Podobno przyjaźń damsko-męska nie istnieję. Ach, muszę przyznać że to prawda. Moja przyjaźń z Danielem nie jest prawdziwą przyjaźnią a od kiedy ustaliliśmy że mamy miesiąc starał z każdych sił mi się przypodobać. Czasami przesadzał i mu to mówiłam, czasami jednak miło mi się robiło. W szkole Ania, nie była zadowolona. Była w nim zakochana i nie chciała, nie dopuszczała do siebie myśli że ja tak szybko z nim się pogodziłam. Ona chodzi do innej klasy więc nie mamy z nią dużo lekcji. Niestety na każdej lekcji siedzę sama, pani nie chce żebym zmieniała miejsca. Każdym ma z kim siedzieć, tylko nie ja. To sprawia że czuję się strasznie i najczęściej w szkole przed oczami mam obraz Roberta rysującego coś w ławce albo w jakiejś dziurze na korytarzu. Na w-fie ...kiedy chłopaki grają, od razu przypominam sobie o nim jak zawsze z połowy boiska trafiał do kosza. Słyszałam nawet parę razy jego irytujący śmieszek, ale to były tylko takie fazy, bo jego nie było. Ale żyłam, i powiem wam że gdybym nie miała wspomnień żyłabym normalnie, a nawet lepiej niż z Robertem. Ale wspomnienia były, ale był też Dani i jego specyficzny sposób na mnie.
- Julaa...pomożesz mi znowu z polskiego, bo nie zdam??- posmutniał, on nie nadawał się na humanistę, matematyka też nie. On był genialny tylko w pisaniu swoich utworów i w rapowaniu, znał się też na graffiti *Ale nie tak jak Robert, ach znowu o nim myślę* i na uśmiechaniu się do mnie, w niczym innym nie był dobry. Umiał wypowiadać się jak mało kto, jak oczytany człowiek, niestety nie radził sobie w szkole, bym bardziej z polskiego
- znowu masz zagrożenie?- byłam zdziwiona bo tydzień temu wychodziła mu 3 z tego przedmiotu
- tak, ona mnie nie lubi. Muszę napisać nowy test
- co ty jej takiego zrobiłeś że ona cię aż tak nie trawi?
- kiedyś z.....- urwał, jakby miał powiedzieć coś nie tak. Wiedziałam o co chodzi
- mów i tak wiem że chodzi o Roberta
- oj no....kiedyś z nim śmieliśmy się z tego że ona sepleni i czasami pluje przed siebie i jak spytała nas co nas tak bawi ..to Robert powiedział jej to w twarz a ja wtedy zacząłem się śmiać a po mnie cała klasa.
- co? serio?- nie mogłam uwierzyć- wy jesteście chorzy umysłowo- roześmiałam się na pół korytarzu
- to, co? pomożesz mi?- uśmiechnął się do mnie i wiedział że mu nie odmówię, tym bardziej że codziennie się z nim spotykałam po szkolę więc pomóc mu nie było problemem.
- jasne, jeśli pójdziesz ze mną najpierw do nowego sklepu i doradzisz mi jaką mam sobie kupić bluzkę na urodziny Majki
- ach, to w końcu idziesz ze mną? Super!- cieszył się jak myszka do sera
- a kto powiedział że z tobą?- chciałam pożartować, szkoda że to nie było śmieszne ani trochę. Ja nigdy n ie byłam zabawna, jestem jedną z tym osób które nie zna się na żartach...
- ach, a kto cię zaprosił?- uwierzył mi że nie pójdę z nim? Hah, łatwowierny jest .
-nikt głupku, to był taki nieśmieszny żart, to pójdziesz ze mną?
- zapraszasz mnie?- uśmiechnął się
- do sklepu z odzieżą kretynie- roześmiałam się razem z nim, bo on pomyślał że zapraszam go na impreze do Majki. W sumie mogłabym z nim pójść, bo czemu nie, ale lubiłam się z nim trochę podrażnić.
- po tych obrazach tutaj nawet to mięsnego z tobą bym nie poszedł- zaśmiał się znowu i spojrzał na moją minę, która mówiła "tak? to foch"
Ale po chwili uśmiechnęłam się to niego i usiadłam na przeciwko żeby lepiej mi się z nim rozmawiało na przerwie
- ale pójdziesz- stwierdziłam stanowczo z wielką pewnością siebie.
- a mam wyjście?
- nie, nie masz
- a może jednak?
- grozisz mi?
- tak
Zaczęliśmy się bić na środku korytarza a wszyscy się z nas śmiali. Wszyscy nas mieli za "komiczny duet".
- uspokój się powiedziała pani od matmy do Daniego
- już już- powiedział i mnie puścił
Jak tylko pani znikła z tłumie znowu zaczął machać tymi swoimi kościstymi pałeczkami *rękami*
- ona też mnie nie lubi- powiedział zawiedziony
- czy ktokolwiek cię tu lubi? no nie!- krzyknęłam żeby go dobić dla żartów
- tak? taka jesteś?- wziął mnie na ramie, jak Robert wtedy na schodach w Stanach. I zaczął ze mną tak chodzić po korytarzu. Piszczałam jak opętana, ale nie dlatego że było mi niedobrze czy coś. Tylko dlatego że wróciły wstomnienia...znów.
Puścił mnie w końcu i zobaczył moje łzy które były w oczach. Trzymały się ich, ale i tak i tak było je widać
- coś się stało? Uderzyłem cię niechcący?- martwił się bo mój humor był straszny
- nie nic, chodz do klasy bo już zaraz dzwonek
- powiedz o co chodzi...chcę wiedzieć żeby pózniej tego nie robić, i nie smuć się proszę, bo za długo to trwa- zawsze nie lubił moich łez. Nawet tych ze szczęścia, po prostu kiedy jakakolwiek dziewczyna płakała on dostawał fisia i jego misja staje się ważna, musi wszystkich pocieszać. Zawsze .
- po prostu znów o nim pomyślałam...też mnie tak nosił jak coś mówiłam co go denerwowało, smutno mi Dani- pierwsza łza poleciała a druga za nią....nie mogłam się już powstrzymać, za bardzo to bolało.
Jeszcze 2 tygodnie i prawdopodobnie dostanę adres...ale to za długo, to cała wieczność.
- błagam cię tylko nie płacz, bo mnie to rozwala- przytuliłam się do niego bo tak bardzo potrzebowałam kogoś staliśmy tak na korytarzu przytuleni przy nauczycielach, uczniach. Nikt do nas nie podszedł, nikt się nie czepiał. Jak zadzwonił dzwonek nie ruszyliśmy się z miejsca. Każdy naokoło chodził szukał swojej sali, tylko my staliśmy jak w telenoweli.
- ty się teraz nie nadajesz żeby iść na lekcję, choć z tej szkoly!- powiedział i wziął mnie za rękę zeby poprowadzić mnie do wyjścia ze szkoły. Udało nam się to zrobić, bo nie było żadnej woźnej przy wejściu
Nie protestowałam bo miał rację, nie nadawałam się na to aby siedzieć na lekcjach. Przy pustej ławce, na polskim, słuchając wierszy miłosnych które są omawiane na lekcjach. Oj Dani, nawet nie wiesz jak ci dziękuję......jesteś moim najlepszym przyjacielem- to mówiło moje serce....
Poszliśmy do partu i siedliśmy sobie na trawie przy zalewie.
- Jula...to nie mam o czym marzyć żebyś choć trochę o nim przestała myśleć?- patrzył przed siebie i rzucał kamienie do wody.
Nic nie powiedziałam. Patrzyłam w ziemię i wyrywałam powoli trawę i popłakiwałam sobie trochę
- oj....- spojrzał na mnie a pózniej zaczął czegoś szukać w plecaku- trzymaj
- co to?- podał mi białą kopertę
- otwórz- nie był zadowolony z tego że mi to dał, mogłam się domyslać co to
Otworzyłam. Adres
Nie mogłam uwierzyć, był w Stanach! Właśnie tam gdzie byliśmy w zime.
Jejku, czemu tam?
Czemu tam gdzie była Hilary......tam gdzie wszystko było takie idealne. Ale czemu to wszystko beze mnie. Czemu? Byłam pewna że dla mnie znalazło by się tam miejsce. Jednak nie zabrał mnie ze sobą, wyjechał mówiąc ze nie wróci i żebym nie czekała. Dani miał rację, on był idiotą.
Spakowałam kartkę z powrotem do koperty i podałam mu ją. Przez cały ten czas, czas w którym otworzyłam kopertę i myślałam on milczał. Nawet kiedy mu oddałam kopertę milczał a jego poczucie szczęścia spadło do zera i to wszystko przeze mnie.
- Dani....przepraszam....- chciałam go przeprosić za to jaka ja byłam uparta jednak on moje przepraszam inaczej zrozumiał
- rozumiem, nie przepraszaj. Mogę pomóc ci się spakować?- spojrzał na mnie od góry do dołu jakby miał mnie zobaczyć ostatni raz w swoim życiu i miałby tylko na to 4 sekundy.
- szkoda tylko że ja nigdzie nie jadę- stwierdziłam z pewnością w swoim głosie. W środku też byłam pewna.
Przez miesiąc nie napisał nawet, pewnie teraz siedzi z Hilary sam w pokoju i bóg wie co robią...
Nie chciałam nawet o tym myśleć. Dlatego chciałam zostać tym bardziej że moim wyjazdem zraniłabym Daniela po raz drugi. A nie chciałam tego tym bardziej że to on wyciągnął mnie z dna.
- czemu?- zapytał zdziwiony.
- zawiodłam się na nim, ale nie chcę o tym rozmawiać...- uśmiechnęłam się do niego i przestałam mieć już dziwne mysli o Robercie- to co? idziemy do sklepu a pózniej do mnie?
- jasne.....- zabrzmiało to trochę niepewnie jakby się przesłyszał
- no to na co czekasz?- wstał i razem spędziliśmy cały ten dzień nie myśląc o Robercie. Tak się na nim zawiodłam że to spowodowało że nim nawet mysleć nie chciałam, kochałam go, ale to już nie było to samo. Znienawidziłam go tak mocno że siły się równoważyły.
Wieczorem zaczęłam pisać nowe wypracowanie dla Daniela a on znowu oglądał mecz. Nagle jego drużyna strzeliła gola i on skakał ze szczęścia jak dziecko, darł się że chyba każdy sąsiad go słyszał ale uśmiechnęłam się na taki widok i te jego "no co?" jak za długo się na niego patrzyłam było genialne.
- chcesz coś do picia?- spytałam i spojrzałam na niego jak był zamyślony. Zrobiłam to specjalnie żeby aż tak nie myślał, bo sama wiedziałam jakie potrafią być jędzowate niektóre myśli
- co mówiłaś?- nie usłyszał mnie nawet
- czy chcesz coś do picia?...a o czym tak myślisz- chciałam żeby mi powiedział o co chodzi...beż chciałam wiedzieć o każdej jego mysli tak jak on o moich.
- możesz zrobić mi herbatę ...a myślałem o tobie - czasami jego szczerość była straszna. Załamałam się a na twarzy miałam "poker face", dosłownie. Musiałam jakoś się wymigać.
Ale nie musiałam, bo jego drużyna znowu wygrała i zaczął znowu latać szczęśliwy po pokoju a ja mogłam się dyskretnie wycofać do kuchni.
Byłam szczęśliwa nawet....i nie mogłam się doczekać już urodzin Majki, chciałam do niej iść. Śmiesznie będzie, bo jej urodziny wypadają w Walentynki. Wow...!
Musiałam sobie kupić nową bluzkę, pomalować się i świetnie się bawić zapominając o problemach dzieląc chwile szczęścia z Danielem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz