Poniedziałek.
Trudno było mi się otrząsnąć po świętach, ostatni tydzień po Sylwestrze spędziłam pozując Robertowi do rysunków. Dosłownie, cały czas rysował. Nie mogłam uwierzyć że się na to zgodziłam, ale on tak ładnie prosił.....Zrozumiecie mnie prawda?
Ale dziś już poniedziałek, początek szkoły, początek męki. Ubrałam się normalnie, czemu o tym piszę? Bo przez ten tydzień to Robert wymyślał moją "stylizację". On miał rózne wizję. Raz kazał mi się ubrać sportowo, raz na czarno..smutno..ale spełniałam jego zachcianki, obiecał że od dziś będzie spełniał moje.
Ustaliliśmy że spotkamy się w szkole bo on musiał iść z Danielem do sklepu z samego rana.
Wyszłam do szkoły bez uśmiechu, dopiero co szkoła się zaczęła ale ja już miałam dość, nie chciałam do niej chodzić. Uczęszczałam tam tylko dlatego że w ławce siedziałam z Robertem, z wyboru pani. Wcześniej byłam zła że nie mogłam siedzieć z Danielem, teraz się cieszyłam, ale nie skakałam ze szczęścia. Wiedziałam że z Robertem w pobliżu nie będę w stanie się skoncentrować, że będzie mi dokuczał i popisywał przed Danielem, ale on już taki był. Nie chciałam go zmieniać, bo on był inny, taki mój.
Usiadłam na ławce na korytarzu i włączyłam moją mp3. W połowie pierwszej piosenki ujrzałam na korytarzu Daniela z Anią- jego dziewczyną. Wow, ona była piękna. Dopiero teraz to zauważyłam. W szpitalu byłam przejęta stanem Daniela i dlatego nie patrzyłam na nią. Miała piękne długie włosy w odcieniu "kawa z mlekiem", ładne niebieskie oczy, była chuda, ładnie się ubierała.
Była moim przeciwieństwem. Nie dziwiłam się że Daniel z nią był. Pewnie była miła, zabawna, romantyczna i dziesięć razy bardziej szalona.
Nie byłam zazdrosna, lecz zawiedziona. Było mi przykro że nie byłam choć w jednej dziesiątej taka idealna jak ona. Moja pozytywne nastawienie do życia spadło do zera, a minę miałam straszną. Spojrzałam w podłogę i modliłam się żeby lekcja już się zaczęła, chciałam myślami być z liczbami, układami równań i innymi matematycznym sprawami, nie chciałam myśleć o moich wadach, których było dwa razy wiecej niż zalet, moje wady były i są nieznośne a moje zalety były niewidoczne przy blasku każdej innej dziewczyny w tej szkole.
Zastanawiałam się co Robert ze mną robił, przecież jest tyle lepszych dziewczyn, znowu dopadła mnie myśl że pewnie sobie robi ze mnie żarty, ale jaki by miał w tym cel? Nie miało to sensu.
Przerwał moje myśli bo właśnie siadł koło mnie.
- dzień dobry- powiedział radośnie jakby wybrał milion złoty. Szkoda tylko że była 8 rano i właśnie zaczynała się matma
- hej- powiedziałam smutno. Wyjmując z torby zeszyt i długopis
- stało się coś?- spytał pochylając głowę żeby zobaczyć moją reakcję. Nie dość że byłam niska to jeszcze mnie włosy zakrywały...nie był w stanie mnie zobaczyć. Wziął i ręką zgarnął mi włosy za ucho.
- nie- powiedziałam to takim głosem że sama zwątpiłam w to że nic się nie stało. Tak na prawdę nic się nie stało, nikt mi nic nie zrobił, chyba że mój mózg, który krzyczał do mnie i opisywał jakie moje życie jest okropne a wygląd paskudny.
Objął mnie i westchnął na widok mojego nastawienia do życia.
- o czym myślisz?- spytał zmartwiony. Czasami kochałam go coraz bardziej gdy używał takiego tonu głosu.
- o sobie- wydukałam i spojrzałam na niego. Tak jakbym chciała powiedzieć 'patrz i uciekaj póki możesz".
- mhm,...pewnie myślisz jaka jesteś zajebista i martwisz się o inne dziewczyny biedne które nie mogę ci dorównać?- on sobie żartował, ale gdyby powiedział to innym tomem głosu pomyślałabym ze to ironia i potwierdziłabym słuszność swoich myśli.
- wiesz jak jest...i nie zartuj...co ty w ogóle we mnie widzisz? Tylko szczerze nie obrażę się- spojrzałam na niego ale pani weszła do klasy i przerwała każdemu rozmowę. Siadła i zaczęła prowadzić lekcję.
Myślałam że dam radę mysleć tylko o matmie, ale w tamtym momencie nie dałam rady. Nie potrafię opisać tego bólu który w sobie miałam. I żalu do siebie że nie byłam taka jaka powinnam być, tym bardziej dla Roberta, który był utalentowany, przystojny....troskliwy i kochany. Może nie zawsze wyrozumiały i miły ale nie krzywdził mnie, starał się być w porządku mimo że jak mówił, ma problemy z agresją.
Robert przez całą lekcje pisał, rysował coś, byłam tak przygnębiona że nawet nie zerkałam na to co on robił.
Jak zadzwonił dzwonek spakowałam zeszyt i wyszłam z sali. Siadłam na ławce nieobecnie, dziwnie się poczułam. Zakręciło mi się w głowie ale przeszło. Nie rozumiałam tej sytuacji.
Robert chodził za mną i usiadł sobie. Miał chyba dużo cierpliwości dzisiaj
- pytałaś mnie co w tobie widzę, i przez całą lekcję pisałem na kartce to co mi przychodziło do głowy. I szczerze pokreśliłem to, bo nie ma takiej rzeczy której bym w tobie nie widział- uśmiechnął się do mnie a ja nie wierzyłam w żadne jego słowo.
- Robert...mam dziś okropny humor i nie psuj mi go bardziej tymi kłamstwami, ok?- powiedziałam to takim głosem jakbym chciała żeby sobie poszedł, a nie chciałam. Wolałam go jak był szczery do bólu, a nie taki przesłodzony i ulegający.
- ale ja jestem szczery i nie mówię tego żeby się popisać ani żeby cię pocieszyć, czemu mi nie wierzysz?
- bo codziennie rano widzę się lustrze, bo znam swój charakter i zachowania, sposób mówienia i podziwiam własne beztalencie, mam dalej wymieniać?- mówiłam coraz ciszej, nie kontrolowałam już nić, słów, tonu głosu...
- Julka nikt nie jest idealny. A ty na prawdę spełniasz moje wymagania - zaśmiał się.
- to powiem ci że są niskie, zerowe. Ty jesteś idealny- powiedziałam szybko i ze złością.
- chcesz się kłócić? Przecież to nie ma sensu.. jestem z tobą bo cię kocham i daj już spokój bo to mnie wyprowadza z równowagi- faktycznie się zdenerwował, nie wiedziałam czy mu wierzyć. Chyba już do końca pozostanie we mnie myśl że mu się nie podobam jako dziewczyna, ale w tamtym momencie odrzuciłam tą myśl na dziś cudem i uwierzyłam mu.
- ale obiecasz że jak ci coś nie będzie pasować to mi to powiesz?- uśmiechnęłam się blado do niego. Zawsze tak robiłam dby nie wiedziałam co z sobą począć.
- przysięgam, serio. Dziś mógłbym się przyczepić do twoich włosów ale akurat dziś je rozpuściłaś- zaśmiał się krótko i złapał moją rękę, wreszcie po raz pierwszy dziś poczułam że żyję. Zrobił to tak delikatnie że dreszcze przeszły mi po całym ciele.
Przez resztę lekcji byłam w stanie słuchać pań i uczestniczyć jak inni. Zauważyłam kątem oka że Daniel który siedział pare ławek dalej ode mnie spoglądał na mnie, najbardziej jak Robert szeptał mi coś to ucha albo poprawiał mi włosy kiedy zakrywały moją twarz i nie mógł na nią patrzeć. Nie rozumiałam czemu aż tak nam się przyglądał, jego Anie nei chodziła z nami do klasy. Dowiedziałam się że była od nam starsza o rok. Ta myśl mnie rozśmieszała trochę. Bo Daniel lubi sobie porządzić i lubi małe rzeczy. Ale ona jest prawie jego wzrostu...i nie wygląda na osobe ktora daje soba pomiatać. Ciekawe czy pasowali do siebie. Ale wolałam nie przebywać z nimi bo to by mnie zasmucało. Zasmucałaby mnie ta idealność tej dziewczyny. Wolałam siedzieć z Robertem i rozmawiać sobie z nim, tak jak za pierwszym razem .Ale teraz patrzyłam na niego inaczej tak miło, nie był złośliwy dziś bo widział że nie jestem w najlepszym stanie i nie śmiał się tym irytującym śmiechem Starał się żeby było mi dobrze.
Jednak dziś musiało się zdarzyć coś co popsuło mi humor. Myśląc o tym że muszę zapisać mój stan w pamiętniku przypomniało mi się że miałam się zemścić na Robercie ponieważ 2 raz do niego zaglądał. Postanowiłam napisać o Danielu pare miłych słów i "przypadkiem" zostawić go na kanapie. Wiem, żałosna zemsta, ale nic innego mi do głowy nei przychodziło. Roberta denerwowało to że Dani jest dla mnie ważny, dlatego to pierwsze przyszło mi do głowy.
Postanowiłam to zrobić od razu po przyjściu ze szkoły. Zdziwiła mnie tylko jedna rzecz dziś najbardziej. Daniel nie przywitał się. Nie podszedł, nie zagadał. trochę mi było z tego powodu przykro. Nie chciało mi się wierzyć że Dani nie chciał się już ze mną przyjaznić, sądziałam że jego związek z Anią nie wniknie na naszą przyjazń jednak gdy zobaczyłam jak się przytulał z nią 3 metry ode mnie olśniło mnie. Zdecydowałam że już nie będę się wtrącać i zadbam o to żeby między mną a Robertem wszystko się układało. Jednak jak mogło się układać skoro szykowałam zemste?
- przyjdziesz do mnie popołudniu?- spytał Rob gdy wychodziliśmy ze szkoły
- moge przyjśc, tylko muszę zrobić te pracę na jutro, bo tak zajęłam się tobą że nie zdam- powiedziałam szybko i roześmiałam się na pół szkoły
-- na pewno przyjdziesz? bo będzie mi się nudzić....- stwierdził patrząc przed siebie.
- tak, wieczorem raczej i odprowadzisz mnie do autobusu po 21, dobrze?- uwielbiałam z nim spędzać wieczory. On chyba też, bo jak zostawiałam go z dobrym humorem to spał
- czemu tak wcześnie?- westchnął ciężko..
- wcześnie? dla twojej informacji...jutro też mamy szkołę- powiedziałam stanowczo tak jakbym przeczuła że jutro o n do niej nie chciał się wybierać
- to chodź teraz jeszcze na krótki spacer, bo to krótko..- nie wierzyłam że on mi mówił takie słowa.
Wiedziałam że czasami nie był sobą, ale żeby aż tak?
Dałam mu całusa a on pomnożył je przez milion i spacer który miał trwać " chwilkę" trwał 2 godziny. Nawet do domu nie wracałam bo to nie miało sensu. Robert obiecał że napisze mi za karę wypracowanie. A ja w nagrodę miałam zostać u niego na noc. Po raz pierwszy ucieszyłam się że nie mam rodziców przy sobie, bo mogłam robić co tylko chciałam. W sumie nie robiłam nic złego. Spędzałam czas z osobą która mnie wspiera i pomagam jej isć spać, nie robimy nic na co moi rodzice nie mogliby pozwolić.
Nie wiedziałam że tego wieczoru wszystko może zepsuć jeden telefon do Roberta.
Jeden telefon i wszystko pryska, jak bańka mydlana.
Czemu akurat nasza musiała pęknąć jako pierwsza?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz