poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział VI- Konkurs : prawda czy wymówka?

Myślicie, że w nocy dali mi usnąć? Oczywiście że nie. Cały czas rozmawialiśmy o wszystkim. Przekonałam się że chłopaki potrafią plotkować więcej niż dziewczyny. Wiedziałam chyba wszystko o naszej klasie, wszystko. Dowiedziałam się że Majka jest modelką, że zaliczyła już każdego w klasie. Że Dani rapuje to ja już wiedziałam ale nie wiedziałam że za miesiąc ma mini koncert w jednej z kawiarni. Robert robił nielegalnie graffiti i za to ma kuratora, ze wychował się w domu dziecka a nasza wychowawczyni wygrała kiedyś X factora ...itd...itd..
Na niektóre wiadomości to aż mi szczęka opadała. W końcu po 4 nad ranem poszłam do swojego pokoju i usnęłam od razu. Rano obudził mnie huk, tak jakby coś spadło z dużej wysokości. Szybko pobiegłam sprawdzić o co chodzi. Zobaczyłam śmiejącego się Daniela który leżał na Robercie który trzymał w ręce swój szkicownik.
- dobraa?? Nie wnikam, serio-  ta sytuacja była bardzo komiczna. Możecie sobie ją wyobrazić.
- zejdź ze mnie gejuchu!- krzyknął Robert i wybuchł takim śmiechem, że aż bębenki w uszach mnie zabolały
W końcu Daniel sobie odpuścił, ciekawe o  co im chodziło. 
- chcecie coś do jedzenia?
- nie my już jedliśmy- odezwał się Dani. Znowu był potargany. Jestem ciekawa ile godzin dziennie musiał siedzieć rano przed lustrem, bo w szkole zawsze każdy włosek na głowie był na swoim miejscu, może nie po W-F, ale na reszcie zajęć tak.
- to o której wstaliście?- byłam zdziwiona, że zdążyli zjeść i już się ogarnąć, pościelić łóżka.
- ja o 10 a on to nigdy nie śpi- Daniel wskazał na niego palcem jakby był jakiś dziwny, inny, z innej planety.
Robert uśmiechnął się tylko lekko i usiadł na sofie. Spojrzałam na zegarek była 14.
- mogliście mnie obudzić. Następnym razem macie to zrobić
- chciałem to zrobić, ale Dani błagał mnie żebym tego nie robił, bo powiedział że tak słodko śpisz i bla bla bla- jejku, czy on nigdy się nie zmieni?? On nie ma litości. Haha, Daniel nie wiedział co powiedzieć, głupio mu się zrobiło, tak jak mi a Robert jak zawsze czerpał z tego przyjemność
Ale wiedziałam że mu tak łatwo nie popuści 
- Ach tak? No to wytłumacz jej teraz co robiłeś u niej w pokoju o 6 nad ranem ze swoim szkicownikiem i ołówkiem hm...bardzo ciekawe- wtedy to ja chciałam już wiedzieć o co im chodzi..miałam dość tej tajemniczości.
- nic, siedziałem sobie i rysowałem- powiedział obojętnie.
- no to może przyznasz się do tego że ją znowu narysowałeś- Dani nie odpuszczał
- to nie prawda, nie rysowałem jej- miał twarz jakby chciał powiedzieć że jest niewinny.
-dobra dajcie sobie spokój, idę się przebrać i zaraz wracam- założyłam sobie jeansy, morelową bluzkę i moją ulubioną czarną marynarkę. Kochałam takie połączenia.
Oczywiście musiałam jeszcze się pomalować *do tej pory nie wierzyłam że pokazałam się im bez makijażu*i uczesać. Trochę mi to zeszło, ale to już nie mój problem, lecz oni go mieli....choć nie narzekali.
Po tym zrobiłam sobie kawę i przeraziłam się bo z 14 zrobiła się 16. 
- to co, gotowa jesteś?-spytał Robert przerażającym głosem. Nienawidziłam takiego tonu głosu, tym bardziej jak wychodził z tego ust
- niby na co?- udawałam że nie wiem o co mu chodzi
- nie pamiętasz co wczoraj mi obiecałaś?- wiedział że pamiętałam.
- niestety pamiętam. Możesz mi wytłumaczyć, co chcesz żebym zrobiła, zrobię to szybko i będę miała święty spokój?- chciałam szybko to załatwić, bo on potrafiłby całe życie mnie nękać
- to nie takie proste, ale wytłumaczę ci wszystko jak wyjdziemy z tego domu- byłam coraz bardziej zestresowana.
Nie wiedziałam na co się zgodziłam, ale wczoraj nie mogłam pozwolić na to żeby on przeczytał mój pamiętnik. Tam jest za dużo o nim, o Dani i o wszystkim...nie chciałam żeby wiedział. Po pierwsze tak było WSZYSTKO a po drugie spaliłabym się ze wstydu.
Zadzwoniła mama do Daniela i musiał iść. Spojrzałam się na niego błagalnym spojrzeniem. Uśmiechnął się, ale nie mógł zostać. Dobra dam radę, może Robert sobie odpuści- pomyślałam 
- to co idziemy?- spytał, tak jakby już nie mógł się doczekać mojego poniżenia.
- no dobra, wezmę tylko torebkę i już
- nie będzie ci potrzeba- powiedział cicho. Widać że był zadowolony z tego że zgodziłam się i że się poddałam. Ale nie miałam wyboru.
Spacerowaliśmy w stronę parku, nie miałam pojęcia co tam mielibyśmy robić i strasznie się stresowałam. Było to widać, przynajmniej on to widział, bo byłam cicho. Nie potrafiłam się dobrze wypowiedzieć...
Rozglądał się po całym parku jakby czegoś szukał....może kogoś?
- dobra tu może być
- ale co?- nie wiedziałam o co mu chodzi. Staliśmy na trawniku, była to zwykła trawa, na niej nic nie było.
- usiądź sobie i się nie ruszaj, bo będę cię rysował na bardzo ważny konkurs 
Zaczerwieniłam się strasznie, to co działo się z moim sercem i płynnym oddychaniem to nawet nie jestem w stanie tego opisać. Wstałam z trawy szybciej od mrugnięcia.
- Robert nie mam mowy! Narysuj sobie kogoś innego...- myślałam że w ciągu 5 minut umrę na zawał i będzie po mnie. Ale jakoś uspokoiłam się, choć nie kryłam zaskoczenia i wstydu. Może wstyd kryłam, ale to normalne. Przy nim nie mogłam być sobą, co innego było z Danielem ,kiedy z nim byłam, mogłam robić i mówić wszystko bo nie bałam się tego że  mnie wyśmieje i skrytykuje.
- obiecałaś mi i teraz nie masz wyjścia...- nie bał się tego że odmówię, bo czuł że nie będę w stanie tego zrobić.
- ale się nie nadaję, na konkursy rysuję się ładne rzeczy więc daj mi jakieś inne zadanie..a o to poproś Majkę, ona bardziej się nadaję
- nie nie, masz siąść i tyle. Nie masz wyjścia, ja wszystko sobie już zaplanowałem i nie marudź, bo mnie już od tego głowa boli- chyba serio miał dość mojego głosu.
Siadłam obrażona. Robert siadł jakieś 2 metry ode mnie.
- rozpuść włosy- miałam koka, na szczęście miałam  rozczesane włosy, więc rozpuściłam je zeby się już  tak  bardzo nie czepiał.
- dobra, a teraz się uśmiechnij
- nie- to było takie chamskie, głośne i obrażone "nie". Może i zgodziłam się na rysowanie ale nie miałam humoru na uśmiech
- a jak cię o to poproszę?- chyba nie miał już do mnie siły. Haha, bo on niby nie prosi. Nigdy.
- nie- to było trochę na złość, ale ja chciałam mu trochę pokazać jaki on jest czasami.
- jak nie zajmę żadnego miejsca w tym konkursie, to będzie twoja wina- też się obraził. OOPS! szczerze? nie przejęłam się, chciałam jak najszybciej wstać i iść sobie do domu a pózniej wieczorem do kina z Dani albo na spacer. Oby tylko z Danielem
 - a jaka jest nagroda?
- wycieczka do Stanów na 2 tygodnie 
- jak mi odpuścisz te rysowanie, załatwię ci tą wycieczkę za darmo.
- ale w tym konkursie są 2 bilety.- widać było że mu  zależało na tym aby  wziąć ze sobą Majkę.
- dostaniesz tyle biletów ile tylko będziesz chciał- zaskoczyła go moja propozycja. Wiedział że moja rodzina jest bardzo bogata i stać ich, ale  coś tu było nie tak. Widziałam że nie o nagrodę mu chodzi...nie rozumiałam z tego zupełnie nic.
- nie zgadzam się, siedź tam gdzie siedzisz i kontynuujemy 
- dobra niech ci będzie- patrzyłam na niego jak rysował i nie mogłam się nie uśmiechać, to było takie "słodkie", bardzo mi się to w nim podobało. Potrafił się bardzo skupić że nawet nie zauważył jak dzieci latały koło niego, że kaczki z zalewu wyszły z wody i usiadł metr od nas. Że słońce zaszło też nie zauważył.
Po dwóch godzinach siedzenia w ciszy i bezruchu wreszcie się odezwał
- Jest! Udało się! - był bardzo zadowolony ze swojej pracy. Uśmiechnął się tak szeroko, jak nigdy.
- pokaż mi..- wstałam i już miałam koło niego siąść kiedy zadzwoniła moja mama
---------
- halo?
-cześć Jula, wiem że bardzo ci zależało na tym żebyśmy przyjechali na święta, ale niestety to nie jest możliwe, tata ma ważne spotkanie. A ja też mam kupę pracy.
- ale obiecałaś że w święta przyjedziesz, chociaż na 3 dni
- to nie jest możliwe, ale prezenty ci wyślę
- mam w dupie te twoje prezenty, wiesz co? mam gdzieś to co robicie, więc nie wysilaj się tak i nie dzwoń więcej
- dziecko, trochę szacunku do matki!
- matki? ty nazywasz się matką? Nie sądzę żebyś wiedziała jak to jest być matką
- dobra...jak wrócę ze spotkania z prezesem to do ciebie zadzwonie może się opamiętasz
-nie czekam- rozłączyłam się. 
---------
Nie zauważyłam tego że zaczęłam płakać, bo myśli były głośniejsze od płaczu.
-Julka, wszystko w porządku?- Robert wyglądał na osobę która się martwi.
Nie odpowiedziałam bo nie byłam w stanie wypowiedzieć nawet jednego słówka, to wszystko przez te nerwy i płacz.
Nie zauważyłam dużo więcej zaskakujących faktów. 
To że Robert się martwił, to że na mnie patrzył to że dotknął moją rękę i mnie przytulił. Nawet nie zauważyłam , że razem z nim siadłam i że przestałam płakać. Te cholerne myśli o moich rodzicach nie dawały mi spokoju. Wpatrywałam się w ziemię i myślałam. Pewnie tam długo siedzieliśmy w ciszy. Zdziwiłam się bo sobie nie poszedł, nie był chamski. Nadal trzymaliśmy się za ręce i siedzieliśmy koło siebie. Na szczęście miałam przy sobie chusteczki.
- Julka nie martw się o to że rodzice nie mają dla ciebie czasu, bo powinnaś się cieszyć że ich masz. Ja wychowałem się bez rodziców. Ty wiesz czy żyją, gdzie są, jak mają na imię a ja nawet tego nie wiem - miał racje, powinnam chociaż za to ich szanować, że mnie nie oddali do domu dziecka i że mnie rozpieszczają.
Miałam chociaż takie małe, ale jednak, szczęście.
Do świąt jeszcze miesiąc więc przygotuję się do tego że będę musiała je spędzić sama.
-masz rację. Ale to tak boli, ja nie jestem taka jak ty- oj, trochę to źle zabrzmiało.
- niby jaki?- spytał z uśmiechem.
- taki obojętny na wszystko- jest! udało mi się to w 1 zdaniu ująć, bez obrażenia go. Bo co miałam mu powiedzieć że jest bez uczuć? Ze jest przerażający? Haha, nie mogłabym.
- nie jestem obojętny, tylko że przez te 17 lat nauczyłem się niczego nie pokazywać
- jesteś  tym mistrzem...
Spojrzałam w jego stronę po raz pierwszy od kiedy zaczęłam płakać. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Ale jak nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłam jego niebieskie oczy, spuściłam wzrok momentalnie. Żeby nie zobaczył że się rumienię, puściłam jego rękę momentalnie, ale nie gwałtownie żeby nie zobaczył też tego że jestem tym faktem wstrząśnięta i wstałam.
- to co wracamy już?- spytałam z nadzieją że nie zauważył mojego zmieszania i że się zgodzi.
-dobra, no to chodźmy-wstał i odprowadził mnie do domu.
(postaram się dzisiaj dodać następny rozdział)

1 komentarz:

  1. ale smutna historia. Fajnie, że w końcu się dogadali ;) czytam nadal bloga z małym opóźnieniem bo mam sesje i egzaminy :)

    OdpowiedzUsuń