Rozmawiał z kimś przez pół godziny. Zamknął się w łazience żebym pewnie nie podsłuchiwała. Szkoda że każda minuta spędzona w oczekiwaniu na jego wyjście była męką. Byłam ciekawa kto do niego zadzwonił i czemu był taki zły i tajemniczy. Wyczuwałam w powietrzu coś złego. Szkoda, bo na pewno nie spodziewałam się takiego zbiegu okoliczności.
Wyszedł z taka miną że zwątpiłam w to że on jeszcze żyje, chłód który czułam z daleka odjął moją duszę która wyszła ze mnie żeby na mnie popatrzeć. Spojrzał że moje oczy tak głęboko, że nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dzwięku, wiedziałam że stanie się coś strasznego. Nie sądziłam jednak że to będzie aż takie złe i nie do zaakceptowania.
- kochanie musimy porozmawiać- powiedział głosem robota, tak jakby maszyna do mnie mówiła a nie człowiek. Pierwszy raz tak powiedział i nie wypowiedział mojego imienia. Serce zaczęło bić szybko, trochę za szybko, nie wyrabiało, dlatego to aż tak bardzo bolało.
Siadł na łóżku a ja koło niego.
- słucham....- ledwo dałam radę to wydukać. Starałam opanować swoje emocje ale one były takie mocne że nie wyrabiałam.
- muszę jechać, nie mogę ci powiedzieć gdzie- powiedział nieobecnym głosem, patrzył przed siebie i zrozumiałam że ta podróż to coś poważnego, że to nie wycieczka
- ale dlatego, co się stało?- nie dochodziło do mnie nic.
- chłopaki mnie potrzebują i muszę im pomóc, nie mam już pracy a będąc w ich grupie nie mogę odmówić- westchnął ciężko jakby to co mówił kosztowało go za dużo.
- ale ja ci pomogę, ile potrzebujesz?- powiedziałam bez chwili namysłu. Mi pieniądze nie były potrzebne bez problemu byłam w stanie mu pomóc i innym też
- nie rozumiesz....to nie o to chodzi- zamknął oczy i przeczesał sobie ręką włosy
- właśnie nic nie rozumiem mów jaśniej proszę bo oszaleję- miałam rację, mówiłam prawdę, mało brakowało a wybuchłabym tylko nie wiem czy złością czy płaczem.
- Jula...ja już nie wrócę, na pewno nie w najbliższym czasie- głowa zaczęła mnie boleć i zaczęło mi się w niej kręcić. Z sekundy na sekundę moje serce biło coraz szybciej aż dostawałam skurczy tak bolesnych...jak nic do tej pory.
Miałby nie wrócić? To jakieś kpiny? Przecież ja nie umiałam już bez niego funkcjonować....to był straszne.
- przestań- krzyknęłam- nie możesz mi tego zrobić, nie żartuj sobie i zadzwoń do nich że odwołujesz...że nie możesz i tyle, ja ci pomogę finansowo obiecuję- nie myślałam już logicznie, straciłam rozum.
- nie mogę...muszę jechać to już uzgodnione. Jutro rano się pakuję, o 12 już jadę.
- nie zrobisz mi tego- spojrzałam na niego. |To nie było pytanie, nie chciałam odpowiedzi, chciałam tylko aby kiwnął głowa i powiedział że do jakiś głupi żart.
Nie było to żartem. Zaczęłam płakać i to nie tak skromnie, zaczęłam beczeć jak małe dziecko w nocy.
Przytulił mnie ale nie zrobił tego z czułością, bałam się że jak mnie puści to upadnę na ziemię i się potłukę jak szklana butelka, szkoda tylko że nie byłam ze szkła, byłam z materiału bardziej wrażliwego na upadki- ciała ludzkiego z duszą w sobie.
- chcę Julio żebyś pamiętała o tym że będę cię zawsze kochać i że nie pokocham nikogo innego, że to się nie zmieni. Ale pamiętaj że twoje życie toczy się dalej i nie rób głupot. Chcę żebyś była szczęśliwa i nie dała się zranić przez nikogo. Dobrze?
Te słowa mnie dobiły.
On chyba nie zamierzał zostawiać mnie na zawsze? Przecież dopiero co zaczęliśmy chodzić, dopiero co się poznaliśmy. Zakochałam się w nim i potrzebowałam go w mojej codziennej rutynie.
- Robert ja poczekam ile tylko trzeba będzie...miesiąc....trzy
- Ja już raczej nie wrócę, a jak wrócę na pewno nie będą to 3 miesiące...wtedy zdążysz sobie życie ułożyć a ja będę tylko jednym z wielu. Będę tęsknił.
- Robert błagam...- położyłam ręce na mojej twarzy, zakryłam ją bo nie mogłam znieść tego bólu. Wiem, zachowywałam się przesadnie w tamtej sytuacji ale nie mogłam inaczej zareagować za bardzo go kochałam. Był jedyną osobą na którą mogłam liczyć, był jedyną osobą która potrafiła sprawić że czułam się jak w niebie albo i wyżej tylko patrząc mi w oczy.
- nie płacz, proszę, to nie ma sensu. Moje imię, wszystko wyblaknie jak stare zdjęcia- powiedział próbując mnie pocieszyć.Ale on nie zdawał sobie sprawy że 2 miesiące temu dałam mu połowę siebie i teraz on ją gdzieś zabiera. On nigdy nie wyblaknąłby z mojej pamięci, bo pozostanie w moim sercu na zawsze. I wiedziałam że w głębi duszy i serca będę na niego czekać, nawet jeśli to miałoby być za długo. Nawet gdy będą mnie kusić złe mysli. Jeśli się kogoś kocha przezwycięży się nawet czas.
Trzęsłam się, nie chciałam takiego końca.
Nie wiedziałam co robić, on też. W końcu krótko mówiąc zerwał ze mną, nie chciał żebym na niego czekała, mówił że raczej nie wróci, to nie wspierało mnie, tylko bardziej zgniatało do ziemi. Ale musiałam być twarda, jeśli chciałam zwyciężyć musiałam zdrowo myśleć.
- Robert ale co ja mam zrobić jeśli tak bardzo cię kocham- łzy spływały mi po policzkach jakby sprawiało mi to przyjemność, ale tak nie było. Nienawidziłam płaczu....ani trochę.
- ja jestem w gorszej sytuacji wiesz? Ciebie kocham bardziej niż ty mnie..nie wyobrażam sobie życia z inną, a jednak ty tak nie będziesz miała, znam cię. Wiem że jeszcze będziesz mieć szanse. Uśmiechnij się, to nie koniec świata
- zamknij się, to jest koniec świata i to przez ciebie. Gdybyś chciał, dałbyś radę zostać. Zrobiłbyś wszystko, a ty w ciągu 30 minut przekreśliłeś wszystko....ustalając to przez telefon.- byłam wciekła i smutna. Zachowywałam się jak osoba chora psychicznie ale tak to już jest, gdy cały świat legnie w gruzach
- może spróbowałabyś to zrozumieć?
- nie, to jest jasne. Nie wybaczę ci tego...- westchnęłam i uspokoiłam trochę fontannę z moich oczu.
- Jula....proszę...- nie mogłam uwierzyć gdy również z jego policzka spłynęła łza, nigdy bym nie przypuszczała że to jest możliwe, a jednak
- idę już- przełknęłam głośno ślinę i wzięłam torebkę do ręki która leżała koło mnie
- nie idz proszę..zostań trochę ze mną....nie chcę być sam...nie w ostatnią noc, błagam- złapał moją rękę, ale wyrwałam ją bo wiedziałam że wymięknę a nie chciałam tego .Jutro bardziej bym przeżywała jakie tragiczne rozstanie a z dnia na dzień byłoby gorzej. Nie chciałam tego. Wstałam już z łózka i ruszyłam przed siebie ale on musiał, musiał mnie złapać.
Mocno mnie przytulił od tyłu, myślałam że stracę przytomność. Właśnie zabrał połowę połowy która mi została. Nie wiedziałam czy mam się wyrwać, ale ten uścisk miał w sobie tyle miłości. Tyle przedwczesnej tęsknoty że nie mogłam tego zrobić. Tuliłam się jak dziecko i zaczęłam znowu płakać. Coraz bardziej, coraz głośniej. Zżerało mnie od środka, bo prawdopodobnie miał być to ostatni nas uścisk przed jego wyjazdem.
Staliśmy tam bez ruchu może całe 10 minut.
- idę, Robert idę- krzyknęłam zmieszana. Gdybym dłużej tam została nie pozbierałabym się jutro w kawałki, na pewno.
- nie...- wyszeptał nie pójdziesz.
Zaczął mnie delikatnie całować, jakby chciał posmakować życia. Nigdy tak tego nie robił, nadal nogi latały mi w każdą stronę. Widziałam że z nim też nie jest okay. Miał problemy z układem nerwowym. Byłam ciekawa czy tak gdzie pojedzie będzie miał nowego psychologa. Bałam się że będzie musiał poradzić sobie sam. A może kłamie i tak na prawdę, znajdzie sobie nową dziewczynę do wsparcia? z jego urodą na pewno nie będzie musiał czekać długo.
Po następnym kwadransie pocałunków musiałam już iść. Nie mogłam dalej czekać.
- do zobaczenia Robert...- powiedziałam szybko i mój głos wibrował za bardzo emocje były na najwyższym poziomie- będę czekać, mimo twoich uwag, pamiętaj- rozpłakałam się znowu i uciekłam.
Nie chciałam usłyszeć od niego ani słowa więcej. Chciałam biec przed siebie i nie zatrzymywać w ogóle.
Czułam się jak w takim bardzo wyciskającym łzy anime, w filmie którego nie da się obejrzeć bez tony chusteczek.
Wyłączyłam telefon i zamknęłam się na klucz. Nie chciałam nikogo słyszeć ani widzieć. Nawet siebie.
Dlatego skoczyłam na łóżko w butach. Włączyłam muzykę na fulla i ryczałam. Nie chciałam nikogo koło siebie, chyba że Roberta przy sobie na zawsze. Ale to nie było możliwe. Cierpiałam za bardzo, nie byłam do tego przygotowana. Sądziłam że w moim życiu już doznałam bólu, okazało się że to nie było cierpienie...dziś dowiedziałam się co to jest.
Usnęłam jakoś i to był błąd. Rano jak wstałam była 11. O 12 miał on samolot za żadne skarby nie dałabym rady się zn im spotkać. Wyskoczyłam z łóżka przebrałam się w byle co i pobiegłam sprintem szukać najbliższej taksówki, znalazłam ją dość szybko. Wsiadłam w nią i dojechałam na lotnisko o 11.55 szkoda. Bo dowiedziałam się w punkcie informacji że samolot na który patrzyłam przez okno przewoził Roberta...
Moje serce...
Jejku...nie jestem wam w stanie opisać co z nim się działo. Łzy już czekały na zamknięcie powieki. Złapałam za telefon i chciałam zadzwonić do niego, choć usłyszeć barwę jego głosu ale w usłyszałam tylko "przepraszamy wybrany numer nie istnieje"
Załamałam się, w tamtej chwili byłam w pół umarła...w pół żywa... Siadłam na krześle i nie wiedziałam co mam ze sobą robić. Nie znałam jego numeru telefonu bo nie wiem w jakim celu sobie zmienił, nie znałam adresu ani jego e-maila.
Pozostało mi.....
NIC. Nie miałam po nim nic. Może jedno niewyraźne zdjęcie z Ameryki...nic więcej.
Umierałam z sekundy na sekundę...dopóki nie usłyszałam znajomego głosu za plecami.
- to dla ciebie- powiedział Daniel podając mi jakąś kartkę
- dzięki- jak dzika bestia rzuciłam się na tą pogiętą kartkę.
Ujrzałam na niej siebie. To był jeden z rysunków które namalował z ukrycia. Spała na trawie, na boisku szkolnym jak było puste. To było jedno z tych pierwszych jego dzieł
Pod spodem był jeden cytat :
- Daniel...błagam proszę...on wróci tu za niedługo, powiedz?
- mam taka nadzieję ale nie chcę być naiwny..- westchnął i spojrzał w moje przemęczone od płaczu oczy.
Poczułam zapach perfum Daniela i już zaczęłam tęsknić za idealnym zapachem Roberta...za jego zimnem, biciem serca .......
Cała układanka się posypała bez niego ja oszaleję....

P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz