propozycję- powiedziałam pół żartem pół serio.
Odwrócił się nie wierząc w to co słyszy.
Zatrzymał się i uśmiechnął się złośliwie
- stchórzysz- stwierdził
Staliśmy koło siebie i patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Nie mogłam mu pokazać tych wszystkich emocji w tamtym momencie, bo znowu by wygrał.
Na razie to ja byłam na wygranej pozycji. I strasznie lubiłam te uczucie. Co z tego, jeśli nawet nie zdawałam sobie sprawy, że właśnie zawarłam pakt z diabłem .
Scenka jak z serialu.
Zaprzeczyłam głową.
- mylisz się- powiedziałam.
- to podaj czas i miejsce w takim razie- nie mówił tego serio, tylko chciał zobaczyć mnie jak się poddaje na starcie. Ale nie, nie tym razem.
-jutro, miejsce wybierasz ty- powiedziałam uśmiechając się pewnie.
-trzymam cię za słowo- powiedział i nie ruszył się z miejsca. Chyba czekał aż jednak wszystko odkręcę
- no na co czekasz? Idziemy - powiedziałam pewna siebie. Byłam już 2 metry od niego. Uśmiechał się sam do siebie a później podążył za mną.
***
- oooo! przyszły gołąbeczki moje ulubione!- krzyknęła już w drzwiach pijana Majka. Rzuciła się najpierw na mnie dając mi wielkiego buziaka w policzek a następnie na Roba. Biedaczkowi aż ciarki przeszły, bo ktoś naruszył jego przestrzeń osobistą.
- Julka proszę weź ją ode mnie- rozkazał z kamienną twarzą. Co jak co, ale Robert nie umiał się przyjaźnić. Tym bardziej z dziewczynami. Więc przywitanie się Majki odebrał jak atak na swoją osobę.
- hahaahhah- wybuchłam śmiechem - chodź Maja, poprawisz mi makijaż- ona robiła go idealnie. Sama, nawet po pijaku wyglądała jak modelka
- no dobra.- po wejściu do łazienki podała mi swojego drinka- pij, może też ci pomoże jak mi
- picie? niby w czym ma mi pomóc?
-  pomaga niektóre złe rzeczy przeoczyć- powiedziała biorąc jeszcze jednego łyka
- co się stało?- zapytałam poważnie. Pierwszy raz widziałam, że ona ma jakiś problem.
Zawsze to ja przychodziłam do niej z problemami, oczywiście przed "wielką kłótnią", a teraz to ona ma problem. Wiedziałam, że łatwo nie dowiem się o co chodzi, mimo że już była pijana
- nie ważne Julitko. To co ci poprawić?- zapytała zmieniając temat
Westchnęłam
-Majka! Nie zmieniaj tematu!- powiedziałam podnosząc głos.
-  nie chcę o tym gadać. Po prostu coś się zmienia w moim życiu 
-nie ufasz mi?- nie ukrywam, że trochę mnie to bolało, bo ja, mimo długiego nieporozumienia między nami byłam w stanie jej opowiedzieć o wielu rzeczach prywatnych.
- to nie tak, że ci nie ufam. Po prostu ja nie mówię o tym, bo nigdy tego nie doświadczyłam
- ja tam chcesz...ale...myślałam, że fajnie jest się komuś wygadać.
- chyba troszkę mi się podoba pewien chłopak- wycedziła nagle.
Nie chciałam wnikać bardziej w szczegóły. Uważam że mi wystarczająco powiedziała. Dla niej to było dziwne, bo nikogo nigdy nie kochała. 
- to mu to powiedz- powiedziałam od razu. To byłoby super gdyby mu to powiedziała i przede wszystkim byłoby to bardzo szczere wyznanie.
- nie, to zły pomysł. Poza tym nie jestem pewna czy czuję coś więcej niż wielką sympatie do tej osoby. - stwierdziła przypudrowując sobie nosek
- czemu?
-  on myśli o innej
- może ci się wydaje? Bo wiesz, tobie trudno nie oprzeć
- jestem pewna- powiedziała zdecydowanie.
Tchórzyła według mnie, ale nie znałam sytuacji, dlatego nie wypowiadałam się na ten temat
- eh...- westchnęłam
- no....- powiedziała cichutko zagryzając wargę- a ty mi teraz powiedz coś zrobiła z Robertem, że dziś wyjątkowo tak dziwnie się uśmiecha?- zapytała spoglądając na mnie z ciekawością.
- daj spokój...nie pytaj- powiedziałam uśmiechając się na samą myśl o tym jego morderczym uśmieszku.
- wiedziałam, że w tym wszystkim ty jesteś zamieszana- powiedziała jakby była pewna, że jest geniuszem- no mów! Ciekawa jestem!
- najadłam się dziś zbytnio odwagi i przez moją dumę założyłam cię o coś z nim
- a!! I wszystko jasne...Cieszy się, bo wie że wygra, tak?
Kiwnęłam głową
- on będzie wygrany w obydwu przypadkach, bo jeśli wygra będzie miał tytuł zwycięzcy a jeśli przegra to na pewno narzekać zbytnio nie będzie- powiedziałam poirytowana.
Na twarzy Majki pojawiła się mina w stylu "WTF" 
- nie trzymaj mnie w napięciu- powiedziała chowając puder do kosmetyczki
- o jejku, ale trujesz! Po prostu w żartach powiedziałam coś dwuznacznie i on stwierdził z nutką wyrozumiałości że stchórzę więc chciałam mu udowodnić że się myli. I teraz mam problem
- czyli?- zapytała biorąc łyk niebieskiego drinka
- mam się z nim przespać...- sława ledwo przeszły mi przez gardło
- COOOO?- wydobyła z siebie pisk- no nie źle! Czy ja dobrze rozumiem? Taka szara myszka jak ty ma to zrobić ze swoim pierwszym chłopakiem z którym jest niecałe 6 miesięcy przez zakład?- nie wiem czy mi uwierzycie, ale ona sama była zaskoczona. A przecież szczególnie ona super grzeczna nie jest.
- nie dobijaj....- powiedziałam coraz bardziej uświadamiając sobie, że zakłady z Robertem nie mają sensu. Zawsze on przewiduje czy wygra i tym razem w ciągu 5 minut był w stanie wrobić mnie po całości.
- jeśli czujesz że to jest wbrew tobie, to daj sobie z tym spokój. Powiedz mu że nie dasz rady i tyle. Jedna wygrana w tą czy w tamtą nic nie zmieni w jego życiu- powiedziała jakby właśnie doradziła mi najlepsze rozwiązanie
- nie poddam si, chcę mu pokazać, że czasem się myli i że jest zbyt pewny siebie
- w sumie to dobra postawa. Kochacie się, więc w sumie nie ma problemu. Trzymam za was kciuki, bo ogólnie to jesteście moją ulubioną parą- przytuliła mnie mocno
- heh- zaśmiałam się- dobra, chodź już bo oni tam na nas czekają

- no ba! Na najlepsze laski na tej domówce- powiedziała poprawiając mi włosy- chodźmy


***
Bawiłam się świetnie na tej imprezie. Nie wiedziałam, że po kilku drinkach można tak fajnie tańczyć we dwoje. W ciągu dwóch godzin w domu Majki pojawiło się pełno osób, więcej niż połowa była mi nieznajoma. Dużo osób poznałam na samej imprezie, jednak cały czas byłam pod kontrolą Roberta, który postanowił nie pić dużo (w przeciwieństwie do mnie) i mieć wszystko pod jego czujnym okiem. A to wszystko po jego drugim drinku kiedy dosłownie na sekundę poszedł się bawić z kolegami. Wtedy siedziałam przez chwilę sama i podszedł do mnie jakiś chłopak i zaczął mi coś szeptać do ucha. Robert pojawił się w ciągu sekundy i ten biedaczek jak tylko go zobaczył zwiał.
Od tamtej chwili zauważyłam, że ograniczył spożywanie alkoholu. Nie przyznałby się do tego nigdy, ale ja widziałam swoje. Znałam go zbyt dobrze.
Kiedy tańczyłam z Bercikiem kręcąc się we wszystkie strony, pojawił się w drzwiach Dani. Ubrany w strój koszykarza z wielką torbą sportową na ramieniu. Przyszedł prosto z treningu. 
- oo! Dani, chodź do niego- powiedziałam mu do ucha, bo było zbyt głośno
- idź! Ja pójdę do chłopaków na chwilę- powiedział dając mi buziaka w policzek 
- dobrze- uśmiechnęłam się do niego uroczo.
Dani od razu mnie zauważył i zrobił kilka kroków w moją stronę. Uśmiechał się pokazując swoje dołeczki w policzkach
- przyszłaś jednak- powiedział zadowolony. Jego wzrok jednak od razu powędrował na moją sukienkę i nogi - bardzo ładnie wyglądasz- powiedział kładąc rękę na karku
- dziękuję. Ty też- zaśmiałam się spoglądając na jego strój
- dziś był ciężki dzień. Trener się nad nami znęcał- powiedział pochylając się w moją stronę, bo jakiś cymbał podgłosił jeszcze bardziej muzykę
- przecież nie możesz ćwiczyć ciężko, przecież wiesz!- powiedziałam martwiąc się o swojego przyjaciela. Nie chciałabym aby nagle coś mu się stało.
- z tego co wiem to taka ilość wódki przy cukrzycy też nie jest dobra- powiedział pokazując mi język
- osz ty!- powiedziałam popychając go lekko 
- nie bij zmordowanego Daniego- powiedziałam Majka pojawiając się znikąd. Podała mu drinka i poczachrała mu włosy - tak lepiej- powiedziała uśmiechając się do nas słodko
Nagle poczułam zimne ręce Roberta, które mnie objęły w pasie. 
- buu- wyszeptał do ucha- pijaczko- dodał
- wyglądacie jak tata z córeczką- usłyszałam głośny śmiech za plecami.
Krystian.
Odwróciłam się natychmiast.
Stęskniłam się za tym wariatem. Przybiliśmy sobie piątkę.
- co ty tu robisz?- zapytałam mile zaskoczona
- stoje- powiedział uśmiechając się identycznie jak Dani. 
Zaśmiałam się.
- zatańczysz?- zapytałam wyciągając rękę
- jasne- powiedział robiąc głupią minę do Roberta. Wiedziałam że Rob nie ma nic przeciwko żeby z nim zatańczyła. Byli kumplami, więc nie widzieli w tym problemu. I dobrze.
Z jednego tańca zrobiły się 3! Dobrze tańczył i dlatego aż nie chciało mi się przestać. Porozmawiałam sobie z nim trochę. Cieszyłam się że go poznałam, był miłym i przyjaznym człowiekiem. Może czasami wkurzającym, ale lubiłam go. To była taka starsza kopia Daniela. 
- teraz moja kolej- powiedział Dani znowu patrząc na moje nogi. Poczułam się trochę dziwnie. Ale byłam zbyt pijana, żeby się tym przejmować.
Krys ulotnił się w ciągu sekundy
- wreszcie- powiedział z ulgą Dani
- twój brat dobrze tańczy- powiedziałam nie zrywając uśmiechu z twarzy
- ale nie śpiewa tak jak ja- powiedział śmiejąc się z samego siebie
- haha, to fakt- roześmiałam się
Kiedy Dani był zmuszony zarapować na tej imprezie, tak jak obiecał Majce, wreszcie Robert mnie dorwał
- wreszcie cię zostawili w spokoju- powiedział łapiąc mnie całą jakby ktoś zaraz miał mnie wyrwać- teraz moja kolej- powiedział zadowolony- tylko że ja chce całusa- dodał
Kiedy już byliśmy na tyle blisko aby się pocałować, zrobiło mi się niedobrze.
I nie uwierzycie, ale historia się powtórzyła. Zwymiotowałam mu na buty. 
***
-jutro idziemy do sklepu i odkupujesz buty- powiedział poirytowany Robert, że znowu jestem bardzo pijana. Wkurzało go to tak bardzo, bo sam nie pił a tak na sucho, to nie to samo
Właśnie wracaliśmy do domu i było bardzo zimno. O mało moje palce nie zamieniły się w sople lodu
- dobrze, obiecuję- powiedziałam ledwo ledwo bo szczęka mi latała niesamowicie z zimna
- trzymaj- podał mi swoją zimową kurtkę
- nie wezmę jej, bo tobie będzie zimno- powiedziałam uparcie głosem pijaczyny
- nie dyskutuj!- nie chciał się ze mną cackać i zaczął mi sam tą kurtkę zakładać jak małemu dziecku które kaprysi - teraz będzie ci ciepło- dodał zasuwając suwak.
Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, bo stałam w miejscu i sama nie pamiętam czemu się tak zamyśliłam
Miałam na sobie 2 kurtki i do tego w jego kurtce się topiłam. On był taki wielki. Aż mnie to przeraziło. Wcześniej byłam o wiele grubsza więc nie było zbytnio różnicy między nami. Tylko we wzroście. A teraz?
Serio wyglądałam jak jego córka

Jutro miałam jednak być w formie, żeby ogarnąć się i wygrać zakład. Nie było opcji abym się wycofała. O nie! Absolutnie!


niedziela, 9 listopada 2014

TOM2- Rozdział 23- Oklaski dla Julii

 Weekend minął szybko. Przez moje sobotnie wyjscie z domu na boisko Robert unikał mnie, tak jak ja jego. W sumie nie wiem czemu tak się działo, ale chyba potrzebowaliśmy trochę czasu. W poniedziałek rano jak zobaczyłam go takiego zaspanego, poczachranego z bluzką od piżamy nałożoną na lewą stronę, nie mogłam przejść obojętnie. Wyglądał tak słodko. Miałam ochotę mocno go przytulić i nie zostawić. Był 2 metrowym miśkiem. Jak nie Robert. Za słodki.
Siadłam przy stole na przeciwko niego kiedy pił kawę.
- dzień dobry- powiedziałam uśmiechnięta  po 2 dniach ciszy.
- hej- powiedział chłodno. Zabrałam mu kubek żeby nie miał na co patrzeć. Napiłam się łyka i o mało mnie nie wykręciło. Zaśmiał się na widok mojej miny. Ale nie przestał borsuczyć.
- ile tutaj jest cukru do cholery? Pół na pół z wodą?- powiedziałam oburzona. Chyba odzwyczaiłam się od cukru. Odzyskał swój kubek od razu.
- nie musi ci smakować- powiedział złośliwie.
- przestaniesz borsuczyć?- powiedziałam chcąc wreszcie się pogodzić. W sumie nie musieliśmy się godzić bo przecież nie kłóciliśmy się. Wstałam i zatrzymałam się przed nim. Podniósł wzrok siedząc spokojnie. Zrobił to tak chamsko. Badając mnie spojrzeniem od kolan w górę. Ciarki mi przeszły po ciele i miałam ochotę znowu usiąść albo zapaść się pod ziemię. Jego oczy były zabójcze
- NIE BORSUCZĘ- powiedział powoli, prawie literując te słowa, nie przestając się tak cholernie patrzeć.
- eh...- wzięłam głęboki oddech i już miałam się poddać ale nagle zaczął kontynuować.
- to ty 2 dni temu wyszłaś z domu zamiast po prostu porozmawiać ze mną, wróciłaś pachnąc Danielem i do tego od tamtej pory nawet słowa nie powiedziałaś. A masz pretensje o to że ja mam fochy. Weź zmień dilera- powiedział "na odwal się"
Nie wiedziałam co powiedzieć.
Trochę miał racji. Ale przyznanie się do błędu byłoby odebrane przez niego jak słodkie zwycięstwo. Więc nie powiedziałam kompletnie nic. Po prostu wcisnęłam się mu na kolana i się wtuliłam. Ale ładnie pachniał.
- pani nie pomyliła czasami osób?- zapytał ziewając w najsłodszy możliwy sposób.
Awww
Ale powróćmy do rzeczywistości.
- absolutnie- zaśmiał się- to ja się zastanawiam czy ty...- zaczęłam się bawić jego czupryną- nie słuchasz mnie- dodałam
- a powinienem?
- eeeej!!! - pisknęłam
Nie zdążyłam nawet go uszczypnąć, bo zaczął mnie całować. Zaskoczył mnie tym bardzo. Dziwnie się dziś zachowywał. Zawsze po pocałunku zajmował się czymś innym jak gdyby nigdy nic. Tym razem uśmiechnął się a pózniej położył swoją głowę na moim obojczyku. Myślałam że moje zaskoczone serce nie przestanie jak szybko bić.
- Robert!!! Musimy się zbierać- powiedziałam próbując wydostać się z jego objęcia. 
Nie wierzę. Usnął.
Jak można zasnąć na siedząco trzymając mnie na kolanach. Tak bardzo żałowałam że musiałam go obudzić.
- jeszcze trochę - powiedział nagle cichutko nie ruszając się o milimetr.
- na prawdę musimy już się szykować, bo się spóźnimy
Po 10 sekundach wreszcie mnie puścił i spojrzał na mnie uśmiechając się lekko.
Może powtórzę się dzisiaj ze sto razy. Ale on serio dziś był za słodki.
- no dobra...- powiedział i tak zaczęła się nasza szkolna rutyna.
***
W drodze do szkoły, znów mnie zaskoczył. Tym razem tym że nie chodził nieobecnie koło mnie jak sopel lodu. Trzymał mnie za rękę i szedł ze mną a nie koło mnie.
- dziś idziesz do lekarza- to był ewidentny rozkaz.
- no tak, pamiętam, po szkole- powiedziałam tracąc ochotę na cokolwiek. W końcu strasznie nie lubiłam lekarzy. A tu chodziło o mnie...czyli tym bardziej nie chciałam tam iść. Ale wiedziałam że muszę, bo coś mimo mojej woli niszczyło mój organizm. Odczuwałam to, ale niezbyt lubiłam o tym mówić, albo się do tego przyznawać.
- idę z tobą- powiedział znowu jakby nie obchodzilo go moje zdanie. Ale nie miałam mu tego za złe, po prostu  w pewnych  sprawach mógł sobie rządzić.
- zapomniałeś? Dziś idziesz do pracy!
- kuuuurde!- uderzył się w czoło- zapomniałem! A tak bardzo chciałem ci towarzyszyć
- dobrze się dziś czuję więc nie potrzebuję ochrony
- na pewno?
- na stówę- powiedziałam starając się dobrze skłamać. Nie chciałam żeby wiedział, że pulsujący ból głowy nie mija. Spojrzał mi nagle prosto w oczy. Musiałam na prawdę się postarać żeby nic z nich nie wyczytał. Westchnął.
Chyba jednak nie wierzył mi w 100%.
- przyjdę po ciebie po pracy- powiedział
- jak tam chcesz- uśmiechnęłam się.
***
Nie wiedziałam że po wejściu do tego "super" prywatnego szpitala moje życie zamieni się w piekło. Pobieranie krwi i reszta badań zajęła mi sporo cennego czasu. Oczekiwanie na wyniki było tak męczące.
- dzwoniła pani mama do naszej kliniki. Powiedziała, że  wszystko juz załatwiła i wyniki dostanie pani wcześniej- powiedziała lekarka i podała mi dużą, białą kopertę.
- dziękuję- po przeczytaniu uważnie każdą z kartek doszłam do wniosku, że jest źle i do nie trochę. Bardzo, aż za bardzo. Miałam nie tylko cukrzycę lecz także inne choroby związane z układem odpornościowym i nerwowym. Myślalam że to jakaś pomyłka, lecz przełożony powiedział że przeprowadzał te badania sam, uważnie i powiedział że nie ma mowy o jakimkolwiek błędzie.
Zajebiście.
Zamknęłam oczy żeby skoncentrować się na wstrzymaniu drgawek które zaczęły opanowywać moje ciało.
- spokojnie- powiedział lekarz- teraz opowiem ci jakie leczenie zastosujemy
***
Telefon dzwonił i dzwonił non stop. To był na 100% Robert. Byłam pewna że martwił się, w końcu przesiedziałam w gabinecie tej lekarki z 8 godzin. Postanowiłam że po wyjściu nie powiem mu o niczym. Nie chcialam robić wokół siebie szumu, mimo że sytuacja nie była ciekawa.
Nie chciałam żeby Rob przesadzał z martwieniem się, nie spaniem po nocach, czytaniem książek o tych chorobach, ani nie chciałam, żeby zrobił się nadopiekuńczy. Sztuczne unikanie konfliktów też mi nie odpowiadało.
- wreszcie- powiedział z ulga jak mnie tylko zobaczył- i jak?
- dobrze- wiecie, nie mogłam mu przecież powiedzieć że w ciągu kilku niespodziewanych minut mogę zostać kaleką na czas nieokreślony- tylko lekka niedowaga i niedobór witamin- powiedziałam chowając szybko do kieszeni długa receptę która mi wypisało kilka najlepszych specjalistów.
Przytulił mnie.
- jak się cieszę, ulżyło mi- powiedział słodko. Łzy zbierały mi się do oczu.Nie lubiłam kłamać. Ulżyło mu, tak? Nie mogłam mu w taj sytuacji wszystkiego powiedzieć.
- chodź już stąd- wskazałam na drzwi ledwo opanowując emocje. Miałam dość na dziś wszystkiego. Szpitalna atmosfera mi nie odpowiadała, choć muszę przyznać, że nie tylko warunki, ale również personel był w tym szpitalu na bardzo wysokim poziomie.
- dobry pomysł- powiedział chłodno tym razem, bo grupka wpatrzonych w niego pielęgniarek go po prostu wkurzała.
Nawet w taki smutny dla mnie dzień potrafiło mnie to rozśmieszyć.
- a jak tam u ciebie w pracy?- zapytałam otwierając drzwi.
- fajnie- uśmiechnął się- dzięki temu że w domu dziecka byłem niańką, teraz dogaduję się lepiej z tymi maluchami
- nie wiedziałam że lubisz dzieci- powiedziałam zaskoczona. Ale dziwicie się że przeżywałam taki szok? W końcu Robert nie był miły nawet dla dorosłych co dopiero dla dzieci.
A może przy dzieciach bywał inny?
Kto wie.
- dzieci są słodkie i mają niekontrolowaną wyobraźnie. To jest niesamowite - mówił to z wielkim podekscytowaniem.
Nagle odezwała się jakaś pani, która siedziała na przystanku na którym czekaliśmy na autobus. Chyba podsłuchiwała.
- widzi pani? Musi pani mu urodzić jedno lub dwa, bo taki chętny jest- nie wiem jak Robert ale mnie zatkało i chciało mi się bardzo śmiać.
Robert nie wytrzymał i się roześmiał. Spojrzał na mnie ruszając zachęcająco brwiami brwiami. 
- Robert!- syknęłam. Dostał w ramie z całej siły. Szkoda tylko, że nie ruszył się nawet o centymetr.
- nie bij mnie, tylko słuchaj uważnie to, co ci inni mówią nadpobudliwa dziewczyno- uśmiechnęłam się tylko, dalsze uwagi skierowane w jego stronę nie miałyby sensu.
***
 Zbierałam się 2 dni żeby potajemnie kupić leki. Zadzwoniłam do mamy żeby Robertowi nic nie mówiła. Bardzo jej to nie pasowało, ale ze względu na to że jest moją matką musiała się zgodzić .
W szkole ciężko było mi ukrywać chorobę przed Danielem. Dziwnie się na mnie patrzył, chyba coś podejrzewał. W końcu zawsze kochałam czekoladę, a od kiedy stwierdzono u mnie również, jako wisienkę na torcie, cukrzycę to niestety, ale musiałam to ograniczyć do minimum. Nie mówiąc o moich wizytach w toalecie przed każdym posiłkiem.. Ale niestety, insulinę musiałam brać.
On to od razu wyczuł, tylko ja musiałam trzymać to w tajemnicy. Nie chciałam ani litości ani nic. Tylko święty spokój.
- jakoś dziwnie się ostatnio zachowujesz- powiedział Dani patrząc mi prosto w oczy abym nie skłamała. Ale będąc z Robertem nauczyłam się bardzo dobrze kłamać.
- nie, coś ty. Wydaje ci się, bo dawno nie rozmawialiśmy tak dłużej- powiedziałam udając niewiniątko
- jasne- przymrużył oczy.
Spojrzałam na Majkę, bo właśnie szła w naszą stronę.
- to jak? będziecie dzisiaj u mnie na imprezie?- zapytała machając rękami z uśmiechem na twarzy.
- no właśnie nie wiem- powiedziałam niepewnie.
Trochę tego dnia nie byłam na siłach.
- no proszę!- prosiła tak słodko.. nie mogłam jej odmówić.
Nagle Robert pojawił się znikąd.
- będziemy na 100%- powiedział zatykając mi buzię ręką.
- obiecujesz, że ją przyprowadzisz?- zapytała ciesząc się chyba, że nam się wreszcie poprawiło.
Jedynie Dani nie potrafił się tym cieszyć. Nie dziwiłam mu się...ale taka już była kolej rzeczy.
Inaczej być nie mogło być.
- chociażby za włosy- powiedział i przytulił mnie.
Nie wiem skąd, ale nagle pojawiła się cała paczka Daniego, która porwała go ze sobą.
Coś podejrzewam, że robią oni to specjalnie. Chyba szkoda im przyjaciela i za każdym razem jak Robert się do mnie zbliża, pojawiają się i zawracają mu głowę, żeby na to nie patrzył. Może się mylę, ale ja też jestem dobrą obserwatorką, tym bardziej jeśli chodzi o tą paczkę ulicznych cebulaków.
Nie lubiłam ich, może dlatego że oprócz dobrego serca nie mieli nic wartościowego. Śmiali się z wszystkiego, bez względu na to czy to jest śmieszne czy nie, nadużywali alkoholu i do tego kradli itd...Robert i Dani, trochę od nich się wyróżniali. Robert był takim anonimowym artystą, który ma dystans do świata a Dani? Był zawsze inny. Może czasami przesadzał z imprezami, ale kurcze, życie szybko mija, więc czemu miał się nie bawić? Ważne że nie kradł. Miał też kulturę osobistą. Reszcie tego brakowało.
Ale jeśli się nie myliłam, to na prawdę okazali się w porządku...chociaż to nie będzie działać na dłuższą metę.
 Było mi z tym źle. Ale w tamtym momencie byłam tak szczęśliwa z Robertem, że nie myślałam o tym zbytnio. Musiałam się na teraźniejszości skupić, nie na przeszłości. 
Jak przestanę się litować nad nim to on wtedy sobie znajdzie swoją drugą połówkę.
***
Wreszcie w domu. Po całym tygodniu chodzenia po sklepach i robieniu zakupów do domu i dla nas miałam dość. Super było przyjść do domu i sobie po prostu odpocząć.
- nie wyspałaś się dziś?- zapytał Robert patrząc na mnie dziwnie.
- spałam całą noc- powiedziałam
- wyglądasz blado i widać że jesteś zmęczona. Brałaś te twoje witaminy?- serce zaczęło mi bić szybciej bo właśnie zmierzał do szafki z lekami. Tymi lekami o których nie mógł wiedzieć.
- brałam- powiedziałam szybko, żeby jednak tam nie doszedł.
Wybawił mnie jego telefon, który nagle zaczął dzwonić.
Mama.
Dzięki ci mamo!
- halo?- odebrał i poszedł do swojego pokoju. Wiedziałam że mu nic nie wygada dlatego mogłam być spokojna. Jak tylko zniknął za drzwiami, podbiegłam do szafki i schowałam niektóre leki do pudełka, o którym istnieniu nawet nie wiedział. Tak było najbezpieczniej.
Tym razem się udało.
- co chciała?- zapytałam jak tylko pojawił się z powrotem w salonie
- rozkazała mi, abyśmy się pojawili u niej na obiedzie jutro
- nie chce mi się- powiedziałam szczerze. Wiedziałam że przy tej kolacji ona wzrokiem i zachowaniem będzie mnie zmuszać abym powiedziała mu prawdę.
- pojdziemy, juz jej to obiecałem- powiedział uśmiechając się lekko
- jak zawsze coś komuś obiecujesz. A może mnie zapytałbyś o zdanie?- w sumie nie wiem czemu aż tak wtedy się go czepiałam.
- to tylko obiad, przecież nie obiecałem jej przeprowadzki czy coś, spokojnie- zbadał mnie wzrokiem a później usiadł na sofie i zaczął oglądać tv. Chyba nie chciał się kłócić.
Ale żeby mnie zignorować?
Usiadłam koło niego. Spojrzałam na jego wkurzoną twarz, ale on nawet nie zamierzał nawiązywać ze mną kontaktu wzrokowego
- Robert...przepraszam..- tym razem mówiłam to od serca.
- eh...- położył się na kanapie kładąc swoją głowę na moich kolanach. Nagle podwinął moją bluzkę z brzucha i spojrzał na mnie. 
- czemu mi nie powiedziałaś?- powiedział chłodno. 
- ale o co ci chodzi?- zapytałam myśląc że uda mi się wybrnąć z tego również tym razem.
- Daniel miał racje...masz cukrzyce- powiedział nie zmieniając wyrazu twarzy, ani swojego głosu. Patrzył na mnie jakbym zaraz miała umrzeć. A przecież to tylko cukrzyca, to że mam takie sińce na brzuchu spowodowane jest tym że mam taką skórę, Wystarczy tytko dotknąć a już cała się siniaczy.
- no mam..- powiedziałam tak, jakbym zaraz miała się rozpłakać. Widziałam, jak okropnie się na mnie zawiódł. Zabolało mnie to, i wiedzie co? Dobrze mi tak! Zasłużyłam w tamtym momencie na to, aby czuć się jak gówno.
Już miałam mu powiedzieć, że nie tylko mam cukrzyce ale inne choroby o wiele poważniejsze, ale zaczął mówić, więc moja odwaga, żeby to zrobić gdzieś sobie poszła.
- boli mnie to, że mi nie powiedziałaś- takiego chłodnego Roberta dawno nie widziałam. Jeśli mówił otwarcie, że go to boli, to na pewno tak było. Nigdy mi jeszcze tak otwarcie nie mówił o swoich uczuciach i poczułam się jeszcze gorzej. Ale jak mówiłam. Zasłużyłam sobie na to.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Słowa nie przechodziły mi przez gardło. Chciało mi się płakać, albo krzyczeć ze złości. Siedziałam tam ze łzami w oczach i wpatrywałam się w podłogę, bo ja, tchórz wielki, nie miałam odwagi spojrzeć mu prosto w oczy.
- i co? gdyby mi Daniel tego nie powiedział, to bym się nie dowiedział? Nie zamierzałaś mi w ogóle o tym mówić- słyszałam w jego głosie ogromną złość. Podniosłam wzrok i to chyba był błąd, bo zobaczyłam wszystko to, czego zawsze się tak bałam. Zawsze bałam się tego, że go zawiodę. Że będzie na mnie tak zły, że nie będzie chciał nawet na mnie patrzeć. Że go zranię, choć zranić go było prawie niemożliwe. Ale mi się udało. Oklaski dla Julii.
Nadal nic nie byłam w stanie z siebie wydusić. Czułam się tak źle, bo chciałam dużo powiedzieć, a nie mogłam.
- zamierzałam- powiedziałam cicho.
- jasne....- nie wierzył mi. Ale nawet jak nie wierzyłam w to co mówię w 100%.
Wystał z sofy. Jedyne co usłyszałam to dźwięk drzwi od jego pokoju które się zamykają a następnie muzykę. Położyłam się i zamknęłam oczy...Tak bardzo chciałam się ulotnić.