Tak jak już pisałam, święta minęły mi super. Czyli w domu, samotnie. Daniel dzwonił parę razy do mnie, ale nie odbierałam. Wiedziałam że był już wtajemniczony w to że "mamy się nie przyjaźnić" i pewnie ma takie same zdanie na ten temat, co ja. W Sylwestra zamierzałam ruszyć się z domu, nie mogłam ciągle siedzieć na sofie i marzyć żeby wszystko cofnęło się w czasie. Gdybym nie wróciła do Polski siedziałabym teraz z Robertem na tarasie tej pięknej willi i patrzyła a fajerwerki i inne atrakcje, czekała mnie jednak zimna, samotna noc sylwestrowa. Postanowiłam pójść na boisko szkolne, przed wyjazdem do stanów często spędzałam tam czas rozmyslając o wszystkim.
Wiedziałam że tam jest śnieg, nikt nie odśnieżał w święta. Więc wzięłam grube spodnie, butelkę szampanu i telefon. Wyszłam. Wyglądałam śmieszne, miałam na sobie gruba kurtkę i czapkę z pandą, wyglądałam jak mała dziewczynka. Miałam 5 minut drogi więc nie zajęło mi to długo. Jednak zauważyłam znajomą kurtkę i szalik, czapkę..kurcze.
Robert.
Na ulicach było pusto. Była 19..a on stał z farbami na przeciwko szkoły i robił to co do niego należy. To co tworzył było piękne, nie wiedziałam ile zarabiał ale za takie dzieła dużo bym była w stanie zapłacić.
Przeszłam cichym krokiem i włamałam się na boisko. Ubiłam śnieg na którym miałam usiąść i odwróciłam się w stronę przeciwną od Roberta. Nie chciałam żeby mnie rozpoznał, ani nie zauważył. Chciałam mieć spokój. Miałam na sobie takie grube spodnie że nawet nie czułam że siedzę na śniegu. Nie obchodziło mnie to że mogłam zachorować, chciałam być w jakimś miejscu w którym czułabym się dobrze i to było jedyne jakie znałam, lubiłam bardziej od swojego pokoju.
Kiedy była 20 byłam już kompletnie pijana. W kurtce było mi za gorąco więc ją zdjęłam. Miałam już na sobie tylko buzę Roberta, zostawił jedną niechcący...
Włączyłam sobie cicho muzykę, tak żebym tylko ja ją słyszała i zaczęłam powoli tańczyć "przytulańca". Pewnie nie wiecie jak można tańczyć przytulańca bez drugiej osoby...da się. W rękach trzymałam telefon i powoli obracałam się w jedną..w drugą stronę. Nie było już Roberta przy graffiti. W tle leciała już 3 piosenka Avril Lavigne pod tytułem "When You're Gone" gdy usłyszałam kroki na śniegu. Obróciłam się tanecznie i ujrzałam Roberta. Wszystko było takie wyblakłe...wszystko oprócz jego oczu. Postanowiłam z nim nie rozmawiać. Kiedy był 4 kroki ode mnie zaczęłam zbierać swoje rzeczy, wyrobiłam się w 3 sekundy. I chamsko sobie poszłam. On szedł za mną, jakbym wcale nie wiedziała że on tam jest. A wiedział.
Nie wiem czego oczekiwał, ale przed moją kamienicą zatrzymałam się.
- czego chcesz?- powiedziałam tak na "odwal się". Kręciło mi się w głowie i mój głos był żałosny. Niepotrzebnie wypiłam tego szampana w tak krótkim czasie.
Byłam pijana ale on wyglądał gorzej. Był przystojny *jak zawsze dla każdej* ale, był wymęczony, cały w farbie z dziwną miną na twarzy. Zauważyłam że tylko pod wpływem alkoholu mogę patrzeć mu prosto w oczy bez żadnego ale!
- przemyślałaś sobie wszystko?
- nie, wcale nie miałam się nad niczym zastanawiać, sprawa jest jasna
- nie jest. Prosiłem cię o to.
- ja cię prosiłam żebyś został na święta ale zostałam sama..jak palec..a podobno jakiś Robert obiecał mi że już nigdy nie będę sama, czy się mylę?
- ja tylko proszę cię o jedno. Przecież ci nie rozkazuję.
- właśnie to robisz. Mam to gdzieś czy ci się to podoba czy nie, ale ja mam przyjaciela i nie zaniedbam go tylko dlatego że ty masz taki kaprys
- twój najlepszy przyjaciel jest też moim najlepszym przyjacielem...jest jak brat dla mnie. I to mnie przeraża. Dani cię kocha i nie pozwolę na to abyście chodzili gdzieś razem ...to chore
- nie, chore jest to że ty masz jakieś urojenia
- nie mam. Tylko boję się że ktoś mi cię odbierze, czy to takie złe? - spojrzał jeszcze głębiej , chyba dotknął moją duszę. Był kostką lodu nawet gdy mówił słodkie rzeczy. Był sobą, ale właśnie ta postawwa bardzo mi nie odpowiadała.
- nie to nie jest złe, ale jeśli się tak boisz to pilnuj to co twoje a nie zamykaj mnie w klatce.- byłam w stanie powiedzieć mu wszystko. Chyba częściej musiałam pić...częściej zapominać....częściej mieć coś "gdzieś".
- Julka mówię teraz całkiem poważnie jeżeli będziesz dzielić swój czas wolny z innymi chlopakami bez mojej obecności to między nami nie będzie dobrze, bo ze mną nie będzie dobrze.
- no to trudno.....- po pijaku byłam taka obojętna, może nawet nie wiedziałam co w ogóle mówię
- ty serio mówisz?- zawiódł się, miał taki inny głos. Jakby właśnie dostał w twarz.....
- tak. Jestem twoją dziewczyną...ale nie własnością którą możesz schować przed wszystkimi- uśmiechnęłam się do niego I nawet teraz nie wiem po jaką cholerę to zrobiłam.
- mylisz się...jesteś cała moja i nie będę się tobą z kimś dzielił, nie będę na ten temat już dyskutować z toba bo to nie ma sensu, tym bardziej dziś, bo nie jesteś trzeźwa!
- nie zrozumieliśmy się..albo zaakceptujesz sytuację albo nie będziemy razem- nie wiem jak odważyłam się to powiedzieć, wiedziałam tylko że to nigdy już nie wyjdzie z moich ust, bo tak mi na nim zależy że nawet nie miałabym odwagi wypowiedzieć choć połowę rzeczy które dziś wypadły z moich ust.
Jego oczy zmrużyły się. Uśmiechnął się.
- a chcesz się założyć, że nawet bez godzenia się na te spotkanie z Danielem będziemy razem?
- nie bądz tego taki pewny....- zdenerwowałam się, zaczerwieniłam, założyłam ręce i spojrzałam w ziemie.
Płatki śniegu zaczęły spadać, czułam się jak w jakimś dziwnym anime lub filmie
- a chcesz się przekonać?- uśmiechnął się szerzej. Nie wiedziałam czemu w takim smutnym momencie.....bo momencie rozstania tak bardzo się uśmiechał.
- idę- powiedziałam i odwróciłam się na pięcie.
Nie minęła minuta a dopadł mnie, upuściłam telefon na ziemie i chciałam go podnieść ale nie dał mi tego zrobić. Przykuł mnie do ściany i zaczął całować. Pobiliśmy własny rekord, długo się całowaliśmy, bardzo. Przerwałam sama, kiedy zdałam sobie sprawę że cuchnę alkoholem.
- możemy przestać się kłócić? - spytał ledwo dysząc. Byliśmy w takiej pozycji że musiałam mu patrzeć prosto w oczy. Nie miałam wyboru.
- to tylko do ciebie zależy- powiedziałam próbując ukryć coś co było widoczne na kilometr. Miłość, zmieszanie, wstyd
- od ciebie też, może jakiś kompromis?
- zależy jaki, nie zrezygnuje z Daniela..więc musisz się z tym pogodzić
- dobrze, ale przy każdym spotkaniu będę ja, to jest kompromis, i tak jestem za dobry w tej sprawie
- no nie wiem.....zawsze z nim sama się wygłupiałam....mu nie będzie pasować to że ty też będziesz
- on też ma dziewczyne, sama mówiłaś
- nie chcę randek w 4.....chce przyjaciela. Przyjaciele są po to aby z nimi rozmawiać o pewnych sprawach, nie chciałabym żebyś je również słyszał..
- masz mi coś do ukrycia?- spojrzał na mnie podejrzliwie
- nie, tylko.....Jejku! wiedziałam że nie zrozumiesz....
- to znajdz sobie przyjaciółkę...dziewczynę to nie będę się czepiał- posmutniałam. Nigdy nie miałam przyjaciółek... nawet nie przepadałam za towarzystwem damskim. Zawsze uważałam że chłopaki są do przyjazni idealni.
- znowu zaczynamy?- spytałam znudzona i zmęczona.- Ja o Danielu już mówiłam co myślę i jak będzie. Od ciebie zależy czy będziesz ze mną czy po prostu zapomnimy o tym co się działo między nami i będziemy przyjaciółmi.
- żartujesz? Ja też już mówiłem co o tym myślę. Na razie odpuszczę ci to, ale będę cie kontrolował więc nie obrażaj się, bo ja mam obsesje....
- tia.obsesję....chyba raczej głupotę.
- to też. Jestem głupi na twoim punkcie i nieobliczalny i teraz to nie jest dobry tekst na podryw tylko tak jakby ostrzeżenie.
Uśmiechnęłam sie. Z jednej strony to było miłe że zachowywał się dziwnie keidy był zazdrosny. Nie sądziłam że Robert odczuwa zazdrość, miałam go zawsze za koste lodu. On nadal był taki chłodny ale miał swoje uczucia i jakoś nie mogłam uwierzyć że czuł to akurat do mnie. To jednej z najmniej zgrabnych dziewczyn które on zna.
- to na razie zgoda? pózniej do tego wrócimy, ok?- uśmiechnął się jak zadowolony chłopczyk i znowu mnie pocałował, jak dostął to czego chciał była moja kolej. Ja kochałam jak mnie przytulał więc następne 5 minut stałam wtulana w jego ramiona. Po 21 weszliśmy do domu. Nadal niepewni i rozżaleni ale szczęśliwi że udało nam się jakoś dogadać. Nie byłam już pijana, jakoś mi przeszło.
Przebrałam się niechętnie, bo Robert ubrudził mi bluzę farbą. W sumie to nie moja bluza ale jego, szkoda tylko że lubiłam jej zapach i ciepło
- mam coś dla ciebie- powiedział kiedy wysuszyłam sobie włosy, poprawiłam makijaż i usiadłam koło niego na sofie
Uśmiechnął się a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.
- a co?- spytałam byłam ciekawa. Myślałam że pokaże mi swój szkicownik albo da mi jakiś rysunek ale z kieszeni swojej bluzy wyjął malutkie czarne pudełeczko z czerwonym wyrytym napisem " For Juliet". Uśmiechnęłam się do niego, ale nie wzięłam tego do ręki, troszkę się załamałam, nie wiedziałam co tam jest ale nie miałam odwagi tego otworzyć
Zaśmiał się kiedy zobaczył moją minę
- nie otworzysz? sam mam to zrobić?- wzięłam te pudełeczko do ręki i powoli je otworzyłam. Na twarzy miałam cały czas "poker face"
Zauważyłam piękny wisiorek. Byłam sto procent pewna że z prawdziwego złota, znałam się trochę na drogiej biżuterii i właśnie dlatego zamiast przymierzyć go to zamknęłam pudełko i położyłam mu znowu na ręce
- przepraszam, ale nie przyjmę go, bo jest ze złota...- spojrzałam wkurzona na niego
- a co, nie możesz nosić złota?- nie zrozumiał o co mi chodzi
- mogę, ale nie po to procujesz w takich warunkach żeby wydawać pieniądze na drogie prezenty! Daj komuś innemu albo najlepiej będzie jak oddasz jutro z powrotem do sklepu
- kupiłem go w Stanach niestety ale musisz go przyjąć- uśmiechnął się jak słodko ale nadal czułam że jeszcze daleko nam to idealności- poza tym podoba mi się i bardzo chciałbym żebyś zawsze nosiła go przy sobie
- to sprzedaj go, ja tego nie przyjmę i to jest moje ostateczne zdanie
- ale Jula nooo....- westchnął- chciałem zrobić ci prezent to ci zrobiłem. Gdybym na niego nie miał pieniędzy to bym go przecież nie kupił.
- nie i koniec- założyłam ręce bo się zdenerwowałam. Pracował w nierealnych warunkach....dostawał pewnie grosze które zainwestował w naszyjnik. Z daleka widziałam że kosztował go parę stówek i to w dolarach nie złotych.
- nie dyskutuj- powiedział stanowczo i otworzył pudełeczko. Wyjął go i nałożył go mi na szyję.
Na tym wisiorku wisiało serduszko z literką "R" to było coś pięknego. Wiedziałam że nie mogłam tego za nic w świecie zgubić. Za nic.
- zostawię go na szyi jeśli przyjmiesz mój świąteczny prezent który ci zrobię, jasne?
- o nie nie! - powiedział śmiejąc się z mojej propozycji
- i tak ci zrobię- powiedziałam uparcie i wzięłam jego rękę opierając się głową o niego.
Wziął mnie do siebie na kolana żeby się przytulić ale wyrwałam się bo za dużo ważyłam. Nie musiałam mówić o co mi chodzi bo on dobrze wiedział.
- chcesz wylądować w wannie z zimną wodą?- groził
- nie!- krzyknęłam piskiem
- to przestań i chodźźźźź....- przedłużył zachęcająco ostatnie słowo, miałam ochotę się przykleić się do niego na zawsze.
Siadłam mu na kolanach ale strasznie mi było z tym zle
- ale jak będzie ci za cięż...- nie dał mi dokończyć
- ciiiiiii- powiedział kręcąc głową
- ale...- znowu nie dał mi się wypowiedzieć
- zamknij się- powiedział cicho i przytulił się mocno. Nie mogłam oddychać.
Usłyszeliśmy nagle wyliczankę...o jejku! to już nowy rok!
Wstałam szybko żeby podbiec do okna popatrzeć na fajerwerki, ale on złapał mnie i zaczęliśmy się całować... zaczęliśmy o 23.58 i skończyliśmy o 12. 01
Jak w filmie. I wtedy byłam pewna że on przeczytał mój pamiętnik ponownie. Opisywałam ostatnio moje marzenia i to było jedno z nich. Myślałam że go zabiję, ale nie miałam ochoty w tamtym momencie mordować kogoś, planowałam słodką zemstę, ale w Sylwestra chciałam tylko mysleć o nim, mysleć o nas.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz