Zadzwonił do mnie Daniel jak już kładłam się spać.
- no co tam?- spytałam
- co robisz?- jego głos brzmiał smutno.
- oglądam TV i leżę, a co?
- a mogę przyjść na chwilkę?
- jasne, tylko nie dzwoń dzwonkiem, wejdź bo drzwi są otwarte.
- ta ja będę za jakieś 20 minut
-czekam
Miałam w głowie sto tysięcy myśli na sekundę, ciekawe co się stało. Miałam nadzieję że to nic poważnego. Nigdy nie chciałabym żeby Daniela coś gryzło. On zawsze miał dobry humor, starał się żeby każdemu było dobrze i dbał żeby w każdym miejscu była miła atmosfera.
Usłyszałam jak wchodzi, nie śpieszył się więc to nie było coś pilnego
- jak się czujesz?- spytał wchodząc do pokoju
- dobrze, czemu pytasz?- patrzył na mnie dziwnie, jakby mi czegoś współczuł, nie wiem.
- bo Robert mówił mi że płakałaś i.....
- daj spokój, przeszło mi, jest dobrze nie martw się, a co tam u ciebie?
- bez zmian, cieszę się że u ciebie już lepiej- uśmiechnął się i widać było że mu ulżyło. Trochę byłam zmieszana bo miałam takie dziwne uczucie, że za bardzo się martwi, że niepotrzebnie itd...I coś mi mówiło że uczucie które wcześniej zaliczałam, bo tych mocnych i głębokich nie miało sensu, albo ten sens straciło, bo ja uwielbiałam Daniela, ale nie kochałam go jako przyszłego chłopaka. On miał wiele zaleT, 100 razy więcej od Roberta i od każdego innego mężczyzny na świecie, ale to nie było to. Gdyby było inaczej ja już bym go przytulała i dziękowała za troskę, ale nie miałam tego impulsu żeby zerwać się z łóżka.
Doszło to do mnie i nie było to przyjemne, bo myślałam że może coś z tego będzie, ale widocznie serce nie sługa.
Po 15 minutach rozmowy, poszedł sobie i nie powstrzymałam go i nie dlatego że chciało mi się spać, ale dlatego że lepiej będzie gdy on o mnie zapomni.
Przed spaniem chciałam jeszcze napisać coś w pamiętniku. Sięgnęłam po niego i zauważyłam że ktoś przestawił zdjęcie które miałam w środku.
Pierwsza trafna myśl- Robert!
Myślałam że przebiorę się i pójdę go zabić, ale postanowiłam się zemścić. Oszust jednen myślał że jestem głupia? że mógł mnie po prostu oszukać i do tego kazał mi wypełnić moją obietnicę jak sam nie wypełnił swojej. Dupek!
Na samą myśl że on wiedział wszystko co o nim myślę, co myśle o Danielu, Majce a nawet o moich rodzicach, wiedział wszystko. A największy wstyd to było to że jarałam się w tym pamiętniku, że to był mój pierwszy pocałunek i że chciałabym mieć pierwszego chłopaka itp...Kurcze, zaczęłam mieć motylki w brzuchu... ojoj
Postanowiłam ze nie będę się do niego odzywać w ogóle i że jeszcze będę miała okazję na zemstę. Wkurzyło mnie to, że trzymał mnie za rękę i przytulał dzisiaj i zastanawiało mnie czemu on to zrobił...z litości?? a może po przeczytaniu czegoś takiego *Intensywność jego spojrzenia jest cenniejsze od każdej czułości* gdybym ja coś takiego przeczytała dostałabym zawału albo padłabym na ziemię i nie wstała ze śmiechu.
W jego przypadku to musiało być to drugie, pewnie teraz liczył owieczki żeby usnąć i śmiał się po nosem z tego jaka ja jestem głupia.
Usnęłam, przyznaję nie było łatwo, ale udało mi się usnąć.
Rano wstałam wcześnie, to nie była spokojna noc.
Ubrałam się ładnie i jak zawsze pomalowałam się żeby przy reszcie dziewczyn z mojej klasy nie wyglądać jak chodząca fleja bo nie chciałam plotek. Nie obchodziło mnie ich zdanie, ale wolałabym mieć dobrą reputację.
W szkole unikałam go, ale chyba zauważył to, bo dziwnie się na mnie patrzył po 4 godzinach kiedy nawet mu cześć nie powiedziałam.
- co się stało?- spytał kiedy kończyły się zajęcia a ja nadal go unikałam
- nie się nie stało
- obraziłaś się?
- mam powody?- mało brakowało żebym mu wszystko wygarnęła. Wiem że miałam się najpierw zemścić, ale nie mogłam wytrzymać, poza tym nie miałam pomysłów na zemste.
- sądzę że nie zrobiłem nic złego- udawał że nie wie o co chodzi
Wyjęłam szybko mój pamiętnik z torby i trzymałam go wysoko żeby miał go przed oczami.
-kojarzysz ten pamiętnik? powinieneś się wstydzić, jesteś żałosny i nie wiesz co to prywatność- byłam bardzo zdenerwowana i było mi przykro że nic się nie układało
- przepraszam. Nie chciałem-spuścił wzrok
A ja zaczęłam ironicznie się śmiać
- oooo, nie chciał, wszystko jasne- kpiłam sobie
- bylem po prostu ciekawy, to chyba nie jest takie straszne
- uwierz mi że dla mnie jest to straszne, zresztą...daj mi spokój i najlepiej będzie jak będziemy się omijać- schowałam pośpiesznie notatnik i odwróciłam się na pięcie, szybkim krokiem zeszłam do szatni.
Robert mnie dogonił jak byłam na dworzu.
- Jula, czekaj! Możemy porozmawiać na spokojnie?- za bardzo mu na tym zależało więc dlatego odmówiłam bez chwili namysłu. Wiedziałam że w domu będę tego żałować, ale tak postanowiłam i dobrze że jeszcze potrafię się wykazać swoim charakterem.
- nie, nie możemy. Szkoda tylko że zaczęliśmy się dogadywać ostatnio a ty zachowałeś się jak dupek
- przepraszam...- mówił to tak cicho jakby nie chciał żeby ktoś go usłyszał choć na około nie było ani jednej żywej duszy.
Nic nie powiedziałam i szłam dalej
- co mogę zrobić żebyś przestała się obrażać?- nie poszedł sobie, lecz łaził za mną
- cofnąć czas- powiedziałam znowu ironicznie
- Julka...ale tam nie przeczytałem nic złego. Mogę nawet udawać że go nigdy nie miałem w ręce- zatrzymałam się i stanęłam na przeciwko niego. Spojrzałam mu prosto w oczy i kiedy poczułam że więcej nie mogę, bo zaraz zacznę się czerwienić odwróciłam się na pięcie szybko i mój kucyk uderzył do w twarz.
- ale miałeś- powiedziałam zawiedziona kiedy już się odwróciłam.
Już nie szedł za mną, doszłam do domu i cieszyłam się że się z nim nie pogodziłam. Musiał choć trochę sobie na to zapracować. Ktoś taki denerwujący jak on nie mógł mieć zawsze tego co chciał.
Popołudniu Dani zadzwonił żebym przyszła do niego na kawę, zgodziłam się bez zastanowienia. Miałam akurat ochotę na kawę i oczywiście na miłą rozmowę z nim. Wzięłam ze sobą tylko telefon i wyszłam szybko żeby zdążyć na autobus.
Roberta w domu nie było Dani powiedział że jest znowu na jakiejś akcji z graffiti i musi zarobić trochę pieniędzy, żeby mieć na życie. Trochę mnie to zasmuciło, bo ja miałam bardzo beztroskie życie. Nie martwiłam się że nie będę miała nawet na bułkę, albo ze z braku pieniędzy nie będę miała nawet dachu nad głową. On musiał się martwić o to i na to wszystko sobie zapracować. Rzeczywistość jest smutna.
- Robert narzekał że się do niego nie odzywasz, o co chodzi?- spytał. Aha, czyli ten idiota nie pochwalił się z tego co zrobił
- zdenerwował mnie
- i to jest powód, żeby go ignorować? trochę był przygnębiony- Robert? Przygnębiony? Co jak co ale w takie bajki nie wierzę.
- mógł nie czytać mojego pamiętnika- Dani nie mógł uwierzyć że on coś takiego zrobił.
- może nie przeczytał wszystkiego! Nie martw się- próbował mnie pocieszyć i pogodzić z Robertem żeby jego też pocieszyć. Ale to było na marne.
- przeczytał, mogę iść na chwilkę do jego pokoju?- może tam znalazłabym coś co mogłabym zabrać, zobaczyć, zniszczyć, wyśmiać, nie wiem ....coś prywatnego.
- dobra wejdz ale na swoją odpowiedzialność- nie bałam się tego co będzie.
Nigdy nie byłam u niego w pokoju i się zaskoczyłam. Na ścianach były graffiti biało czarne, bardzo starannie wykończone. Było w tym pokoju pusto. Czarne łóżko, mała szafa i biurko. Ale wszystko było zadbane i pasowało do reszty. Oglądałam się po całym pokoju szukając czegoś ważnego i w końcu wpadło mi w oko to czego nawet w tym pokoju się nie spodziewałam.
Szkicownik, jego "tajny" szkicownik.
To było oczywiste że to będzie przedmiot mojej zemsty. Siadłam na jego łóżku po turecku i otworzyłam go. I to był najgorszy albo najlepszy moment w moim życiu. Po otworzeniu go, moje życie zmieniło się na zawsze. Wiedziałam że nic już nie będzie takie samo.
Ten szkicownik miał 2500 kartek bo je numerował i były tam daty.
Rysował w nim od małego. Namalował swoją matkę, Daniela, pojawiły się nawet 3 rysunki Majki i ogólnie było tam dużo poznanych osób. Rysował to co widział. Od 2000 kartki zaczęła się moja panika
*1 WRZEŚNIA 2011r* - czyli pierwszy dzień w szkole.
Byłam tam ja.
2 września- ja
3 września -ja
Ja, ja i tylko ja się pojawiałam na jego rysunkach. Dni od pierwszego września minęło około 67 i właśnie tyle było rysunków w szkicowniku od 2000 strony. Byłam na nich tylko ja i nawet nie wiem jak mam to opisać. Te uczucia, wszystko co do tej pory mnie w nim denerwowało przestało istnieć, to było takie piękne, jakbym codziennie miała robione zdjęcia. I to były zdjęcia z ukrycia. Jedno mnie przeraziło. Rysował mnie kiedy leżałam na trawie na boisku szkolnym po lekcjach?
Nie wiedziałam co miałam robić, nie wiedziałam czy w ogólne mam coś robić. Dlatego z niewiedzy zaczęłam żałośnie popłakiwać, ale wytarłam łzy. Zamknęłam szybko szkicownik i położyłam go na biurku, tam gdzie leżał i poszłam do łazienki. Poczekałam aż nie będzie widać że płakałam i wróciłam do Daniela który był zajęty robieniem kawy.
- zobaczyłaś szkicownik, prawda?- skąd on to wiedział? nie wiem jak on to robił ale czasami czytał mi w myślach
- tak
- nie martw się, on w końcu wyzna ci te uczucia. Tylko daj mu trochę czasu, bo on nigdy nie kochał- co on wygadywał? Oszałał.
- Dani o czym ty w ogóle w mówisz?- patrzyłam się nie niego jak ufo, jak na rzeczy której nigdy nie widziałam.
- po naszym pocałunku myślałem że ty się w nim zakochałaś i że ci się bardzo podoba mimo tego że bardzo był wkurzający, ale od kiedy zaczęłaś się do tego odzywać i w 3 zaczęliśmy się dogadywać zauważyłem że on się inaczej zachowuje, rysuje cię non stop, piszę mi coraz więcej piosenek, ciągle o tobie gada i jak tylko gdzieś chce z tobą wyjść to mi nie pozwala iść samemu.
Nie odpowiedziałam, szczęka mi opadła i w głębi duszy cieszyłam się,,choć nie wiedziałam czy mogę mu wierzyć.
Robert był ładniejszy od Daniela, więc tym bardziej to nie było normalne że mu się podobałam. Poza tym on z Majką, która jest najładniejsza z całej szkoły nawet nie chce być, co dopiero ze mną, grubą, brzydką dziewczyną która nigdy nie miała chłopaka. Która nie wie co to miłość, co to znaczy związek i wszystko co z nim związane. Zdecydowałam że dam sobie z tymi myslami spokój i że nie będę wierzyć w słowa Daniela.
- a ty jak myślisz?-spytał, jakby chciał znać moje zdanie.
- myślę że mówisz głupoty- uśmiechnęłam się na siłe, nie miałam ochoty na sztuczne uśmieszki, ale miałam wyboru.
- Jula, ja idę na chwilkę do sklepu po cukier, bo się skończył. Za 5 minut będę- był dziwnie niespokojny. Chyba zły trochę że Robert między nami się wtrącił i chyba to wszystko zniszczył. Bo aktualnie nie wyobrażam sobie żeby z Dani być parą. On był na prawdę był fajny, ale...ale...
Nie kochałam go.
- Ok, tylko szybko- jak tylko opuścił mieszkanie, poszłam jeszcze raz do pokoju Roberta, nie wiem po co ale wyszłam nie ruszając niczego. Usiadłam sobie na krześle w kuchni, jak u mnie kuchnia była połączona z salonem i drzwi wejściowe prowadziły do salonu. Ładne mieli mieszkanie, ale w strasznej dzielnicy. Szczerze to nie chciałabym, bałabym się mieszkać w takim środowisku, nawet jeśli nie ma w nim zagrożenia to i tak boję się, wygląda strasznie.
Nagle drzwi się otworzyły myślałam że to Dani wrócił, ale to byl Robert. Kurcze, czy nie mógł wrócić później?
- gdzie Dani?- był cały w farbie. Miał nawet czerwoną kropkę na nosie. Zaczęłam się śmiać- czego się tak śmiejesz?
- z ciebie- wtedy on też zaczął się śmiać, bo to dziwnie zabrzmiało
- aha, szczerość- uśmiechnął się, chyba myślał że już jest w porządku że nie jestem już zła o ten cholerny pamiętnik
-masz czerwoną kropke na nosie- pokazałam na swoim, nie miałam zamiaru się do tego idioty zbliżać.
Po obejrzeniu jego rysunków nie miałam już tak dużo złości w sobie, ale nie mogłam tak po prostu o tym zapomnieć
- idę się wykąpać i zaraz wracam- myślał że mu coś odpowiem, bo czekał na odpowiedz, ale nie zamierzałam mu odpowiadać, więc uśmiechnął się do siebie i już go nie było.
Sytuacja nie zmieniła się nawet gdy Dani wrócił i Robert wyszedł z łazienki. Założę się że specjalnie wyszedł bez bluzki. Oprócz oczami chciał się pochwalić kaloryferem, ale ja wiedziałam że muszę na to nie zwracać uwagi, bo on to wykorzysta. Zauważył bo aż za bardzo starałam na niego się nie patrzeć.
Poszedł do siebie. I zaczęło się piekło...
- DANIEL!!!!!!!!!!!!!!!!!Mówiłem ci żebyś nie dotykał!- i wyszedł z pokoju. Był aż czerwony ze złości, a może ze wstydu?
Spojrzałam się błagalnie na Daniela żeby mu nic nie mówił, ale chyba sam nie chciał mieć przerąbane, więc wskazał na mnie.
- to była ona!- powiedział cicho.
Robert nie mógł uwierzyć, jego niebieskie oczy spojrzały na mnie w tym samym czasie kiedy ja podniosłam wzrok. Uśmiechnęłam się do niego żeby załagodzić sytyacje.
- kto ci pozwolił?- spytał znerwicowany i poszedł do mnie tak blisko, żeby popatrzeć mi w oczy. To było zdecydowanie za blisko, nasze twarze prawie się dotykały i bałam się że mnie pocałuje i będzie problem. Więc szybko opuściłam wzrok i niestety się zaczerwieniłam, ale tak to jest jak nie ma się wyjścia, bo jak się spojrzy do góry to patrzą na ciebie piękne niebieskie oczy a jak na dól to idealny kaloryfer.
- ta sama siła, która pozwoliła tobie otworzyć mój pamiętnik- mówiłam spokojnie, ale on nie miał zamiaru być spokojnym
- ale to nie to samo!!- krzyknął
- to dokładnie to samo!- też byłam zła i podniosłam głos.
- ej to ja wyjdę na chwilę się przejść i wy sobie to wytłumaczycie- Dani był w porządku, wziął bluze i znikł
Modliłam się żeby Robert mnie nie zabił, chciałam żyć. HAHA, może trochę przesadziłam ale serio, trochę się go bałam.
- to nie jest to samo! Bo w twoim pamiętniku nie było ani słowa o tym czy mnie kochasz czy nie, a na moich rysunkach jest to jasne!- SERIO? nie wiedziałam. Nie było to jasne. Matko, co oni wszyscy dzisiaj dziwnie mówią. To zaczyna robić się męczące, czy oni sobie robią ze mnie żarty?
- daj mi spokój, sam zacząłeś wojnę to teraz nie miej mi tego za złe- mówiłam opanowanym głosem, odeszłam od niego, bo ta bliskość mi przeszkadzała. Wzięłam swój telefon ze stołu i już miałam skierować się do wyjścia, gdy on wyprzedził mnie znowu, więc się zatrzymałam
- co chcesz?- spytałam, już nie byłam taka spokojna. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego cholernego domu
- kilka rzeczy
- spadaj i odejdz bo chcę przejść- już mało brakowało żebym wybuchła.
- nie, chcę cię tylko poimformować że wybrałem konkurs i że jutro wyślą mi bilety- nie był już zły
- gratulację- powiedziałam sarkastycznie
Zaśmiał się.
- to możesz już szykować walizki- zaskoczyło mnie to, on zamierzał że mną jechać? No chyba żartował! Nie zamierzałam nigdzie z nim jechac
- ja nigdzie nie jadę- powiedziałam głośno i wyraźnie, prawie to zabrzmiało jakbym mu to literowała, jak nazwiska po angielsku. Haha
Spojrzałam mu prosto w oczy żeby to do niego doszło, żebym się nie musiała powtarzać.
A on schylił się i zaczął mnie całować. Tak po prostu.
A ja głupia, co? Wyrywałam się?
Nie, taka ze mnie idiotka! Nawet odwzajemniłam pocałunek, szkoda tylko że pózniej będę musiała się z tego tłumaczyć.
Kiedy doszło do mnie co ja w ogóle robię, to sama zakończyłam ten pocałunek, który i tak był już wystarczająco długi.
- pojedziesz- to nie było pytanie lecz stwierdzenie. Tak jakby myślał że pocałunek sprawi że zmienię zdanie na temat tej wycieczki i też na jego temat. Ale przecież to Robert! Lodowaty nieznośny wzrokowy morderca!
- nigdy w życiu- bardzo był zaskoczony. BARDZO! Bo zmarszczył brwi i szczęka mu opadła i to dosłownie, nie w przenośni.
Odwróciłam się na pięcie jak ostatnio i uderzyłam go kucykiem w twarz jak wczoraj i wyszłam z mieszkania cała czerwona, z sercem które biło mocno przez resztę drogi do domu. I z myślami o nim, które byłam pewna że nigdy mnie nie opuszczą, przynajmniej nie dziś.
Kiedyś nadejdzie taki moment, w którym zdasz sobie strawę, że to nie koniec, to dopiero początek i nigdy nie będzie za późno na nas, nawet gdy......
wtorek, 29 kwietnia 2014
poniedziałek, 28 kwietnia 2014
Rozdział VI- Konkurs : prawda czy wymówka?
Myślicie, że w nocy dali mi usnąć? Oczywiście że nie. Cały czas rozmawialiśmy o wszystkim. Przekonałam się że chłopaki potrafią plotkować więcej niż dziewczyny. Wiedziałam chyba wszystko o naszej klasie, wszystko. Dowiedziałam się że Majka jest modelką, że zaliczyła już każdego w klasie. Że Dani rapuje to ja już wiedziałam ale nie wiedziałam że za miesiąc ma mini koncert w jednej z kawiarni. Robert robił nielegalnie graffiti i za to ma kuratora, ze wychował się w domu dziecka a nasza wychowawczyni wygrała kiedyś X factora ...itd...itd..
Na niektóre wiadomości to aż mi szczęka opadała. W końcu po 4 nad ranem poszłam do swojego pokoju i usnęłam od razu. Rano obudził mnie huk, tak jakby coś spadło z dużej wysokości. Szybko pobiegłam sprawdzić o co chodzi. Zobaczyłam śmiejącego się Daniela który leżał na Robercie który trzymał w ręce swój szkicownik.
- dobraa?? Nie wnikam, serio- ta sytuacja była bardzo komiczna. Możecie sobie ją wyobrazić.
- zejdź ze mnie gejuchu!- krzyknął Robert i wybuchł takim śmiechem, że aż bębenki w uszach mnie zabolały
W końcu Daniel sobie odpuścił, ciekawe o co im chodziło.
- chcecie coś do jedzenia?
- nie my już jedliśmy- odezwał się Dani. Znowu był potargany. Jestem ciekawa ile godzin dziennie musiał siedzieć rano przed lustrem, bo w szkole zawsze każdy włosek na głowie był na swoim miejscu, może nie po W-F, ale na reszcie zajęć tak.
- to o której wstaliście?- byłam zdziwiona, że zdążyli zjeść i już się ogarnąć, pościelić łóżka.
- ja o 10 a on to nigdy nie śpi- Daniel wskazał na niego palcem jakby był jakiś dziwny, inny, z innej planety.
Robert uśmiechnął się tylko lekko i usiadł na sofie. Spojrzałam na zegarek była 14.
- mogliście mnie obudzić. Następnym razem macie to zrobić
- chciałem to zrobić, ale Dani błagał mnie żebym tego nie robił, bo powiedział że tak słodko śpisz i bla bla bla- jejku, czy on nigdy się nie zmieni?? On nie ma litości. Haha, Daniel nie wiedział co powiedzieć, głupio mu się zrobiło, tak jak mi a Robert jak zawsze czerpał z tego przyjemność
Ale wiedziałam że mu tak łatwo nie popuści
- Ach tak? No to wytłumacz jej teraz co robiłeś u niej w pokoju o 6 nad ranem ze swoim szkicownikiem i ołówkiem hm...bardzo ciekawe- wtedy to ja chciałam już wiedzieć o co im chodzi..miałam dość tej tajemniczości.
- nic, siedziałem sobie i rysowałem- powiedział obojętnie.
- no to może przyznasz się do tego że ją znowu narysowałeś- Dani nie odpuszczał
- to nie prawda, nie rysowałem jej- miał twarz jakby chciał powiedzieć że jest niewinny.
-dobra dajcie sobie spokój, idę się przebrać i zaraz wracam- założyłam sobie jeansy, morelową bluzkę i moją ulubioną czarną marynarkę. Kochałam takie połączenia.
Oczywiście musiałam jeszcze się pomalować *do tej pory nie wierzyłam że pokazałam się im bez makijażu*i uczesać. Trochę mi to zeszło, ale to już nie mój problem, lecz oni go mieli....choć nie narzekali.
Po tym zrobiłam sobie kawę i przeraziłam się bo z 14 zrobiła się 16.
- to co, gotowa jesteś?-spytał Robert przerażającym głosem. Nienawidziłam takiego tonu głosu, tym bardziej jak wychodził z tego ust
- niby na co?- udawałam że nie wiem o co mu chodzi
- nie pamiętasz co wczoraj mi obiecałaś?- wiedział że pamiętałam.
- niestety pamiętam. Możesz mi wytłumaczyć, co chcesz żebym zrobiła, zrobię to szybko i będę miała święty spokój?- chciałam szybko to załatwić, bo on potrafiłby całe życie mnie nękać
- to nie takie proste, ale wytłumaczę ci wszystko jak wyjdziemy z tego domu- byłam coraz bardziej zestresowana.
Nie wiedziałam na co się zgodziłam, ale wczoraj nie mogłam pozwolić na to żeby on przeczytał mój pamiętnik. Tam jest za dużo o nim, o Dani i o wszystkim...nie chciałam żeby wiedział. Po pierwsze tak było WSZYSTKO a po drugie spaliłabym się ze wstydu.
Zadzwoniła mama do Daniela i musiał iść. Spojrzałam się na niego błagalnym spojrzeniem. Uśmiechnął się, ale nie mógł zostać. Dobra dam radę, może Robert sobie odpuści- pomyślałam
- to co idziemy?- spytał, tak jakby już nie mógł się doczekać mojego poniżenia.
- no dobra, wezmę tylko torebkę i już
- nie będzie ci potrzeba- powiedział cicho. Widać że był zadowolony z tego że zgodziłam się i że się poddałam. Ale nie miałam wyboru.
Spacerowaliśmy w stronę parku, nie miałam pojęcia co tam mielibyśmy robić i strasznie się stresowałam. Było to widać, przynajmniej on to widział, bo byłam cicho. Nie potrafiłam się dobrze wypowiedzieć...
Rozglądał się po całym parku jakby czegoś szukał....może kogoś?
- dobra tu może być
- ale co?- nie wiedziałam o co mu chodzi. Staliśmy na trawniku, była to zwykła trawa, na niej nic nie było.
- usiądź sobie i się nie ruszaj, bo będę cię rysował na bardzo ważny konkurs
Zaczerwieniłam się strasznie, to co działo się z moim sercem i płynnym oddychaniem to nawet nie jestem w stanie tego opisać. Wstałam z trawy szybciej od mrugnięcia.
- Robert nie mam mowy! Narysuj sobie kogoś innego...- myślałam że w ciągu 5 minut umrę na zawał i będzie po mnie. Ale jakoś uspokoiłam się, choć nie kryłam zaskoczenia i wstydu. Może wstyd kryłam, ale to normalne. Przy nim nie mogłam być sobą, co innego było z Danielem ,kiedy z nim byłam, mogłam robić i mówić wszystko bo nie bałam się tego że mnie wyśmieje i skrytykuje.
- obiecałaś mi i teraz nie masz wyjścia...- nie bał się tego że odmówię, bo czuł że nie będę w stanie tego zrobić.
- ale się nie nadaję, na konkursy rysuję się ładne rzeczy więc daj mi jakieś inne zadanie..a o to poproś Majkę, ona bardziej się nadaję
- nie nie, masz siąść i tyle. Nie masz wyjścia, ja wszystko sobie już zaplanowałem i nie marudź, bo mnie już od tego głowa boli- chyba serio miał dość mojego głosu.
Siadłam obrażona. Robert siadł jakieś 2 metry ode mnie.
- rozpuść włosy- miałam koka, na szczęście miałam rozczesane włosy, więc rozpuściłam je zeby się już tak bardzo nie czepiał.
- dobra, a teraz się uśmiechnij
- nie- to było takie chamskie, głośne i obrażone "nie". Może i zgodziłam się na rysowanie ale nie miałam humoru na uśmiech
- a jak cię o to poproszę?- chyba nie miał już do mnie siły. Haha, bo on niby nie prosi. Nigdy.
- nie- to było trochę na złość, ale ja chciałam mu trochę pokazać jaki on jest czasami.
- jak nie zajmę żadnego miejsca w tym konkursie, to będzie twoja wina- też się obraził. OOPS! szczerze? nie przejęłam się, chciałam jak najszybciej wstać i iść sobie do domu a pózniej wieczorem do kina z Dani albo na spacer. Oby tylko z Danielem
- a jaka jest nagroda?
- wycieczka do Stanów na 2 tygodnie
- jak mi odpuścisz te rysowanie, załatwię ci tą wycieczkę za darmo.
- ale w tym konkursie są 2 bilety.- widać było że mu zależało na tym aby wziąć ze sobą Majkę.
- dostaniesz tyle biletów ile tylko będziesz chciał- zaskoczyła go moja propozycja. Wiedział że moja rodzina jest bardzo bogata i stać ich, ale coś tu było nie tak. Widziałam że nie o nagrodę mu chodzi...nie rozumiałam z tego zupełnie nic.
- nie zgadzam się, siedź tam gdzie siedzisz i kontynuujemy
- dobra niech ci będzie- patrzyłam na niego jak rysował i nie mogłam się nie uśmiechać, to było takie "słodkie", bardzo mi się to w nim podobało. Potrafił się bardzo skupić że nawet nie zauważył jak dzieci latały koło niego, że kaczki z zalewu wyszły z wody i usiadł metr od nas. Że słońce zaszło też nie zauważył.
Po dwóch godzinach siedzenia w ciszy i bezruchu wreszcie się odezwał
- Jest! Udało się! - był bardzo zadowolony ze swojej pracy. Uśmiechnął się tak szeroko, jak nigdy.
- pokaż mi..- wstałam i już miałam koło niego siąść kiedy zadzwoniła moja mama
---------
- halo?
-cześć Jula, wiem że bardzo ci zależało na tym żebyśmy przyjechali na święta, ale niestety to nie jest możliwe, tata ma ważne spotkanie. A ja też mam kupę pracy.
- ale obiecałaś że w święta przyjedziesz, chociaż na 3 dni
- to nie jest możliwe, ale prezenty ci wyślę
- mam w dupie te twoje prezenty, wiesz co? mam gdzieś to co robicie, więc nie wysilaj się tak i nie dzwoń więcej
- dziecko, trochę szacunku do matki!
- matki? ty nazywasz się matką? Nie sądzę żebyś wiedziała jak to jest być matką
- dobra...jak wrócę ze spotkania z prezesem to do ciebie zadzwonie może się opamiętasz
-nie czekam- rozłączyłam się.
---------
Nie zauważyłam tego że zaczęłam płakać, bo myśli były głośniejsze od płaczu.
-Julka, wszystko w porządku?- Robert wyglądał na osobę która się martwi.
Nie odpowiedziałam bo nie byłam w stanie wypowiedzieć nawet jednego słówka, to wszystko przez te nerwy i płacz.
Nie zauważyłam dużo więcej zaskakujących faktów.
To że Robert się martwił, to że na mnie patrzył to że dotknął moją rękę i mnie przytulił. Nawet nie zauważyłam , że razem z nim siadłam i że przestałam płakać. Te cholerne myśli o moich rodzicach nie dawały mi spokoju. Wpatrywałam się w ziemię i myślałam. Pewnie tam długo siedzieliśmy w ciszy. Zdziwiłam się bo sobie nie poszedł, nie był chamski. Nadal trzymaliśmy się za ręce i siedzieliśmy koło siebie. Na szczęście miałam przy sobie chusteczki.
- Julka nie martw się o to że rodzice nie mają dla ciebie czasu, bo powinnaś się cieszyć że ich masz. Ja wychowałem się bez rodziców. Ty wiesz czy żyją, gdzie są, jak mają na imię a ja nawet tego nie wiem - miał racje, powinnam chociaż za to ich szanować, że mnie nie oddali do domu dziecka i że mnie rozpieszczają.
Miałam chociaż takie małe, ale jednak, szczęście.
Do świąt jeszcze miesiąc więc przygotuję się do tego że będę musiała je spędzić sama.
-masz rację. Ale to tak boli, ja nie jestem taka jak ty- oj, trochę to źle zabrzmiało.
- niby jaki?- spytał z uśmiechem.
- taki obojętny na wszystko- jest! udało mi się to w 1 zdaniu ująć, bez obrażenia go. Bo co miałam mu powiedzieć że jest bez uczuć? Ze jest przerażający? Haha, nie mogłabym.
- nie jestem obojętny, tylko że przez te 17 lat nauczyłem się niczego nie pokazywać
- jesteś tym mistrzem...
Spojrzałam w jego stronę po raz pierwszy od kiedy zaczęłam płakać. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Ale jak nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłam jego niebieskie oczy, spuściłam wzrok momentalnie. Żeby nie zobaczył że się rumienię, puściłam jego rękę momentalnie, ale nie gwałtownie żeby nie zobaczył też tego że jestem tym faktem wstrząśnięta i wstałam.
- to co wracamy już?- spytałam z nadzieją że nie zauważył mojego zmieszania i że się zgodzi.
-dobra, no to chodźmy-wstał i odprowadził mnie do domu.
(postaram się dzisiaj dodać następny rozdział)
Na niektóre wiadomości to aż mi szczęka opadała. W końcu po 4 nad ranem poszłam do swojego pokoju i usnęłam od razu. Rano obudził mnie huk, tak jakby coś spadło z dużej wysokości. Szybko pobiegłam sprawdzić o co chodzi. Zobaczyłam śmiejącego się Daniela który leżał na Robercie który trzymał w ręce swój szkicownik.
- dobraa?? Nie wnikam, serio- ta sytuacja była bardzo komiczna. Możecie sobie ją wyobrazić.
- zejdź ze mnie gejuchu!- krzyknął Robert i wybuchł takim śmiechem, że aż bębenki w uszach mnie zabolały
W końcu Daniel sobie odpuścił, ciekawe o co im chodziło.
- chcecie coś do jedzenia?
- nie my już jedliśmy- odezwał się Dani. Znowu był potargany. Jestem ciekawa ile godzin dziennie musiał siedzieć rano przed lustrem, bo w szkole zawsze każdy włosek na głowie był na swoim miejscu, może nie po W-F, ale na reszcie zajęć tak.
- to o której wstaliście?- byłam zdziwiona, że zdążyli zjeść i już się ogarnąć, pościelić łóżka.
- ja o 10 a on to nigdy nie śpi- Daniel wskazał na niego palcem jakby był jakiś dziwny, inny, z innej planety.
Robert uśmiechnął się tylko lekko i usiadł na sofie. Spojrzałam na zegarek była 14.
- mogliście mnie obudzić. Następnym razem macie to zrobić
- chciałem to zrobić, ale Dani błagał mnie żebym tego nie robił, bo powiedział że tak słodko śpisz i bla bla bla- jejku, czy on nigdy się nie zmieni?? On nie ma litości. Haha, Daniel nie wiedział co powiedzieć, głupio mu się zrobiło, tak jak mi a Robert jak zawsze czerpał z tego przyjemność
Ale wiedziałam że mu tak łatwo nie popuści
- Ach tak? No to wytłumacz jej teraz co robiłeś u niej w pokoju o 6 nad ranem ze swoim szkicownikiem i ołówkiem hm...bardzo ciekawe- wtedy to ja chciałam już wiedzieć o co im chodzi..miałam dość tej tajemniczości.
- nic, siedziałem sobie i rysowałem- powiedział obojętnie.
- no to może przyznasz się do tego że ją znowu narysowałeś- Dani nie odpuszczał
- to nie prawda, nie rysowałem jej- miał twarz jakby chciał powiedzieć że jest niewinny.
-dobra dajcie sobie spokój, idę się przebrać i zaraz wracam- założyłam sobie jeansy, morelową bluzkę i moją ulubioną czarną marynarkę. Kochałam takie połączenia.
Oczywiście musiałam jeszcze się pomalować *do tej pory nie wierzyłam że pokazałam się im bez makijażu*i uczesać. Trochę mi to zeszło, ale to już nie mój problem, lecz oni go mieli....choć nie narzekali.
Po tym zrobiłam sobie kawę i przeraziłam się bo z 14 zrobiła się 16.
- to co, gotowa jesteś?-spytał Robert przerażającym głosem. Nienawidziłam takiego tonu głosu, tym bardziej jak wychodził z tego ust
- niby na co?- udawałam że nie wiem o co mu chodzi
- nie pamiętasz co wczoraj mi obiecałaś?- wiedział że pamiętałam.
- niestety pamiętam. Możesz mi wytłumaczyć, co chcesz żebym zrobiła, zrobię to szybko i będę miała święty spokój?- chciałam szybko to załatwić, bo on potrafiłby całe życie mnie nękać
- to nie takie proste, ale wytłumaczę ci wszystko jak wyjdziemy z tego domu- byłam coraz bardziej zestresowana.
Nie wiedziałam na co się zgodziłam, ale wczoraj nie mogłam pozwolić na to żeby on przeczytał mój pamiętnik. Tam jest za dużo o nim, o Dani i o wszystkim...nie chciałam żeby wiedział. Po pierwsze tak było WSZYSTKO a po drugie spaliłabym się ze wstydu.
Zadzwoniła mama do Daniela i musiał iść. Spojrzałam się na niego błagalnym spojrzeniem. Uśmiechnął się, ale nie mógł zostać. Dobra dam radę, może Robert sobie odpuści- pomyślałam
- to co idziemy?- spytał, tak jakby już nie mógł się doczekać mojego poniżenia.
- no dobra, wezmę tylko torebkę i już
- nie będzie ci potrzeba- powiedział cicho. Widać że był zadowolony z tego że zgodziłam się i że się poddałam. Ale nie miałam wyboru.
Spacerowaliśmy w stronę parku, nie miałam pojęcia co tam mielibyśmy robić i strasznie się stresowałam. Było to widać, przynajmniej on to widział, bo byłam cicho. Nie potrafiłam się dobrze wypowiedzieć...
Rozglądał się po całym parku jakby czegoś szukał....może kogoś?
- dobra tu może być
- ale co?- nie wiedziałam o co mu chodzi. Staliśmy na trawniku, była to zwykła trawa, na niej nic nie było.
- usiądź sobie i się nie ruszaj, bo będę cię rysował na bardzo ważny konkurs
Zaczerwieniłam się strasznie, to co działo się z moim sercem i płynnym oddychaniem to nawet nie jestem w stanie tego opisać. Wstałam z trawy szybciej od mrugnięcia.
- Robert nie mam mowy! Narysuj sobie kogoś innego...- myślałam że w ciągu 5 minut umrę na zawał i będzie po mnie. Ale jakoś uspokoiłam się, choć nie kryłam zaskoczenia i wstydu. Może wstyd kryłam, ale to normalne. Przy nim nie mogłam być sobą, co innego było z Danielem ,kiedy z nim byłam, mogłam robić i mówić wszystko bo nie bałam się tego że mnie wyśmieje i skrytykuje.
- obiecałaś mi i teraz nie masz wyjścia...- nie bał się tego że odmówię, bo czuł że nie będę w stanie tego zrobić.
- ale się nie nadaję, na konkursy rysuję się ładne rzeczy więc daj mi jakieś inne zadanie..a o to poproś Majkę, ona bardziej się nadaję
- nie nie, masz siąść i tyle. Nie masz wyjścia, ja wszystko sobie już zaplanowałem i nie marudź, bo mnie już od tego głowa boli- chyba serio miał dość mojego głosu.
Siadłam obrażona. Robert siadł jakieś 2 metry ode mnie.
- rozpuść włosy- miałam koka, na szczęście miałam rozczesane włosy, więc rozpuściłam je zeby się już tak bardzo nie czepiał.
- dobra, a teraz się uśmiechnij
- nie- to było takie chamskie, głośne i obrażone "nie". Może i zgodziłam się na rysowanie ale nie miałam humoru na uśmiech
- a jak cię o to poproszę?- chyba nie miał już do mnie siły. Haha, bo on niby nie prosi. Nigdy.
- nie- to było trochę na złość, ale ja chciałam mu trochę pokazać jaki on jest czasami.
- jak nie zajmę żadnego miejsca w tym konkursie, to będzie twoja wina- też się obraził. OOPS! szczerze? nie przejęłam się, chciałam jak najszybciej wstać i iść sobie do domu a pózniej wieczorem do kina z Dani albo na spacer. Oby tylko z Danielem
- a jaka jest nagroda?
- wycieczka do Stanów na 2 tygodnie
- jak mi odpuścisz te rysowanie, załatwię ci tą wycieczkę za darmo.
- ale w tym konkursie są 2 bilety.- widać było że mu zależało na tym aby wziąć ze sobą Majkę.
- dostaniesz tyle biletów ile tylko będziesz chciał- zaskoczyła go moja propozycja. Wiedział że moja rodzina jest bardzo bogata i stać ich, ale coś tu było nie tak. Widziałam że nie o nagrodę mu chodzi...nie rozumiałam z tego zupełnie nic.
- nie zgadzam się, siedź tam gdzie siedzisz i kontynuujemy
- dobra niech ci będzie- patrzyłam na niego jak rysował i nie mogłam się nie uśmiechać, to było takie "słodkie", bardzo mi się to w nim podobało. Potrafił się bardzo skupić że nawet nie zauważył jak dzieci latały koło niego, że kaczki z zalewu wyszły z wody i usiadł metr od nas. Że słońce zaszło też nie zauważył.
Po dwóch godzinach siedzenia w ciszy i bezruchu wreszcie się odezwał
- Jest! Udało się! - był bardzo zadowolony ze swojej pracy. Uśmiechnął się tak szeroko, jak nigdy.
- pokaż mi..- wstałam i już miałam koło niego siąść kiedy zadzwoniła moja mama
---------
- halo?
-cześć Jula, wiem że bardzo ci zależało na tym żebyśmy przyjechali na święta, ale niestety to nie jest możliwe, tata ma ważne spotkanie. A ja też mam kupę pracy.
- ale obiecałaś że w święta przyjedziesz, chociaż na 3 dni
- to nie jest możliwe, ale prezenty ci wyślę
- mam w dupie te twoje prezenty, wiesz co? mam gdzieś to co robicie, więc nie wysilaj się tak i nie dzwoń więcej
- dziecko, trochę szacunku do matki!
- matki? ty nazywasz się matką? Nie sądzę żebyś wiedziała jak to jest być matką
- dobra...jak wrócę ze spotkania z prezesem to do ciebie zadzwonie może się opamiętasz
-nie czekam- rozłączyłam się.
---------
Nie zauważyłam tego że zaczęłam płakać, bo myśli były głośniejsze od płaczu.
-Julka, wszystko w porządku?- Robert wyglądał na osobę która się martwi.
Nie odpowiedziałam bo nie byłam w stanie wypowiedzieć nawet jednego słówka, to wszystko przez te nerwy i płacz.
Nie zauważyłam dużo więcej zaskakujących faktów.
To że Robert się martwił, to że na mnie patrzył to że dotknął moją rękę i mnie przytulił. Nawet nie zauważyłam , że razem z nim siadłam i że przestałam płakać. Te cholerne myśli o moich rodzicach nie dawały mi spokoju. Wpatrywałam się w ziemię i myślałam. Pewnie tam długo siedzieliśmy w ciszy. Zdziwiłam się bo sobie nie poszedł, nie był chamski. Nadal trzymaliśmy się za ręce i siedzieliśmy koło siebie. Na szczęście miałam przy sobie chusteczki.
- Julka nie martw się o to że rodzice nie mają dla ciebie czasu, bo powinnaś się cieszyć że ich masz. Ja wychowałem się bez rodziców. Ty wiesz czy żyją, gdzie są, jak mają na imię a ja nawet tego nie wiem - miał racje, powinnam chociaż za to ich szanować, że mnie nie oddali do domu dziecka i że mnie rozpieszczają.
Miałam chociaż takie małe, ale jednak, szczęście.
Do świąt jeszcze miesiąc więc przygotuję się do tego że będę musiała je spędzić sama.
-masz rację. Ale to tak boli, ja nie jestem taka jak ty- oj, trochę to źle zabrzmiało.
- niby jaki?- spytał z uśmiechem.
- taki obojętny na wszystko- jest! udało mi się to w 1 zdaniu ująć, bez obrażenia go. Bo co miałam mu powiedzieć że jest bez uczuć? Ze jest przerażający? Haha, nie mogłabym.
- nie jestem obojętny, tylko że przez te 17 lat nauczyłem się niczego nie pokazywać
- jesteś tym mistrzem...
Spojrzałam w jego stronę po raz pierwszy od kiedy zaczęłam płakać. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Ale jak nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłam jego niebieskie oczy, spuściłam wzrok momentalnie. Żeby nie zobaczył że się rumienię, puściłam jego rękę momentalnie, ale nie gwałtownie żeby nie zobaczył też tego że jestem tym faktem wstrząśnięta i wstałam.
- to co wracamy już?- spytałam z nadzieją że nie zauważył mojego zmieszania i że się zgodzi.
-dobra, no to chodźmy-wstał i odprowadził mnie do domu.
(postaram się dzisiaj dodać następny rozdział)
środa, 23 kwietnia 2014
Rozdział V- Czy lód topnieje?
Minął niecały tydzień on tamtego ogniska. Jak myślicie, kto się wygadał?
Z Robertem moje relacje z Robertem się poprawiły, więc nie miał powodu żeby się zemścić.
Majka, zrobiła to ponieważ nie wiedziała że nie może się odzywać na ten temat a najgorsze jest to że powiedziała mu to przy mnie. Jak razem jedliśmy na stołówce. Dani się na mnie spojrzał gorzej niż Robert na codziennie, to było straszne. Roberta cieszyła to sytuacja o mało się nie udławił pomidorową ze śmiechu.
- Daniel możemy porozmawiać na osobności??- strasznie głupio mi się zrobiło. Miałam wyrzuty sumienia. Tak na prawdę nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
Ja miałam większy mętlik w głowie niż tydzień temu.
- jasne- powiedział to strasznie cichym głosem. Nie wiedziałam czy był zły, czy moze obojętny a może jednak smutny.
- a co się stało?- spytała Majka która nie wiedziała o co chodzi.
- właśnie wygadałaś, tajny sekret Julii- wyjaśnił rozbawiony całą sytuacją Robert
Spojrzałam się na niego złośliwie. Czy on nigdy się nie zmieni??
Z Danielem poszliśmy na korytarz na osotatnie piętro tam gdzie nikogo nie było.
- Dani....przepraszam..ja po prostu nie wiedziałam co powiedzieć...-słowa mi z gardła nie wychodziły. Siedziałam na ławce i lampiłam się w podłogę nie patrzyłam na niego, choć wiedziałam że on nie potrafi zrozumieć i patrzy się na mnie.
- dobra...wiesz co nie tłumacz się...powiedz mi tylko, czemu mi nie powiedziałaś??- mówił bardzo opanowanym głosem...
- bo nie wiedziałam jak zareagujesz a ja nie jestem pewna swoich uczuć itd....-znowu nie skończyłam bo brakowało mi ....słów..odwagi...nie wiem czego.
- Julka...słuchaj..ja po prostu narobiłem sobie nadziei...ale to wcześniej...kiedy jeszcze nienawidziłaś Roberta...- widziałam że też nie wiedział co ma mówić. Ale wiedział co chce mi przekazać.
- co jak co..ale nadal go nie cierpię. Jego nie da się lubić- użyłam takiego głosu jakbym się poddawała albo nie miałabym już siły. Ale do czego? Sytuacji ...czy może do kogoś?
- Ty nie musisz go lubić, bo ty już go kochasz..taka prawda- jejku! jaki on był pewny siebie.
Podniosłam momentalnie wzrok na niego.
Co on wygaduje...??? Oszalał?
- Coś ty...nigdy- powiedziałam ale nie przemyślałam jakim tonem mam to wypowiedzieć....i chyba zabrzmiało to jak kłamstwo. Kurde, miałam dość tego.
- widzisz sama w to nie wierzysz. Ale ja ślepy nie jestem. Nie myśl sobie że ja ci odpuszczę...o nie...- zaśmiał się.
Ja też. Szkoda tylko że to nie było śmieszne...bo co to niby miało znaczyć? Ze zacznie o mnie "walczyć"?? Jak w jakiejś kiepskiej telenoweli, to jakiś żart?
Zaczerwieniłam się po uszy. Nie ukrywam, ale spodobało mi się to. Miał u mnie wielkiego plusa.. HAHA, co ja w ogóle wygaduję?
Uśmiechnęłam się do niego. Tak jak zawsze i on to odwzajemnił. Cieszyłam się że mimo tej głupiej sytuacji nic się nie zmieniło.
Wróciliśmy na stołówkę i bez słówka dokończyliśmy obiad.
Majka i Robert patrzyli się na nas jak na ufo. Dosłownie.
cz 2
Po lekcjach poszłam na boisko szkolne, lubiłam tam chodzić, bo był tam trawnik na którym niektórzy siedzieli..leżeli ...to nie był tylko teren dla uczniów, lecz dla wszystkich. Położyłam się na bluzie i usnęłam z słuchawkami w uszach. Obudziłam się tylko dopiero jak słońce przestało ogrzewać mnie swoimi promieniami. Musiałam jeszcze zrobić zakupy do domu, bo przecież mieszkam sama a zakupy nie zrobią się same. Niestety.
Wchodząc do sklepu zobaczyłam że jest w nim Robert z Danielem którzy stali przy stoisku z pieczywem i kłócili się jakie bułki kupić. HAHA myślałam że nie wytrzymam tam ze śmiechu. No i nie wytrzymałam.
Odwrócili się w tym samym czasie.
- o co ty tu robisz?- spytał Daniel, nie spodziewał się że mnie tam spotka.
- zakupy raczej, nie uważasz?- zaśmiałam się i podeszłam bo lodówki z jogurtami. Ja kocham jogurty w każdej postaci, więc nie wiedziałam które wybrać. W końcu wybrałam zwykłe naturalne, bo można je zjeść ze wszystkim. Oni co chwile się o coś kłócili...o bułki, picie, szynkę. Haha pani za ladą miała ich już dość i kiedy oni mieli w koszyku 1 rzecz ja skończyłam całe zakupy. Nie kupiłam dużo, bo byłam sama i nie miał kto tego jeść.
- zdecydujcie się, bo każdy was ma już dość- uśmiechnęli się jednocześnie. Nie byli braćmi ale czasami potrafili robić a nawet mówić to samo jednocześnie. Fascynujące. Zauważyłam że różnią się tylko wyglądem..zachowanie mają podobne. Robert jest bardziej chłodny i lubi się ze mnie wyśmiewać a Daniel był milszy ale tak samo jak Robert lubił sztukę i muzykę uliczną i przede wszystkim szanowali innych i siebie samych. No może mogłabym się czepnąć zachowania Roberta w stosunku do Majki, bo nikt nawet jego najlepszy przyjaciel nie mógł pojąć tego że on robi z nią co chce, ona z resztą też i nie są razem. Dziwne, ale siebie szanował. Daniel też miał swoje wady...tzn..robił co chciał, nigdy nie pytał o zdanie innych. Przez ten miesiąc nigdy nie spytał się mnie co ja na dany temat myślę, nie szuka nigdy porady u nikogo, wszystko sam robi i dlatego popełnia błędy. Mieli jeszcze jeden wspólny zwyczaj, co weekend musieli zaliczyć zgon. Co tydzień chodzili na imprezy z kumplami, albo na domówki na których było wszystko zaczynając od soku kończąc na alkoholu, trawie i innych narkotykach. Nie przeszkadzało mi to, bo nie jestem w związku z Danielem i nie mogę mu tego zakazać. Wiele razy próbował mnie namówić, na imprezę tego typu, ale ja nigdy nie szłam z nim, zawsze odmawiałam, bo ja nie lubiłam takich rzeczy. Poza ty, co ja bym miała robić w clubie??? Przecież z moim ciałem to tylko w domu można siedzieć. Ogólnie nie rozumiałam co Daniel we mnie widział. Nie byłam ładną blondynką, lecz brunetką z wielką nadwagą, byłam niska. Jedyna rzecz która mi się we mnie podobała to mały nas i prościutkie zęby, ale nic więcej.
- możemy dzisiaj do ciebie wpaść?- zaproponował Daniel przy kasie jak już płaciliśmy. Patrzył na mnie tak, że nie mogłam odmówić, z resztą nie zamierzałam w ogóle odmawiać.
- jasne, możecie do mnie przychodzić, kiedy tylko będziecie mieć ochotę- wyszliśmy ze sklepu i było już praktycznie ciemno.
- to my będziemy tak za godzinę, bo musimy posprzątać, moja mama przyjedzie jutro i będzie miała pretensje- Daniel jak zawsze nie lubiał porządku, Robert był jego "gosposią" zawsze za nim chodził i sprzątał , gotował mu, czasami nawet zastanawiałam się czy on nie przegrał jakiegoś zakładu że musi tak latać po mieszkaniu. Z czasem zrozumiałam że Robert jest po prostu pedantem. Daniel mógł mieć niewyprasowaną bluzkę i niedbale dobrane dresy, Robert nie wyszedł by nigdy tak z domu. Haha. Jak o tym myślałam, to chciało mi się śmiać. Oni się uzupełniali.
- okey, będę czakać
- no to narazie- powiedzieli jednocześnie spoglądając na siebie z nerwami. Widocznie nie lubili tego.
Wpadłam do domu i szybko zaczęłam chować niepotrzebne rzeczy do szafki, żeby Robert nie skrytykował mojego mieszkania. Pościeliłam sobie łóżko i przebrałam się w bardziej domowe ciuchy.
Pół godziny pózniej już byli, szybko im zeszło.
- oo jesteście- nie udawałam zaskoczonej. Bo byłam zaskoczona na prawdę, miałam jeszcze umyć talerze ze zlewu. Nie zdążyłam.
- no przyszliśmy szybciej bo okazało się że moja mama już była w domu- tłumaczył się jak zawsze musiał mi wszystko wytłumaczyć, jak dziecku. Czasami to dziwiłam się że potrafił tłumaczyć się z koloru długopisu który używa a kończył rozmowę na tym jakie miał oceny w podstawówce. To mnie zawsze zastanawiało, ale te jego tłumaczenia nie były nudne. Wręcz przeciwnie
- to nie mogłeś zadzwonić i powiedzieć że nie przyjdziecie??- nie rozumiałam trochę ich.
- nie, bo my nie chcieliśmy tam siedzieć. Ona tylko ocenia mieszkanie, czy nie ma demolki, zostawia na pół lodówki gotowych obiadów i wraca do siebie- tym razem zaczął wyjaśniać mi Robert. On rzadko się wypowiada a jak coś mówi to krótko i na temat.
- aha, no to wchodzcie, chcecie coś do picia?- Robert już po wejściu zaczął się rozglądać. Czułam że tak będzie. Czułam się jak na wizycie perfekcyjnej pani domu. Serio. Ale zauważyłam że rozglądał się po ścianach, może szukał obrazów.
- ja kawę- Dani usiadł jak zawsze na mojej sofie w salonie i włączył telewizor. Za każdym razem jak do mnie przychodził robił to samo. No i dobrze że chociaż on, czuł się jak u siebie.
Robert nadal czegoś szukał. Nagle zobaczyłam że zbliża się do regału gdzie na samej górze znajdowały się moje albumy ze zdjęciami. Kurcze! Nie, tylko nie to.
Podbiegłam do niego szybko i złapałam za rękę która chciała sięgnąć po najgorszy album.
- Robert...błagam zainteresuj się czymś innym, tylko moje albumy zostaw w spokoju.- prosiłam oczami, całym ciałem, duszą i wszystkim. Ale kostki lodu nie znają litości ani uczuć.
- i tak wiesz że nie odpuszczę, więc po co prosisz?- sprytnie to powiedział. Był u mnie zaledwie 3 minuty, może 5, ale już potrafił mnie doprowadzić do histerii .
-dobraaa....rób co chcesz, chcesz coś do picia?- chciałam być miła. Na szczęście to są zdjęcia jak byłam mała, więc to jak wyglądałam to przeszłość, którą nie muszę się przejmować
- nie, ale możesz mi zrobić coś do jedzenia, bo Daniel tak się do ciebie spieszył że nie zdążyłem zjeść- za się roześmiałam a Daniel spalił się ze wstydu, chciał mu coś odpowiedzieć, chamskiego, ale wstrzymał się. Jak zawsze z resztą.
- na co masz ochotę?
- wszystko może być, tylko nic z pomidorem bo jestem uczulony- współczuje mu, pomidor to jeden z najlepszych warzyw na świecie, a on nie mógł go jeść. Podziwiam.
- właśnie dlatego powinna zrobić ci makaron z sosem pomidorowym- Daniel jak zawsze miał na niego "focha" który od razu mu przeszedł jak tylko Robert otworzył album
Będąc w kuchni, słyszałam ich komentarze. Nie było tak zle.....chyba że coś szeptali...
Nagle usłyszałam śmiech Roberta, to był zły znak.
- co zobaczyłeś krzyknęłam?- ale on nie mógł słowa wypowiedzieć. Za bardzo był zajęty- śmianiem się.
Ale w końcu Dani się odezwał
- jak mogli przebrać na balu przebierańców Julkę za spider-mena??
Ale czy to moja wina że on był moim ulubionym bohaterem i że wszystko miałam ze spider mena, nawet skarpetki?
- OJ tam! Spider- men był najlepszy. Nie czepiajcie się tak, noooo
-dobra dobra....- powiedział Robert kończąc swój melodyjny i długi śmiech.
Zrobiłam tosty które zniknęły od razu ze stołu. Jestem ciekawa ile oni potrafią zjeść. Jedzą 2 śniadania, podwójny obiad i jeszcze deser Majki codziennie. Ach! I jeszcze obiad w domu.
Obejrzeliśmy 3 filmy i postanowili że zostaną u mnie na noc, bo tak ich leń złapał że nawet im się nie chciało wstać z sofy. Miałam wielkie mieszkanie w którym był salon, mój pokój i jeszcze pokój gościnny więc nie widziałam problemu w tym żeby zostali. I tak i tak pewnie będziemy spać razem bo już praktycznie po tych filmach usypialiśmy.
- to co robimy?- oczywiście powyżej nie mówiłam o Robercie, ten "człowiek" nadal miał siłę.
- nie wiem na co wy macie ochotę, ale ja tylko na to żeby położyć się spać- wzięłam do ręki poduszkę i położyłam sobie ją na głowie.
Robert wyrwał mi ją i zaczął szukać czegoś po szufladach, nie było to dla mnie chamskie itd...ale wszystko mógł wziąć do ręki tylko nie mój pamiętnik.
I jak myślicie co wziął?
Oczywiście że zakazany owoc
- Robert zostaw to krzyknęłam- gdyby przeczytał co ja tam wypisywałam na jego i na Daniela temat załamał by się a ja spaliłabym się ze wstydu.
- zostaw jej to.....to są jej prywatne rzeczy- Daniel niby wydaje się na gorszą szuję od Roberta pod względem ciekawości ale tym razem mnie rozumiał. Pewnie wiedział co tam jest, domyślał się i uważał że to są moje sprawy. Które i tak wyjdę na jaw.
- no dobra ale pod jednym warunkiem- jejku....on jak zawsze co chcę
- co znowu?
- zrobisz 2 rzeczy które ja chce...bo i tak jesteś mi coś winna- czy on zawsze musi o wszystkim pamiętać?
- zależy o co ci chodzi...
- no to co, mam otworzyć??- drażnił się ze mną, bo wiedział że nie mogę sobie pozwolić na to, żeby on to przeczytał
- dobra, dobra- krzyknęłam nerwowo po już zaczął czytać
Uśmiechnął się. Osiągnął to co chciał. Jak zawsze.
- jutro ci powiem o co chodzi....- wiedziałam że będę musiała przeżyć szok
- dobra..tylko błagam bądz litościwy- po tym zdaniu każdy z nas roześmiał się...
A ja nadal się obawiałam tego, co on wymyśli. A może on już miał plan?
Z Robertem moje relacje z Robertem się poprawiły, więc nie miał powodu żeby się zemścić.
Majka, zrobiła to ponieważ nie wiedziała że nie może się odzywać na ten temat a najgorsze jest to że powiedziała mu to przy mnie. Jak razem jedliśmy na stołówce. Dani się na mnie spojrzał gorzej niż Robert na codziennie, to było straszne. Roberta cieszyła to sytuacja o mało się nie udławił pomidorową ze śmiechu.
- Daniel możemy porozmawiać na osobności??- strasznie głupio mi się zrobiło. Miałam wyrzuty sumienia. Tak na prawdę nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
Ja miałam większy mętlik w głowie niż tydzień temu.
- jasne- powiedział to strasznie cichym głosem. Nie wiedziałam czy był zły, czy moze obojętny a może jednak smutny.
- a co się stało?- spytała Majka która nie wiedziała o co chodzi.
- właśnie wygadałaś, tajny sekret Julii- wyjaśnił rozbawiony całą sytuacją Robert
Spojrzałam się na niego złośliwie. Czy on nigdy się nie zmieni??
Z Danielem poszliśmy na korytarz na osotatnie piętro tam gdzie nikogo nie było.
- Dani....przepraszam..ja po prostu nie wiedziałam co powiedzieć...-słowa mi z gardła nie wychodziły. Siedziałam na ławce i lampiłam się w podłogę nie patrzyłam na niego, choć wiedziałam że on nie potrafi zrozumieć i patrzy się na mnie.
- dobra...wiesz co nie tłumacz się...powiedz mi tylko, czemu mi nie powiedziałaś??- mówił bardzo opanowanym głosem...
- bo nie wiedziałam jak zareagujesz a ja nie jestem pewna swoich uczuć itd....-znowu nie skończyłam bo brakowało mi ....słów..odwagi...nie wiem czego.
- Julka...słuchaj..ja po prostu narobiłem sobie nadziei...ale to wcześniej...kiedy jeszcze nienawidziłaś Roberta...- widziałam że też nie wiedział co ma mówić. Ale wiedział co chce mi przekazać.
- co jak co..ale nadal go nie cierpię. Jego nie da się lubić- użyłam takiego głosu jakbym się poddawała albo nie miałabym już siły. Ale do czego? Sytuacji ...czy może do kogoś?
- Ty nie musisz go lubić, bo ty już go kochasz..taka prawda- jejku! jaki on był pewny siebie.
Podniosłam momentalnie wzrok na niego.
Co on wygaduje...??? Oszalał?
- Coś ty...nigdy- powiedziałam ale nie przemyślałam jakim tonem mam to wypowiedzieć....i chyba zabrzmiało to jak kłamstwo. Kurde, miałam dość tego.
- widzisz sama w to nie wierzysz. Ale ja ślepy nie jestem. Nie myśl sobie że ja ci odpuszczę...o nie...- zaśmiał się.
Ja też. Szkoda tylko że to nie było śmieszne...bo co to niby miało znaczyć? Ze zacznie o mnie "walczyć"?? Jak w jakiejś kiepskiej telenoweli, to jakiś żart?
Zaczerwieniłam się po uszy. Nie ukrywam, ale spodobało mi się to. Miał u mnie wielkiego plusa.. HAHA, co ja w ogóle wygaduję?
Uśmiechnęłam się do niego. Tak jak zawsze i on to odwzajemnił. Cieszyłam się że mimo tej głupiej sytuacji nic się nie zmieniło.
Wróciliśmy na stołówkę i bez słówka dokończyliśmy obiad.
Majka i Robert patrzyli się na nas jak na ufo. Dosłownie.
cz 2
Po lekcjach poszłam na boisko szkolne, lubiłam tam chodzić, bo był tam trawnik na którym niektórzy siedzieli..leżeli ...to nie był tylko teren dla uczniów, lecz dla wszystkich. Położyłam się na bluzie i usnęłam z słuchawkami w uszach. Obudziłam się tylko dopiero jak słońce przestało ogrzewać mnie swoimi promieniami. Musiałam jeszcze zrobić zakupy do domu, bo przecież mieszkam sama a zakupy nie zrobią się same. Niestety.
Wchodząc do sklepu zobaczyłam że jest w nim Robert z Danielem którzy stali przy stoisku z pieczywem i kłócili się jakie bułki kupić. HAHA myślałam że nie wytrzymam tam ze śmiechu. No i nie wytrzymałam.
Odwrócili się w tym samym czasie.
- o co ty tu robisz?- spytał Daniel, nie spodziewał się że mnie tam spotka.
- zakupy raczej, nie uważasz?- zaśmiałam się i podeszłam bo lodówki z jogurtami. Ja kocham jogurty w każdej postaci, więc nie wiedziałam które wybrać. W końcu wybrałam zwykłe naturalne, bo można je zjeść ze wszystkim. Oni co chwile się o coś kłócili...o bułki, picie, szynkę. Haha pani za ladą miała ich już dość i kiedy oni mieli w koszyku 1 rzecz ja skończyłam całe zakupy. Nie kupiłam dużo, bo byłam sama i nie miał kto tego jeść.
- zdecydujcie się, bo każdy was ma już dość- uśmiechnęli się jednocześnie. Nie byli braćmi ale czasami potrafili robić a nawet mówić to samo jednocześnie. Fascynujące. Zauważyłam że różnią się tylko wyglądem..zachowanie mają podobne. Robert jest bardziej chłodny i lubi się ze mnie wyśmiewać a Daniel był milszy ale tak samo jak Robert lubił sztukę i muzykę uliczną i przede wszystkim szanowali innych i siebie samych. No może mogłabym się czepnąć zachowania Roberta w stosunku do Majki, bo nikt nawet jego najlepszy przyjaciel nie mógł pojąć tego że on robi z nią co chce, ona z resztą też i nie są razem. Dziwne, ale siebie szanował. Daniel też miał swoje wady...tzn..robił co chciał, nigdy nie pytał o zdanie innych. Przez ten miesiąc nigdy nie spytał się mnie co ja na dany temat myślę, nie szuka nigdy porady u nikogo, wszystko sam robi i dlatego popełnia błędy. Mieli jeszcze jeden wspólny zwyczaj, co weekend musieli zaliczyć zgon. Co tydzień chodzili na imprezy z kumplami, albo na domówki na których było wszystko zaczynając od soku kończąc na alkoholu, trawie i innych narkotykach. Nie przeszkadzało mi to, bo nie jestem w związku z Danielem i nie mogę mu tego zakazać. Wiele razy próbował mnie namówić, na imprezę tego typu, ale ja nigdy nie szłam z nim, zawsze odmawiałam, bo ja nie lubiłam takich rzeczy. Poza ty, co ja bym miała robić w clubie??? Przecież z moim ciałem to tylko w domu można siedzieć. Ogólnie nie rozumiałam co Daniel we mnie widział. Nie byłam ładną blondynką, lecz brunetką z wielką nadwagą, byłam niska. Jedyna rzecz która mi się we mnie podobała to mały nas i prościutkie zęby, ale nic więcej.
- możemy dzisiaj do ciebie wpaść?- zaproponował Daniel przy kasie jak już płaciliśmy. Patrzył na mnie tak, że nie mogłam odmówić, z resztą nie zamierzałam w ogóle odmawiać.
- jasne, możecie do mnie przychodzić, kiedy tylko będziecie mieć ochotę- wyszliśmy ze sklepu i było już praktycznie ciemno.
- to my będziemy tak za godzinę, bo musimy posprzątać, moja mama przyjedzie jutro i będzie miała pretensje- Daniel jak zawsze nie lubiał porządku, Robert był jego "gosposią" zawsze za nim chodził i sprzątał , gotował mu, czasami nawet zastanawiałam się czy on nie przegrał jakiegoś zakładu że musi tak latać po mieszkaniu. Z czasem zrozumiałam że Robert jest po prostu pedantem. Daniel mógł mieć niewyprasowaną bluzkę i niedbale dobrane dresy, Robert nie wyszedł by nigdy tak z domu. Haha. Jak o tym myślałam, to chciało mi się śmiać. Oni się uzupełniali.
- okey, będę czakać
- no to narazie- powiedzieli jednocześnie spoglądając na siebie z nerwami. Widocznie nie lubili tego.
Wpadłam do domu i szybko zaczęłam chować niepotrzebne rzeczy do szafki, żeby Robert nie skrytykował mojego mieszkania. Pościeliłam sobie łóżko i przebrałam się w bardziej domowe ciuchy.
Pół godziny pózniej już byli, szybko im zeszło.
- oo jesteście- nie udawałam zaskoczonej. Bo byłam zaskoczona na prawdę, miałam jeszcze umyć talerze ze zlewu. Nie zdążyłam.
- no przyszliśmy szybciej bo okazało się że moja mama już była w domu- tłumaczył się jak zawsze musiał mi wszystko wytłumaczyć, jak dziecku. Czasami to dziwiłam się że potrafił tłumaczyć się z koloru długopisu który używa a kończył rozmowę na tym jakie miał oceny w podstawówce. To mnie zawsze zastanawiało, ale te jego tłumaczenia nie były nudne. Wręcz przeciwnie
- to nie mogłeś zadzwonić i powiedzieć że nie przyjdziecie??- nie rozumiałam trochę ich.
- nie, bo my nie chcieliśmy tam siedzieć. Ona tylko ocenia mieszkanie, czy nie ma demolki, zostawia na pół lodówki gotowych obiadów i wraca do siebie- tym razem zaczął wyjaśniać mi Robert. On rzadko się wypowiada a jak coś mówi to krótko i na temat.
- aha, no to wchodzcie, chcecie coś do picia?- Robert już po wejściu zaczął się rozglądać. Czułam że tak będzie. Czułam się jak na wizycie perfekcyjnej pani domu. Serio. Ale zauważyłam że rozglądał się po ścianach, może szukał obrazów.
- ja kawę- Dani usiadł jak zawsze na mojej sofie w salonie i włączył telewizor. Za każdym razem jak do mnie przychodził robił to samo. No i dobrze że chociaż on, czuł się jak u siebie.
Robert nadal czegoś szukał. Nagle zobaczyłam że zbliża się do regału gdzie na samej górze znajdowały się moje albumy ze zdjęciami. Kurcze! Nie, tylko nie to.
Podbiegłam do niego szybko i złapałam za rękę która chciała sięgnąć po najgorszy album.
- Robert...błagam zainteresuj się czymś innym, tylko moje albumy zostaw w spokoju.- prosiłam oczami, całym ciałem, duszą i wszystkim. Ale kostki lodu nie znają litości ani uczuć.
- i tak wiesz że nie odpuszczę, więc po co prosisz?- sprytnie to powiedział. Był u mnie zaledwie 3 minuty, może 5, ale już potrafił mnie doprowadzić do histerii .
-dobraaa....rób co chcesz, chcesz coś do picia?- chciałam być miła. Na szczęście to są zdjęcia jak byłam mała, więc to jak wyglądałam to przeszłość, którą nie muszę się przejmować
- nie, ale możesz mi zrobić coś do jedzenia, bo Daniel tak się do ciebie spieszył że nie zdążyłem zjeść- za się roześmiałam a Daniel spalił się ze wstydu, chciał mu coś odpowiedzieć, chamskiego, ale wstrzymał się. Jak zawsze z resztą.
- na co masz ochotę?
- wszystko może być, tylko nic z pomidorem bo jestem uczulony- współczuje mu, pomidor to jeden z najlepszych warzyw na świecie, a on nie mógł go jeść. Podziwiam.
- właśnie dlatego powinna zrobić ci makaron z sosem pomidorowym- Daniel jak zawsze miał na niego "focha" który od razu mu przeszedł jak tylko Robert otworzył album
Będąc w kuchni, słyszałam ich komentarze. Nie było tak zle.....chyba że coś szeptali...
Nagle usłyszałam śmiech Roberta, to był zły znak.
- co zobaczyłeś krzyknęłam?- ale on nie mógł słowa wypowiedzieć. Za bardzo był zajęty- śmianiem się.
Ale w końcu Dani się odezwał
- jak mogli przebrać na balu przebierańców Julkę za spider-mena??
Ale czy to moja wina że on był moim ulubionym bohaterem i że wszystko miałam ze spider mena, nawet skarpetki?
- OJ tam! Spider- men był najlepszy. Nie czepiajcie się tak, noooo
-dobra dobra....- powiedział Robert kończąc swój melodyjny i długi śmiech.
Zrobiłam tosty które zniknęły od razu ze stołu. Jestem ciekawa ile oni potrafią zjeść. Jedzą 2 śniadania, podwójny obiad i jeszcze deser Majki codziennie. Ach! I jeszcze obiad w domu.
Obejrzeliśmy 3 filmy i postanowili że zostaną u mnie na noc, bo tak ich leń złapał że nawet im się nie chciało wstać z sofy. Miałam wielkie mieszkanie w którym był salon, mój pokój i jeszcze pokój gościnny więc nie widziałam problemu w tym żeby zostali. I tak i tak pewnie będziemy spać razem bo już praktycznie po tych filmach usypialiśmy.
- to co robimy?- oczywiście powyżej nie mówiłam o Robercie, ten "człowiek" nadal miał siłę.
- nie wiem na co wy macie ochotę, ale ja tylko na to żeby położyć się spać- wzięłam do ręki poduszkę i położyłam sobie ją na głowie.
Robert wyrwał mi ją i zaczął szukać czegoś po szufladach, nie było to dla mnie chamskie itd...ale wszystko mógł wziąć do ręki tylko nie mój pamiętnik.
I jak myślicie co wziął?
Oczywiście że zakazany owoc
- Robert zostaw to krzyknęłam- gdyby przeczytał co ja tam wypisywałam na jego i na Daniela temat załamał by się a ja spaliłabym się ze wstydu.
- zostaw jej to.....to są jej prywatne rzeczy- Daniel niby wydaje się na gorszą szuję od Roberta pod względem ciekawości ale tym razem mnie rozumiał. Pewnie wiedział co tam jest, domyślał się i uważał że to są moje sprawy. Które i tak wyjdę na jaw.
- no dobra ale pod jednym warunkiem- jejku....on jak zawsze co chcę
- co znowu?
- zrobisz 2 rzeczy które ja chce...bo i tak jesteś mi coś winna- czy on zawsze musi o wszystkim pamiętać?
- zależy o co ci chodzi...
- no to co, mam otworzyć??- drażnił się ze mną, bo wiedział że nie mogę sobie pozwolić na to, żeby on to przeczytał
- dobra, dobra- krzyknęłam nerwowo po już zaczął czytać
Uśmiechnął się. Osiągnął to co chciał. Jak zawsze.
- jutro ci powiem o co chodzi....- wiedziałam że będę musiała przeżyć szok
- dobra..tylko błagam bądz litościwy- po tym zdaniu każdy z nas roześmiał się...
A ja nadal się obawiałam tego, co on wymyśli. A może on już miał plan?
wtorek, 22 kwietnia 2014
Rozdział IV- Julka! Niestety to nie był sen.
Wyszłam z namiotu i tam trochę osób siedziało i piło kawę. Siadłam z nimi, bo też potrzebowałam trochę kofeiny
- Julia, idziesz z nami do Karoliny do namiotu?? Ona ma tam kosmetyczkę, hm?- zaproponowała jedna z dziewczyn.
- jasne, przydałoby się
Poprawiłam się, a Karola zrobiła mi kreski eye-linerem. Miała dziewczyna talent, nie ukrywam. Kreski były prościutkie, idealne i pasowały do mojej okrągłej twarzy.
- i jak tam z Danielem, jesteście już razem?- mało brakowało a włożyłabym sobie błyszczyk do oka. Zaśmiała się, a mi nie było wcale do śmiechu, no może troszeczkę.
- nie i nie będziemy- może tyci tyci przesadziłam. Tak na prawdę nie wiedziałam co czuję do Daniela i nie wiedziałam co będzie za tydzień, za miesiąc....za 20 minut!!!
- hm..to ciekawe, bo on nigdy nie dał swojej bluzy byle koleżance, z żadną z nas nie chodził na spacery w nocy, w lesie....serio, szczęściara z ciebie
- przyjaźnimy się i tyle. Nic wyjątkowego, nie przesadzajcie- nie przesadzały. Ja to wszystko wiedziałam, ale nie mogłam się im przyznać. Bo jakby nic z tego nie wyszło to miałabym wyrzuty sumienia.
-żadna z nas ci nie wierzy. Heh!
- to że mam z nim dobry kontakt, to tylko dlatego że nie znam tu nikogo a on był pierwszą osobą którą tutaj poznałam, jest miły i nie widzę powodu dla którego ja i on nie możemy się przyjaźnić- udawałam niewinną.
- przyjaźń damsko-męska nie istnieje
Miała racje, nie istnieje....i jestem zdania, że jeśli ktoś myśli że istnieje jest naiwny, ponieważ albo ktoś już jest zakochany, albo to tylko lepszy kolega...lub fałszywą mendą. Takie jest moje zdanie, lecz nie mogłam jej przyznać racji....Miałam dość już tych kłamstw.
- a jednak- to było ostanie, bo wyszłam.
Wróciłam do swojego namiotu z nadzieją że będę miała święty spokój. Marzenia.
Robert siedział po turecku i grał na telefonie. Położyłam się koło Majki jak wcześniej i udawałam że go tam nie ma. Oparłam się na ręce i popatrzyłam na Daniela jak śpi. HAHA jaką miał dziwną minę. Zaśmiałam się trochę.
-ile miłości- powiedział cicho Robert drwiącym głosem. Spojrzał się na mnie takim krytycznym spojrzeniem, tak jak za każdym razem. Wiem, że miałam się do niego nie odzywać ale nie mogłam się nei odezwać, bo był bardzo ale to bardzo irytujący.
- ja tu nie widzę żadnej miłości chyba że między tobą a Majką- powiedziałam to specjalnie bo wiedziałam od Daniela że strasznie go drażni to, jak ktoś mówi coś na temat jego i Majki. Ale on jest taką szują że udawał że go to nie rusza i to doprowadziło mnie do szaleństwa.
- no fakt, nie ma tu żadnej miłości....tzn między mną a Mają
- przecież jesteście razem...nie rozumiem
- jak zawsze nic nie rozumiesz....chyba jesteś stworzona po to żeby nic nie rozumieć..
- przykro mi, ale ja rozumiem ludzi a nie ciebie. Wielki filozof się znalazł- denerwował mnie i z każdym słowem bardziej. HAHA, wyglądało na to że tylko mnie tak irytował, dla każdego był "Robertem" tym niesamowitym Robertem, a tak na prawdę był zwykłym chamem.
- Ja nie jestem z Majką, my tylko tak no...- nie mógł się wysłowić
- dobra....nie tłumacz się, bo mnie to nie interesuje. I nie patrz się tak bo mnie to denerwuje. To nie jest normalne- jejku! Pierwszy raz mu to wygarnęłam, trochę za głośno ale oni spali jak zabici.
Uśmiechnął się, pierwszy raz..Miał dołeczki w policzkach. Widocznie lubiał jak się denerwowałam. Musiałam zmienić taktykę. Ten człowiek umie się uśmiechać?? Wow! Gratulacje!
- a może nie chcę przestać?- powiedział to nie odrywając wzroku. Sądziłam że to nie możliwe żeby znienawidzić kolor jego oczu, ale uwierzcie że to jest możliwe!
- mam to gdzieś- oderwałam wzrok i lampiłam się w ziemię. Trochę się zaczerwieniłam
- jakbyś miała to gdzieś to byś się tak nie rumieniła- nie no nie! Ten człowiek nie zna litości. Jest po prostu straszny. Musiałam jakoś zareagować, ale nic mi do głowy nie przychodziło.
- mylisz się, wcale się nie zarumieniłam
- no właśnie widzę...szkoda tylko że nie jestem daltonistą i kolor twoich policzków jest taki sam jak kolor tego namiotu. I nie ukryjesz tego- wybuchł śmiechem. Po raz pierwszy w tym miesiącu, od kiedy go znam.
Wstałam i właśnie miałam wyjść, ale odwróciłam się na sekundkę żeby coś mu odpowiedzieć
- spadaj idioto. Jesteś żałosny- zrobił głupią minę, tak jakbym go uraziła. Ale jak można urazić kostkę lodu, to niemożliwe.
Wyszłam. Nie wiem co, ale coś w tym głupku było. Coś denerwującego ale zarazem ciekawego. Postanowiłam że po tym jak dowiem się co kryje w tym swoim "tajemniczym" szkicowniku, wezmę się za siebie i przekonam się co tak na prawdę łączy mnie z Danielem. Chciałam to wiedzieć, bo on był wyjątkowy i nie chciałam go stracić. Potrzebowałam kogoś. Potrzebowałam go.
Jak wyszłam z namiotu, zacisnęłam pięści i zamknęłam oczy z nerwów. Ale zdenerwowałam się jeszcze bardziej, bo pod zamkniętymi oczami ujrzałam uśmiechającego się Roberta.
Cholerny Robert! Brrr
CZ.2
Minęła nie cała minutka a już Dani wyszedł z namiotu i wyglądał gorzej niż zle. Ledwo się trzymał, miał takiego kaca że będzie go chyba leczył 2 dni.
- dzień dobry- powiedział z ledwo otwartymi oczami
- widać że nie dla wszystkich jest dobry
-no....jak widać- uśmiechnął się - a najgorsze jest to że głowa mnie boli i mi się taśma urwała
Jejku! Nie pamięta! Ale mam szczęście....Chyba zaczęłam kochać alkohol bardziej niż do tej pory! To chyba najlepsza chwila od 6 rano! Jak już wiedziałam że nic nie pamięta mogłam zachowywać się normalnie, jakby nic się nie stało.
- no trudno...chodż napijesz się czegoś- poprawiłam mu ręką włosy bo był strasznie potargany i chciało mi się bardzo z tego śmiać ale postanowiłam że nie będę mu na razie dokuczać.
- to najlepszy pomysł- poszedł za mną.
Usiedliśmy na pniu starego drzewa i rozmawialiśmy sobie o wszystkim i o niczym. Nagle Robert siadł koło mnie i poczułam ten chłód. Już wiedziałam że zacznie się jakaś kłótnia. Czułam to w powietrzu.
- co tam robicie?- spytał
- a nic, pytam się Julie o wczoraj, bo nic nie pamiętam- powiedział a ja prawie udławiłam się herbatą
- no Julka powiedz Danielowi co wczoraj z nim robiłaś- uśmiechnął się złośliwie do mnie. Cholera..on wszystko widział. Szturchnęłam go lekko żeby był cicho
- siedzieliśmy przy ognisku i jak zawsze rozmawialiśmy...- powiedziałam uśmiechając się i udając że nie wiem o co Robertowi chodzi.
-mhm, to widzę że nic ciekawego...- powiedział Dani który jeszcze nic nie podejrzewał
- kłamczucha- syknął Robert tak, abym tylko ja to usłyszała
Ciarki mi przeszły.
- Robert mam do ciebie sprawę, chodz na chwilkę- wstałam i pociągnęłam go za bluzę
- nie, śmiało możesz mówić...przecież Dani to nasz przyjaciel...- myślałam że mu oczy paznokciem wydrapię.. Dosłownie.
- ale chciałabym tak na osobności- nie traciłam panowania nad emocjami, bo przypomniałam sobie że to go cieszy.
-no dobra...- wstał cudem. Połowę sukcesu udało mi się osiągnąć.
Poszliśmy tą samą drogą co ja wczoraj z Danielem. Jak najdalej od wszystkich
- powiesz mi co ty do mnie masz? Co ja ci zrobiłam?- powiedziałam to cichym opanowanym głosem
- nie wiem o co ci chodzi- nie poddawał się, znowu chciał żebym dostała nerwicy
- Dobra....poddaje się..rób co chcesz..ale nie mów nic Danielowi co wczoraj widziałeś- odwróciłam się i chciałam już wracać
- czemu niby nie?- drażnił się nadal. Byłam z daleka od reszty więc mogłam krzyczeć.
- bo cię o to bardzo proszę. Wystarczy, czym mam cię błagać?- nie krzyczałam. Jeszcze.
- nie musisz ani prosić ani błagać, ale powiedz mi czemu nie chcesz mu przypomnieć. Jestem jego kumplem i chcę wiedzieć- przestał mówić tym denerwującym głosem. Wreszcie, nasza rozmowa miała sens
- bo wczoraj byłam pijana i nie chcę tak tego pamiętać...- kurcze..po co ja w ogóle mu się tłumaczyłam
- mhm... ale to był tylko pocałunek nie panikuj tak..
- nie muszę ci się tłumaczyć, po prostu bądz cicho i tyle.
- co ja z tego będę miał?- wiedziałam że u niego zawsze jest coś za coś
- co chcesz...
- pewna jesteś?- zwątpiłam. Wiedziałam że to było głupie że kiwnęłam głową, bo nie zdawałam sobie sprawy z tego co on może wymyśleć
- tak, pewna
- no to ja chcę też buziaka- powiedział sarkastycznie. Zamknęłam oczy i wtedy już nie mogłam być spokojna.
Zaczęłam wrzeszczeć.
- dobra...wiesz co.....spadaj. Mów mu co chcesz...serio...mam to już gdzieś..z tobą nie można poważnie rozmawiać, jesteś nieznośny, straszny i uważasz się za jakiegoś Vipa....rób co chcesz...i nie zbliżaj się już do mnie, bo mam cię dość nawet nie znając cię.- przestałam krzyczeć i ulżyło mi.
On stał tam i wpatrywał się na mnie tak jak zawsze.
Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem wracałam sobie w stronę obozu.
- Julka! Nic nie powiem- krzyknął za mną.
Ale nie miałam już ochoty nawet na to żeby się odwrócić i pokazać mu "fucka".
Usiadłam znów koło Daniela i nie musiałam udawać że nie jestem zła bo o dziwo nie byłam zła. Chyba muszę częściej krzyczeć
- co się stało?- Daniel widział jednak że coś jest nie tak.
-nie, już nic, po prostu musiałam mu coś wygarnąć
- Julia, idziesz z nami do Karoliny do namiotu?? Ona ma tam kosmetyczkę, hm?- zaproponowała jedna z dziewczyn.
- jasne, przydałoby się
Poprawiłam się, a Karola zrobiła mi kreski eye-linerem. Miała dziewczyna talent, nie ukrywam. Kreski były prościutkie, idealne i pasowały do mojej okrągłej twarzy.
- i jak tam z Danielem, jesteście już razem?- mało brakowało a włożyłabym sobie błyszczyk do oka. Zaśmiała się, a mi nie było wcale do śmiechu, no może troszeczkę.
- nie i nie będziemy- może tyci tyci przesadziłam. Tak na prawdę nie wiedziałam co czuję do Daniela i nie wiedziałam co będzie za tydzień, za miesiąc....za 20 minut!!!
- hm..to ciekawe, bo on nigdy nie dał swojej bluzy byle koleżance, z żadną z nas nie chodził na spacery w nocy, w lesie....serio, szczęściara z ciebie
- przyjaźnimy się i tyle. Nic wyjątkowego, nie przesadzajcie- nie przesadzały. Ja to wszystko wiedziałam, ale nie mogłam się im przyznać. Bo jakby nic z tego nie wyszło to miałabym wyrzuty sumienia.
-żadna z nas ci nie wierzy. Heh!
- to że mam z nim dobry kontakt, to tylko dlatego że nie znam tu nikogo a on był pierwszą osobą którą tutaj poznałam, jest miły i nie widzę powodu dla którego ja i on nie możemy się przyjaźnić- udawałam niewinną.
- przyjaźń damsko-męska nie istnieje
Miała racje, nie istnieje....i jestem zdania, że jeśli ktoś myśli że istnieje jest naiwny, ponieważ albo ktoś już jest zakochany, albo to tylko lepszy kolega...lub fałszywą mendą. Takie jest moje zdanie, lecz nie mogłam jej przyznać racji....Miałam dość już tych kłamstw.
- a jednak- to było ostanie, bo wyszłam.
Wróciłam do swojego namiotu z nadzieją że będę miała święty spokój. Marzenia.
Robert siedział po turecku i grał na telefonie. Położyłam się koło Majki jak wcześniej i udawałam że go tam nie ma. Oparłam się na ręce i popatrzyłam na Daniela jak śpi. HAHA jaką miał dziwną minę. Zaśmiałam się trochę.
-ile miłości- powiedział cicho Robert drwiącym głosem. Spojrzał się na mnie takim krytycznym spojrzeniem, tak jak za każdym razem. Wiem, że miałam się do niego nie odzywać ale nie mogłam się nei odezwać, bo był bardzo ale to bardzo irytujący.
- ja tu nie widzę żadnej miłości chyba że między tobą a Majką- powiedziałam to specjalnie bo wiedziałam od Daniela że strasznie go drażni to, jak ktoś mówi coś na temat jego i Majki. Ale on jest taką szują że udawał że go to nie rusza i to doprowadziło mnie do szaleństwa.
- no fakt, nie ma tu żadnej miłości....tzn między mną a Mają
- przecież jesteście razem...nie rozumiem
- jak zawsze nic nie rozumiesz....chyba jesteś stworzona po to żeby nic nie rozumieć..
- przykro mi, ale ja rozumiem ludzi a nie ciebie. Wielki filozof się znalazł- denerwował mnie i z każdym słowem bardziej. HAHA, wyglądało na to że tylko mnie tak irytował, dla każdego był "Robertem" tym niesamowitym Robertem, a tak na prawdę był zwykłym chamem.
- Ja nie jestem z Majką, my tylko tak no...- nie mógł się wysłowić
- dobra....nie tłumacz się, bo mnie to nie interesuje. I nie patrz się tak bo mnie to denerwuje. To nie jest normalne- jejku! Pierwszy raz mu to wygarnęłam, trochę za głośno ale oni spali jak zabici.
Uśmiechnął się, pierwszy raz..Miał dołeczki w policzkach. Widocznie lubiał jak się denerwowałam. Musiałam zmienić taktykę. Ten człowiek umie się uśmiechać?? Wow! Gratulacje!
- a może nie chcę przestać?- powiedział to nie odrywając wzroku. Sądziłam że to nie możliwe żeby znienawidzić kolor jego oczu, ale uwierzcie że to jest możliwe!
- mam to gdzieś- oderwałam wzrok i lampiłam się w ziemię. Trochę się zaczerwieniłam
- jakbyś miała to gdzieś to byś się tak nie rumieniła- nie no nie! Ten człowiek nie zna litości. Jest po prostu straszny. Musiałam jakoś zareagować, ale nic mi do głowy nie przychodziło.
- mylisz się, wcale się nie zarumieniłam
- no właśnie widzę...szkoda tylko że nie jestem daltonistą i kolor twoich policzków jest taki sam jak kolor tego namiotu. I nie ukryjesz tego- wybuchł śmiechem. Po raz pierwszy w tym miesiącu, od kiedy go znam.
Wstałam i właśnie miałam wyjść, ale odwróciłam się na sekundkę żeby coś mu odpowiedzieć
- spadaj idioto. Jesteś żałosny- zrobił głupią minę, tak jakbym go uraziła. Ale jak można urazić kostkę lodu, to niemożliwe.
Wyszłam. Nie wiem co, ale coś w tym głupku było. Coś denerwującego ale zarazem ciekawego. Postanowiłam że po tym jak dowiem się co kryje w tym swoim "tajemniczym" szkicowniku, wezmę się za siebie i przekonam się co tak na prawdę łączy mnie z Danielem. Chciałam to wiedzieć, bo on był wyjątkowy i nie chciałam go stracić. Potrzebowałam kogoś. Potrzebowałam go.
Jak wyszłam z namiotu, zacisnęłam pięści i zamknęłam oczy z nerwów. Ale zdenerwowałam się jeszcze bardziej, bo pod zamkniętymi oczami ujrzałam uśmiechającego się Roberta.
Cholerny Robert! Brrr
CZ.2
Minęła nie cała minutka a już Dani wyszedł z namiotu i wyglądał gorzej niż zle. Ledwo się trzymał, miał takiego kaca że będzie go chyba leczył 2 dni.
- dzień dobry- powiedział z ledwo otwartymi oczami
- widać że nie dla wszystkich jest dobry
-no....jak widać- uśmiechnął się - a najgorsze jest to że głowa mnie boli i mi się taśma urwała
Jejku! Nie pamięta! Ale mam szczęście....Chyba zaczęłam kochać alkohol bardziej niż do tej pory! To chyba najlepsza chwila od 6 rano! Jak już wiedziałam że nic nie pamięta mogłam zachowywać się normalnie, jakby nic się nie stało.
- no trudno...chodż napijesz się czegoś- poprawiłam mu ręką włosy bo był strasznie potargany i chciało mi się bardzo z tego śmiać ale postanowiłam że nie będę mu na razie dokuczać.
- to najlepszy pomysł- poszedł za mną.
Usiedliśmy na pniu starego drzewa i rozmawialiśmy sobie o wszystkim i o niczym. Nagle Robert siadł koło mnie i poczułam ten chłód. Już wiedziałam że zacznie się jakaś kłótnia. Czułam to w powietrzu.
- co tam robicie?- spytał
- a nic, pytam się Julie o wczoraj, bo nic nie pamiętam- powiedział a ja prawie udławiłam się herbatą
- no Julka powiedz Danielowi co wczoraj z nim robiłaś- uśmiechnął się złośliwie do mnie. Cholera..on wszystko widział. Szturchnęłam go lekko żeby był cicho
- siedzieliśmy przy ognisku i jak zawsze rozmawialiśmy...- powiedziałam uśmiechając się i udając że nie wiem o co Robertowi chodzi.
-mhm, to widzę że nic ciekawego...- powiedział Dani który jeszcze nic nie podejrzewał
- kłamczucha- syknął Robert tak, abym tylko ja to usłyszała
Ciarki mi przeszły.
- Robert mam do ciebie sprawę, chodz na chwilkę- wstałam i pociągnęłam go za bluzę
- nie, śmiało możesz mówić...przecież Dani to nasz przyjaciel...- myślałam że mu oczy paznokciem wydrapię.. Dosłownie.
- ale chciałabym tak na osobności- nie traciłam panowania nad emocjami, bo przypomniałam sobie że to go cieszy.
-no dobra...- wstał cudem. Połowę sukcesu udało mi się osiągnąć.
Poszliśmy tą samą drogą co ja wczoraj z Danielem. Jak najdalej od wszystkich
- powiesz mi co ty do mnie masz? Co ja ci zrobiłam?- powiedziałam to cichym opanowanym głosem
- nie wiem o co ci chodzi- nie poddawał się, znowu chciał żebym dostała nerwicy
- Dobra....poddaje się..rób co chcesz..ale nie mów nic Danielowi co wczoraj widziałeś- odwróciłam się i chciałam już wracać
- czemu niby nie?- drażnił się nadal. Byłam z daleka od reszty więc mogłam krzyczeć.
- bo cię o to bardzo proszę. Wystarczy, czym mam cię błagać?- nie krzyczałam. Jeszcze.
- nie musisz ani prosić ani błagać, ale powiedz mi czemu nie chcesz mu przypomnieć. Jestem jego kumplem i chcę wiedzieć- przestał mówić tym denerwującym głosem. Wreszcie, nasza rozmowa miała sens
- bo wczoraj byłam pijana i nie chcę tak tego pamiętać...- kurcze..po co ja w ogóle mu się tłumaczyłam
- mhm... ale to był tylko pocałunek nie panikuj tak..
- nie muszę ci się tłumaczyć, po prostu bądz cicho i tyle.
- co ja z tego będę miał?- wiedziałam że u niego zawsze jest coś za coś
- co chcesz...
- pewna jesteś?- zwątpiłam. Wiedziałam że to było głupie że kiwnęłam głową, bo nie zdawałam sobie sprawy z tego co on może wymyśleć
- tak, pewna
- no to ja chcę też buziaka- powiedział sarkastycznie. Zamknęłam oczy i wtedy już nie mogłam być spokojna.
Zaczęłam wrzeszczeć.
- dobra...wiesz co.....spadaj. Mów mu co chcesz...serio...mam to już gdzieś..z tobą nie można poważnie rozmawiać, jesteś nieznośny, straszny i uważasz się za jakiegoś Vipa....rób co chcesz...i nie zbliżaj się już do mnie, bo mam cię dość nawet nie znając cię.- przestałam krzyczeć i ulżyło mi.
On stał tam i wpatrywał się na mnie tak jak zawsze.
Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem wracałam sobie w stronę obozu.
- Julka! Nic nie powiem- krzyknął za mną.
Ale nie miałam już ochoty nawet na to żeby się odwrócić i pokazać mu "fucka".
Usiadłam znów koło Daniela i nie musiałam udawać że nie jestem zła bo o dziwo nie byłam zła. Chyba muszę częściej krzyczeć
- co się stało?- Daniel widział jednak że coś jest nie tak.
-nie, już nic, po prostu musiałam mu coś wygarnąć
niedziela, 20 kwietnia 2014
Rozdział III- Szczypta tygodni
Minął już miesiąc, od pierwszego dnia w nowej szkole i tak na prawdę osiągnęłam już pełnie szczęścia. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Okazało się że Daniel, jest świetnym kumplem i codziennie, dzień w dzień spotykamy się gdzieś. Byliśmy już wszędzie, dosłownie. I może teraz odczuwacie pewien niedosyt, bo nic wam nie opisałam.....może coś odpiszę ale nie teraz.
Daniel jest moim przyjacielem, znam go tylko miesiąc a on już wie o mnie wszystko, mogłabym bez żadnego "ale" otworzyć mój pamiętnik i dać mu do czytania. Ja również o nim wszystko wiem, choć cięgle mam wrażenie że czegoś mi nie chce powiedzieć. Może to tylko podejrzenia?
Okazało się że jest świetnym raperem i że sam pisze piosenki. Nie sądziłam że jest aż tak dobry.
Mam też złą wiadomość, mieszka z Robertem i właśnie on musi dzielić swój czas również z nim. Od tej głupiej lekcji plastyki i głupiego uśmiechu na korytarzu w ogóle nie dawałam mu do zrozumienia że się tym przejmuję i że chcę to naprawić. Unikałam go i udawałam że on nie istnieję. Był powietrzem. Myślicie że to jest niemożliwe że miesiąc się z kimś siedzi, 20 cm od siebie i nic się do siebie nie powiedziało?? A jednak!
Raz próbował mi coś powiedzieć, 2 tygodnie po tamtym dniu, ale akurat dzwonek zadzwonił, więc wstałam szybko, jeszcze szybciej niż on wtedy na plastyce i wyszłam bez słówka, patrzył na mnie cały czas.Przyglądał się i sama nie wiedziałam czemu. Chamsko, wiem, ale to jego wina. To on tutaj był idiotą, nie ja!
Nawet jak do Daniela przychodziłam i on też był w domu to była cisza. Z czasem już się do tego przyzwyczaiłam. Ale przyznaję, myślałam o nim. Cały czas. O jego oczach, o jego minie kiedy coś szkicuje w tym swoim "tajemniczym szkicowniku" i o tym czemu on jest taki chłodny i niemiły. Nie rozumiałam również tego, co łączyło go z tą dziewczyną, która ma na imię Majka, ona się do niego przytulała, grali razem na W-F, rozmawiali ze sobą, całowali się,ale nie było widać w nich "miłości".....nie rozumiałam tego i bardzo mnie to ciekawiło. Chciałam wiedzieć, to nie dawało mi spokoju. To że tak intensywnie o nim myślałam było jedyną rzeczą której Danielowi nie mówiłam, i to chyba był błąd. Bo wczoraj dał mi do zrozumienia że on trochę bardziej lubi mnie od reszty.
Z resztą, opowiem wam co się stało, nie będę taka "tajemnicza", jak szkicownik Robbiego.
Kurcze! Znów o nim myśle.
Wczoraj tak ja codziennie z resztą, spotkałam się z Dani w parku i mieliśmy iść na "piknik" klasowy. Ustaliliśmy, że spotkamy się wcześniej żeby sobie trochę pospacerować. Na jego widok oczywiście od razu mi się humor poprawił. Od kiedy go poznałam wszystko było takie miłe i chciało mi się uśmiechać
- cześć- powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się tak szeroko, że dziwie się, że mam jeszcze nie popękane usta!
- no hej, lepiej się już czujesz??- wczoraj faktycznie bolał mnie brzuch i miło że pamiętał. On zawsze wszystko pamiętał.
- trochę jeszcze boli, ale nie tak bardzo. Nieważne- powiedziałam tam, bo tak duzo myslałam, że nawet o bólu brzucha zapomniałam
-to dobrze, to gdzie idziemy?
- może przed siebie?
- heh! Ok, dzwonił Robert, powiedział że ognisko też będzie i żebym za jakąś godzinkę już był, bo będziemy grać.
-aha, ile osób będzie?- byłam ciekawa czy to będzie prawdziwe ognisko czy totalna klapa!
- z 20, połowa śpi dziś w lesie pod namiotami, będzie się działo, jutro nic nie będą pamiętać
- ja też chcę!- nie wiem czemu to powiedziałam, chyba dlatego że serio chciałam po raz pierwszy świetnie bawić się wśród ludzi
- serio??
- no tak....nigdy nie byłam na takim ognisku- smutno mi się zrobiło. Bo każdy już w moim wieku doświadczył tyle przyjemnych rzeczy a ja nic, doświadczyłam tylko bólu i samotności.
Zauważył i zrozumiał o co mi chodzi. I widać było że się trochę przejął, może dlatego że serio miałam smutną minę w piękny jesienny dzień?
- no to co? Zostajemy z nimi?- pochylił się trochę żeby zobaczyć moją minę lepiej, byłam niska a on bardzo wysoki i serio mógł nie widzieć wyraznie moje twarzy.
- a będzie ci się chciało?
- jeśli ty będziesz to na pewno będzie mi się chciało
NASTAŁA CISZA. Jejku! Nawet nie wiecie jak wtedy się poczułam....czułam się dowartościowana
- pewny?
- jesne! To co idziemy?
Ja głupia nie ruszyłam się z miejsca, nie wiem czemu ja byłam aż taka głupia
- dzięki- powiedziałam i nagle poczułam że chcę go przytulić. Ale chyba to samo on poczuł, bo bez słówka mnie przytulił. Czy on mi czyta w myślach?
Był taki ciepły, dopiero przytulając go zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo on jest wysoki. Miałam wrażenie że przytulam się do brzucha a nie do niego. Wyglądałam przy nim jak....dziecko.
Doszliśmy do bardzo fajnego miejsca koło lasu. Było tam miejsce na ognisko, boisko, miejsce na namioty i nawet WC. Było słychać ptaki i inne różne zwierzęta. Było tam bombowo.
Miało być 20 osób a na miejscu było z 45 około. HAHA niezle!
- wow, dużo nas- powiedział Dani
- fajnie!- cieszyłam się jak mała dziewczynka
Chłopaki byli zajęci rozkładaniem namiotów a dziewczyny rozkładały koce i układały różne rzeczy. Nie wiedziałam co ja mam robić czy iść do dziewczyn czy do chłopaków, ale w końcu poszłam pomóc dziewczynom, bo widać że mieli 2 razy więcej roboty niż oni.
Po przygotowaniach chłopaki zaczęli swój mecz. Jak na takich lamusów grali całkiem nie zle. Chyba to był czas żeby zmienić zdanie na ich temat.
Cały czas gapiłam się na Roberta, wiem że to bez sensu ale jakaś siła wyższa sprawiała że tak właśnie było. Robert to, Robert tamto....masakra.
Po meczu, moglismy wreszcie wszyscy razem siąść przy ognisku. Ja z Danielem siedliśmy koło siebie, to było oczywiste że tak będzie. Po godzinie każdy ledwo siedział, każdy był pijany. Inni mniej inni więcej, ale każdy coś pił. Było przyjemnie. Tylko że ja po spożyciu alkoholu zawsze się wyciszam i tylko słucham co inni mówią.. Zawsze tak miałam.
- co ci jest? boli cię coś?- spytał Dani, pochylając się żeby usłyszeć odpowiedz
- nie, jest bardzo fajnie
- pewna?
- tak, pewna- powiedziałam usmiechając się do niego.
Nie przekonałam go, choć serio było wszystko w porządku.
- pójdziemy się przejść?
- okej, jak chcesz
Oddaliliśmy się od grupy i poszliśmy jakąś leśną dróżką.
- coś mi sie wydaje że coś się stało
- nie, nic się nie stało
- kłamiesz- powiedział od razu bez chwili zastanowienia
- serio mówię- powiedziałam jeszcze szybciej niż on
- to czemu jesteś taka cicha, nieobecna, jakby zamyslona....martwię się trochę- powiedział to tak słodko, że cukierki w porównaniu to tego zdania były niesmaczne, bez smaku.
Było ciemno, nie widziałam gdzie idę, nie widziałam nawet jego wyrazu twarzy, ale miałam szczęście bo on nie widział mojej. Nie wiedziałam co do cholery mam mu odpowiedzieć.
Ale w końcu musiałam coś powiedzieć.
- nie masz o co się martwić. Jest okey, co nie wierzysz mi?- nagle poczułam że mi zimno! Przecież była już noc a ja byłam w zwykłym T-shirt.
- zimno ci- stwierdził chyba przez to że czując zimno tak dziwnie wypowiedziałam ostatnie 2 słowa. Podał mi bluzę.
- nie dzięki poradzę sobie! Wracamy?
Nie ruszył się jednak....
- Julka możesz mi powiedzieć co ci jest dzisiaj? Nie poznaję cię, serio. Powiedziałem coś nie tak? Może jednak zrobiłem coś?
- nie, to nie twoja wina
- więc o co chodzi? Powiedz, bo chciałbym wiedzieć- serio się martwił. Tracił chyba już cierpliwowść
- wypiłam po prostu trochę alkoholu, a po alkoholu tak mam
- znowu kłamiesz - jejku! Czemu on mi nie wierzył? Może miał racje?
- a! przestań już....- zabrzmiało to niemiło ale trudno! Tak miało być.
Odwróciłam się i już chciałam wracać do reszty, bo robiłam się nerwowa, ale on zrobił duży krok żeby w ostatniej chwili mnie przytulić. Przytulił mnie tak od tyłu a ja myślałam że zaraz się rozpuszczę. Serce mi tak bardzo waliło i zapomniałam że przed chwilą byłam na niego i na siebie wkurzona. Czemu on to zrobił? Nie mógł sobie tego oszczędzić? Moje serce aż bolało od tego bicia. Teraz jak sobie przypomnę jak mocno biło to wydaje mi się że mam zakwasy, dziwne nie?
Jak zawsze w takich sytuacjach *na pewno zauważyliście* że robię głupie rzeczy i faktycznie tym razem zrobiłam najgłupszą rzecz od 16 lat.
Odwzajemniłam pocałunek. Nie dość że mój pierwszy to po pijaku i do tego z chłopakiem z którym nie byłam w związku, do którego nie wiem co czuję.
Bravo Julka! Gratulacje.
Noi jak, mądrze postąpiłam wczoraj, nie? -.-
Teraz leżę w namiocie, jest godzina 7 rano, spałam 2 godziny, głowa mnie boli, ale niestety wszystko pamiętam. Modliłam się żeby Dani nic nie pamiętał, bo chciałam więcej czasu na to żeby sobie przemyśleć to wszystko..
Usnęłam w jego bluzie...OMG jak ona pięknie pachnie...Chyba tak szybko jej nie oddam.
Z wczoraj pamiętałam wszystko oprócz tego co działo się po tym jak wróciliśmy ze "spacerku".
Obejrzałam się po namiocie....
Ku*wa, co robi Rober, Daniel i Majka w tym namiocie do jasnej cholery....
Nie wiedziałam czemu, ale wybuchłam śmiechem budząc prawie wszystkich, ale to nie moja wina! To wina tej ironii losu, która mnie nie opuszczała.
Na szczęście obudziła się tylko Majka, która od razu poszła znowu spać.
" Super! Mam więcej czasu żeby przemyśleć, bo będzie gdy Daniel będzie wszystko pamiętał?"- to była główna myśl. Aniołek z lewej strony powiedział ze "jajco" jednak diabełek krzyknął że raczej jajecznica.
I już sama nie wiedziałam komu wierzyć.
Daniel jest moim przyjacielem, znam go tylko miesiąc a on już wie o mnie wszystko, mogłabym bez żadnego "ale" otworzyć mój pamiętnik i dać mu do czytania. Ja również o nim wszystko wiem, choć cięgle mam wrażenie że czegoś mi nie chce powiedzieć. Może to tylko podejrzenia?
Okazało się że jest świetnym raperem i że sam pisze piosenki. Nie sądziłam że jest aż tak dobry.
Mam też złą wiadomość, mieszka z Robertem i właśnie on musi dzielić swój czas również z nim. Od tej głupiej lekcji plastyki i głupiego uśmiechu na korytarzu w ogóle nie dawałam mu do zrozumienia że się tym przejmuję i że chcę to naprawić. Unikałam go i udawałam że on nie istnieję. Był powietrzem. Myślicie że to jest niemożliwe że miesiąc się z kimś siedzi, 20 cm od siebie i nic się do siebie nie powiedziało?? A jednak!
Raz próbował mi coś powiedzieć, 2 tygodnie po tamtym dniu, ale akurat dzwonek zadzwonił, więc wstałam szybko, jeszcze szybciej niż on wtedy na plastyce i wyszłam bez słówka, patrzył na mnie cały czas.Przyglądał się i sama nie wiedziałam czemu. Chamsko, wiem, ale to jego wina. To on tutaj był idiotą, nie ja!
Nawet jak do Daniela przychodziłam i on też był w domu to była cisza. Z czasem już się do tego przyzwyczaiłam. Ale przyznaję, myślałam o nim. Cały czas. O jego oczach, o jego minie kiedy coś szkicuje w tym swoim "tajemniczym szkicowniku" i o tym czemu on jest taki chłodny i niemiły. Nie rozumiałam również tego, co łączyło go z tą dziewczyną, która ma na imię Majka, ona się do niego przytulała, grali razem na W-F, rozmawiali ze sobą, całowali się,ale nie było widać w nich "miłości".....nie rozumiałam tego i bardzo mnie to ciekawiło. Chciałam wiedzieć, to nie dawało mi spokoju. To że tak intensywnie o nim myślałam było jedyną rzeczą której Danielowi nie mówiłam, i to chyba był błąd. Bo wczoraj dał mi do zrozumienia że on trochę bardziej lubi mnie od reszty.
Z resztą, opowiem wam co się stało, nie będę taka "tajemnicza", jak szkicownik Robbiego.
Kurcze! Znów o nim myśle.
Wczoraj tak ja codziennie z resztą, spotkałam się z Dani w parku i mieliśmy iść na "piknik" klasowy. Ustaliliśmy, że spotkamy się wcześniej żeby sobie trochę pospacerować. Na jego widok oczywiście od razu mi się humor poprawił. Od kiedy go poznałam wszystko było takie miłe i chciało mi się uśmiechać
- cześć- powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się tak szeroko, że dziwie się, że mam jeszcze nie popękane usta!
- no hej, lepiej się już czujesz??- wczoraj faktycznie bolał mnie brzuch i miło że pamiętał. On zawsze wszystko pamiętał.
- trochę jeszcze boli, ale nie tak bardzo. Nieważne- powiedziałam tam, bo tak duzo myslałam, że nawet o bólu brzucha zapomniałam
-to dobrze, to gdzie idziemy?
- może przed siebie?
- heh! Ok, dzwonił Robert, powiedział że ognisko też będzie i żebym za jakąś godzinkę już był, bo będziemy grać.
-aha, ile osób będzie?- byłam ciekawa czy to będzie prawdziwe ognisko czy totalna klapa!
- z 20, połowa śpi dziś w lesie pod namiotami, będzie się działo, jutro nic nie będą pamiętać
- ja też chcę!- nie wiem czemu to powiedziałam, chyba dlatego że serio chciałam po raz pierwszy świetnie bawić się wśród ludzi
- serio??
- no tak....nigdy nie byłam na takim ognisku- smutno mi się zrobiło. Bo każdy już w moim wieku doświadczył tyle przyjemnych rzeczy a ja nic, doświadczyłam tylko bólu i samotności.
Zauważył i zrozumiał o co mi chodzi. I widać było że się trochę przejął, może dlatego że serio miałam smutną minę w piękny jesienny dzień?
- no to co? Zostajemy z nimi?- pochylił się trochę żeby zobaczyć moją minę lepiej, byłam niska a on bardzo wysoki i serio mógł nie widzieć wyraznie moje twarzy.
- a będzie ci się chciało?
- jeśli ty będziesz to na pewno będzie mi się chciało
NASTAŁA CISZA. Jejku! Nawet nie wiecie jak wtedy się poczułam....czułam się dowartościowana
- pewny?
- jesne! To co idziemy?
Ja głupia nie ruszyłam się z miejsca, nie wiem czemu ja byłam aż taka głupia
- dzięki- powiedziałam i nagle poczułam że chcę go przytulić. Ale chyba to samo on poczuł, bo bez słówka mnie przytulił. Czy on mi czyta w myślach?
Był taki ciepły, dopiero przytulając go zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo on jest wysoki. Miałam wrażenie że przytulam się do brzucha a nie do niego. Wyglądałam przy nim jak....dziecko.
Doszliśmy do bardzo fajnego miejsca koło lasu. Było tam miejsce na ognisko, boisko, miejsce na namioty i nawet WC. Było słychać ptaki i inne różne zwierzęta. Było tam bombowo.
Miało być 20 osób a na miejscu było z 45 około. HAHA niezle!
- wow, dużo nas- powiedział Dani
- fajnie!- cieszyłam się jak mała dziewczynka
Chłopaki byli zajęci rozkładaniem namiotów a dziewczyny rozkładały koce i układały różne rzeczy. Nie wiedziałam co ja mam robić czy iść do dziewczyn czy do chłopaków, ale w końcu poszłam pomóc dziewczynom, bo widać że mieli 2 razy więcej roboty niż oni.
Po przygotowaniach chłopaki zaczęli swój mecz. Jak na takich lamusów grali całkiem nie zle. Chyba to był czas żeby zmienić zdanie na ich temat.
Cały czas gapiłam się na Roberta, wiem że to bez sensu ale jakaś siła wyższa sprawiała że tak właśnie było. Robert to, Robert tamto....masakra.
Po meczu, moglismy wreszcie wszyscy razem siąść przy ognisku. Ja z Danielem siedliśmy koło siebie, to było oczywiste że tak będzie. Po godzinie każdy ledwo siedział, każdy był pijany. Inni mniej inni więcej, ale każdy coś pił. Było przyjemnie. Tylko że ja po spożyciu alkoholu zawsze się wyciszam i tylko słucham co inni mówią.. Zawsze tak miałam.
- co ci jest? boli cię coś?- spytał Dani, pochylając się żeby usłyszeć odpowiedz
- nie, jest bardzo fajnie
- pewna?
- tak, pewna- powiedziałam usmiechając się do niego.
Nie przekonałam go, choć serio było wszystko w porządku.
- pójdziemy się przejść?
- okej, jak chcesz
Oddaliliśmy się od grupy i poszliśmy jakąś leśną dróżką.
- coś mi sie wydaje że coś się stało
- nie, nic się nie stało
- kłamiesz- powiedział od razu bez chwili zastanowienia
- serio mówię- powiedziałam jeszcze szybciej niż on
- to czemu jesteś taka cicha, nieobecna, jakby zamyslona....martwię się trochę- powiedział to tak słodko, że cukierki w porównaniu to tego zdania były niesmaczne, bez smaku.
Było ciemno, nie widziałam gdzie idę, nie widziałam nawet jego wyrazu twarzy, ale miałam szczęście bo on nie widział mojej. Nie wiedziałam co do cholery mam mu odpowiedzieć.
Ale w końcu musiałam coś powiedzieć.
- nie masz o co się martwić. Jest okey, co nie wierzysz mi?- nagle poczułam że mi zimno! Przecież była już noc a ja byłam w zwykłym T-shirt.
- zimno ci- stwierdził chyba przez to że czując zimno tak dziwnie wypowiedziałam ostatnie 2 słowa. Podał mi bluzę.
- nie dzięki poradzę sobie! Wracamy?
Nie ruszył się jednak....
- Julka możesz mi powiedzieć co ci jest dzisiaj? Nie poznaję cię, serio. Powiedziałem coś nie tak? Może jednak zrobiłem coś?
- nie, to nie twoja wina
- więc o co chodzi? Powiedz, bo chciałbym wiedzieć- serio się martwił. Tracił chyba już cierpliwowść
- wypiłam po prostu trochę alkoholu, a po alkoholu tak mam
- znowu kłamiesz - jejku! Czemu on mi nie wierzył? Może miał racje?
- a! przestań już....- zabrzmiało to niemiło ale trudno! Tak miało być.
Odwróciłam się i już chciałam wracać do reszty, bo robiłam się nerwowa, ale on zrobił duży krok żeby w ostatniej chwili mnie przytulić. Przytulił mnie tak od tyłu a ja myślałam że zaraz się rozpuszczę. Serce mi tak bardzo waliło i zapomniałam że przed chwilą byłam na niego i na siebie wkurzona. Czemu on to zrobił? Nie mógł sobie tego oszczędzić? Moje serce aż bolało od tego bicia. Teraz jak sobie przypomnę jak mocno biło to wydaje mi się że mam zakwasy, dziwne nie?
Jak zawsze w takich sytuacjach *na pewno zauważyliście* że robię głupie rzeczy i faktycznie tym razem zrobiłam najgłupszą rzecz od 16 lat.
Odwzajemniłam pocałunek. Nie dość że mój pierwszy to po pijaku i do tego z chłopakiem z którym nie byłam w związku, do którego nie wiem co czuję.
Bravo Julka! Gratulacje.
Noi jak, mądrze postąpiłam wczoraj, nie? -.-
Teraz leżę w namiocie, jest godzina 7 rano, spałam 2 godziny, głowa mnie boli, ale niestety wszystko pamiętam. Modliłam się żeby Dani nic nie pamiętał, bo chciałam więcej czasu na to żeby sobie przemyśleć to wszystko..
Usnęłam w jego bluzie...OMG jak ona pięknie pachnie...Chyba tak szybko jej nie oddam.
Z wczoraj pamiętałam wszystko oprócz tego co działo się po tym jak wróciliśmy ze "spacerku".
Obejrzałam się po namiocie....
Ku*wa, co robi Rober, Daniel i Majka w tym namiocie do jasnej cholery....
Nie wiedziałam czemu, ale wybuchłam śmiechem budząc prawie wszystkich, ale to nie moja wina! To wina tej ironii losu, która mnie nie opuszczała.
Na szczęście obudziła się tylko Majka, która od razu poszła znowu spać.
" Super! Mam więcej czasu żeby przemyśleć, bo będzie gdy Daniel będzie wszystko pamiętał?"- to była główna myśl. Aniołek z lewej strony powiedział ze "jajco" jednak diabełek krzyknął że raczej jajecznica.
I już sama nie wiedziałam komu wierzyć.
sobota, 19 kwietnia 2014
Szkicownik
Pewnie chcielibyście wiedzieć co robiłam przez wszystkie godziny pierwszego dnia w szkole, ale mogę przyznać że W SUMIE nic się nie stało. Weszłam do klasy, kiedy wszyscy byli już w ławkach i to chyba był błąd, bo okazało się że nie było już miejsc wolnych, to znaczy....były wolne miejsca ale musiałabym się do kogoś dosiąść. Jedna z wolnych ławek była zajęta przez chłopaka z grzywką który 10 minut temu dziwnie mi się przyglądał. Widać było że miał gdzieś całą klasę i nie wyglądał na osobę która stęskniła się przez te wakacje za wszystkimi. Serio, miał minę jakby stało się coś strasznego. Może to była jest mina kiedy był skupiony? Bo właśnie coś rysował w zeszycie. Wykluczało to, żebym z nim siadła. Bo jak mogłabym siąść przy chłopaku który może mnie zamordować samym wzrokiem mordercy??
Tym bardziej że właśnie w momencie kiedy nie wiedziałam co robić podniósł wzrok na mnie i przez chwile przestał rysować. To mnie dobiło. Nie mogłam się nawet z miejsca ruszyć, kurde! Julka, ogarnij się! Nasze spojrzenia się spotkały, miał piękne niebieskie oczy, jak morze. To chyba była najgorsza rzeczy jaka mogła by mi się przydarzyć zagubić się w oczach chłopaka którego nie znam. Który mam cały świat gdzieś, który jest już zajęty i który nie odrywał chamsko spojrzenia. Poczułam się dziwnie, tak jakby fala gorąca przeszła przez każdą komórkę mojego ciała. Nagle jakaś siła wyższa mnie popchnęła i siadłam innej ławce omijając tego chłopaka, bez żadnego przypału. Znowu, po raz kolejny dzisiaj zamyśliłam się. Myśli typu " czemu się tak krytycznie na mnie spojrzał" albo " czemu on ma aż tak cholernie piękne oczy?" nie dawały mi spokoju!
- no cześć, ponownie- usłyszałam jakiś głos obok, to Daniel, ten chłopak od piłki. Jestem taką zakręconą osobą że nie zauważyłam tego, że przecież się do kogoś przysiadłam beż A ani B.
-ooo...- zrobiłam tak głupią minę, że szkoda gadać.
- wydajesz się zaskoczona, że ze mną siadłaś-stwierdził, uśmiechając się.
-po prostu nie pomyslałam co robię, nie przeszkadzam?
- nie, coś ty! I tak nie mam z kim siedzieć, bo z Robertem zawsze przeszkadzamy na lekcji
- kto to Robert?
- ten chłopak, który się nam teraz przygląda- rozejrzałam się po sali i faktycznie ktoś patrzył.
Kto? Kurcze! znowu on! Ileż można. Czy on nigdy człowieka nie widział?
Jak zauważył że my zauważyliśmy ja patrzy, odwrócił się i do końca lekcji nawet nie drgnął
- zauważyłam że on strasznie się na każdego patrzy!- powiedziałam do Daniela, w miare cichym głosem żeby Robert nie usłyszał.
-nie, on po prostu patrzy może na ciebie, bo jesteś nowa a tak, to ma wszystkich w dupie
-mhm- udawałam że niby już nic w tym temacie nie chcę wiedzieć.
Ale to nie był koniec mojej rozmowy z nim. Przez resztę lekcji też z nim siedziałam i też rozmowa nam się kleiła. Był bardzo ciekawą i optymistyczną osobą, miał poczucie humoru i lubił wszystkich rozśmieszać. Nigdy nie poznałam kogoś takiego. Może dlatego że w moim życiu poznałam pełno osób, ale każde z nich nie umiało polskiego? A może dlatego że on jet wyjątkowy?
Na plastyce- ostatniej godzinie lekcyjnej, było inaczej.
Ławki były jednoosobowe więc siedziałam sama, pani zadała nam trudny temat, musieliśmy namalować kogoś z klasy dowolną techniką. Ja postanowiłam namalować tą dziewczynę, którą widziałam na W-F, tą z lokami.
Mimo trudności, lekcja okazała się na prawdę ciekawa. Jak już wszyscy odłożyli swoje prace, pani wyłowiła jedną ze stosu i uśmiechnęła się.
Kogo była?
Moj.....
Nie oczywiście że nie moja!
- Robert, jak zawsze pięknie. Ale widzę że nie jest to praca którą wykonałeś w 1 lekcję
- cały dzień ją rysowałem proszę pani- powiedział cicho...tak jakby...nieobecnie.
-świetnie, pojutrze będzie wystawa waszych prac na korytarzu- stwierdziła pani i wyszła z sali.
Wszyscy ruszyli w stronę kranu a ja ustawiłam się jako ostatnia. Jak już umyłam swoje pędzle, zauważyłam że nikogo nie było w sali. Nie! Jednak ktoś był.
Robert!
Siedział i rysował dalej w swoim zeszycie. Minęłam go żeby wziąsc swoją torbe i bez przypału wyjść z klasy, ale ja musiałam, musiałam kurcze się odezwać! Co ze mnie za kretynka!
Stanęłam za jego plecami i spytałam:
- co rysujesz?- zareagował gwałtownie. Zamknął nerwowo szkicownik i schował go do torby.
- nie twoja sprawa- wyszedł z sali szybko jakby go prąd kopnął. A ja zostałam tam sama,zaszokowana. Oczy miałam szeroko otwarte, poczułam się jak śmieć. Ale co ja mu takiego zrobiłam? Mógłby choć troszkę zachować kultury osobistej.
Postanowiłam już się do niego w ogóle nie odzywać.
Jego nerwy przeszły chyba na mnie, bo wzięłam torbę i szybkim krokiem udałam się do szatni, zmieniłam buty jeszcze szybciej, a jak błyskawica przebyłam drogę do domu.
W domu nie czekał na mnie gorący obiad i kochająca rodzina która będzie próbowała się dowiedziec jak było w szkole. Wiedziałam, że będę musiała sama spędzić resztę tego ciężkiego dnia.
CZ.2
Wstałam rano bardo wcześnie, to było do mnie nie podobne. Jeszcze nawet słońce nie zdążyło wyjść. W sumie to dobrze, może tym razem nie zapomnę niczego z domu?
Będę miała więcej czasu żeby się przygotować i wyjdę z domu zadowolona z tego że wyglądam fajnie, na pewno lepiej niż wczoraj.
Jak wyszłam z łazienki usmiechnęłam się, poczułam się atrakcyjna dziewczyną, choć w jednej dziesiątej.
Spojrzałam na plan, dziś nie miałam W-F i do była dobra wiadomość! Przynajmniej mnie dzisiaj nie zabiją piłką, pożyję dłużej!
Siadłam sobie przy stole z kubkiem pysznego capuccino i pijąc pierwszy łyk pomyślałam : " A może dzisiaj też siądę z Danielem?"
Uśmiechnęłam się promiennie, sama do siebie! Jejku, tzn że chyba już powinnam się bać tego chłopaka!
I wtedy dopadła mnie druga myśl, ale o tej już wam nie wspomnę, nie teraz! Mogę wam tylko wyjawnić to ze prawie się kawą zakrztusiłam! HAHA!
Głupia ja!
Wyszłam z domu około 8, bo chciałam jeszcze wskoczyć do sklepu po picie. W mini markecie zauważyłam te loki, tą piękną dziewczynę która obciskiwała Roberta wczoraj. Była w piżamie i kapciach dlatego wywnioskowałam że mieszka pewnie gdzieś w tym budynku.
Była beż makijażu, ale to nie odpierało jej uroku, ona była po prostu idealna.
Wzięłam szybko zieloną herbatę, zapłaciłam i wyszłam z tego sklepu, żeby nie zrobić nic, co pózniej mogłabym żałować.
Wchodząc do sali na matematyke, zauważyłam że było pełno wolnych ławek, więc siadłam w pierwszej lepszej i wyjęłam herbatę którą kupiłam żeby się napić. Już chciałam po nią sięgnąć gdy nagle ktoś zabrał mi ją w ostatniej sekundzie.
Daniel.
Odkręcił sobie ją i w mgnieniu oka nie było juz połowy. Bez słówka zakręcił ją i położył tam gdzie leżała
- dziękuję- powiedział i wybuchł śmiechem, do tego siadł sobie koło mnie i rozpakował swoje rzeczy
- ej......jak tak można!- powiedziałam w żartach i też zaczęłam się śmiać.
Jejku! tego się nie spodziewałam nigdy!
- może masz coś do jedzenia?- spytał, i nie wiedziałam czy on to w żartach powiedział czy nie...
Ale nie przejmowałam się! I postanowiłam mówić to co chcę, nie patrząc na to czy zle wypadnę!
-na szczęście nie mam
- głodnemu nie chcesz pomóc??
-zależy od głodnego- powiedziałam z uśmiechem i zauważyłam że cała klasa się na nas patrzy.
Co oni wszyscy mają z tym gapieniem się!
Niestety lekcja się zaczęła i nie mogłam kontynuować rozmowy. Ale Daniel się tym nie przejmował, zbliżył sie krzesełkiem i zaczął dalej mówić
-ah, taka z ciebie koleżanka?? Zobaczymy jakie będziesz miała wyrzuty sumienia jak zdechnę z głodu
- no muszę się przekonać. Ponoć człowiek uczy się na błędach
Zrobił głupią minę i zatkało go, nie wiedział co powiedzieć. Ja zachichotałam, troszkę za głośno bo pani już miała pretensje! Heh!
Jejku, ale nic nie mogło mi zepsuć humoru, przynajmniej tak mi się zdawało
- Daniel! Widzę że ci się nowa koleżanka spodobała, ale przykro mi będzie musiała się przesiąść, tak jak Robert, bo z tobą się lekcji nie da prowadzić
- przepraszam! Ale niech zostanie, będę cicho...
-nie! Julka, proszę tam masz wolne miejsce. I tak macie zostać.
Kurcze......
Ale chwila....przecież ja nie mogę się przesiąść, tam, przy jedynym miejscu wolnym siedzi Robert!
Nie....no lepszego rozwiązania nie było?? Nie mogła mi wstawić uwagi, dwóch jedynek i nie wiem czego jeszcze?
Widocznie nie! Ach ta ironia losu. Wstałam z ławki i się przesiadłam. Nie odezwałam się do niego nawet słowem, potraktowałam go jak powietrze. Przyglądał mi się od czasu do czasu....czułam jego wzrok...ale udawał że nic nie widzę, słuchałam pani.
I wiecie co? zrozumiałam matematykę! Cuda jednak się zdarzają!
Po lekcji matmy, chciałam szybko wyjść z sali, żeby być jak najdalej tego chłodnego chłopaka, od niego serio wiało chłodem.
Daniel mnie dogonił...i zatrzymaliśmy się przy wystawie naszych wczorajszych prac....jejku...były ładne..nie myślałam że w tej szkole tyle osób jest uzdolnionych...
Mój wzrok jednak poleciał na środek....kurcze nie wierzę...co robi...moje zdjęcie...
Nie...to był rysunek! Na nim byłam ja....zaczerwieniłam się, jak przeczytałam imię osoby która to wykonała serce zaczęło bić coraz szybciej. Dotknęłam ręką z niedowierzeniem.....
Robert....Robert....ta kostka lodu przez cały dzień mnie rysowała? Czy ja dobrze rozumiem...??
-wow, podoba ci się?- spytał Dani...bo stałam i się nie ruszałam.....
- to...to...jest piękne..
- widać że się postarał, ma talent- stwierdził
- zdecydowanie
Odwróciliśmy się żeby już iść a za nami stał Robert, który oczywiście wszystko słyszał. Uśmiechnęłam się do niego...Po co ja to zrobiłam, on nawet nie odzwajemnił tego uśmiechu! I znowu zastanawiałam się czy coś zrobiłam nie tak...
Bardzo mnie to przejęło, ale n ie na długo, bo Dani, właśnie mnie zaskoczył.
- to co pójdziesz z umierającym coś zjeść po szkole?- OMG! więc o to mu chodziło z tym "umierającym" chciał mnie po prostu gdzieś zaprosić! Heh! Ale czyżby nie pomylił osoby?? Chyba nie spojrzał na mnie wystarczająco dobrze, bo jak można umawiać się z takim czymś?
....Jejku! Nastąpiła niezręczna cisza.....Ale jak miałabym odmówić jemu. No heloł, to chyba oczywiste że nawet bym zapłaciła żeby z nim gdziekolwiek iść!
-no dobra! Pójdę bo iem co to litość
- HAHA, wiesz co okropna jesteś!
Tym bardziej że właśnie w momencie kiedy nie wiedziałam co robić podniósł wzrok na mnie i przez chwile przestał rysować. To mnie dobiło. Nie mogłam się nawet z miejsca ruszyć, kurde! Julka, ogarnij się! Nasze spojrzenia się spotkały, miał piękne niebieskie oczy, jak morze. To chyba była najgorsza rzeczy jaka mogła by mi się przydarzyć zagubić się w oczach chłopaka którego nie znam. Który mam cały świat gdzieś, który jest już zajęty i który nie odrywał chamsko spojrzenia. Poczułam się dziwnie, tak jakby fala gorąca przeszła przez każdą komórkę mojego ciała. Nagle jakaś siła wyższa mnie popchnęła i siadłam innej ławce omijając tego chłopaka, bez żadnego przypału. Znowu, po raz kolejny dzisiaj zamyśliłam się. Myśli typu " czemu się tak krytycznie na mnie spojrzał" albo " czemu on ma aż tak cholernie piękne oczy?" nie dawały mi spokoju!
- no cześć, ponownie- usłyszałam jakiś głos obok, to Daniel, ten chłopak od piłki. Jestem taką zakręconą osobą że nie zauważyłam tego, że przecież się do kogoś przysiadłam beż A ani B.
-ooo...- zrobiłam tak głupią minę, że szkoda gadać.
- wydajesz się zaskoczona, że ze mną siadłaś-stwierdził, uśmiechając się.
-po prostu nie pomyslałam co robię, nie przeszkadzam?
- nie, coś ty! I tak nie mam z kim siedzieć, bo z Robertem zawsze przeszkadzamy na lekcji
- kto to Robert?
- ten chłopak, który się nam teraz przygląda- rozejrzałam się po sali i faktycznie ktoś patrzył.
Kto? Kurcze! znowu on! Ileż można. Czy on nigdy człowieka nie widział?
Jak zauważył że my zauważyliśmy ja patrzy, odwrócił się i do końca lekcji nawet nie drgnął
- zauważyłam że on strasznie się na każdego patrzy!- powiedziałam do Daniela, w miare cichym głosem żeby Robert nie usłyszał.
-nie, on po prostu patrzy może na ciebie, bo jesteś nowa a tak, to ma wszystkich w dupie
-mhm- udawałam że niby już nic w tym temacie nie chcę wiedzieć.
Ale to nie był koniec mojej rozmowy z nim. Przez resztę lekcji też z nim siedziałam i też rozmowa nam się kleiła. Był bardzo ciekawą i optymistyczną osobą, miał poczucie humoru i lubił wszystkich rozśmieszać. Nigdy nie poznałam kogoś takiego. Może dlatego że w moim życiu poznałam pełno osób, ale każde z nich nie umiało polskiego? A może dlatego że on jet wyjątkowy?
Na plastyce- ostatniej godzinie lekcyjnej, było inaczej.
Ławki były jednoosobowe więc siedziałam sama, pani zadała nam trudny temat, musieliśmy namalować kogoś z klasy dowolną techniką. Ja postanowiłam namalować tą dziewczynę, którą widziałam na W-F, tą z lokami.
Mimo trudności, lekcja okazała się na prawdę ciekawa. Jak już wszyscy odłożyli swoje prace, pani wyłowiła jedną ze stosu i uśmiechnęła się.
Kogo była?
Moj.....
Nie oczywiście że nie moja!
- Robert, jak zawsze pięknie. Ale widzę że nie jest to praca którą wykonałeś w 1 lekcję
- cały dzień ją rysowałem proszę pani- powiedział cicho...tak jakby...nieobecnie.
-świetnie, pojutrze będzie wystawa waszych prac na korytarzu- stwierdziła pani i wyszła z sali.
Wszyscy ruszyli w stronę kranu a ja ustawiłam się jako ostatnia. Jak już umyłam swoje pędzle, zauważyłam że nikogo nie było w sali. Nie! Jednak ktoś był.
Robert!
Siedział i rysował dalej w swoim zeszycie. Minęłam go żeby wziąsc swoją torbe i bez przypału wyjść z klasy, ale ja musiałam, musiałam kurcze się odezwać! Co ze mnie za kretynka!
Stanęłam za jego plecami i spytałam:
- co rysujesz?- zareagował gwałtownie. Zamknął nerwowo szkicownik i schował go do torby.
- nie twoja sprawa- wyszedł z sali szybko jakby go prąd kopnął. A ja zostałam tam sama,zaszokowana. Oczy miałam szeroko otwarte, poczułam się jak śmieć. Ale co ja mu takiego zrobiłam? Mógłby choć troszkę zachować kultury osobistej.
Postanowiłam już się do niego w ogóle nie odzywać.
Jego nerwy przeszły chyba na mnie, bo wzięłam torbę i szybkim krokiem udałam się do szatni, zmieniłam buty jeszcze szybciej, a jak błyskawica przebyłam drogę do domu.
W domu nie czekał na mnie gorący obiad i kochająca rodzina która będzie próbowała się dowiedziec jak było w szkole. Wiedziałam, że będę musiała sama spędzić resztę tego ciężkiego dnia.
CZ.2
Wstałam rano bardo wcześnie, to było do mnie nie podobne. Jeszcze nawet słońce nie zdążyło wyjść. W sumie to dobrze, może tym razem nie zapomnę niczego z domu?
Będę miała więcej czasu żeby się przygotować i wyjdę z domu zadowolona z tego że wyglądam fajnie, na pewno lepiej niż wczoraj.
Jak wyszłam z łazienki usmiechnęłam się, poczułam się atrakcyjna dziewczyną, choć w jednej dziesiątej.
Spojrzałam na plan, dziś nie miałam W-F i do była dobra wiadomość! Przynajmniej mnie dzisiaj nie zabiją piłką, pożyję dłużej!
Siadłam sobie przy stole z kubkiem pysznego capuccino i pijąc pierwszy łyk pomyślałam : " A może dzisiaj też siądę z Danielem?"
Uśmiechnęłam się promiennie, sama do siebie! Jejku, tzn że chyba już powinnam się bać tego chłopaka!
I wtedy dopadła mnie druga myśl, ale o tej już wam nie wspomnę, nie teraz! Mogę wam tylko wyjawnić to ze prawie się kawą zakrztusiłam! HAHA!
Głupia ja!
Wyszłam z domu około 8, bo chciałam jeszcze wskoczyć do sklepu po picie. W mini markecie zauważyłam te loki, tą piękną dziewczynę która obciskiwała Roberta wczoraj. Była w piżamie i kapciach dlatego wywnioskowałam że mieszka pewnie gdzieś w tym budynku.
Była beż makijażu, ale to nie odpierało jej uroku, ona była po prostu idealna.
Wzięłam szybko zieloną herbatę, zapłaciłam i wyszłam z tego sklepu, żeby nie zrobić nic, co pózniej mogłabym żałować.
Wchodząc do sali na matematyke, zauważyłam że było pełno wolnych ławek, więc siadłam w pierwszej lepszej i wyjęłam herbatę którą kupiłam żeby się napić. Już chciałam po nią sięgnąć gdy nagle ktoś zabrał mi ją w ostatniej sekundzie.
Daniel.
Odkręcił sobie ją i w mgnieniu oka nie było juz połowy. Bez słówka zakręcił ją i położył tam gdzie leżała
- dziękuję- powiedział i wybuchł śmiechem, do tego siadł sobie koło mnie i rozpakował swoje rzeczy
- ej......jak tak można!- powiedziałam w żartach i też zaczęłam się śmiać.
Jejku! tego się nie spodziewałam nigdy!
- może masz coś do jedzenia?- spytał, i nie wiedziałam czy on to w żartach powiedział czy nie...
Ale nie przejmowałam się! I postanowiłam mówić to co chcę, nie patrząc na to czy zle wypadnę!
-na szczęście nie mam
- głodnemu nie chcesz pomóc??
-zależy od głodnego- powiedziałam z uśmiechem i zauważyłam że cała klasa się na nas patrzy.
Co oni wszyscy mają z tym gapieniem się!
Niestety lekcja się zaczęła i nie mogłam kontynuować rozmowy. Ale Daniel się tym nie przejmował, zbliżył sie krzesełkiem i zaczął dalej mówić
-ah, taka z ciebie koleżanka?? Zobaczymy jakie będziesz miała wyrzuty sumienia jak zdechnę z głodu
- no muszę się przekonać. Ponoć człowiek uczy się na błędach
Zrobił głupią minę i zatkało go, nie wiedział co powiedzieć. Ja zachichotałam, troszkę za głośno bo pani już miała pretensje! Heh!
Jejku, ale nic nie mogło mi zepsuć humoru, przynajmniej tak mi się zdawało
- Daniel! Widzę że ci się nowa koleżanka spodobała, ale przykro mi będzie musiała się przesiąść, tak jak Robert, bo z tobą się lekcji nie da prowadzić
- przepraszam! Ale niech zostanie, będę cicho...
-nie! Julka, proszę tam masz wolne miejsce. I tak macie zostać.
Kurcze......
Ale chwila....przecież ja nie mogę się przesiąść, tam, przy jedynym miejscu wolnym siedzi Robert!
Nie....no lepszego rozwiązania nie było?? Nie mogła mi wstawić uwagi, dwóch jedynek i nie wiem czego jeszcze?
Widocznie nie! Ach ta ironia losu. Wstałam z ławki i się przesiadłam. Nie odezwałam się do niego nawet słowem, potraktowałam go jak powietrze. Przyglądał mi się od czasu do czasu....czułam jego wzrok...ale udawał że nic nie widzę, słuchałam pani.
I wiecie co? zrozumiałam matematykę! Cuda jednak się zdarzają!
Po lekcji matmy, chciałam szybko wyjść z sali, żeby być jak najdalej tego chłodnego chłopaka, od niego serio wiało chłodem.
Daniel mnie dogonił...i zatrzymaliśmy się przy wystawie naszych wczorajszych prac....jejku...były ładne..nie myślałam że w tej szkole tyle osób jest uzdolnionych...
Mój wzrok jednak poleciał na środek....kurcze nie wierzę...co robi...moje zdjęcie...
Nie...to był rysunek! Na nim byłam ja....zaczerwieniłam się, jak przeczytałam imię osoby która to wykonała serce zaczęło bić coraz szybciej. Dotknęłam ręką z niedowierzeniem.....
Robert....Robert....ta kostka lodu przez cały dzień mnie rysowała? Czy ja dobrze rozumiem...??
-wow, podoba ci się?- spytał Dani...bo stałam i się nie ruszałam.....
- to...to...jest piękne..
- widać że się postarał, ma talent- stwierdził
- zdecydowanie
Odwróciliśmy się żeby już iść a za nami stał Robert, który oczywiście wszystko słyszał. Uśmiechnęłam się do niego...Po co ja to zrobiłam, on nawet nie odzwajemnił tego uśmiechu! I znowu zastanawiałam się czy coś zrobiłam nie tak...
Bardzo mnie to przejęło, ale n ie na długo, bo Dani, właśnie mnie zaskoczył.
- to co pójdziesz z umierającym coś zjeść po szkole?- OMG! więc o to mu chodziło z tym "umierającym" chciał mnie po prostu gdzieś zaprosić! Heh! Ale czyżby nie pomylił osoby?? Chyba nie spojrzał na mnie wystarczająco dobrze, bo jak można umawiać się z takim czymś?
....Jejku! Nastąpiła niezręczna cisza.....Ale jak miałabym odmówić jemu. No heloł, to chyba oczywiste że nawet bym zapłaciła żeby z nim gdziekolwiek iść!
-no dobra! Pójdę bo iem co to litość
- HAHA, wiesz co okropna jesteś!
czwartek, 17 kwietnia 2014
Początek prawdziwego życia
Każdy nowy początek jest dla człowieka trudnym przeżyciem, ale wyobraźcie sobie, że w ciągu jednego miesiąca wszystko wywróci się o 180 stopni i wasze życie staje się tak ciekawe, ale zarazem trudne do zaakceptowania....
Tak właśnie poczułam się ja, po pierwszym tygodniu pobytu w moim własnym mieszkaniu. Myślałam, że mieszkając sama będę szczęśliwa. Moi rodzice bogacą się wędrując po świecie w interesach, razem z nimi czułam się tak walizka, ciężka, nieistotna walizka.
Kupili mi piękne mieszkanie w zadbanej kamienicy, załatwili mi wszystko co najlepsze i ze względu na to, że jestem niepełnoletnia i mam tylko 17 lat, postanowili że będą mi wszystko opłacać. Podsumowując, miałam się tylko uczyć i najlepiej dzwonić tylko, gdy będę na prawdę bardzo potrzebująca. Rodzice mieli mnie trochę dość, przez 17 lat byłam im tylko potrzebna do....do...do...
Nie byłam in potrzebna, tak jak już mówiłam byłam tylko ciężarem.
W ciągu całego mojego dzieciństwa chodziłam do 3 przedszkoli i 12 szkół..a przyjaciół...przyjaciół w ogóle nie miałam. Nie mam tego rodzicom za złe, ponieważ spełniają swoje marzenia zawodowe i marzenie mamy, żeby okrążyć całą Ziemie wydaje się tak blisko. Dziękuję im że nie oddali mnie do domu dziecka i że teraz pomogli mi zacząć żyć. Miałam wszystko. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie spędziłam całego tygodnia sama, zupełnie sama, bez nikogo w tym dużym pomieszczeniu.
Na szczęście dzisiaj mogłam spokojnie wstać z łóżka, ubrać się i wyjść uśmiechnięta....
do...szkoły..
Nie było mi przykro, że zaczynam 2 klasę liceum nie znając nikogo. Po prostu wzięłam moją ulubioną czarną torbę, spakowałam swoje rzeczy i z głową do góry ruszyłam przed siebie.
Miałam na sobie zwykłe jeansy, białą bluzkę z kieszonką i trampki. Szkoda tylko, że były stare i jak na nie patrzyłam wracały wspomnienia. Od domu do szkoły miałam 25 minut drogi, oczywiście jeśli przyśpieszę tempo. Tak dużo myślałam idąc, że zdałam sobie sprawę gdzie jestem dopiero jak zobaczyłam tłum ludzi....
byłam na miejscu.
Jejku! Jak oni wszyscy hałasują....a najgorsze jest to, że zapomniałam karteczki z planem na komodzie!
Co ja złego zrobiłam?? Że akurat dzisiaj, w pierwszy dzień szkoły zapomniałam najważniejszej kartki w moim teraźniejszym życiu?
Nie pozostało mi nic innego jak pójść do sekretariatu i poprosić o informacje.
Pani dyrektor okazała się na prawdę miłą osobą, ale miłych informacji nie umie przekazywać. Kurcze! Zaczynałam W-F i nie byłam zadowolona. Miałam sporo kilogramów nadwagi i ze swoim ciałem nie czułam się dobrze, w dodatku zapomniałam dresów które specjalnie kupiłam po to, aby w nich ćwiczyć!
Pomimo tego, nie byłam zła. Wiecie czemu?
W moim życiu wreszcie coś się działo.
Każda osoba na sali gimnastycznej się na mnie dziwnie patrzyła, jakbym była z innej planety. Ale byłam już do tego przyzwyczajona...jak już mówiłam zmieniałam non stop szkoły i to nie była dla mnie nowość.
Okazało się że pani od W-F jest moją wychowawczynią!
- dzień dobry, jestem Julka...Julia- poprawiłam się
- ooo! cześć Jula, czekałam aż przyjdziesz, przedstawię cię klasie- strasznie nie lubiałam jak ktoś zdrabniał tak moje imię, ale ta kobieta miała taki melodyjny głosik, że w jej wykonaniu moje imię brzmiało...słodko?
Pani gwizdnęła gwizdkiem i wszyscy nagle przestali grać, stanęli i popatrzyli na nas.
Kurcze! Czy ona musiała to zrobić?
-to jest wasza nowa koleżanka, będzie z wami chodziła do klasy i bardzo proszę żebyście nie narobili mi przy niej wstydu.
HAHAAHA! Aż taka straszna była ta klasa? Nie wierzę!
Z tłumu usłyszałam głos jakiejś dziewczyny która krzyknęła że się postarają i że ona tego dopilnuje, po czym wszyscy się zaśmiali.
- Jula, siądź sobie a ja pójdę sprawdzić czy wszyscy wyszli z szatni
-dobrze- ledwo co zdążyłam odpowiedzieć a jej już nie było.
Siadłam sobie na ławce sama i czekałam aż ta lekcja wreszcie się skończy. Nienawidziłam W-Fu.
Rozglądałam się po całej sali gimnastycznej, żeby popatrzeć z kim będę miała do czynienia. To była dobra okazja żeby przyglądać się komuś i nie wyjść na idiotkę.
Nagle usłyszałam krzyk
-uwaga na piłkę!!!
I jak myślicie...kogo piłka trafiła?
Oczywiście że mnie.
Podbiegł do mnie bardzo wysoki szatyn i podał rękę
-sory, nie chciałem-dziwnie na mnie spojrzał. Bardzo dziwnie
- nie ma sprawy- tak na prawdę była sprawa! Hehe! Bardzo, ale to bardzo bolała mnie głowa i mi się w niej zakręciło, ale nie mogłam stracić przytomności bo chyba bym się ze wstydu spaliła!
- nic cię nie boli- i sama nie wiem czy to było pytanie czy stwierdzenie.
- nie, jest w porządku. Możesz wracać do gry- uśmiechnęłam się
-pewna?- wahał się
-ta...- nie zdążyłam się wypowiedzieć, bo ktoś zawołał go.
-Daniel rusz się, bo za 10 minut koniec lekcji a przegrywamy
-już idę- odpowiedział tak cicho że nie wiem czy to było do mnie czy do tego kolegi. Hahah, serio, rozmowa z nim była taka jakaś dziwna, albo nie wiedział co to znaki interpunkcyjne, albo mi się nie tylko w głowie kręciło!
Czyli,Daniel to imię chłopaka który o mało mnie nie zabił. Uśmiechnęłam się do siebie i podniosłam głowę, zauważyłam że jakiś chłopak z czarnymi włosami się na mnie patrzył, tak jakby nigdy człowieka nie widział, ja odwróciłam wzrok, ale kątem oka zauważyłam że podbiega do niego jakaś dziewczyna. Miała piękne kręcone włosy, które w ciągu sekundy przytulały tego chłopaka.
Nie wiem czemu, ale poczułam się dziwnie, to było takie nieznane, całkiem nowe mi uczucie. O niczym wtedy nie myślałam. Trochę się zawiesiłam, z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek, który sygnalizował, że będę musiała przeżyć jeszcze jedną lekcje. Pózniej już się oswoję.
Tak właśnie poczułam się ja, po pierwszym tygodniu pobytu w moim własnym mieszkaniu. Myślałam, że mieszkając sama będę szczęśliwa. Moi rodzice bogacą się wędrując po świecie w interesach, razem z nimi czułam się tak walizka, ciężka, nieistotna walizka.
Kupili mi piękne mieszkanie w zadbanej kamienicy, załatwili mi wszystko co najlepsze i ze względu na to, że jestem niepełnoletnia i mam tylko 17 lat, postanowili że będą mi wszystko opłacać. Podsumowując, miałam się tylko uczyć i najlepiej dzwonić tylko, gdy będę na prawdę bardzo potrzebująca. Rodzice mieli mnie trochę dość, przez 17 lat byłam im tylko potrzebna do....do...do...
Nie byłam in potrzebna, tak jak już mówiłam byłam tylko ciężarem.
W ciągu całego mojego dzieciństwa chodziłam do 3 przedszkoli i 12 szkół..a przyjaciół...przyjaciół w ogóle nie miałam. Nie mam tego rodzicom za złe, ponieważ spełniają swoje marzenia zawodowe i marzenie mamy, żeby okrążyć całą Ziemie wydaje się tak blisko. Dziękuję im że nie oddali mnie do domu dziecka i że teraz pomogli mi zacząć żyć. Miałam wszystko. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie spędziłam całego tygodnia sama, zupełnie sama, bez nikogo w tym dużym pomieszczeniu.
Na szczęście dzisiaj mogłam spokojnie wstać z łóżka, ubrać się i wyjść uśmiechnięta....
do...szkoły..
Nie było mi przykro, że zaczynam 2 klasę liceum nie znając nikogo. Po prostu wzięłam moją ulubioną czarną torbę, spakowałam swoje rzeczy i z głową do góry ruszyłam przed siebie.
Miałam na sobie zwykłe jeansy, białą bluzkę z kieszonką i trampki. Szkoda tylko, że były stare i jak na nie patrzyłam wracały wspomnienia. Od domu do szkoły miałam 25 minut drogi, oczywiście jeśli przyśpieszę tempo. Tak dużo myślałam idąc, że zdałam sobie sprawę gdzie jestem dopiero jak zobaczyłam tłum ludzi....
byłam na miejscu.
Jejku! Jak oni wszyscy hałasują....a najgorsze jest to, że zapomniałam karteczki z planem na komodzie!
Co ja złego zrobiłam?? Że akurat dzisiaj, w pierwszy dzień szkoły zapomniałam najważniejszej kartki w moim teraźniejszym życiu?
Nie pozostało mi nic innego jak pójść do sekretariatu i poprosić o informacje.
Pani dyrektor okazała się na prawdę miłą osobą, ale miłych informacji nie umie przekazywać. Kurcze! Zaczynałam W-F i nie byłam zadowolona. Miałam sporo kilogramów nadwagi i ze swoim ciałem nie czułam się dobrze, w dodatku zapomniałam dresów które specjalnie kupiłam po to, aby w nich ćwiczyć!
Pomimo tego, nie byłam zła. Wiecie czemu?
W moim życiu wreszcie coś się działo.
Każda osoba na sali gimnastycznej się na mnie dziwnie patrzyła, jakbym była z innej planety. Ale byłam już do tego przyzwyczajona...jak już mówiłam zmieniałam non stop szkoły i to nie była dla mnie nowość.
Okazało się że pani od W-F jest moją wychowawczynią!
- dzień dobry, jestem Julka...Julia- poprawiłam się
- ooo! cześć Jula, czekałam aż przyjdziesz, przedstawię cię klasie- strasznie nie lubiałam jak ktoś zdrabniał tak moje imię, ale ta kobieta miała taki melodyjny głosik, że w jej wykonaniu moje imię brzmiało...słodko?
Pani gwizdnęła gwizdkiem i wszyscy nagle przestali grać, stanęli i popatrzyli na nas.
Kurcze! Czy ona musiała to zrobić?
-to jest wasza nowa koleżanka, będzie z wami chodziła do klasy i bardzo proszę żebyście nie narobili mi przy niej wstydu.
HAHAAHA! Aż taka straszna była ta klasa? Nie wierzę!
Z tłumu usłyszałam głos jakiejś dziewczyny która krzyknęła że się postarają i że ona tego dopilnuje, po czym wszyscy się zaśmiali.
- Jula, siądź sobie a ja pójdę sprawdzić czy wszyscy wyszli z szatni
-dobrze- ledwo co zdążyłam odpowiedzieć a jej już nie było.
Siadłam sobie na ławce sama i czekałam aż ta lekcja wreszcie się skończy. Nienawidziłam W-Fu.
Rozglądałam się po całej sali gimnastycznej, żeby popatrzeć z kim będę miała do czynienia. To była dobra okazja żeby przyglądać się komuś i nie wyjść na idiotkę.
Nagle usłyszałam krzyk
-uwaga na piłkę!!!
I jak myślicie...kogo piłka trafiła?
Oczywiście że mnie.
Podbiegł do mnie bardzo wysoki szatyn i podał rękę
-sory, nie chciałem-dziwnie na mnie spojrzał. Bardzo dziwnie
- nie ma sprawy- tak na prawdę była sprawa! Hehe! Bardzo, ale to bardzo bolała mnie głowa i mi się w niej zakręciło, ale nie mogłam stracić przytomności bo chyba bym się ze wstydu spaliła!
- nic cię nie boli- i sama nie wiem czy to było pytanie czy stwierdzenie.
- nie, jest w porządku. Możesz wracać do gry- uśmiechnęłam się
-pewna?- wahał się
-ta...- nie zdążyłam się wypowiedzieć, bo ktoś zawołał go.
-Daniel rusz się, bo za 10 minut koniec lekcji a przegrywamy
-już idę- odpowiedział tak cicho że nie wiem czy to było do mnie czy do tego kolegi. Hahah, serio, rozmowa z nim była taka jakaś dziwna, albo nie wiedział co to znaki interpunkcyjne, albo mi się nie tylko w głowie kręciło!
Czyli,Daniel to imię chłopaka który o mało mnie nie zabił. Uśmiechnęłam się do siebie i podniosłam głowę, zauważyłam że jakiś chłopak z czarnymi włosami się na mnie patrzył, tak jakby nigdy człowieka nie widział, ja odwróciłam wzrok, ale kątem oka zauważyłam że podbiega do niego jakaś dziewczyna. Miała piękne kręcone włosy, które w ciągu sekundy przytulały tego chłopaka.
Nie wiem czemu, ale poczułam się dziwnie, to było takie nieznane, całkiem nowe mi uczucie. O niczym wtedy nie myślałam. Trochę się zawiesiłam, z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek, który sygnalizował, że będę musiała przeżyć jeszcze jedną lekcje. Pózniej już się oswoję.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)