piątek, 23 maja 2014

Rozdział XVI- Każda twoja wada jest równa zalecie.

Wstał pierwszy, ale ja byłam przytomna.
-  co chcesz  na śniadanie?- spytał kiedy już się przebrał a ja nie mogłam wstać z łóżka, przyciągało mnie. Nie odpowiedziałam, nie wiem czumu, po prostu byłam skoncentrowana  na leżeniu-  wstawajjj....- złapał mnie za nogę i chciał mnie ściągnąć z łóżka.
-daj mi 5 minut...- prosiłam błagalnie. W ogóle nie chciało mi się wstawać, nie zamierzałam. Za wygodnie mi było. I ten zapach tych pościeli i jego bluzy. Miał piękne perfumy, wszystko w jego pokoju pachniało nim. Aż chciało mi się oddychać głęboko. Uwielbiałam ten zapach i poznałabym go zawsze, wśród miliona innych.
- nie, bo wiem że 5 minut nic nie zmieni, wstaniesz to pójdziemy na zakupy, bo jutro wigilia.
Ojejku! jutro faktycznie są święta..muszę się przygotować.
- oj....to już jutro....Robert to ja zrobię sobie też zakupy....nic nie mam w domu, nie mówiąc o obrusie czy choince- byłam kompletnie nieprzygotowana.
Usiadł na łóżku koło mnie i spojrzał na mnie jak na dziecko...tak inaczej
- spędzimy razem te święta, prawda?- nie czekał na odmowę, był pewny i nie wiem czemu pytał. Może chciał mieć 100% pewność?
- to oczywiste, tylko gdzie je zrobimy?- było mi to obojętne. Ale chciałam to wszystko już zaplanować
- może u ciebie? będziemy sami. A ty Dani będzie się kręcił i nam przeszkadzał- uśmiechnął się do mnie. Nie chciał nawet słyszeć o tym aby Dani wtrącał się w nasze sprawy....spotkania. Po jego żałosnym zachowaniu w szpitalu też byłam pewna że chciałam świętować tylko z moim chłopakiem z żadnym innym, nawet jeśli chodziło o mojego "najlepszego" przyjaciela.
- cieszę się, to co zbieramy się?- spytałam. Nagle zachciało mi się wstawać, byłam podekscytowana.
Po śniadaniu poszliśmy do wielkiego supermarketu. Narobiliśmy pełno zakupów. Była kłótnia o to co wziąć a pózniej o to kto ma zapłacić. Było oczywiste że to ja zapłacę, w końcu Robert nie pracował a ja miałam kasę która wpływała mi na konto od rodziców. Mogłam ich chociaż wykorzystać. Haha, wiem, trochę chamska myśl, ale i tak i tak jeśli były te pieniądze, to czemu nie miałabym ich używać, tym bardziej w święta?
Kupiliśmy nawet choinkę i wszystkie dekorację które oczywiście miały przyjechać przysyłką kurierską, bo nie miałam samochodu.
Byłam szczęśliwa bo po raz pierwszy miałam pewność że w święta nie będę sama, że nie będę siedzieć na kanapie i oglądać jakiś głupi serial.
Był jeden problem, NIE UMIAŁAM GOTOWAĆ,  tym bardziej takich trudnych potraf z takich produktów jakie on powrzucał to koszyka, no bo ile osób umie przyrządzić łososia alla margherita czy jakoś tak to się piszę??
Ale jakoś musiałam sobie dać radę.
Dziś był taki piękny dzień, po raz pierwszy uwierzyłam że nasz związek ma jeszcze sens, a Robert był kochany. Wiem, że w niektórych sytuacjach się wstrzymywał od bycia "kostką lodu" było po nim to widać, ale starał się i wychodziło mu to.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale Robert chciał być pierwszy więc po szybkim zmierzeniu wzrokiem zaczęliśmy się ścigać. Było to oczywiste że mimo iż miałam przewagę, bo stałam bliżej to przegrałam. 
O! Kurier, fajnie! Wreszcie będę miała własną choinkę. Nie uwierzycie, ale ja pierwszy raz będę ją ubierać, nigdy nie miałam takiej okazji.
- dziękuję i do widzenia- powiedział chłodno Robert. Dla kogoś musiał być zimny, zawsze. Cały on.
Rozłożyliśmy ją, niestety była plastikowa, ale jakbym miała żywą to za dużo miałabym sprzątania.
- to co, najpierw przygotujemy choinkę czy ciasteczka?- spytał uśmiechając się do mnie. On wiedział że dla mnie to wszystko jest nowe, tak jakbym była mała dziewczynką.
- a jak wolisz?
- najpierw będzie lepiej jak zrobimy ciasteczka, bo jak będą się piec to ubierzemy choinkę, jak sądzisz?- spytał, jednak ja była zamyślona i nie słyszałam co powiedział. Myślałam o tym co robią moi rodzice, jak się czują.......wiem, nie powinnam tak o nich myśleć bo oni o mnie zapomnieli, nawet w najsłodszym i najbardziej rodzinnym momencie w roku.- hey, jesteś tam?- pomachał mi przed twarzą
- przepraszam zamyśliłam się, co mówiłeś?
- że kocham cię mocniej jak masz uśmiech na twarzy, to co rozchmurzysz się?
Uśmiechnęłam się i szturchnęłam go.
- uspokój się- powiedziałam zawstydzona. Zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie
- nigdy- stwierdził. Dał mi buziaka w obojczyk
- ty lepiej już moją szyję zostaw w spokoju- pokazałam mu dwie malinki które miałam, jedna z NY a druga z Polski, twierdził że to tak dla równowagi. Idiota.
- czemu?- udawał niewiniątko. Uśmiechnął się szeroko i pokazał mi język. 
- bo to nie wygląda dobrze i nie chcę, okay?- spojrzałam mu prosto w oczy
- no dobrze, postaram się- drażnił się.
- Robert....bo ja jak ci zrobię malinkę to będziesz ją miał do końca życia!- groziłam mu a on się roześmiał się
- hahahahaha, jasne! Chyba jak podskoczysz- zaczął się śmiać jeszcze bardziej.
- nie śmieszne- stwierdziłam. I zaczęłam robić ciasto na ciasteczka.
Robert założył fartuszek i zaczęłam się z niego śmiać, więc on wziął mąkę i pół opakowana wylądowało na mojej głowie.
- Robert!!!!- krzyknęłam bardzo głośno, aż mój głos zaczął się zamieniać w pisk.
- masz nauczkę- powiedział i zaczął wbijać jajka do miski. Postanowiłam zrobić to samo ale z jajkami. Wzięłam jedno, i podłożyłam pod miskę aby udawać że je wbijam i wtedy podniosłam rękę i rozbiłam mu je na twarzy.
- o nie! Moja droga, masz przechlapane- powiedział i wytarł jajko ze swojej twarzy. Śmiesznie musiało to wyglądać, ja z mąką na głowie, on z jajkiem na twarzy i kuchnia cała brudna.
- Litości!- krzyknęłam. Bałam się tego co on mi zrobi. Rozglądał się po całym mieszkaniu i szukał przedmiotu swojej zemsty.- sam zacząłeś więc weź skończ, ok?
- nie- uśmiechnął się złośliwie- nic ci nie zrobię jeśli dasz się narysować...- bardzo lubił mnie rysować, bałam sie go z tej strony, bo jak można rysować ciągle tą samą osobę przez pół roku?
- wiesz że tego nie lubię- powiedziałam i spojrzałam w podłoge
- czyli chcesz żebym się zemścił?- wiedział że nie mogłam do tego dopuścić, że nie chciałam być mokra, ani cała w malinkach ani nic innego. Ale był świadomy tego, że nie lubiłam pozować do tego rysunków, jeśli mnie rysował bez mojej wiedzy nie przeszkadzało mi to bardzo, bo o tym nie wiedziałam, to logiczne.
-no dobra, ale ostatni raz?- chciałam się upewnić, że to nie będzie jego as w rękawie za każdym razem kiedy tylko będzie miał okazję
- niemożliwe, ja nie mogę przestać rysować ciebie, to jest tak jakbym przestał o tobie myśleć, to niemożliwe- powiedział jakby go to bolało, jakby wstyd mu było za to, albo jakby to była jego największa wada, albo uzależnienie. Zaczął ubijać ciasto a ja ubijałam bita śmietanę 
- oj...- westchnęłam 
- mam już 115 rysunków, czyli tyle ile już dni jesteśmy razem!- westchnął, chyba sam w to nie wierzył
- co? żartujesz? ale to jest niemożliwe!- byłam tak bardzo zaskoczona że aż wstrzymałam produkcję kremu do ciastek i spojrzałam na niego z niedowierzeniem.
- nie, mówię poważnie. To jest moja taka mała obsesja...- spojrzał na moje włosy - tak jak ty masz obsesje na punkcie wiązania swoich włosów mimo że ja tego nie lubię, tak samo ja mam z rysowaniem ciebie- spojrzał na mnie i uśmiechnął się bo miałam minę jak kosmita.
- mogę je zobaczyć?- spytałam zaciekawiona. Ja musiałam je zobaczyć, nie mogłam, musiałam
- nie
- ale czemu?
- a czemu ja nie mogę dotykać twojego pamiętnika?
- bo to jest bardzo prywatna rzecz
- no właśnie, mój szkicownik jest bardzo prywatny, na pewno bardziej niż twój pamiętnik.
- ale jesteś.....bardzo bym chciała je zobaczyć- westchnęłam
- może kiedyś.....- coś sugerował...
- niby kiedy?
- kiedy skończą się w nim kartki...- zaśmiał się bo ich było bardzo dużo
- ty się dobrze czujesz? przecież to 2000 kartek, dokładnie 2010.
- no właśnie
- zejdzie z 7 lat, przecież to niemożliwe żebyśmy......- wstrzymałam się.Powiedziałabym coś nie na miejscu i miałabym pózniej problemy.
- coś sugerujesz?- smutno mu się zrobiło. Zauważyłam że bardzo się na mnie zawiódł. Ale czy to było możliwe że przez 7 lat będziemy razem?
Nie byłam pewna, ale byłam pewna że chciałam wytrwać
- nie- przytuliłam go.- ale i tak pokarzesz mi je wcześniej, prawda?
Wtulił się tak słodko że pomyślałam że jest kostką .....ale cukru.
- kocham cię Jula, nie pozwolę ci odejść, a 7 lat to tylko część naszej przyszłości, nie wyobrażam sobie ani jednego dnia bez ciebie od kiedy cię poznałem- myślałam że się przesłyszałam, to nie mogło być prawdą.
Tak, musiałam się przesłyszeć. Ale on stał tam wtulony do mnie i czekał aż coś powiem, albo i nie czekał na odpowiedz, ale nie próbował zaprzeczać żadnego poprzedniego słowa.
Zrobiłam się cała czerwona, dostałam gorączki. A to co działo się z moim sercem było nie do opisania.
Wiedziałam że dzisiejszy dzień zapiszę w moim pamiętniku na czerwono, żeby za siedem lat, przewijając kartki przeczytać, co właśnie Robert "mi można powiedzieć że" "obiecał"

1 komentarz:

  1. trochę zbyt słodki ten Robert. Wolałam jak był kostką lodu :((
    ciekawe co by było gdyby rodzice Julki nagle wróciłi do domu xd

    OdpowiedzUsuń