sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział XXII- Czekając na ciebie

Ten ból, nawet w jednej dziesiątej nie jestem w stanie opisać wam jak bardzo za nim tęsknie, jak bardzo potrzebuje jego uścisku.
Minął już tydzień od kiedy go nie ma. Siedzę przez ten czas w domu cały czas zamknięta w 4 ścianach, dużo schudłam bo nie mam humoru nawet na wstanie z łóżka. Wylałam już tyle łez że aż płacz mi się znudził. Jedyne co mi zostało to leżeć w ciszy i myśleć to tym jak się ogarnąć, przecież musiałam jakoś żyć, radzić sobie. Nie wiedziałam że zakochałam się aż tak bardzo, nie sądziłam że to jest możliwe. Dzwoniła do mnie wychowawczyni, po moim głosie zrozumiała że u mnie nie jest okay. Dlatego wysłała do mnie Daniela, wiedziała że kiedyś się z nim przyjaźniłam.
Kiedyś.
Nie przyszedł przez ten tydzień ani razu, nie zadzwonił, nawet nie napisał głupiego sms'a.
Gdy otworzyłam drzwi i go zobaczyłam nie byłam zadowolona, nie chciałam nikogo słuchać. Byłam bez grama makijażu, w piżamie, nie spałam wiele w tym tygodniu może z 3 godziny.
- co chcesz ?- powiedziałam na odwal się
- jak się czujesz?- spytał żałośnie, ale w jego głosie coś było nie tak.....może czuł litość!
Spojrzałam mu prosto w oczy.
- fantastycznie- powiedziałam sarkastycznie. Miałam anemiczny wygląd i nie miałam siły na nic
- właśnie widzę, Jula...musisz się z tym pogodzić, chcę ci pomóc- nie zaskoczył mnie tym. To samo mówiła pani wychowawczyni. Tak na prawdę zaskoczyło mnie to że tak bardzo go lubiłam, że czułam że jest moim przyjacielem a okazaliśmy się tacy inni że aż wcale do siebie nie pasujący. Nie czułam już do niego takich uczuć jak 2 miesiące temu. Serio, nie miałam ochoty nawet z nim gadać, od tygodnia był dla mnie zwykłym kolega z klasy, tak jak reszta.
Nie miałam nikogo, nie przeszkadzało mi to. Zostały mi wspomnienia...noi nadzieja? Tak, miałam nadzieję że Robert wróci dziś i powie że chciał mi zrobić głupi żart albo że się rozmyslił.
Ach, te marzenia.
- nikt mi nie potrafi pomóc, tym bardziej ty, idę spać teraz więc niestety ale musisz już iść- chciałam go po prostu wyprosić z mieszkania
- Julka! nie wyjdę- zrobił krok do przodu i zamknął za sobą drzwi- nie wyjdę, nawet nie wiesz ile mnie kosztowało żeby tutaj przyjść- westchnął ciężko i spojrzał na mnie - wyglądasz jakbyś umierała
- umarłam...poprawka- powiedziałam cicho. Odwróciłam się i poszłam do kuchni
Poszedł za mną 
- przepraszam- wydukał powoli
- za co?- odwróciłam się zaciekawiona
- odpuściłem za szybko..
- o czym mówisz?- usiadł sobie przy stole i wpatrywał się w stół jednak mówił dalej
- o tym że niepotrzebnie dałem ci wyjechać....powinienem nie ustępywać i teraz byś tak nie cierpiała
- Dani...idz lepiej do Ani i ogarnij się, albo wyjdz na świeże powietrza może odświeży ci się mózg- powiedziałam chamsko. Nie wyglądał na pijanego, ale mówił jakby był
- serio mówię. Uśmiechnij się i przestań o nim mysleć. On o tobie nie myśli już od tygodnia- dobił mnie tym
- skąd ty to możesz wiedzieć? To nie twoja sprawa, spadaj- mówiłam zdenerwowana
- Jula.....ciągle myślę o tobie i tym razem nie odpuszczę....Ania to już przeszłość....
- przestań....nie mogę cię słuchać. Ja czekam na niego i nie kocham nikogo więcej i nie pokocham więc proszę wyjdz już bo nie chcę się kłócić
- nie nie wyjdę, dopóki się nie uśmiechniesz chociaż i nie zjesz czegoś przy mnie- nie odpuszczał. Denerwował mnie
- wiesz co...? nie chcesz to nie wychodź...ale nie oczekuj ode mnie tak dużo- machnęłam przed nim ręką bo się zamyślił
- co mówiłaś?- ocknął się z zamyśleń
Uśmiechnęłam się mimo woli bo miał taką śmieszną minę.
- nic nic- głupią miną poprawił mi humor.
Oparłam się o szafkę i skrzyżowałam ręce on się uśmiechnął
- wreszcie się uśmiechnęłaś- był zadowolony z siebie a ja już nie złościłam się na niego.
Nie wiem jak to się stało
- co się stało z Anią??- ciekawiło mnie to.
- nie była w moim typie- powiedział obojętnie. Nie chciało mi się wierzyć. Taka laska i nie w jego typie?
- powiedz szczerze! Przecież nie jestem głupia- nalałam mu soku do szklanki i podałam. Od tygodnia moja kuchnia była pusta. Na jedzenie nie mogłam patrzeć, obrzydzało mnie, a wyjście na dwór było dla mnie niemożliwe 
-no dobra...zabroniła mi się z tobą spotykać..kazała mi wybrać...przez tydzień nie mogłem wytrzymać więc tu jestem- serio? to tak samo jak Robert. Też tego nie chciał. Przypadek?
- idiotka- nie wiem po co to powiedziałam. Ale jakoś musiałam.
Uśmiechnął się szeroko i zaczął pić swój sok
- masz rację- powiedział- a teraz musisz zjeść coś, obiecaj że coś zjesz, od kiedy nie jesz?
- nie pamiętam, ale nie zjem, nie mogę- byłam z nim szczera. Jejku, za nim też się stęskniłam, oczywiście nie tak bardzo jak za Robertem przez tydzień, ale tęskiłam za przyjacielem. 
- musisz, strasznie wyglądasz. Schudłaś i jesteś blada....- wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie a ja na niego.
Jego zielone oczy patrzyły na mnie ze współczuciem, wiedziałam co czuł.
Jeśli mu nie przeszło przez te parę miesięcy współczułam mu też. Wiedziałam co to kochać i nie życzyłam mu tego , tym bardziej że zakochał się we mnie. W idiotce która nie dość że była paskudna to jeszcze bezwartościowa.
- nie, serio- jak patrzyłam na niego pijącego też było mi niedobrze. Nie mogłam patrzeć nawet na sok. Super.
Wstał i otworzył lodówkę, była pusta. 
- zadzwonię po pizze- powiedział patrząc nadal na mnie jak na opuszczonego psa.
Poszliśmy do salonu i rozmawialiśmy długo o wszystkim. Szkoda że każdy temat KAŻDY przypominał mi o Robercie. Starał się unikać takich tematów ale to było niemożliwe.
W końcu musiałam się poryczeć.
- nie płacz- chciał mnie przytulić ale się wahał. Wiedziałam to, mimo tego że nie patrzyłam na niego.
Potrzebowałam go, potrzebowałam kogoś więc w tym samym czasie spojrzeliśmy na siebie i przytuliliśmy się.
Długo mnie tak trzymał, czekał aż przestanę płakać. Ale nic nie mogło mnie uspokoić. 
Zakręciło mi się w głowie i prawie straciłabym przytomność, Dani chciał już dzwonić po karetkę ale nie pozwoliłam mu na to.
Obiecał mi żę tego nie zrobi jeśli ja coś zjem.
Przy jego obecności musiałam zjeść tą pizzę, żeby nie czuła sie pod presją jadł razem ze mną i starał się mnie rozśmieszać. Udawało mu się to, mało brakowało a bym się udławiła pieczarką.
Jednak dałam radę zjeść, byłam mu z jednej strony wdzięczna. On był na prawdę dobrym i zabawnym człowiekiem.
Ale na moje serce nie było leku, bolało mnie strasznie. Za bardzo.
Bego wieczoru Daniel zdecydował że zostanie na noc. Myślał że dam radę usnąć. Ale nic z tego.
Gdy tylko się położył na kanapie, położyłam się na łóżku. Niestety miałam otwarte oczy pełne łez z małym uśmiechem.
Łzy spływały po moich policzkach, ale co z tego?
To nic nie da. I tak i tak go tutaj nie ma. Został mi ból w piersi.
Nagle Dani powiedział jakby obudził się ze snu
- jeśli przestaniesz płakać coś ci dam- mówił jak do dziecka, wziął swoją torbę i siadł na moim łózku
- co?
- przestaniesz płakać?- wytarłam rękawem łzy. 
Wyjął z torby jego bluzę i jakiś notatnik to był inny zeszyt z jego szkicami. Nie wiedziałam że Robert miał inne zeszyty.
- dzięki- uśmiechnęłam się. Miałam nową bluzkę. Od razu ją na siebie założyłam i poczułam ten zapach. Jejku...ten zapach..
Położyłam się i przytuliłam ten zeszyt do siebie. Wiem, zachowywałam się dziwnie. Przecież Robert żył a ja zachowywałam się jakbym miała depresję po jego śmierci. 
Usnęłam w ciągu sekundy. 
Dani mnie tylko przykrył, dał buziaka w policzek i wrócił na swoją kanapę. 
On był super, kochał mnie *tak, jak sądził* ale chciał żebym była szczęśliwa i byłam pewna że gdyby Robert wrócił on by odpuścił bycie ze mną, bo za bardzo chciał mojego dobra.
Kochany był.
Był moim przyjacielem i teraz byłam pewna że nigdy więcej nie pozwolę na to żeby on się ode mnie oddalił. Nigdy więcej go nie odrzucę tak, jak miesiąc temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz