sobota, 3 maja 2014

Rozdział IX- Julka uważaj bo się obudzisz!

Wstałam super uśmiechnięta! Nie wierzyłam że to już dziś, że właśnie za 5 godzin już będę w samolocie z Robertem w drodze do USA! Przez te ostatnie 2 dni siedziałam w domu i się pakowałam, bo codziennie zmieniałam zdanie w sprawie ciuchów! Mamie wysłałam tylko smsa z wiadomością o moim wyjezdzie, oczywiście do mnie dzwoniła ale nie odbierałam. Ważne że wiedziała gdzie będę, nieważne czy się zgadza czy nie, przecież przez całe życie miała mnie w dupie, więc w tej sprawie nie miała nic do gadania. Wiem, że nie rozumiecie tego, ale sytuacja nie była taka, jaką sobie wyobrażacie.
Robert się u mnie nie pojawił, tylko pisał od czasu do czasu wiadomości..bo załatwiał ostatnie rzeczy, jak nocleg i takie tam inne drobiazgi. Umówiliśmy się że przyjdzie po mnie po 10, była 7. Wow, trochę wcześnie, chociaż miałam trochę czasu żeby się przygotować.
Wczoraj zadzwonił Dani i powiedział że będzie tęsknił, wtedy szczerze zwątpiłam czy wycieczka z Robertem to jednak dobry pomysł. Robert był jego najlepszym przyjacielem, wiedział że ja mu się podobam, ale co z tego? Na szczęście ta sprawa ich w ogóle nie skłóciła, miałam szczęście, nie chciałam być powodem kłótni. Gdyby tak było musiałabym zrezygnować z jednego i drugiego, innej opcji nie ma.
Wreszcie usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam z pewnością że to będzie Robert. Myliłam się bo Dani stał naprzeciwko i widać było po jego wyrazie twarzy że jest zmieszany.
- cześć, musiałem przyjść- był spokojny
- hej, wchodź, chcesz coś do picia?
- nie, przyszedłem tylko się pożegnać, bo w końcu aż 2 tygodnie cię nie będzie- uśmiechnął się
- tia, to tylko 2 tygodnie, będę dzwonić i zdawać relacje
- mam nadzieję że o mnie nie zapomniesz
- niemożliwe haha, o mistrze sucharów się nie zapomina
- masz racje hhaha, jak Robert będzie cię wkurzał to możesz go walnąć, ja chętnie dołożę- zaśmiał się
- masz to jak w banku, wszystko przekaże, ale on mnie tak bardzo denerwuje że jak będę go tak biła to nie przeżyje tygodnia, haha
- trudno, niech testament napisze i może umierać
- haahah, widać że z ciebie prawdziwy przyjaciel
- tak, nie miał inie będzie miał lepszego
- hahaah, no pewka!
Zaczęliśmy się śmiać, ale przerwał nam Robert który zadzwonił żebym wyszła już na dwór.
Wyszłam na dwór z walizką, na szczęście miałam Daniela który ją przetransportował aż do chodnika na którym czekał Robert.
- hej gotowa?
-chyba tak
Nie miał dobrego humoru, tak jakby coś mu się po drodze stało.
- to co, idziemy na autobus?
Wziełam walizkę która na szczęście miała kółka, przytuliłam szybko Daniela i mogłam już iść
- zadzwoń jak będziesz na miejscu..- powiedział Dani cicho
- jasne
Szłam z Robertem na ten przystanek w ciszy nie wiedziałam co się dzieje. Bardzo chciałam wiedzieć o co chodzi, że nie mogłam dłużej być cicho
- Coś się stało?- spytałam cicho, spokojnie i myślę że miło
- nic, co powinno cię interesować- był chłodny, bardziej niż zazwyczaj
Oj, niemiło mi się zrobiło. Pożałowałam że się odezwałam...bardzo....Postanowiłam że już w ogóle nie będę się odzywać. Ja też miewałam gorsze dni, ale żeby aż tak bardzo nienawidzić cały świat?
- rozumiem...- powiedziałam cicho, odezwałam bo czułam że tak chce moja dusza. Nie wiedziałam, że powiedziałam to aż tak smutno.
- przepraszam, po prostu kurator do mnie dzwonił i mnie zdenerwował- ciągnął. Widać było że było mu smutno, żen ie miał humoru, ale zraniło mnie to co wcześniej powiedział i nie potrafiłam udawać że wszystko jest to ok
Złapał moją dłoń, chciał że mną chodzić za rękę. Ale ja nie chciałam, serio. Nie robiłam mu tego na złość, po tym chamskim zachowaniu odechciało mi się nawet tego wyjazdu, ale nie mogłam się już wycofać, w tym przypadku wycofałam tylko rękę
- nie musisz się tłumaczyć- humor mi sie nie poprawił nadal mówiłam tym samym zawiedzionym głosem
- przepraszam- powiedział to tak, jakby nie znał sposoby na zmienienie atmosfery.
Bo nie znał, nie zmieni jej nawet gdy mi się oświadczy przy wszystkich, tu na ulicy, wyjmie pierścionek wart 100000 zł .....nigdy, przynajmniej nie dziś
Tak myślałam dopóki w samolocie zrobiło mu się niedobrze. Nie żartował mówiąc że leci pierwszy raz, oparł głowę o oparcie i zamknął oczy żeby skupić się na spaniu a nie na ty gdzie jest i na tym czy leci czy jednak nie.
Poczułam potrzebę wzięcia jego ręki i oparcia się o niego. W tej chwili nie myślałam o tym czy mu się będzie to podobało czy nie. Po prostu do zrobiłam. Opierałam się o jego łokieć prawie, może trochę wyżej bo byłam bardzo niska, a jak siedziałam to już ogólnie nie było mnie widać. Spojrzał na mnie, nie wiem jaka była jego mina ani czy mu się to podoba, bo udawałam że nie widzę jego spojrzenia. Patrzyłam przed siebie, ale kiedy za długo na mnie patrzył nie wytrzymałam tego i spojrzałam na niego. To był błąd, i wiecie czemu, bo znacie z moich opowiadań ten niebieski odcień jego oczu. Zamknijcie oczy i spróbujcie sobie to wyobrazić, miałam wrażenie że widzę falę w jego oczach, uśmiechał się
- coś ci nie pasuje?- spytałam chamsko, bo jego spojrzenie mnie denerwowało czasami. Czasami aż za bardzo
- nie, wszystko okay, bardzo okay- zaśmiał się bo wiedział że jestem zdenerwowana i wiedział też jaki był tego powód. On wszystko wiedział....czytał przecież mój pamiętnik w którym było to napisane- aż tak bardzo denerwuje cię moje spojrzenie? - spytał jakby nigdy nic, nie odrywając spojrzenia
- nie twoja sprawa- powiedziałam szybko i takim bardzo nieprzyjemnym tonem głosu.
-chyba jednak moja, bo za każdym razem jak na ciebie patrze humor ci się psuję i momentalnie mnie nie znosisz, a jak nasze spojrzenia się spotykają to aż prosisz o to żebym znikł. Co ja mam zrobić?
- nie patrzeć się, nigdy
- ale ja lubię na ciebie patrzeć, poza tym przebywam tutaj z tobą więc jak mam na ciebie nie patrzeć?
- nie wiem, twój problem- byłam wkurzona, nie tak bardzo jak przed chwilą, ale jednak byłam.
-zainwestuję w soczewki- spojrzałam na niego krytycznym wzrokiem- no co?
- głupota
- no ale jak chcę ci się spodobać, a ty moich oczu nienawidzsz to co mam poradzić?
- przestań- to zabrzmiało jak rozkaz
Puściłam jego rękę i oparłam się z drugiej strony.
- no co ja takiego powiedziałem?
- nic
- no właśnie, więc czemu od razu się obrażasz?
- nie jestem obrażona- no może troszeczkę byłam
Pochylił się żeby wyszeptać mi coś do ucha
- oczywiście, jak zawsze
Ciarki mi przeszły bo był za blisko. Zaczerwieniłam się jak głupia i to nie miało najmniejszego sensu.
Zaśmiał się pod nosem wziął swoją mp3 i zaczął słuchać jakiejś składanki.
Kurcze! Wiedziałam że czegoś zapomniałam...zostawiłam swój odtwarzacz w domu! Nie chciałam zabierać Robertowi jednej słuchawki, bo znowu zacząłby te swoje scenki, więc postanowiłam pójść spać.
Wstałam ja już byliśmy prawie na miejscu
- wreszcie wstałaś... za chwile będziemy wychodzić, jakiś pan ma na nas tam czekać
- mhm, długo będziemy musieli jechać samochodem?
- nie może z 20 minut, te lotnisko jest na wsi praktycznie więc mamy szczęście
-mhm.
Ten pan okazał się bardzo miły. Może nie rozumiałam wwszystkiego co on mówi, ale to wina mojego "biegłego" angielskiego. Nie było mowy o tym żeby coś powiedzieć poprawnie. Robert utrzymywał się ze stypendium więc z angielskim nie miał problemu.
Dojechaliśmy to bardzo ładnego miejsca, było tam wiele zieleni i okazało się że ta "wieś" to tylko taka podszywka, bo ten dom nie był domem tylko willą z basenem.. dalej była szklarnia i stodoła, ale dom był piękny. Miał trzy piętra z ogromnymi balkonami. Był bez dachu a na dachu był taras.
Okazało się również że ja będę mieć pokój koło Roberta. Wcześniej zażartował sobie że niby ja mam mieć pokój z nim ale zrobiłam dziwną minę i przyznał się że jednak będę miała własny pokój. Był piękny, taki jasny, czysty, biały i zgadnijcie co miał w środku?
Łazienkę, miałam własną łazienkę, ale było super. Czułam się lepiej niż w 4 gwiazdkowym hotelu. To było coś pięknego. Na szczęście nie brałam wszystkich ciuchów na wieś, wzięłam też sukienki, spódnicę. Ogólnie wzięłam pełno ciuchów. Miałam szczęście że walizkę mi przyjęli w cenie biletu i nie musiałam dopłacać.
Pani domu była bardzo ładna, ale widać było po niej że jej uroda nie wpłynęła na charakter i była bardzo miła i gościnna. Spędziliśmy z nią prawie cały dzień na chodzeniu po willi i na rozmawianiu o tym jak jest w Polsce i o tym że Robert ma talent.
Nie uwierzycie, ale ta kostka lodu, dostała te bilety od niej bo ona sama organizowała ten konkurs i jego rysunek został przekształcony w fototapetę którą ta pani ma w swoim pokoju. Byłam pod wrażeniem, nie wiedziałam jak wytłumaczyć jej żeby tak łaskawie ją zmieniła, bo nie wierzę że ja nadaję się na takie coś.
Ale poddałam się, teraz miałam się cieszyć tym wyjazdem i tyle.
Po kolacji każdy rozszedł się do swoich pokoi. Ann- czyli gospodyni powiedziała nam że jutro  możemy robic co tylko chcemy a wieczorem będzie impreza, ponieważ jej mąż ma urodziny. Ucieszyłam się, bo zawsze lubiłam jak ktoś wyprawiał urodziny.
Przebrałam się w moją ulubioną piżamę, w której jeszcze nigdy nie spałam. Czułam się świetnie w niej i wiem że moja skromność was powali, ale muszę przyznać że było mi w niej bardzo ładnie. Zmyłam makijaż, skończyłam rozmawiać z Danielem i już miałam się położyć spać kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi, było to logiczne i jasne jak słońce że to był Robert.
- pójdziesz ze mną się przejść?- spytał słodko
- przebrałam się już w piżamę więc dzisiaj niestety muszę ci odmówić
- ciepło jest, chodz..- nie ustępował jak zawsze z resztą. Nie oczekiwałam zrumienia
- nie odpuścisz prawda?
- haha, nie- znowu spojrzał na mnie od góry do dołu.
- a co mogę zrobić żebys odpuścił?
- są 2 rzeczy, ale spacer wydaje się dobrym pomysłem..- zaśmiał się
- no mów...- chciałam szybko wiedzieć kiedy jeszcze miałam okazje. Nie miałam ochoty na spacer tym bardziej w piżamie
- dasz się narysować-wiedział że odmówię, ale nie chciałam nigdzie iść więc...
- po co i gdzie?
- bo mam taką ochotę i gdzie chcesz- uśmiechnął się
- czy ty zawsze musisz mieć to co chcesz?
-tak, zawsze muszę mieć to co chcę, a jak nie mogę to przez nogę
- czyli nie mam wyjścia....no ot jutro się jakoś umówimy
- ale ja mam taką ochotę teraz..- miał głos taki, jakby bardzo czegoś chciał i nie mógł się doczekać
- Robert..jest ciemno i pózno, daj sobie spokój na dzisiaj
- nie....jula no....- prosił
-mówiłeś coś o 2 rzeczach, jaka jest druga?
- dobrze wiesz jaka...
Wiedziałam ....od tygodnia jest ta sama. Chciał żebym co pocałowała ale ja tego nie zrobię, on chyba jest nienormalny.
- no to czekaj chwile, znajdę tylko trampki
- hm...a ja już myślałem...- zaśmiał się
- za dużo myślisz i chcesz...
- czemu niby?
Szukałam trampek w walizce chyba z pięć minut
- dobrze wiesz że nie rozdaję pocałunków oszustom- uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam zakładać butów
- hm...ciekawe...masz mnie za oszusta..ale w samolocie nie wyglądałaś na osobę która czułaby się oszykana
- to było krótkie dziesięć minut
- yhym jasne......jednak nie będę narzekał bo wiem że i tak osiągnę swój cel
- hahaahah- roześmiałam się- nie bądź  tego taki pewny
- ale jestem
-skąd te przekonanie?
- bo jak już mówiłem zawsze mam to co chcę, a jak chcę bardzo to jest niemożliwe żebym tego nie dostał
Wyszliśmy na dwór i poszliśmy przed siebie, śmiejąc się nadal z jego pewności siebie. Ja się głupio śmiałam ale przecież tu chodziło o mnie!
Matko, jaka ja jestem głupia.
Chodziliśmy bardzo długo. Miło nam się rozmawiało więc nie widziałam problemu w tym że jest 3 w nocy! Przez cały spacer próbował nie raz dojść do "celu" i następne 2 razy mu odmówiłam, uniknęłam tego. Ja już policzyłam, to o tygodnia próbował aż 10 razy. Wow, miał cierpliwość. Haha
Po czwartej nad ranem poszłam spać uśmiechnięta, zauważyłam że mu na mnie zależy. Nie mogłam doczekać się jutra. Tak bardzo chciałabym ulegnąć pokusie, że chyba następnym razem wyluzuję, bo muszę cieszyć się chwilą. Mam wrażenie że wszystko co mi się teraz dzieję to jest sen! Mam nadzieję że się nie obudzę....przecież w moim śnie Robert zasługuję na to żeby dostać to co chce więc nie mogę się obudzić, nie obudzę się bo nigdy nie usnęłam." Żyję chwilą, bo chwila mija" to chyba będzie moje motto od tej nocy.

1 komentarz:

  1. sweet , hahah drapieżny Robert. Bardzo ciekawie :) piszesz coraz lepiej!

    OdpowiedzUsuń