środa, 28 maja 2014

Rozdział XIX- Dla mnie niespodzianką jesteś ty

Tak jak już pisałam, święta minęły mi super. Czyli w domu, samotnie. Daniel dzwonił parę razy do mnie, ale nie odbierałam. Wiedziałam że był już wtajemniczony w to że "mamy się nie przyjaźnić" i pewnie ma takie same zdanie na ten temat, co ja. W Sylwestra zamierzałam ruszyć się z domu, nie mogłam ciągle siedzieć na sofie i marzyć żeby wszystko cofnęło się w czasie. Gdybym nie wróciła do Polski siedziałabym teraz z Robertem na tarasie tej pięknej willi i patrzyła a fajerwerki i inne atrakcje, czekała mnie jednak zimna, samotna noc sylwestrowa. Postanowiłam pójść na boisko szkolne, przed wyjazdem do stanów często spędzałam tam czas rozmyslając o wszystkim.
Wiedziałam że tam jest śnieg, nikt nie odśnieżał w święta. Więc wzięłam grube spodnie, butelkę szampanu i telefon. Wyszłam. Wyglądałam śmieszne, miałam na sobie gruba kurtkę i czapkę z pandą, wyglądałam jak mała dziewczynka. Miałam 5 minut drogi więc nie zajęło mi to długo. Jednak zauważyłam znajomą kurtkę i szalik, czapkę..kurcze.
Robert.
Na ulicach było pusto. Była 19..a on stał z farbami na przeciwko szkoły i robił to co do niego należy. To co tworzył było piękne, nie wiedziałam ile zarabiał ale za takie dzieła dużo bym była w stanie zapłacić.
Przeszłam cichym krokiem i włamałam się na boisko. Ubiłam śnieg na którym miałam usiąść i odwróciłam się w stronę przeciwną od Roberta. Nie chciałam żeby mnie rozpoznał, ani nie zauważył. Chciałam mieć spokój. Miałam na sobie takie grube spodnie że nawet nie czułam że siedzę na śniegu. Nie obchodziło mnie to że mogłam zachorować, chciałam być w jakimś miejscu w którym czułabym się dobrze i to było jedyne jakie znałam, lubiłam bardziej od swojego pokoju.
Kiedy była 20 byłam już kompletnie pijana. W kurtce było mi za gorąco więc ją zdjęłam. Miałam już na sobie tylko buzę Roberta, zostawił jedną niechcący...
Włączyłam sobie cicho muzykę, tak żebym tylko ja ją słyszała i zaczęłam powoli tańczyć "przytulańca". Pewnie nie wiecie jak można tańczyć przytulańca bez drugiej osoby...da się. W rękach trzymałam telefon i powoli obracałam się w jedną..w drugą stronę. Nie było już Roberta przy graffiti. W tle leciała już 3 piosenka Avril Lavigne pod tytułem "When  You're Gone" gdy usłyszałam kroki na śniegu. Obróciłam się tanecznie i ujrzałam Roberta. Wszystko było takie wyblakłe...wszystko oprócz jego oczu. Postanowiłam z nim nie rozmawiać. Kiedy był 4 kroki ode mnie zaczęłam zbierać swoje rzeczy, wyrobiłam się w 3 sekundy. I chamsko sobie poszłam. On szedł za mną, jakbym wcale nie wiedziała że on tam jest. A wiedział.
Nie wiem czego oczekiwał, ale przed moją kamienicą zatrzymałam się.
- czego chcesz?- powiedziałam tak na "odwal się". Kręciło mi się w głowie i mój głos był żałosny. Niepotrzebnie wypiłam tego szampana w tak krótkim czasie.
Byłam pijana ale on wyglądał gorzej. Był przystojny *jak zawsze dla każdej* ale, był wymęczony, cały w farbie z dziwną miną na twarzy. Zauważyłam że tylko pod wpływem alkoholu mogę patrzeć mu prosto w oczy bez żadnego ale!
- przemyślałaś sobie wszystko?
- nie, wcale nie miałam się nad niczym zastanawiać, sprawa jest jasna
- nie jest. Prosiłem cię o to.
- ja cię prosiłam żebyś został na święta ale zostałam sama..jak palec..a podobno jakiś Robert obiecał mi że już nigdy nie będę sama, czy się mylę?
- ja tylko proszę cię o jedno. Przecież ci nie rozkazuję.
- właśnie to robisz. Mam to gdzieś czy ci się to podoba czy nie, ale ja mam przyjaciela i nie zaniedbam go tylko dlatego że ty masz taki kaprys
- twój najlepszy przyjaciel jest też moim najlepszym przyjacielem...jest jak brat dla mnie. I to mnie przeraża. Dani cię kocha i nie pozwolę na to abyście chodzili gdzieś razem ...to chore
- nie, chore jest to że ty masz jakieś urojenia
- nie mam. Tylko boję się że ktoś mi cię odbierze, czy to takie złe? - spojrzał jeszcze głębiej , chyba dotknął moją duszę. Był kostką lodu nawet gdy mówił słodkie rzeczy. Był sobą, ale właśnie ta postawwa bardzo mi nie odpowiadała.
- nie to nie jest złe, ale jeśli się tak boisz to pilnuj to co twoje a nie zamykaj mnie w klatce.- byłam w stanie powiedzieć mu wszystko. Chyba częściej musiałam pić...częściej zapominać....częściej mieć coś "gdzieś".
- Julka mówię teraz całkiem poważnie jeżeli będziesz dzielić swój czas wolny z innymi chlopakami bez mojej obecności to między nami nie będzie dobrze, bo ze mną nie będzie dobrze.
- no to trudno.....- po pijaku byłam taka obojętna, może nawet nie wiedziałam co w ogóle mówię
- ty serio mówisz?- zawiódł się, miał taki inny głos. Jakby właśnie dostał w twarz.....
- tak. Jestem twoją dziewczyną...ale nie własnością którą możesz schować przed wszystkimi- uśmiechnęłam się do niego I nawet teraz nie wiem po jaką cholerę to zrobiłam.
- mylisz się...jesteś cała moja i nie będę się tobą z kimś dzielił, nie będę na ten temat już dyskutować z toba bo to nie ma sensu, tym bardziej dziś, bo nie jesteś trzeźwa!
- nie zrozumieliśmy się..albo zaakceptujesz sytuację albo nie będziemy razem- nie wiem jak odważyłam się to powiedzieć, wiedziałam tylko że to nigdy już nie wyjdzie z moich ust, bo tak mi na nim zależy że nawet nie miałabym odwagi wypowiedzieć choć połowę rzeczy które dziś wypadły z moich ust.
Jego oczy zmrużyły się. Uśmiechnął się.
- a chcesz się założyć, że nawet bez godzenia się na te spotkanie z Danielem będziemy razem?
 - nie bądz tego taki pewny....- zdenerwowałam się, zaczerwieniłam, założyłam ręce i spojrzałam w ziemie.
Płatki śniegu zaczęły spadać, czułam się jak w jakimś dziwnym anime lub filmie
- a chcesz się przekonać?- uśmiechnął się szerzej. Nie wiedziałam czemu w takim smutnym momencie.....bo momencie rozstania tak bardzo się uśmiechał.
- idę- powiedziałam i odwróciłam się na pięcie.
Nie minęła minuta a dopadł mnie, upuściłam telefon na ziemie i chciałam go podnieść ale nie dał mi tego zrobić. Przykuł mnie do ściany i zaczął całować. Pobiliśmy własny rekord, długo się całowaliśmy, bardzo. Przerwałam sama, kiedy zdałam sobie sprawę że cuchnę alkoholem.


- możemy przestać się kłócić? - spytał ledwo dysząc. Byliśmy w takiej pozycji że musiałam mu patrzeć prosto w oczy. Nie miałam wyboru.
- to tylko do ciebie zależy- powiedziałam próbując ukryć coś co było widoczne na kilometr. Miłość, zmieszanie, wstyd
- od ciebie też,  może jakiś kompromis?
- zależy jaki, nie zrezygnuje z Daniela..więc musisz się z tym pogodzić
- dobrze, ale przy każdym spotkaniu będę ja, to jest kompromis, i tak jestem za dobry w tej sprawie
- no nie wiem.....zawsze z nim sama się wygłupiałam....mu nie będzie pasować to że ty też będziesz
- on też ma dziewczyne, sama mówiłaś
- nie chcę randek w 4.....chce przyjaciela. Przyjaciele są po to aby z nimi rozmawiać o pewnych sprawach, nie chciałabym żebyś je również słyszał..
- masz mi coś do ukrycia?- spojrzał na mnie podejrzliwie
- nie, tylko.....Jejku! wiedziałam że nie zrozumiesz....
- to znajdz sobie przyjaciółkę...dziewczynę to nie będę się czepiał- posmutniałam. Nigdy nie miałam przyjaciółek... nawet nie przepadałam za towarzystwem damskim. Zawsze uważałam że chłopaki są do przyjazni idealni.
- znowu zaczynamy?- spytałam znudzona i zmęczona.- Ja o Danielu już mówiłam co myślę i jak będzie. Od ciebie zależy czy będziesz ze mną czy po prostu zapomnimy o tym co się działo między nami i będziemy przyjaciółmi.
- żartujesz? Ja też już mówiłem co o tym myślę. Na razie odpuszczę ci to, ale będę cie kontrolował więc nie obrażaj się, bo ja mam obsesje....
- tia.obsesję....chyba raczej głupotę.
- to też. Jestem głupi na twoim punkcie i nieobliczalny i teraz to nie jest dobry tekst na podryw tylko tak jakby ostrzeżenie.
Uśmiechnęłam sie. Z jednej strony to było miłe że zachowywał się dziwnie keidy był zazdrosny. Nie sądziłam że Robert odczuwa zazdrość, miałam go zawsze za koste lodu. On nadal był taki chłodny ale miał swoje uczucia i jakoś nie mogłam uwierzyć że czuł to akurat do mnie. To jednej z najmniej zgrabnych dziewczyn które on zna.
- to na razie zgoda? pózniej do tego wrócimy, ok?- uśmiechnął się jak zadowolony chłopczyk i znowu mnie pocałował, jak dostął to czego chciał była moja kolej. Ja kochałam jak mnie przytulał więc następne 5 minut stałam wtulana w jego ramiona. Po 21 weszliśmy do domu. Nadal niepewni i rozżaleni ale szczęśliwi że udało nam się jakoś dogadać. Nie byłam już pijana, jakoś mi przeszło.
Przebrałam się niechętnie, bo Robert ubrudził mi bluzę farbą. W sumie to nie moja bluza ale jego, szkoda tylko że lubiłam jej zapach i ciepło
- mam coś dla ciebie- powiedział kiedy wysuszyłam sobie włosy, poprawiłam makijaż i usiadłam koło niego na sofie
Uśmiechnął się a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.
- a co?- spytałam byłam ciekawa. Myślałam że pokaże mi swój szkicownik albo da mi jakiś rysunek ale z kieszeni swojej bluzy wyjął malutkie czarne pudełeczko z czerwonym wyrytym napisem " For Juliet". Uśmiechnęłam się do niego, ale nie wzięłam tego do ręki, troszkę się załamałam, nie wiedziałam co tam jest ale nie miałam odwagi tego otworzyć
Zaśmiał się kiedy zobaczył moją minę
- nie otworzysz? sam mam to zrobić?- wzięłam te pudełeczko do ręki i powoli je otworzyłam. Na twarzy miałam cały czas "poker face"
Zauważyłam piękny wisiorek. Byłam sto procent pewna że z prawdziwego złota, znałam się trochę na drogiej biżuterii i właśnie dlatego zamiast przymierzyć go to zamknęłam pudełko i położyłam mu znowu na ręce
- przepraszam, ale nie przyjmę go, bo jest ze złota...- spojrzałam wkurzona na niego
- a co, nie możesz nosić złota?- nie zrozumiał o co mi chodzi
- mogę, ale nie po to procujesz w takich warunkach żeby wydawać pieniądze na drogie prezenty! Daj komuś innemu albo najlepiej będzie jak oddasz jutro z powrotem do sklepu
- kupiłem go w Stanach niestety ale musisz go przyjąć- uśmiechnął się jak słodko ale nadal czułam że jeszcze daleko nam to idealności- poza tym podoba mi się i bardzo chciałbym żebyś zawsze nosiła go przy sobie
- to sprzedaj go, ja tego nie przyjmę i to jest moje ostateczne zdanie
- ale Jula nooo....- westchnął- chciałem zrobić ci prezent to ci zrobiłem. Gdybym na niego nie miał pieniędzy to bym go przecież nie kupił.
- nie i koniec- założyłam ręce bo się zdenerwowałam. Pracował w nierealnych warunkach....dostawał pewnie grosze które zainwestował w naszyjnik. Z daleka widziałam że kosztował go parę stówek i to w dolarach nie złotych.
- nie dyskutuj- powiedział stanowczo i otworzył pudełeczko. Wyjął go i nałożył go mi na szyję.
Na tym wisiorku wisiało serduszko z literką "R" to było coś pięknego.  Wiedziałam że nie mogłam tego za nic w świecie zgubić. Za nic.
- zostawię go na szyi jeśli przyjmiesz mój świąteczny prezent który ci zrobię, jasne?
- o nie nie! - powiedział śmiejąc się z mojej propozycji
- i tak ci zrobię- powiedziałam uparcie i wzięłam jego rękę opierając się głową o niego.
Wziął mnie do siebie na kolana żeby się przytulić ale wyrwałam się bo za dużo ważyłam. Nie musiałam mówić o co mi chodzi bo on dobrze wiedział.
- chcesz wylądować w wannie z zimną wodą?- groził
- nie!- krzyknęłam piskiem
- to przestań i chodźźźźź....- przedłużył zachęcająco ostatnie słowo, miałam ochotę się przykleić się do niego na zawsze.
Siadłam mu na kolanach ale strasznie mi było z tym zle
- ale jak będzie ci za cięż...- nie dał mi dokończyć
- ciiiiiii- powiedział kręcąc głową
- ale...- znowu nie dał mi się wypowiedzieć
- zamknij się- powiedział cicho i przytulił się mocno. Nie mogłam oddychać.
Usłyszeliśmy nagle wyliczankę...o jejku! to już nowy rok!
Wstałam szybko żeby podbiec do okna popatrzeć na fajerwerki, ale on złapał mnie i zaczęliśmy się całować... zaczęliśmy o 23.58 i skończyliśmy o  12. 01
Jak w filmie. I wtedy byłam pewna że on przeczytał mój pamiętnik ponownie. Opisywałam ostatnio moje marzenia i to było jedno z nich. Myślałam że go zabiję, ale nie miałam ochoty w tamtym momencie mordować kogoś, planowałam słodką zemstę, ale w Sylwestra chciałam tylko mysleć o nim, mysleć o nas.

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział XVIII- Gdy zazdrość rządzi

Tym razem nie wstałam pierwsza. Kiedy wstałam z łóżka pachniało kawą w całym mieszkaniu. Robert pewnie znowu nie spał. Zauważyłam że śpi jak ma dobry humor, jak go nie ma to wtedy nie może zasnąć. Wczoraj cały dzień mieliśmy problemy z pogodzeniem się i spaliśmy metr od siebie. Było tak inaczej, tak chłodnie. Byłam ciekawa czy Adrian zadzwonił specjalnie czy tylko dlatego że chciał mi złożyć życzenia, tak samo jak Daniel, który w szpitalu miał mnie gdzieś i ściągnął mnie do Polski i pózniej przeprosił za swoją głupotę. Gdyby ten nieszczęstny telefon teraz siedziałabym leżaku z Robertem i uśmiechałabym się do niego ciepło, jednak teraz w Polsce ciągle się kłócimy. Chciałabym żeby między nami było dobrze, ale nie tak urywkowo.
Weszłam do kuchni i nie wzracając uwagi na to czy mu się podoba to że ja siadam przy jednym stole po prostu to zrobiłam. Spojrzał na mnie tym anemicznym wyglądem. Było widać że nie spał, jego oczy były zmęczone ale świeciły. Nic nie powiedział więc się do niego uśmiechnęłam. On nie odwzajemnił uśmiechu, po prostu spuścił wzrok i jego wyraz twarzy w ogóle się nie zmienił.
Aha, czyli wczorajszy "foch" mu nie przeszedł...w porządku.
Gdy wstałam po kubek do kawy zadzwonił jego telefon, od razu odebrał, ale przed naciśnięciem zielonej słuchawki ciężko westchnął.
- halo, nie mogę dzisiaj bo są święta a nie jestem sam, wiem że można zarobić ale serio nie mogę. Aha....no dobra....będę....za godzinę. Pa..
CO? nic z tego nie rozumiałam..
- gdzie idziesz?- spytałam zmieszana. Nie chciałam żeby ruszał się z domu, tym bardziej że były święta i śnieżyca na dworzu nie była przyjaznym czynnikiem.
- pracować..- mówił cicho, widać było że nie miał ochoty na pracę, tym bardziej że ona nie była legalna....miał kuratora na głowie...nie mógł nabroić bo pózniej miałby problemy
- ale Robert, są święta. i pada śnieg, pójdziesz za tydzień. Najlepiej by było gdybyś w ogóle tam nie chodził..to jest nie pewne i nielegalne..- tłumaczyłam mu jak dziecku, ale wiedziałam że on i tak i tak pójdzie. W końcu musiał się utrzymać, a nie chciał pomocy. W każdej chwili mogłam mu pomóc. Suma którą dostaje od rodziców starczyłaby spokojnie dla mnie i dla niego, nawet na wakacje by nam się uzbierało. Ale nie chciał pomocy. Chciał udowodnić mi, całemu światu i chyba sobie też że da sobie radę i że nikogo nie potrzebuje. I to było złe. W końcu człowiek żyje po to by cieszyć się życiem, po nim nie było widać żeby się cieszył tym co ma, pewnie sądzi że nie ma nic. Ale ma mnie, szkoda że o tym zapomina, chciałabym stać się tak ważna dla niego, jak on stał się ważny dla mnie przez ten krótki czas. Zatęskniłam trochę za moimi malinkami i za jego uśmiechem. Od kiedy się pokłóciliśmy w ogóle się do mnie nie uśmiecha, ignoruje mnie. A teraz nawet idzie do pracy. Absurd....
Nawet nie chcę mi się w to wierzyć, a najgorsze jest to że sądziłam że w tym roku będzie inaczej, że będzie wyjątkowo. Niestety, marzenia pozostaną marzeniami, jak te żeby żyć w pełnej, szczęśliwej rodzinie.
- Jula muszę....niestety... postaram sie przyjść wieczorem- czyżbym usłyszała w jego głosie żal?
- wieczorem?- zachowywałam się tak, jakby nic do mnie nie dochodziło. Chyba za bardzo w tym momencie się zawiodłam.
- tak....- ziewnął i wstał z krzesła.
Podszedł do mnie i stanął chyba liczył na to że wstanę i rzucę mu się na szyję. Ale nie tym razem. Pięć minut temu nie miał litości, nawet nie odwzajemnił głupiego uśmiechu a teraz co? liczył na to że będę za nim latać? Grubo się mylił.
Wsunęłam się krzesłem bardziej do stołu i zaczęłam pić herbatę. On pochylił się żeby dać mi buziaka w policzek ale ja specjalnie odchyliłam głowę. Więc objął mnie od tyłu, z jego uścisku nie potrafiłam się wyrwać
- odpuść sobie- powiedziałam zdenerwowana.
-  nie, przyjdę to porozmawiamy- był stanowczy. Czasami to sama nie rozumiałam jego zachowania...raz miał mnie gdzieś, raz chciał wszystko naprawić.....to robiło się męczące.
Nie odpowiedziałam. Zignorowałam go totalnie...dał mi buziaka jednak w policzka przed wyjściem, po którym nawet na niego nie spojrzałam...niestety poczułam jego zapach i to sprawiło że zamknęłam oczy. Zauważył to, jednak nic nie zrobił. Nie widziałam jego miny bo nie spojrzałam na niego, po otworzeniu oczu patrzyłam się na wzorki które były na kubku.
Wyszedł.
Pierwszy raz od kiedy z nim jestem aż tak chciało mi się płakać, nie płakałam jeszcze z jego powodu ale dziś chyba był ten dzień. Wstałam z krzesła i poszłam do pokoju położyłam się na łóżku i zaczęłam ryczeć...tak bardzo że nie potrafiłam się uspokoić. Bardzo mi się smuciło. Spojrzałam za okno, strasznie padał śnieg nawet nie widziałam domu z nad przeciwka. Cały dzień przepłakałam, dosłownie. Po 17, jak usłyszałam że ktoś wchodzi do domu, wytarłam szybko łzy i udawałam że śpię.
- wiem że nie śpisz bo jak przechodziłem widziałem jak gasiłaś światło- stwierdził zmęczony sytuacją i chyba pracą też.
Nie odezwałam się, wtuliłam się bardziej w poduszkę wytarłam o nią resztę łez. Przestałam płakać ale nie smucić się.
-odezwiesz się może?- spytał. Wiedziałam że jak się odezwę to po głosie zobaczy że plakałam więc postanowiłam milczeć, poza tym nie miałam mu nic do powiedzenia - zaraz przyjdę tutaj tylko się wykąpie bo jestem cały w farbie
Nie wiem czemu, ale poczułam potrzebe, taki impuls żeby na niego spojrzeć.
Miałam zapłakane oczy pewnie czerwone,  ale i tak wiedziałam że on wiedział co cały dzień robiłam więc przestałam się przejmować
Był cały w farbie. Dosłownie, farba różnego typu spreje, wyglądał jak prawdziwy artysta. Szkoda tylko że "pracował" nielegalnie i w taką pogodę.
-mam ciuchy po tacie jak jeszcze tutaj był i zapomniał, to się przebierzesz- powiedziałam, nie patrzyłam mu w oczy, unikałam jego spojrzenia bo było one dla mnie za ciężkie.
-dobra
Poszłam do salonu i wyjęłam mu z kredensu ciuchy na zmianę.
Tak dziwnie w nich wyglądał. Gdy już wyszedł z łazienki ja siedziałam w salonie i oglądałam jakiś film, nic z niego nie rozumiałam bo strasznie byłam zamyślona.
- Jula...to może porozmawiamy, co?- zachęcał swoim głosem do rozmowy.
- o czym?
- o tym co się dzieje..czemu tacy jesteśmy?
- po prostu nam się nie układa, nie pasujemy do siebie
- bzdury, może jakiś kompromis?
- o czym ty mówisz?- nie spojrzałam w ogóle w jego oczy, nie zamierzałam.
- ja obiecam ci że będę starał się być miły i wyrozumiały. Ale ty musisz mi obiecać że nie będziesz miała żadnych kolegów płci męskiej
- niby czemu? przecież im się nie rzucę na szyję, co?
- bo nie lubię tego i nie będę tego tolerował
- jesteś dziwny. Ja będę utrzymywać kontakt z Danielem, nie zabronisz mi tego
- ale niestety muszę bo to doprowadza mnie do szaleństwa, nie chcę się denerwować
- pomyśl troszkę....on był od początku moim przyjacielem to się nie zmieni, przecież jesteśmy razem...nie ufasz mi?
- ufam...ale..
-ale co...masz mnie za jakąś wywłokę? Przecież nie zrobiłabym ci świństwa..poza tym..spójrz na mnie....kto by w ogóle zajmował się mną...proszę cię, nawet dziwie się że ty tu stoisz, ślepy jesteś i tyle.
- przestań...nie będę z tobą dyskutować, nie będziesz z nim nigdzie wychodzić poza szkołę i tyle.
- nie rozkazuj mi...- byłam już bardzo zdenerwowana.
Zadzwonił telefon , ironia losu chciała żeby to był Daniel.
Podszedł do mnie i wyrwał mi go z ręki
- hm...ciekawe...tylko kolega dzwonił by po raz pięty w ciągu 2 dni..?
- tak, tlyko kolega, ma przecież dziewczynę
- a wiesz po co ją ma? żebyś była zazdrosna. Może jesteś? No przyznaj się.
Nacisnął za mnie czerwoną słuchawkę.
Ta rozmowa nie miała sensu......najmniejszego sensu.
- uspokój się!- podniosłam ton głosu- jeśli nie, to nie będziemy rozmawiać
- jestem spokojny- usiadł sobie- po prostu mówię ci że się z nim nie będziesz spotykać i tyle zero nerwów ani dyskusji..
- chyba mnie nie zrozumiałeś....jestem z tobą i nie chcę innego chłopaka..ale ja nie zostawię mojego przyjaciela tylko dlatego że ty wymyślasz sobie bajeczki i jesteś dziecinnie zazdrosny- prychnęłam
Spojrzał na mnie wkurzony.
- no to się spotykaj z nim, ale nie ze mną- wstał i wziął swoją kurtkę
- gdzie idziesz?- spytałam jeszcze bardziej zirytowana.- kiedy zrozumiesz o co mi chodzi to zadzwoń, nie pozwolę żebyś spotykała się z innymi chłopakami tym bardziej z tymi którzy są tobą zainteresowani
- Robert...przestań. Zachowujesz się jak dziecko teraz....ta kłótnia nie ma sensu.
- ja jakoś nie mam koleżanek, i nie robię ci na złość ani nie daje ci powodów do zazdrości! A ty robisz wszystko żebym wychodził z siebie, tym bardziej po tym jak się dowiedziałaś że mam problemy z kontrolowaniem się
- nie robię ci na złość, po prostu nie lubię jak ktoś mi rozkazuje, tym bardziej w kwestii znajomych
- ja powiedziałem jasno- spojrzał mi w oczy- przemyślisz to zadzwonisz, nie będę chodził obrażony ani sprawiał ci przykrości po prostu wyjdę i zobaczymy się ja się ogarniesz- mówił coraz szybciej coraz mniej czule
- Robert....są święta..może przestaniemy, co? Właśnie takim zachowaniem robisz mi przykrość i samemu sobie też....
- Musisz pewne sprawy zrozumieć..
Ruszył do drzwi przy wyjściu musiałam coś powiedzieć
- chyba ty masz wiecej do myslenia- wyszedł.
Zaczęło się moje świąteczne piekło. Nie miałam wyrzutów sumienia. To on musiał sobie w głowie poukładać nie ja, ja wiedziałam co dobrze i właściwe. Dlatego nie zadzwoniłam do niego przez następne 2 dni. Siedziałam tylko w domu i oglądałam telewizję, słuchałam muzyki, piekłam ciastka...robiłam wszystko żeby tylko o tym nie myśleć, szkoda że to było niemożliwe. MYŚLAMI BYŁAM Z NIM


niedziela, 25 maja 2014

Rozdział XVII- Gdy nastąpi cisza..

Wczoraj po wyznaniach Roberta uśmiechnęłam się tylko i wzięłam się do pracy, fajnie było ubierać razem choinkę, gotować, sprzątać.....szkoda że dziś wszystko musiało się zepsuć.
Z naszej wzajemnej ciekawości, nadmiernej, zbędnej.....ciekawości.
Obudziłam się pierwsza i nie miałam co robić, spojrzałam na Roberta i od razu przypomniało mi się coś. Dani kiedyś opowiadał mi że Robert chodził do psychologa co tydzień, ale nie potrafił mi powiedzieć czemu.
Byłam ciekawa jaki był powód tych wizyt, bo Robert nie był załamany, nie widziałam żeby miał depresje albo jakiś problem. Dla mnie on był, normalny. Może nie do końca, bo był inny, ale w pozytywnym sensie. Był artystą, nie przywiązywał się do ludzi ani rzeczy, był obojętny w większości spraw, zawsze tłumaczyłam to tym że jest on sierotą, że musi sobie na wszystko zapracować, że po prostu ma ten swój ciężki charakter, ale gdy przypomniało mi się o tym psychologu byłam ciekawa po co on tam chodzi....może kurator mu kazał?
Ale Robert którego znam jest inny....może tak na prawdę nie znam "prawdziwego"  Roberta, w końcu nie wiedziałam o nim wiele.
Jak się obudził to było moje pierwsze pytanie:
- Robert....czemu chodziłeś do psychologa?- spojrzał na mnie jak na osobę która właśnie próbowała go zabić, na osobę która trafiłaby w jego słaby punkt pierwszym strzałem.
-skąd o tym wiesz?- spytał cicho, próbując opanować głos i chyba złość. Miałam wrażenie że był bardzo zły, chyba powinnam zatrzymać to dla siebie i wypytać Daniela o szczegóły.
- a wiem, to powiesz czemu?- uśmiechnęłam się łagodnie, tak przyjaźnie, ale on chyba dzisiaj wstał lewą nogą.
Z resztą jak całe swoje życie.
- nie chcę o tym rozmawiać, nie wtrącaj się, to nie twoja sprawa, Jasne?- nie spojrzał mi w oczy, wstał z łóżka i poszedł do kuchni.
Zatkało mnie totalnie. Siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w koc, nie byłam zła ani smutna, tylko zaskoczona takim zachowaniem. Wczoraj był jeden z dni najbardziej wyjątkowych, szkoda że mam niewyparzony język.
Postanowiłam się nie przejmować, bo on zawsze tak robił więc ubrałam się i poszłam do łazienki się pomalować. Dziś wigilia, więc wybrałam sobie ładniejsze ubrania i zrobiłam sobie zadbany makijaż, wychodząc z łazienki byłam zadowolona, nie miałam już żadnej malinki, mogłam związać sobie wreszcie te denerwujące włosy.
Weszłam do kuchni żeby zrobić sobie śniadanie, nie zamierzałam Roberta przepraszać, bo uważałam że nic złego nie zrobiłam. Ignorowałam go, uważałam że jeśli zachce łaskawie się do mnie odezwać to, to zrobi.
Woda w czajniku zaczęła się gotować i w tym samym czasie złapaliśmy za rączkę od czajnika. Uśmiechnęłam się do siebie lekko ale cofnęłam rękę.
- co ci zrobić, kawę czy herbatę?- spytał jakby w ogóle nic się nie stało kwadrans wstecz. Nie mówił takim głosem jak wczoraj, był chłodny, ale nie bylo po nim widać żeby miał wyrzuty sumienia za poprzednie zachowanie 
- herbatę- powiedziałam krótko i usiadłam przy stole.
Postanowiłam nie wnikać więcej w temat "psycholog" i przestać o tym myśleć. Gdyby to było coś poważnego pewnie by mi powiedział.
- ok- na tym skończyła się nasza rozmowa. Wzięłam ze sobą herbatę i poszłam do salony podziwiać naszą piękną choinkę. Była idealna. Włączyłam telewizję i siadłam na fotelu wygodnie.
Robert cały czas siedział w kuchni, pewnie coś gotował, nie chciałam więcej dyskusji więc zostałam w salonie oglądając świąteczne filmy, które mnie tylko zasmucały. Głupie romanse, albo rodzinne wyidealizowane sceny. Żenada. Wigilie spędzałam na fotelu, super.
Około 19 wstałam z niego i postanowiłam pójść do pokoju...spać. Nie miałam humoru, miałam ochotę przespać te święta całe, tak, jak co rok.
Już prawie weszłam do pokoju ale Robert złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał
- idziesz już spać?
-tak- stwierdziłam, byliśmy dla siebie za bardzo chłodni.
Puścił mój nadgarstek i wpatrywał się w podłogę, miałam już się odwrócić i serio pójść spać, ale zaczął mówić, dlatego zostałam.
- chodziłem do psychologa bo miałem depresję, faszerowałem się lekami i jestem od dziecka nerwowy. Czasami przyczyniam się do masowego ataku. Jak ci się jeszcze Majka nie chwaliła, to niestety muszę przyznać że doznała przemocy z mojej strony. Biorę leki uspakajające i nie potrzebuję już wizyt...przepraszam Jula, wiem że powinienem ci wcześniej powiedzieć ale teraz będziesz patrzeć na mnie z innej perspektywy i tego właśnie nie chciałem- szeptał, tak jakby nie chciał żeby nikt inny go usłyszał, jakby ściany miały uszy. Nie podnosił wzroku, nie patrzył na mnie, jakby bał się mojej miny, albo reakcji. Bardziej zmieszana byłam ja. Co miałam zrobić? W tym przypadku mogłam tylko kochać go jeszcze bardziej.
-  mogłeś mi powiedzieć kiedy cię o to prosiłam, po co to nieporozumienie?
- nie lubię mówić o tym jak bardzo moje życie było straszne przed poznaniem ciebie- nadal był przygnębiony i smutny.
- Robert...ale ja jestem osobą której ty powinieneś ufać najbardziej, nie przestanę cię kochać tylko dlatego że masz problemy. Ja mam ich masę, ale stoisz tu, dlatego ja też zostanę.
Spojrzał powoli na mnie, miał straszną minę. Niepotrzebnie mu przypomniałam o tym psychologu to go dobiło.
Stał tak niewinnie i nie ruszał się z miejsca, patrzył na mnie tak...."biednie"
Przytuliłam się do niego, bardzo mocno tak żeby aż go zabolało.
Nie puszczałam go i on też nie. Staliśmy tam bardzo długo, nie bolały mnie nogi lecz serce. Tak bardzo chciałabym go pocieszyć, dodać mu otuchy ale nie potrafiłam, nie potrafiłam mu pomóc...mogłam go tylko wspierać na każdym kroku.
- obiecuję że cię nie skrzywdzę- wyszeptał mi do ucha. Chyba musiał to powiedzieć żeby weszło to też do jego głowy. Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli że on mógłby mnie uderzyć. To było niemożliwe.
- co tak pachnie?- spytałam, zapach był aż tak charakterystyczny że aż zaburczało mi w brzuchu.
Puścił mnie i wpadł do kuchni.
Otworzył piekarnik i się załamał
- o nie! Mój łosoś....- rozpaczał nad biedną rybką. 
- przecież się nie spaliła...- powiedziałam rozbawiona sytuacją.
- nieważne, poleje sosem i nie będę musiał na to patrzeć- roześmiałam się a on po mnie
Zauważyłam że posprzątał w kuchni i przygotował ładnie stół, dla nas. Chyba zaplanował to od samego rana.
Znów osiągnął swój cel. Dobry był w "osiąganiu celu", ciekawa byłam co było jego następnym celem. Ale tym razem wolałam nie wiedzieć.
Szkoda, bo jakbym spytała to bym się dowiedziała wcześniej co on zrobi.
Kiedy zjedliśmy kolację,która dla niektórych może wyglądała na romantyczną *a nie była* poszłam do pokoju żeby zobaczyć czy ktoś do mnie dzwonił. Okazało się że dzwonił Dani 2 razy i nawet Adrian. Postanowiłam oddzwonić do Dani nazajutrz a do Adriana od razu, żeby mieć to z głowy. 
Nie odbierał.
- do kogo dzwoniłaś?- spytał Robert który nagle pojawił się za moimi plecami.
Wiedziałam że nienawidził Adriana dlatego nie chciałam mu mówić że właśnie do niego oddzwaniałam.
- do Dani, po dzwonił do mnie- położyłam telefon na łóżku i odwróciłam się do Roberta żeby razem z nim wyjść, ale on wziął mój telefon i zobaczył rejestr.....
Kurcze....i po co te kłamstwo?
- i czemu kłamiesz?- stał tam zirytowany i zawiedziony. 
Może trochę zazdrosny.
- bo wiem że go nie lubisz.....- nie wiedziałam co wymyślić.....ale po co właściwie miałam się tłumaczyć? Są święta więc chyba mogę wykonać jeden telefon~!
- miałaś z nim nie utrzymywać kontaktu- powiedział to tak, jakby to powtarzał sto razy dziennie i już byłby tym zmęczony
- nie mówiłam że urwę z nim kontakt po pierwsze, a po drugie sam do mnie zadzwonił , to co miałam chamsko nie odbierać?
- tak, właśnie tak mogłaś postąpić- zachowywał się jak dzicko, jakby chciał mnie pouczać i mówić co jest lepsze.
- dobra Robert nie będę z tobą dyskutować, miałam ochotę złożyć mu życzenia więc to zrobiłam, wiem co to kultura i dlatego chciałam oddzwonić! Nie jestem tobą...- oops...trochę przesadziłam, z tonem głosu na pewno. Ale miałam trochę w tym racji. Był moim chłopakiem ale nie mógł mi zabraniać rozmawiać z chłopakiem którego prawdopodobnie nigdy już nie zobaczę. 
- dobra rób co chcesz, tylko się pózniej nie dziw, że nie potrafię być dla ciebie miły.- wyszedł z pokoju szybko, w mgnieniu oka już go nie było. 
Położyłam się na łóżku i usnęłam. 
Święta jednak musiałam przespać, co bym nie robiła to i tak się z nim kłócę. Ale kocham go i nie chcę stracić. Nie ma związku bez kłótni, ale gdy nieporozumień jest za dużo?
Mam pokój gościnny i zdziwiłam się gdy po północy Robert położył się na łóżku, co prawda nie na moich kalanach ani brzuch, nie przytulił się, ale spał z boku. Byłam pewna że nie spał tak na prawdę. Znów nie mógł. Przytuliłam się lekko, ale nie odwzajemnił uścisku, leżał sobie i delikatnie oddychał. Nie wiedziałam czy puścić go czy nie. Ale mimo tego że był zimny i niewyrozumiały to usnęłam koło niego i miałam nadzieję że jednak nastawienie do świąt się zmieni, że my, choć na te świąteczne chwile się zmienimy.

piątek, 23 maja 2014

Rozdział XVI- Każda twoja wada jest równa zalecie.

Wstał pierwszy, ale ja byłam przytomna.
-  co chcesz  na śniadanie?- spytał kiedy już się przebrał a ja nie mogłam wstać z łóżka, przyciągało mnie. Nie odpowiedziałam, nie wiem czumu, po prostu byłam skoncentrowana  na leżeniu-  wstawajjj....- złapał mnie za nogę i chciał mnie ściągnąć z łóżka.
-daj mi 5 minut...- prosiłam błagalnie. W ogóle nie chciało mi się wstawać, nie zamierzałam. Za wygodnie mi było. I ten zapach tych pościeli i jego bluzy. Miał piękne perfumy, wszystko w jego pokoju pachniało nim. Aż chciało mi się oddychać głęboko. Uwielbiałam ten zapach i poznałabym go zawsze, wśród miliona innych.
- nie, bo wiem że 5 minut nic nie zmieni, wstaniesz to pójdziemy na zakupy, bo jutro wigilia.
Ojejku! jutro faktycznie są święta..muszę się przygotować.
- oj....to już jutro....Robert to ja zrobię sobie też zakupy....nic nie mam w domu, nie mówiąc o obrusie czy choince- byłam kompletnie nieprzygotowana.
Usiadł na łóżku koło mnie i spojrzał na mnie jak na dziecko...tak inaczej
- spędzimy razem te święta, prawda?- nie czekał na odmowę, był pewny i nie wiem czemu pytał. Może chciał mieć 100% pewność?
- to oczywiste, tylko gdzie je zrobimy?- było mi to obojętne. Ale chciałam to wszystko już zaplanować
- może u ciebie? będziemy sami. A ty Dani będzie się kręcił i nam przeszkadzał- uśmiechnął się do mnie. Nie chciał nawet słyszeć o tym aby Dani wtrącał się w nasze sprawy....spotkania. Po jego żałosnym zachowaniu w szpitalu też byłam pewna że chciałam świętować tylko z moim chłopakiem z żadnym innym, nawet jeśli chodziło o mojego "najlepszego" przyjaciela.
- cieszę się, to co zbieramy się?- spytałam. Nagle zachciało mi się wstawać, byłam podekscytowana.
Po śniadaniu poszliśmy do wielkiego supermarketu. Narobiliśmy pełno zakupów. Była kłótnia o to co wziąć a pózniej o to kto ma zapłacić. Było oczywiste że to ja zapłacę, w końcu Robert nie pracował a ja miałam kasę która wpływała mi na konto od rodziców. Mogłam ich chociaż wykorzystać. Haha, wiem, trochę chamska myśl, ale i tak i tak jeśli były te pieniądze, to czemu nie miałabym ich używać, tym bardziej w święta?
Kupiliśmy nawet choinkę i wszystkie dekorację które oczywiście miały przyjechać przysyłką kurierską, bo nie miałam samochodu.
Byłam szczęśliwa bo po raz pierwszy miałam pewność że w święta nie będę sama, że nie będę siedzieć na kanapie i oglądać jakiś głupi serial.
Był jeden problem, NIE UMIAŁAM GOTOWAĆ,  tym bardziej takich trudnych potraf z takich produktów jakie on powrzucał to koszyka, no bo ile osób umie przyrządzić łososia alla margherita czy jakoś tak to się piszę??
Ale jakoś musiałam sobie dać radę.
Dziś był taki piękny dzień, po raz pierwszy uwierzyłam że nasz związek ma jeszcze sens, a Robert był kochany. Wiem, że w niektórych sytuacjach się wstrzymywał od bycia "kostką lodu" było po nim to widać, ale starał się i wychodziło mu to.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale Robert chciał być pierwszy więc po szybkim zmierzeniu wzrokiem zaczęliśmy się ścigać. Było to oczywiste że mimo iż miałam przewagę, bo stałam bliżej to przegrałam. 
O! Kurier, fajnie! Wreszcie będę miała własną choinkę. Nie uwierzycie, ale ja pierwszy raz będę ją ubierać, nigdy nie miałam takiej okazji.
- dziękuję i do widzenia- powiedział chłodno Robert. Dla kogoś musiał być zimny, zawsze. Cały on.
Rozłożyliśmy ją, niestety była plastikowa, ale jakbym miała żywą to za dużo miałabym sprzątania.
- to co, najpierw przygotujemy choinkę czy ciasteczka?- spytał uśmiechając się do mnie. On wiedział że dla mnie to wszystko jest nowe, tak jakbym była mała dziewczynką.
- a jak wolisz?
- najpierw będzie lepiej jak zrobimy ciasteczka, bo jak będą się piec to ubierzemy choinkę, jak sądzisz?- spytał, jednak ja była zamyślona i nie słyszałam co powiedział. Myślałam o tym co robią moi rodzice, jak się czują.......wiem, nie powinnam tak o nich myśleć bo oni o mnie zapomnieli, nawet w najsłodszym i najbardziej rodzinnym momencie w roku.- hey, jesteś tam?- pomachał mi przed twarzą
- przepraszam zamyśliłam się, co mówiłeś?
- że kocham cię mocniej jak masz uśmiech na twarzy, to co rozchmurzysz się?
Uśmiechnęłam się i szturchnęłam go.
- uspokój się- powiedziałam zawstydzona. Zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie
- nigdy- stwierdził. Dał mi buziaka w obojczyk
- ty lepiej już moją szyję zostaw w spokoju- pokazałam mu dwie malinki które miałam, jedna z NY a druga z Polski, twierdził że to tak dla równowagi. Idiota.
- czemu?- udawał niewiniątko. Uśmiechnął się szeroko i pokazał mi język. 
- bo to nie wygląda dobrze i nie chcę, okay?- spojrzałam mu prosto w oczy
- no dobrze, postaram się- drażnił się.
- Robert....bo ja jak ci zrobię malinkę to będziesz ją miał do końca życia!- groziłam mu a on się roześmiał się
- hahahahaha, jasne! Chyba jak podskoczysz- zaczął się śmiać jeszcze bardziej.
- nie śmieszne- stwierdziłam. I zaczęłam robić ciasto na ciasteczka.
Robert założył fartuszek i zaczęłam się z niego śmiać, więc on wziął mąkę i pół opakowana wylądowało na mojej głowie.
- Robert!!!!- krzyknęłam bardzo głośno, aż mój głos zaczął się zamieniać w pisk.
- masz nauczkę- powiedział i zaczął wbijać jajka do miski. Postanowiłam zrobić to samo ale z jajkami. Wzięłam jedno, i podłożyłam pod miskę aby udawać że je wbijam i wtedy podniosłam rękę i rozbiłam mu je na twarzy.
- o nie! Moja droga, masz przechlapane- powiedział i wytarł jajko ze swojej twarzy. Śmiesznie musiało to wyglądać, ja z mąką na głowie, on z jajkiem na twarzy i kuchnia cała brudna.
- Litości!- krzyknęłam. Bałam się tego co on mi zrobi. Rozglądał się po całym mieszkaniu i szukał przedmiotu swojej zemsty.- sam zacząłeś więc weź skończ, ok?
- nie- uśmiechnął się złośliwie- nic ci nie zrobię jeśli dasz się narysować...- bardzo lubił mnie rysować, bałam sie go z tej strony, bo jak można rysować ciągle tą samą osobę przez pół roku?
- wiesz że tego nie lubię- powiedziałam i spojrzałam w podłoge
- czyli chcesz żebym się zemścił?- wiedział że nie mogłam do tego dopuścić, że nie chciałam być mokra, ani cała w malinkach ani nic innego. Ale był świadomy tego, że nie lubiłam pozować do tego rysunków, jeśli mnie rysował bez mojej wiedzy nie przeszkadzało mi to bardzo, bo o tym nie wiedziałam, to logiczne.
-no dobra, ale ostatni raz?- chciałam się upewnić, że to nie będzie jego as w rękawie za każdym razem kiedy tylko będzie miał okazję
- niemożliwe, ja nie mogę przestać rysować ciebie, to jest tak jakbym przestał o tobie myśleć, to niemożliwe- powiedział jakby go to bolało, jakby wstyd mu było za to, albo jakby to była jego największa wada, albo uzależnienie. Zaczął ubijać ciasto a ja ubijałam bita śmietanę 
- oj...- westchnęłam 
- mam już 115 rysunków, czyli tyle ile już dni jesteśmy razem!- westchnął, chyba sam w to nie wierzył
- co? żartujesz? ale to jest niemożliwe!- byłam tak bardzo zaskoczona że aż wstrzymałam produkcję kremu do ciastek i spojrzałam na niego z niedowierzeniem.
- nie, mówię poważnie. To jest moja taka mała obsesja...- spojrzał na moje włosy - tak jak ty masz obsesje na punkcie wiązania swoich włosów mimo że ja tego nie lubię, tak samo ja mam z rysowaniem ciebie- spojrzał na mnie i uśmiechnął się bo miałam minę jak kosmita.
- mogę je zobaczyć?- spytałam zaciekawiona. Ja musiałam je zobaczyć, nie mogłam, musiałam
- nie
- ale czemu?
- a czemu ja nie mogę dotykać twojego pamiętnika?
- bo to jest bardzo prywatna rzecz
- no właśnie, mój szkicownik jest bardzo prywatny, na pewno bardziej niż twój pamiętnik.
- ale jesteś.....bardzo bym chciała je zobaczyć- westchnęłam
- może kiedyś.....- coś sugerował...
- niby kiedy?
- kiedy skończą się w nim kartki...- zaśmiał się bo ich było bardzo dużo
- ty się dobrze czujesz? przecież to 2000 kartek, dokładnie 2010.
- no właśnie
- zejdzie z 7 lat, przecież to niemożliwe żebyśmy......- wstrzymałam się.Powiedziałabym coś nie na miejscu i miałabym pózniej problemy.
- coś sugerujesz?- smutno mu się zrobiło. Zauważyłam że bardzo się na mnie zawiódł. Ale czy to było możliwe że przez 7 lat będziemy razem?
Nie byłam pewna, ale byłam pewna że chciałam wytrwać
- nie- przytuliłam go.- ale i tak pokarzesz mi je wcześniej, prawda?
Wtulił się tak słodko że pomyślałam że jest kostką .....ale cukru.
- kocham cię Jula, nie pozwolę ci odejść, a 7 lat to tylko część naszej przyszłości, nie wyobrażam sobie ani jednego dnia bez ciebie od kiedy cię poznałem- myślałam że się przesłyszałam, to nie mogło być prawdą.
Tak, musiałam się przesłyszeć. Ale on stał tam wtulony do mnie i czekał aż coś powiem, albo i nie czekał na odpowiedz, ale nie próbował zaprzeczać żadnego poprzedniego słowa.
Zrobiłam się cała czerwona, dostałam gorączki. A to co działo się z moim sercem było nie do opisania.
Wiedziałam że dzisiejszy dzień zapiszę w moim pamiętniku na czerwono, żeby za siedem lat, przewijając kartki przeczytać, co właśnie Robert "mi można powiedzieć że" "obiecał"

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział XV- Gdy znów do mnie przyjdziesz..

Do willi szłam biegiem, w ciszy. Robert nie odezwał się, szedł za mną trochę wolniejszym krokiem i kopał kamyki jakie spotykał na chodniku. 
Wiem, że będzie zły nie TYLKO dzisiaj.
Weszłam do pokoju i od razu zaczęłam się pakować. Zajęło mi to nie całą godzinę. Przebrałam się, bo w Polsce jest zima, nie chciałam zamarznąć. 
Zeszłam do Ann i pokaleczonym angielskim zdołałam wytłumaczyć jej że muszę wracać, ale że na pewno jeszcze ją odwiedzę. Przeprosiłam, podziękowałam. Robert wszedł ze swoją walizką, podziękował Ann i gospodarzowi, wyszedł pierwszy, obrażony na cały świat, lub tylko na mnie.
Cicho było w drodze na lotnisko, w połowie lotu dopiero się odezwał, ale nie była to powalająca rozmowa. Siedział specjalnie daleko ode mnie, koło mnie, ale czułam jakby w ogóle nie było go w tym samolocie. Brakowało mi jego bliskości, ale nie chciałam się narzucać, nie chciałam mu dokuczać. Zepsułam mu pobyt w Stanach i nie dziwie się że nie chce ze mną zbytnio rozmawiać.
- masz chusteczkę?- spytał cichym, chłodnym głosem. Ciarki mi przeszły. Znowu był tą kostką lodu, w której się zakochałam w chwili słabości. Nie wiedziałam co zrobić, żeby było między nami dobrze.
- mam, wyjąć ci?- spytałam nie wiem po co. To było chyba oczywiste, miał katar...
Kiwnął głową....nic więcej
Wyjęłam i podałam mu. Wziął ją szybko....jak nieobecnie...z nerwami. 
Jejku....do Polski jeszcze 3 godziny lotu...chyba dam radę nie płakać przez ten czas?
Chyba.
- Robert....-westchnęłam ciężko- przepraszam.
Nawet na mnie nie spojrzał. Bez życia, emocji..wypowiadał się strasznie..
- daj spokój..- powiedział krótko, głosem obojętnym
- mogłam zostać, ale to nie byłoby to samo, bo ciągle bym myślała o Danielu- oj....głupia ja! Znowu to trochę zle ujęłam.....bardzo zle..
- dobra....odpuść sobie...nie tłumacz się, koniec tematu- to chyba były najgorsze słowa jakie do tej pory od niego usłyszałam - zero emocji, zainteresowania...
Zero miłości.
Czułam że...że zaraz będę płakać, że nie dam rady...a ten dzień zapiszę do czarnej listy.
Oparłam głowę o oparcie i odwróciłam ją w drugą stronę. Płakałam..ale łzy spływały bezszelestnie..więc nawet tego Robert nie zauważył...i dobrze.
Usnęłam...i jak już byliśmy na miejscu Robert szturchnął mnie i wstał
- wstawaj- powiedział i znikł wśród innych pasażerów.
Jejku, czemu to aż tak bardzo boli. Czemu on mnie nie rozumie?
Na lotnisku zadzwonił do Roberta Daniel....byłam pewna po jego niebieskich oczach.
- Halo? Jesteśmy w Polsce...no tak...jak to? Ty jesteś nienormalny....dobraaaa....spadaj..- Robert się rozłączył
- co się stało? mów- chciałam wiedzieć i szybko dojechać do szpitala.
- idz i zobacz....- chłód, chłód..chłód
- Robert....- westchnęłam
- daj mi klucze zawiozę ci walizkę... klucz będzie pod butem
- a może ze mną pojedziesz?- starałam się być miła i wyrozumiała.
- nie- znowu chłodno, obojętnie...miałam dość. Dałam mu klucz i wsiadłam do taksówki.
Kurcze.... co się dzieję....po co ta tajemniczość..
Weszłam szybko wykończona lotem do szpitala, udało mi się nawet wejśc do jego pokoju.
Był z dziewczyną, weszłam w nieodpowiednim momencie, całowali się
Jak mnie zobaczyli przestali i spojrzeli na mnie
-cześć- powiedziałam zmieszana.
Jego dziewczyna..była ładna...wyszła po sok i miałam czas żeby porozmawiać z nim.
- jak się czujesz?
- dobrze. Co ty tu robisz? Miałaś wrócić za tydzień
- potrzebowałeś mnie, więc jestem
-właśnie o tym chciałbym porozmawiać..
- co się dzieję?
- dzwoniłem do ciebie w chwili słabości...kiedy byłem sam tu w szpitalu a Ania nie chciała się do mnie odzywać, rodzice byli w górach.....przepraszam..
- ale co przez to powiedzieć? - bardzo zabolała mnie głowa. Nic  z tego nie rozumiałam
- po prostu niepotrzebnie do ciebie zadzwoniłem....potrzebuję cię, ale to nie był powód dla którego musiałaś wracać, mogłaś zostać...
- co?- zrobiłam oczy jak 5zł. Nie sądziłam że on tak głupio postąpił. Ale rozumiem go, był sam, chory na łóżku, w szpitalu....zrobiłabym to samo...
- przepraszam- uśmiechnął się żeby pokazać że się dobrze czuje. Wyglądał strasznie. Coś tu mi nie grało.....on nie miał wypadku...coś musiało się stać...mam pewne podejrzenia - jesteś wspaniała dziękuję
Wtedy weszła jego dziewczyna która zmierzyła mnie wzrokiem. Kojarzyłam ją....ona była w namiocie i razem z Karoliną robiła mi makijaż...aha, czyli wiedziała o Danielu...
Kurcze...
- Julka nie chcę być niemiła ale muszę porozmawiać z Danielem...czy mogłabyś...- matko, co za jędza. Denerwowała mnie bardziej niż Hilary. Ale to nie była zazdrość....ale uczucie odrzucenia!
- jasne, idę, do jutra - wyszłam szybko..miałam dość tego dnia i wydarzeń.
Stanęłam koło drzwi na chwilkę, ale pózniej ruszyłam przed siebie.
Robert. 
Co on robił na korytarzu?
Podeszłam do niego i stanęłam przed nim bo nie wiedziałam co miałam robić.
- masz klucz- podał mi go, więc wzięłam. Miałam wzrok jak zbity pies- było tyle butów koło drzwi że nie wiedziałem gdzie zostawić
Westchnął.
Czułam w powietrzu...kryzys...byliśmy razem 2 dni..ale już musieliśmy zmierzyć się z problemem...musieliśmy się pogodzić
-dzięki- ponieważ mialam zły dzień i byłam wykończona oninęłam go i zmierzałam w stronę przestanku
Poszedł za mną. Szłam bez życia, czułam się jakbym przegrała milion dolarów...i teraz miała mieszkać na ulucy..
- Jula...- też był zmęczony
Nie chciałam z nikim rozmawiać, wiem, on był moim chłopakiem więc nie był "nikim", powinnam zachować się inaczej...ale.....ja nie mogłam dziś, nie mialam siły, tym bardziej że czułam że będziemy się kłócić znowu
- możemy iść gdzieś porozmawiać, proszę- tracił cierpliwość.
-nie dziś Robert, za bardzo jestem wykończona, zawiedziona, smutna i...- nawet ochoty nie miałam na rozmawianie.
- możemy nic nie mówić... chce mieć cię przy sobie, bo boje się że nie usnę, nie dam rady, tym bardziej że przesadziłem trochę.
Nie wiem czemu ale po raz pierwszy miałam dość jego niebieskich oczu, jego, jego całego.
Ale kochałam go i nie mogłam pozwolić żeby zle się czuł tylko dlatego że mam gorszy dzień, że łatwo się obrażam.
Odwróciłam się do niego. 
Było między nami 2 metry odległości. Nikogo nie było wokół, było zimno i zaczął padać śnieg. Byłam tylko w bluzie.
- jejku..- te moje "jejku" , było słodkim "jejku". "Jejku" które mówiło dziękuję za te słowa.
Ruszyliśmy do siebie w tym samym czasie. Przytulił mnie jeszcze mocniej.
- pójdziemy do mnie? Nie chcę siedzieć sam- mówił cicho i nie puszczał mnie.
Czułam się już lepiej. Ale byłam za bardzo wykończona.
- okey, ale zrobisz mi pyszną herbatę, prawda?- spojrzałam mu prosto w oczy...
I już nie miałam ich dość......chciałam więcej..więcej świecących igiełek...więcej.
- no dobrze, postaram się- uśmiechnął się i wtulił się jeszcze bardziej. 
Nie sądziłam że on potrafi być taki słodki. On miał opinie kostki lodu, ale wtedy chyba zachowywał się tak bo żałował swojego poprzedniego zachowania.
Miał na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawem...był zimny...strasznie. Więc szybko wsiedliśmy do autobusu i wbiegliśmy po schodach. Miałam straszną kondycje! On nawet nie poczuł że biegł! Kurcze, może dlatego że ma dwa razy dłuższą nogę.
Rzucił mi koc żebym się ogrzała a on poszedł sobie po bluzę. Była taka fajna że też taką chciałam
- może się zamienisz?- spytałam z uśmiechem
- czym?
- ty mi dasz bluzę, a ja koc
- no nie wiem....nie wiem...
Już miał zdejmować bluzę, gdy woda na herbatę zaczęła się gotować.
Wypiliśmy herbatę, a pózniej położyliśmy się. W jego bluzie czułam się jak w sukience więc mogła być moją piżamą. Robert mnie wyprzytulał wystarczająco więc ja dałam mu mnóstwo buziaków.
 Pierwszy raz czułam się kochana przez kogoś. Nie wiedziałam że na takie uczucie musiałam czekać aż 16 lat, rodzice mi tego nigdy nie dali.
- wreszcie mam koc który przykrywa mi nogi- powiedział,  roześmiałam się na całą parę. 
Byłam pewna że usłyszała mnie każda osoba w bloku.
Jednak on usnął mi tym razem na kolanach jak bawiłam się jego włosami. Uśmiechnęłam się do siebie po czym też nie wytrzymałam i usnęłam.
Wiedziałam że będzie więcej takich dziwnym dni i że na pewno nie będzie łatwo. Ale byłam pewna że muszę pamiętać że on jest teraz dla mnie najważniejszy. Ani Dani ani rodzice nie będą w stanie zastąpić tej kostki lodu, która tak bardzo mnie uzupełnia.

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział XIV- Gorzki początek świąt

Spałam całą noc jak zabita na jego kolanach. Obudziły mnie denerwujące buziaki na szyi. Może nie były denerwujące, ale chyba bardziej łaskoczące. Nienawidziłam łaskotek a na szyi były one nie znośnie. Jak za każdym razem nie wiedziałam co mam robić, ale w takiej sytuacji to chciałam się zapaść pod ziemię.
Złapałam go za policzek i pociągnęłam żeby obciągnąć go od mojej szyi
- Robert....to mnie łaskocze...- zachichotałam. Przestał i spojrzał na mnie zadowolony.
- nie cię nie boli?
- nie, mam nadzieję że nie będę mieć siniaków- powiedziałam z wielką nadzieją że jak wejdę do łazienki to nie ujrzę żadnego siniaka
- kaleka..-stwierdził i wstał z łóżka i wyprostował sobie kości
- spałeś dzisiaj?- to była pierwsza myśl która mi przyszła do głowy.
- tak, nie tak jak wczoraj ale wstałem dopiero 2 godziny temu...idziemy na śniadanie, żebyś pózniej na śniadaniu nie dusiła kluskiem?
Roześmiał się. Zauważyłam że dokuczanie mi to było jedno z najlepszych jego hobby.
- to ja zejdę za 10 minut bo muszę się ogarnąć troszkę- uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z jego pokoju. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, tak jakby mi ulżyło. Serce jednak zaczęło szybciej bić. Jejku co za pobudka...nie mogę nawet się wysłowić żeby to opisać. Dziwne uczucie. Szybko wybrałam ubrania tego dnia planowałam ubrać się w sukienkę w kwiatki i w moje ulubione trampki na platformie.
Jak zobaczyłam się w lustrze nie dostrzegłam żadnego sińca na nogach. Cieszyłam się bo mogłam założyć w tym dniu sukienkę. Kiedy związywałam włosy zauważyłam że coś jest nie tak! Kostka lodu zrobiła mi malinkę na szyi! Jak mógł mi to zrobić, dla niego pewnie to jest zabawne ale teraz ja będę musiała ją ukrywać przez 3 dni. Zawsze sobie wiązałam włosy, ale dziś było to wykluczone. Po nałożeniu pół tubki fluidu malinka nie znikała, z koloru czerwonego zrobiła się jedynie brązowa. Co za wstyd.
W końcu wyszłam z łazienki i przestałam tym się tak przejmować bo miałam tak ułożone włosy że jej praktycznie nie było widać.
Siadłam koło Roberta i spojrzałam od razu na niego. On wiedział o co mi chodziło bo ja "mówiłam do niego oczami"
Ann widziała że między nami ostatnio wiele się dzieje więc nie pytała nawet bo nie chciała pewnie powiedzieć czegoś "za dużo"
Hilary przyglądała nam się podejrzliwie. Na pewno wiedziała że ja z nim siedziałam w jednym pokoju już od 2 nocy.
Wypiłam jedynie kawę, byłam bardzo zamyślona. Podziękowałam po pięciu minutach i poszłam do siebie po torebkę. Zamierzałam iść do najbliższego sklepu po tusz do rzęs. Ann powiedziała że do najbliższej drogerii jest tylko 15 minut drogi więc nie widziałam problemu w tym aby się tam wybrać.
- mogę iść z tobą?- spytał Robert który dogonił mnie na schodach.
- jak chcesz.. tylko ostrzegam że potrafię wybierać tusz godzinami- nie zniechęcałam go lecz ostrzegałam.
- wytrzymam- uśmiechnął się i jego wzrok przeszedł na moją szyje, przypomniało mi się że muszę bardziej uważać na to żeby ją zakrywać. Gdy zobaczył ile na nią naładowałam fluidu uśmiechnął się szerzej.
- co się tak patrzysz? Wiesz że powinieneś mieć przerąbane? Tylko że nie chcę się kłócić i dlatego tym razem masz szczęście.
- ojej...przecież nic się nie stało...- wzięłam głęboki oddech żeby nie wybuchnąć krzykiem. Uśmiechnęłam się do niego miło i czekałam aż do mnie bliżej podejdzie. Nie mogłam go przytulić bo miał karę, więc czekałam aż sam to zrobi.
Ale on był jednym z tych chłopaków który zamiast przytulania wolał się całować. Bałam się że pokocha bardziej całowanie niż mnie i co wtedy? HAHA. Głupia ja i głupie myśli!
 - czemu ty musisz być taki wysoki ?
- żeby lepiej cię widzieć z góry
Roześmiałam się i kiedy przestałam dostałam buziaka.
Było tak miło i spokojnie. Ulice tej małej wioski, były już ozdobione sztucznym śniegiem i mikołajami. Bardzo to śmiesznie wyglądało bo było może z 20 stopni, słońce świeciło. Nie byłam przyzwyczajona do takich warunków i dla mnie to było takie nieznajome.. W Polsce zawsze w zimę siedziałam w domu pijąc gorącą czekolade, a tutaj co mi podadzą na deser świąteczny,...lody?
Szłam powoli żeby jak najdłużej z nim spacerować, wiedziałam że czeka mnie w domu sprzątanie bo przez ten tydzień nic nie robiłam tylko z Robertem spędzałam czas. Zawsze odkładałam sprzątanie na pózniej. Robert też nie sprzątał od kiedy tutaj się pojawiliśmy, a to było dziwne bo on tył pedantem.
Grał na telefonie i starał się wyrównać mi tempo. Lubił szybko chodzić a ze mną było to niemożliwe
- mógłbyś odłożyć ten telefon, choć na 5 minut?- spytałam i stanęłam na palcach żeby zobaczyć w co gra.
Nie grał, lecz pisał z kimś.
- za chwilę- ta chwila przedłużyła się o 10 minut i zdążyliśmy już dojść.
Był bardzo skoncentrowany na rozmowie z kimś, tak bardzo chciałam wiedzieć z kim on tak smsuje ale nie chciałam się wtrącać, to były jego prywatne sprawy.
Ale ta ciekawość mnie zjadała, na szczęście urocza drogeria mnie tak zajęła że nawet nie zauważyłam że pisał nadal. Kupiłam sobie nowy tusz i byłam zadowolona, ale nie skakałam ze szczęścia że Robert ciągle miał telefon w ręce i miał mnie gdzieś, ale nie chciałam się narzucać.
W połowie drogi do domu zadzwonił mój telefon.
Daniel.
- halo?-spytałam. Za słuchawką było cicho- Dani?
- cześć- jego głos był dziwny. Czułam że coś się stało- Ju;a...
-tak? co się dzieje?- martwiłam się.
Robert schował telefon do kieszeni i spojrzał na mnie. Widocznie też nie wiedział o co chodzi.
- wracaj już do Polski..potrzebuję twojej pomocy- zamarłam. To całym ciele przeszły mi ciarki, zaczęłam panikować.
- Daaani! Powiedz o co chodzi- krzyknęłam do telefonu.
Rozłączył się.
Serce wychodziło mi z klatki piersiowej.
Wzięłam szybko i oddzwoniłam do niego ale nie odbierał. Dostałam histerii. Zawsze panikowałam w takich sytuacji, ale tu chodziło o mojego najlepszego przyjaciela. Gdybym go tak bardzo nie lubiła i on mnie nie kochał to pewnie nie zaczęłabym płakać i trząś się z nerwów. Jego głos na prawdę był dziwny jakby miał stracić życie, a gdyby na prawdę tak było? JEJKU! Jak nie odbierze zaraz to stracę przytomność.
- Jula co się dzieje?-  wziął mnie za rękę i kiedy zobaczył że się trzęsę przytulił mnie mocno. I uspakajał, ale ja nie mogłam być spokojna...
- Danielowi coś jest...nie odbiera telefonu...powiedział że potrzebuje mojej pomocy..i rozłączył się...bar...bardzo się boję- nie mogłam już nic powiedzieć, nic, ani słówka.
Przytulił mnie mocniej i nie puszczał a ja czułam się coraz gorzej.
- ja wiem o co chodzi, ale jak się uspokoisz to ci powiem, spokojnie- uspakajał mnie, ale po tym co usłyszałam, nie mogłam zachować spokoju, nie umiałam.
- Robert mów! Proszę- zaczęłam beczeć jak małe dziecko. Po minie Roberta mogłam się spodziewać tylko jak najbardziej złych rzeczy.
- Daniel miał wypadek na motorze, stało się po kłótni z jego dziewczyną- moje serce które tak bardzo biło ze strachu, zatrzymało się przynajmniej o parę sekund za dużo.
- i co mu się stało?- nie mogłam oddychać
- ma połamane 2 żebra, był na szyciu bo przeciął sobie policzek i ma martwicę skóry na nodze- Robert był cichy ale mówił nie puszczając mnie, tak jakby przeczuwał że jak puści to zniknę.
Nie uspokoiłam się, bardzo się o niego bałam. Pewnie ledwo żył w szpitalu.
- boję się....czemu się rozłączył??- nie przestawałam płakać a o puszczeniu Roberta nie było mowy.
-też się boję, ale lekarze powiedzieli że jego stan nie zagraża życiu. Pewnie miał jakieś badania i musiał konczyć.
- masz rację, ale ja i tak wracam do Polski, do Daniela- mogłam nie wypowiadać ostatnich dwóch słów, bo zabrzmiały trochę źle. W sumie chciałam wracać do Daniela, ale tylko po to, żeby go wspierać...ale bez głębszego sensu.
- jesteś pewna?- puścił mnie żeby zobaczyć mój wyraz twarzy. On miał gorszy. Uwierzcie że serce mnie aż bolało. Chyba nie chciał wracać, ale co ja miałam zrobić? Dani był moim przyjacielem, potrzebował mnie, miałam tak po prostu siedzieć i się cieszyć wycieczką?
Nie, nie mogłam.
- pewna
Ani słowa więcej. Chyba potrzebował chwili żeby sobie to przemyśleć, wiem że chciał spędzić ze mną trochę czasu. Ale były rzeczy ważniejsze niż wycieczka, dużo ważniejsze.

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział XIII- Nie chcę już kłótni

Jak się obudziłam on nadal spał, nie mogłam się ruszyć, bo gdybym się ruszyła to obudziłby się, a tego nie chciałam. Musiał nadrobić trochę godzin snu. Najgorsze było to że miałam telefon i pilot od telewizora za daleko i nie miałam wyjścia, musiałam wytrzymać w bezruchu jeszcze przynajmniej godzinkę. Oglądałam ściany przez 20 minut....okno 10 minut....Roberta z pół godziny a on nadal nie wstawał. Wystraszyłam się dźwięku mojego telefonu, ktoś do mnie dzwonił. Spojrzałam na zegarek który wisiał na ścianie. Było południe. Kto mógł do mnie dzwonić??
Postanowiłam leciutko zdjąć głowę Roberta z mojego brzucha i sięgnąć po telefon. Kiedy już tchnęłam moją komórkę, Robert złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie.
- nie odbieraj- powiedział takim słodkim zaspanym głosikiem.
W ciągu sekundy przeszły mi po całym ciele ciarki i stałam się z kamienia. Nie wiedziałam jak zawsze co mam robić. Powiedzieć coś? Zrobić coś? Wyrwać się z uścisku? Przytulić się? Spojrzeć na niego? 
Czemu ja przy nim nie byłam sobą, albo może byłam za bardzo sobą? Czemu ja tak bardzo bałam się jego reakcji? 
Postanowiłam że będę robić to co czuję, bo inaczej to nie będzie miało sensu, w najgorszym przypadku wyśmieje mnie. Choć nie sądzę że on jest aż taki straszny, ale nie znam go na tyle dobrze żeby mieć do tego pewność.  
-stało się coś?- spytał pewnie dlatego bo zawiesiłam się. Za dużo myślałam.
Obudziłam się tak jakby ze snu.
- nie, nie się nie stało- spojrzał na ekran mojego telefonu. 
Zgadnijcie, kto dzwonił?
Robert wyrwał mi telefon z ręki i odebrał bez A ani B.
- Halo? Nie nie ma jej, nie może wyjść bo umówiła się ze mną, nie obchodzi mnie to, nara- rozłączył się i rzucił telefonem na drugą stronę łóżka. Na szczęście miałam małżeńskie łóżko, bo gdy takie nie bylo, mój biedny telefonik upadłby na podłogę.
- Robert....- westchnęłam. Trochę był chamski dla Adriana, ale w końcu tego człowieka prawdopodobnie nigdy nie zobaczę, więc nie zamierzałam się obrażać.
- no co?- uśmiechnął się. Był zadowolony z siebie. Odwzajemniłam uśmiech, oparłam się na ręce 
- jesteś straszny, czasami się ciebie boję- zaśmiałam się krótko i spojrzałam się na niego
-  przyznaję, może troszeczkę jestem dziwny- podkreślił słowo troszeczkę grubą kreską.
- troszeczkę?- roześmiałam się tak głośno, że pewnie wszyscy mnie usłyszeli.
- no....dzięki.....- zrobił minę w stylu "poker face" a pózniej też zaczął się śmiać, aż powietrza mu zabrakło.
Wyszliśmy z łóżka dopiero po 13, akurat na obiad. Zeszliśmy szybko po ubraniu się, nawet nie zdążyłam się umalować. A potrzebowałam 2kg tapety żeby zakryć mój 2 noc który wyrósł mi w nocy.
Usiedliśmy przy stole i wszyscy na nas się patrzyli jakbyśmy zrobili coś złego, albo jakbyśmy byli z innej planety. Kiedy Ann zapytała czemu nie zeszliśmy na śniadanie. Udławiłam się kluskiem i Robert wybuchł melodyjnym śmiechem kiedy ja się dusiłam. Byłam cała czerwona ze wstydu. A Robert prawie spadł z krzesła. Już nawet nie miał siły na śmiech. Ann też nie wytrzymała i dotrzymała mu towarzystwa. Wszystkim było do śmiechu, tylko nie mi. Śmiech Hilary, był nieznośny. Chętnie to bym wstała i powyrywała jej te blond włosy, co do jednego. Rzadko się zdarza żebym aż tak bardzo kogoś nie lubiła.
Po obiedzie momentalnie wstałam i poszłam do pokoju się uspokoić, nie wiem czemu ale dostałam nerwicy. Postanowiłam o tym nie myśleć i zaczęłam się malować, wiedziałam że jak policzę do 10 to usłyszę pukanie do drzwi, bo Robert zawsze pojawiał się po tym jak strzelałam fochy albo się upokarzałam publicznie, tak jak 5 minut temu. 
Nie pojawił się jednak! To dobrze, miałam czas żeby się wyładować. Szkoda że obiektem moje złości był tusz do rzęs, który "sam" się złamał. Jejku, szkoda mi go było, bo nie miałam zapasowego, a on był moim ulubionym. Nie sklejał mi rzęc itd....zawsze lepiej zepsuć kosmetyk niż pokłócić się z nerwów z Robertem. Więc powinnam się cieszyć że tym razem udało mi się z nim nie pokłócić.
Zmieniłam buty na trampki i wyszłam na spacer.
Robert grał w kosza z Jackiem, Ann robiła porządki w ogrodzie. A Hilary słuchała muzyki i tańczyła. Gospodarz kosił trawę, więc nie było słychać jak wychodzę. Dopiero jak przeszłam się sama zauważyłam w jakim pięknym miejscu ja przebywałam. W Polsce wszystko było pokryte śniegiem, a tu wszystko żyło i kwitło. Zauważyłam wiele nieznanych drzew i nawet trawa była taka...inna. Szczerze to nie chciałam wracać do domu, przyzwyczaiłam się tutaj. Czułam że będę tęsknić za tym miejscem. Wróciłam do willi wieczorem, taka szczęśliwa. Potrzebowałam takiego długiego spaceru.
- co tak długo?- spytał Robert który podszedł do mnie kiedy weszłam na podwórko.
Nadal grał, jak mu się chciało, przecież to tyle godzin?
-straciłam poczucie czasu- był jakiś dziwny, jakby coś się stało.
- aha- westchnął, coś go gryzło.
- co się stało?- spytałam podejrzliwie. Bardzo chciałam wiedzieć, co się z nim dzieje. Dzisiaj miał dobry humor, aż go brzuch bolał ze śmiechu a teraz miałam wrażenie że nie rozmawiam z Robertem ale z jego ciałem.
-nic- powiedział cicho i westchnął opuścił głowę i jego oczy mówiły "daj mi spokój", albo " pomóż mi"
Przytuliłam go mocno. Tzn..przytuliłam jego brzuch.....byłam za niska. Chyba musiałam zacząć nosić buty na wysokim obcasie. Umiałam w takich chodzić ale przecież nie nadają się na spacer. Szkoda że nie byłam o 10 cm wyższa ,byłoby idealnie.
Nadal go nie puszczałam, był taki zimny...miło go się przytulało, ale mógłby być trochę cieplejszy. Od niego wiało chłodem i to dosłownie.
- powiesz co ci jest? przecież widzę!- starałam się dowiedzieć o co chodzi. Może umiałam go pocieszyć?
On bez serca, bez przemyślenia, bez grama litości wybuchł swoim tak bardzo irytującym śmiechem, co mnie bardzo zdziwiło i szczerze mówiąc zawiodłam się. Ja się o niego martwiłam, a on tak po prostu mnie wyśmiewa?
- nic mi nie jest, chciałem tylko zobaczyć jak zareagujesz...- przyznał kończąc chichotanie. Momentalnie zostawiłam go i zjadałam go zabójczym spojrzeniem.
- Jesteś straszny! Nienawidzę cię- krzyknęłam zdenerwowana. Żeby nie zdenerwować się bardziej odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drzwi.
- no nie denerwuj się....nie znasz się na żartach?-szedł za mną
- za karę już nigdy cię nie przytulę, zapomnij-  to była groźba, brzmiała jak groźba i wypowiedziałam to groźnie 
- nie wierzę....- mówił spokojnie ale wiedziałam że jak powie jeszcze coś to jeszcze dziś będzie miał śliwę pod okiem. Mogłam mu to obiecać
- a chcesz się przekonać?- odwróciłam się znerwicowana. Byłam bardziej zła niż wtedy gdy po ognisku mnie szantażował albo kiedy przeczytał mój pamiętnik.
Wiedziałam że my nie wytrzymamy dnia bez kłótni więc nie zamierzałam ulegać tym razem
-nie nie- powiedział szybko. Uśmiechnął się żeby załagodzić sytuacje ale nie udało mu się- przepraszam..nawet żartować nie mogę?- spojrzał na mnie z ukosa. Specjalnie mówił do mnie miłym głosem żebym zaczerwieniła się i przestała się denerwować.
- ale to nie było śmieszne. Ani trochę- starałam się być chłodna tak samo jak on. Ale nawet jeśli się starałam to nie wychodziło mi to. Nie potrafiłam być dla niego konsekwentna i chamska. To było bardziej irytujące niż on.
- to co mogę zrobić? Nie chcę się już kłócić- zrobił krok do przodu
- wystarczy mi jak obiecasz mi że już tak nie będziesz robił
- no dobrze, przepraszam- widziałam że na prawdę żałował że sprawił mi przykrość 
- poczułam się jak gówno- oj, czasami byłam szczera do bólu. Nie zawsze na to miałam odwagę ale w tamtym momencie, poczułam że mogę mu powiedzieć wszystko- ale było minęło, karę i tak masz
Zaśmiałam się, żeby przekazać mu że już jest w porządku. Może nie do końca, ale nie zamierzałam dalej z nim dyskutować, to nie miało sensu. On miał już ten swój charakterek i ja nie mogłam przecież go od tak zmienić, na to potrzeba sporo czasu. Mam nadzieję że wytrwamy razem.
- czy my w ogóle przeżyjemy jeden dzień bez żadnej kłótni?
-może kiedyś...- westchnęłam. 
Byłam z nim jeden dzień i już zapowiadało się na to że to będzie bardzo ciężki związek. Szkoda że byłam świadoma że to jest mój pierwszy.....przerażała mnie myśl że to wszystko może się skończyć szybciej niż się zaczęło.
Poszliśmy do swoich pokoi w nocy to ja do niego przyszłam. Wiem, że miał mieć karę ale jakoś nie mogłam usnąć z myślą że pewnie on też nie śpi. Zaskoczyła go moja obecność.  Wparowałam mu do łóżka. Jego było bardzo małe ale jakoś się zmieściliśmy. Śmiałam się z niego, bo dali mu taki krótki koc że mu stopy wystawały... Nie mógł mnie za nic w świecie uspokoić. Nawet nie zdołałam go pocałować, bo mi się to przypomniało i wybuchłam śmiechem kiedy już prawie dotykał moich ust. Udawał obrażonego a ja i tak nie mogłam przestać...
- obudzisz wszystkich idiotko- powiedział krótko. Miał mnie już pewnie dość, ale to miała być taka moja mała zemsta - uspokój się! 
- nie- krótko i na temat. 
Zdenerwował się, wstał podniósł mnie i znowu ochlapał mnie lodowatą wodą. Myślałam że go zabiję. Ale o mało co on by mnie nie zabił. Niechcący mnie lekko popchnął i poślizgnęłam się w łazience na płytkach!
Prawie się połamałam. Całą noc spędziłam płacząc z bólu, ale nie miałam nic złamanego, on zaś przepraszał, przytulał mnie i suszył mi włosy. Nie byłam zła ani zdenerwowana ale cała obolała. Potłukłam się strasznie z własnej nieuwagi. Usnęłam mu na kolanach, jak dziecko. Byłam ciekawa czy on też da radę dziś usnąć. Chociaż na trochę.

sobota, 17 maja 2014

Rozdział XII- Będziesz spał obiecuję!

Rano,po ubraniu się zeszłam na dół na śniadanie. Ku mojemu zaskoczeniu Hilary nie było, więc mogłam odetchnąć z ulgą. Od razu mi się humor poprawił. To niesamowite że nieobecność jednej osoby może aż tak dobrze na mnie działać.
- good morning- powiedziałam do wszystkich i usiadłam na swoim miejscu.
Wyglądałam tego dnia jak straszydło bo jak już mówiłam nie spałam całą noc. Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy pomalowałam sobie paznokcie...miałam w końcu 6 godzin....ale to mnie nie zadowalało. Moja twarz była niewypoczęta ale i tak z Robertem było gorzej. Nie spał nigdy i postanowiłam z nim o tym porozmawiać jak najszybciej.
Po śniadaniu poszliśmy na spacer. Nie mieliśmy dużo czasu, bo musieliśmy wracać ponieważ cała rodzina wybierała się na zakupy do jakiegoś wielkiego miasta. Zgodziłam się żeby z nimi pojechać bo chciałam sobie coś kupić. Zawsze lubiłam zakupy. Krótko mówiąc byłam zakupoholiczką. Byłam też ciekawa czy Robert jest cierpliwy. Chciałam go pod pewnym kątem sprawdzić.
- znowu nie spałeś..-stwierdziłam cicho kiedy byliśmy już w ogrodzie. Dziwny był dziś, taki wyciszony. Zawsze on miał najwięcej energii i zawsze starał się żeby mi nie było smutno, a jak było to próbował ze mną porozmawiać a dziś to ja musiałam trochę nad tym popracować. Nie wiem czemu, ale ja już czułam się jakbym z nim była. Tak jakbym miała już pewien obowiązek w stosunku do niego. To było miłe uczucie ale trochę krępujące.
- no, ja nie potrafię spać od kiedy opuściłem sierociniec- patrzył wszędzie tylko nie na mnie. Jego oczy wydawały się szare, tak jakby kolor jego oczu  zmieniał się w zależności od jego humoru. Tak bardzo było mi go szkoda. Ale nie miałam pomysłów. Nie wiedziałam jak mogłabym mu pomóc.
- ale czemu?
- bo ciągle mam jakieś dziwne sny, budzę się i już nie mogę pózniej usnąć- widziałam że nie chciał zbytnio o tym rozmawiać
- a może pomogłaby ci jakaś terapia albo leki na bezsenność
- wszystkiego już próbowałem, to nie pomaga- wydawał się bezradny i wykończony
- mogę coś dla ciebie zrobić?- spojrzał na mnie jakbym powiedziała coś złego, a przecież oferowałam mu pomoc
- nie sądzę żebyś miała moce uzdrawiające- uśmiechnął się. Jest! Chociaż udało mi się poprawić mu humor
- to może chociaż spróbuję, ok? Jeśli nie będziesz mógł spać, to zadzwoń a ja zacznę czarować- zaśmiałam się lekko.
Musieliśmy już wracać i śmiesznie było iść w stronę domu za rękę może dlatego że byłam od niego dużo niższa albo może dlatego że nigdy tak się nie czułam i odbierałam tą sytuację jako sytuację komiczną.
Możliwe że to mnie tak śmieszyło bo sama wzięłam jego rękę a to było do mnie niepodobne...komiczne
Do najbliższego dużego miasta mieliśmy 2 godziny. Już myślałam że będzie idealnie, ale zwątpiłam w to gdy w samochodzie pojawiła się Hilary która chamsko siadła między mną a Robertem. Do tego ubrała się tak wyzywająco że w Polsce wzięli by ją za tancerkę w clubie go go. I wcale nie przesadzam bo jej nie lubię, ale jestem szczera.
Roberta to bardziej dobiło niż mnie. Był zły. Normalny chłopak na pewno skorzystałby z okazji, ale t obyło logiczne że on nie jest normalny. I to chyba dlatego mnie tak bardzo do niego przyciąga.
Zaczęłam się śmiać gdy Robert jego chamsko- miłym głosikiem poprosił ją o zmianę miejsca.
Ona zawahała się, ale co, miała odmówić? Dziwnie by to zabrzmiało.
- wreszcie- powiedział z ulgą, przeżył aż pół godziny koło niej
- mogłeś skorzystać z okazji- zaśmiałam się
Spojrzał na nią krytycznym spojrzeniem
- spadaj! Uważaj bo teraz mam okazję z tobą- roześmiał się jak zobaczył moją minę.
W sumie miał rację, miał okazję i to wielką bo dziś miałam dobry humor i byłam bardziej dla niego wyrozumiała bo było mi go szkoda.
 Roześmiałam się razem z nim
- teraz jak mi to powiedziałeś to masz zero szans i żadnej okazji- uśmiechnęłam się. Udawałam że ja w to wierze. Wiedziałam że on i tak osiągnie swoje jak zawsze więc już nawet przyzwyczaiłam się do tej myśli. Został nam tylko tydzień tej pięknej wycieczki a najgorsze jest to że za 3 dni święta. Nie lubiłam świąt. Zawsze spędzałam je sama. Tym razem miałam je spędzić z Robertem, który też nie miał rodziny przy sobie. Byłam ciekawa co z tego wyniknie. Nie wiem jak to zrobił ale wyrwał mnie z namyśleń właśnie pytając mnie o święta. Czytał w myślach? Jak Dani? Właśnie Dani....
Tęsknie za nim...od dłuższego czasu nie dzwonimy do siebie, pewnie jest zajęty ze swoją dziewczyną. Ciekawe czy on też czasami o mnie myśli. W sumie mógł przestać myśleć, bo teraz nie ma dla nas przyszłości, nie kocham go ale trochę zle mi z tym że ma dziewczynę.
- co będziemy robić w święta?- spytał spoglądając w okno.
Mieliśmy piękne widoki. Piękny spokojny ocean i ta odmienna roślinność, było tam jak w raju.
- nie wiem, na co masz ochotę?
- na nic- znowu był przygnębiony. Nie mogłam na niego patrzeć w takim stanie.
- rozchmurz się, też nie lubię świąt, wiesz dlaczego, ale nie załamuję się, bo przynajmniej nie będę sama, przynajmniej w święta.
Oderwał wzrok z szyby i spojrzał na mnie
- już nigdy nie będziesz sama- powiedział spokojnie. A ja, głupia, nie wiedziałam co powiedzieć i się idiotycznie zaczęłam śmiać. Myślałam że on mnie szturchnie jak zawsze, ale widocznie nie miał humoru. Oparł głowę o okno i jego wzrok wydawał się nieobecny. Aha, czyli mu zepsułam humor, fajnie. Przecież miałam poprawić jego samopoczucie.
- nie śmiej się- powiedział nieobecnie
- przepraszam- westchnęłam i oparłam się o niego.
Wreszcie dojechaliśmy do wielkiego centrum handlowego. Początkowo chodziliśmy wszyscy razem, ale kiedy Hilary zaczęła kręcić się koło Roberta przymierzając ubrania i pytając się go czy jej pasują itd ...wzięłam Roberta za rękę i wyszłam z nim ze sklepu, wiedziałam że on się skapnął o co mi chodziło, bo mu to humor poprawiło. Zauważył że jestem zazdrosna i zaczął się śmiać. Zaczerwieniłam się po uszy.
- bardzo śmieszne- powiedziałam sarkastycznie i założyłam obrażona ręce, puszczając go, aż przyśpieszyłam krok ze złości. I wpadłam na kogoś.
- sorry- powiedziałam spalając się ze wstydu
- Julka? cześć!
- ooo! Adrian, co tam u ciebie?- spytałam, było mi miło że wpadłam akurat na niego
- wszystko w porządku, a u ciebie?- Robert podszedł do nas jeszcze szybciej niż ja zdążyłam wpaść na Adriana.
- też- uśmiechnęłam się przyjaźnie
- cześć Robert- przywitał się z nim- Julka masz dziś czas wolny?
- po zakupach nie mam nic w planach- stwierdziłam z pewnością że serio nic nie mam do roboty.
- a chciałabyś iść ze mną na kawę?
Nie pomyślałam o tym co myśli sobie Robert w tamtej chwili i się zgodziłam. W końcu, miałam powody żeby odmówić?
- jasne, to o której?
- o 16 przyjdę po ciebie
- dobra, będę czekać, ale teraz musimy iść
- to do zobaczenia
Poszłam z Robertem do H&M i szukałam  coś dla siebie. Robert był cichy i też czegoś szukał.
Znalazłam sobie bluzkę i bez przymierzania wiedziałam że jest idealna. Lubiłam zakupy ale nienawidziłam przymierzalni
- Robert którą mam wziąć...białą czy czarną?
- rób co chcesz, i tak zawsze nie pytasz mnie o zdanie
- dobra daj mi spokój, mam dość tych twoich humorków- wzięłam szybko byle jaką bluzkę, zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. Wróciłam do reszty i cieszyłam się że on nie poszedł za mną, denerwował mnie, miałam już dość jego zachowania. Raz jest miły, raz nie. Powoli robiło się to męczące, zachowywał się gorzej niż dziewczyna z miesiączką.
Przyszedł pół godziny pózniej jak już musieliśmy wracać i żeby zrobić mi na złość kręcił się koło Hilary.
Nawet w samochodzie z nią siedział. A ja w sumie nie byłam taka zła, to on musiał się męczyć z tą idiotką żeby zrobić mi na złość, nie ja.
Po wejściu do swojego pokoju, przebrałam się w nową bluzkę, poprawiłam makijaż, zmieniłam buty na koturny i zeszłam na dół na obiad. Ignorowałam Roberta a on mnie. Nie wiem czemu, ale my zawsze kłócimy się o jakieś błahostki a pózniej mamy problem z porozumieniem się.
-*/98W połowie obiadu zadzwonił Adrian, który przeprosił mnie, bo nie mógł wyjść. Musiał pracować dłużej bo go o to pracodawca poprosił. Robert jak usłyszał że dziś nie idę uśmiechnął się pod nosem zadowolony.
W sumie było mi to obojętne. Zjadłam obiad, podziękowałam i poszłam na taras posiedzieć sobie na materacu.
Położyłam się i włożyłam sobie słuchawki do uszu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Roberta rysującego mnie który siedział metr ode mnie
- przestań mnie rysować..denerwuje mnie to- byłam na niego obrażona. Byłam obrażona na cały świat.
Serio wolałam siedzieć z Adrianem w kawiarni niż z Robertem się kłócić.
- a mnie denerwuję to że umawiasz się z Adrianem
- mogę się umawiać z kim tylko chcę- wstałam z materaca
- nie, właśnie o to chodzi że nie możesz-  też wstał zamykając szkicownik
- bo co?- spytałam zdenerwowana.
- bo ci nie pozwalam
Roześmiałam się ironicznie. Dobiło go to. Tak miało być.
- mam to gdzieś. Nie jestem z tobą, więc nie możesz mi rozkazywać. Jasne?
- miło....super. Dzięki ci bardzo- nie był zły ani obojętny. Tylko smutny. Ale tak bardzo byłam zirytowana że nie potrafiłam go przeprosić.
Kiepska telenowela.
Poszłam do pokoju i przebrałam się w piżamę. Obejrzałam 2 filmy i jak wyłączyłam telewizor usłyszałam pukanie.
Wstałam zaspana, była może 1 w nocy. Otworzyłam drzwi z przekonaniem że to Robert. Trafiony zatopiony!
- Jula,  możemy porozmawiać? Bo to nie daje mi spokoju i nie mogę usnąć...- faktycznie wyglądał jakby ciągle się kręcił na łóżku a wory pod oczami wyglądał jakby ktoś go pobił.
- no to wejdz- wpuściłam go do pokoju, tylko dlatego, że nie miałam serca zamknąć mu drzwi przed oczami.
- chciałbym cię przeprosić, przesadziłem trochę, ale nie chciałbym cię z kimś dzielić
- nie rozumiem cię, jesteś dla mnie chamski, a pózniej masz pretensje że idę na głupią kawę z kolegą
- pare dni temu powiedziałaś że ja jestem tylko kolegą....a jednak nie jestem..więc nie wiem czy mogę ci wierzyć
- ale o co ci chodzi?
- o to że ja nie spotykam się z innymi bo uważam że to nie w porządku po tym jak nam się układa, a ty bez żadnego ale, umawiasz się z Adrianem
- nie zabraniam ci się spotykać z innymi
- ale ja nawet nie chcę z innymi się spotykać, bo biorę cię na poważnie, nie tak jak z Majką...myślałem że ty też myślisz o mnie na poważnie.
- mówisz prawdę?
- tak, jeżeli nie chcesz ze mną zaczynać związku to mi to powiedz, chociaż będę wiedzieć na czym stoję
- czemu miałabym ci wierzyć? skąd mogę wiedzieć że jak wrócimy do Polski to nie zmienisz zdania.
- może dlatego że specjalnie cię zaprosiłem na wycieczkę żeby nam nikt w tym żeby się lepiej poznać nie przeszkodził a teraz okazuję się że jednak są takie osoby.
- Robert, ja nie chcę być z tobą w związku, bo boję się że jak coś pójdzie nie tak jak trzeba to się nie pozbieram, bardzo trudno mi jest pogodzić się ze stratą kogoś- spojrzałam na niego. Byliśmy już w takim momencie że było mi obojętne czy spojrzę mu prosto w oczy.
- czemu myślisz o końcu, kiedy nawet nie było początku?
- wolę być ostrożna- założyłam ręce. I nie oderwałam wzroku. Patrzyliśmy sobie prosto w źrenice. Wiedziałam że trudno mi będzie wyjść z tej rozmowy żywa.
-ale, ja tak bardzo chciałbym spróbować...też się boję bo za bardzo mi na tobie zależy, ale jeśli nie spróbujemy to to nas wykończy
- może masz rację, ale czy jesteś pewny że chcesz być ze mną? Nie jesteśmy już dziećmi
- nie będzie łatwo, jak w każdym związku, ale na pewno będzie nam razem łatwiej
Spojrzałam w podłogę, bo nie wiedziałam co powiedzieć.
Ale kochałam go, więc jaki był problem?
Może to był problem z ufnością, nie do końca mu ufałam. Ale jeśli mu nie zaufam to nigdy nie będę z nim szczęśliwa. Jeśli teraz bym mu odmówiła prawdopodobnie dał by sobie z nami spokój a przecież ja nie chciałam go stracić. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Nic nie mówiłam, bo słowa nie wychodziły mi z ust. Kiedy jednak chciałam mu powiedzieć że chcę jednak spróbować zadzwonił mój telefon.
Adrian.
Zadzwonił aby spytać się czy jutro miałabym czas, ale po rozmowie z Robertem nie chciałam już nigdzie z nim iść. Kiedy skończyłam rozmowę nie musiałam nic mówić... w tym samym czasie ruszyliśmy w swoją stronę, zrobiliśmy po jednym kroku i już byliśmy już koło siebie. Wziął moją rękę i spojrzał na mnie, uśmiechając się. Jego oczy znowu wróciły do swojego niebieskiego koloru. Kochałam ten odcień i te mikro igiełki które świeciły w tym słabo oświetlonym pokoju.
- to co?- spytał. Ale ja nadal byłam w szoku, serce biło za szybko i nie potrafiłam nic powiedzieć
-ko....- kurcze! nie wychodziło mi to z ust. Haha...to była bardzo śmieszna sytuacja. On czekał aż się wysłowię a ja nie byłam w stanie nic powiedzieć.
- no, powiesz to wreszcie?- haha, wiedział co chcę powiedzieć. To dziwne, ale on powiedział mi już tyle razy że mnie kocha a ja nigdy, nawet teraz mi słowa nie wychodzą. Ale odłożyć wstyd do kieszeni.
- kocham cię- udało się. Szkoda tylko że dostałam od tego gorączki. Serio byłam taka gorąca że sam doktor pomyliłby to z gorączką.
Zaśmiał się  lekko i mnie przytulił. Moje serce zaczęło bić jeszcze bardziej kiedy przytulając go słyszałam bicie serca tej kostki lodu której nienawidziłam za to że ją kochałam.
Położyliśmy się i zaczęliśmy oglądać film, z którego nic nie zrozumiałam bo była za bardzo nieobecna i zamyślona.
- no to co, zaczniesz, czarować, bo chciałbym usnąć.- uśmiechnął się
- przez ciebie nie miałam czasu na przemyślenie planu działania- bardzo powoli mówiłam może dlatego że bardzo chciało mi się spać.
- znowu moja wina- powiedział, udając obrażonego.
Uśmiechnęłam się do niego i on też. Zbliżył się do mnie i zaczęliśmy się całować. Po długim pocałunku przytulił się do mnie o po pięciu minutach po prostu usnął. Nawet nie zdążyłam się przykryć. Usnął na moim brzuchu. Myślałam że śnie, to jest niemożliwe. Dwa miesiące temu nie mogłam nawet z nim przebywać w jednym pokoju. A teraz on jest moim chłopakiem który po raz pierwszy usnął i przez całą noc nie wstał. Jednak umiałam czarować. Bałam się zasnąć, bo mogłam się obudzić i mogło się okazać że to był tylko sen i że obudzę się 1 września o godzinie 6 i wszystko zacznie się od nowa.