niedziela, 25 maja 2014

Rozdział XVII- Gdy nastąpi cisza..

Wczoraj po wyznaniach Roberta uśmiechnęłam się tylko i wzięłam się do pracy, fajnie było ubierać razem choinkę, gotować, sprzątać.....szkoda że dziś wszystko musiało się zepsuć.
Z naszej wzajemnej ciekawości, nadmiernej, zbędnej.....ciekawości.
Obudziłam się pierwsza i nie miałam co robić, spojrzałam na Roberta i od razu przypomniało mi się coś. Dani kiedyś opowiadał mi że Robert chodził do psychologa co tydzień, ale nie potrafił mi powiedzieć czemu.
Byłam ciekawa jaki był powód tych wizyt, bo Robert nie był załamany, nie widziałam żeby miał depresje albo jakiś problem. Dla mnie on był, normalny. Może nie do końca, bo był inny, ale w pozytywnym sensie. Był artystą, nie przywiązywał się do ludzi ani rzeczy, był obojętny w większości spraw, zawsze tłumaczyłam to tym że jest on sierotą, że musi sobie na wszystko zapracować, że po prostu ma ten swój ciężki charakter, ale gdy przypomniało mi się o tym psychologu byłam ciekawa po co on tam chodzi....może kurator mu kazał?
Ale Robert którego znam jest inny....może tak na prawdę nie znam "prawdziwego"  Roberta, w końcu nie wiedziałam o nim wiele.
Jak się obudził to było moje pierwsze pytanie:
- Robert....czemu chodziłeś do psychologa?- spojrzał na mnie jak na osobę która właśnie próbowała go zabić, na osobę która trafiłaby w jego słaby punkt pierwszym strzałem.
-skąd o tym wiesz?- spytał cicho, próbując opanować głos i chyba złość. Miałam wrażenie że był bardzo zły, chyba powinnam zatrzymać to dla siebie i wypytać Daniela o szczegóły.
- a wiem, to powiesz czemu?- uśmiechnęłam się łagodnie, tak przyjaźnie, ale on chyba dzisiaj wstał lewą nogą.
Z resztą jak całe swoje życie.
- nie chcę o tym rozmawiać, nie wtrącaj się, to nie twoja sprawa, Jasne?- nie spojrzał mi w oczy, wstał z łóżka i poszedł do kuchni.
Zatkało mnie totalnie. Siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w koc, nie byłam zła ani smutna, tylko zaskoczona takim zachowaniem. Wczoraj był jeden z dni najbardziej wyjątkowych, szkoda że mam niewyparzony język.
Postanowiłam się nie przejmować, bo on zawsze tak robił więc ubrałam się i poszłam do łazienki się pomalować. Dziś wigilia, więc wybrałam sobie ładniejsze ubrania i zrobiłam sobie zadbany makijaż, wychodząc z łazienki byłam zadowolona, nie miałam już żadnej malinki, mogłam związać sobie wreszcie te denerwujące włosy.
Weszłam do kuchni żeby zrobić sobie śniadanie, nie zamierzałam Roberta przepraszać, bo uważałam że nic złego nie zrobiłam. Ignorowałam go, uważałam że jeśli zachce łaskawie się do mnie odezwać to, to zrobi.
Woda w czajniku zaczęła się gotować i w tym samym czasie złapaliśmy za rączkę od czajnika. Uśmiechnęłam się do siebie lekko ale cofnęłam rękę.
- co ci zrobić, kawę czy herbatę?- spytał jakby w ogóle nic się nie stało kwadrans wstecz. Nie mówił takim głosem jak wczoraj, był chłodny, ale nie bylo po nim widać żeby miał wyrzuty sumienia za poprzednie zachowanie 
- herbatę- powiedziałam krótko i usiadłam przy stole.
Postanowiłam nie wnikać więcej w temat "psycholog" i przestać o tym myśleć. Gdyby to było coś poważnego pewnie by mi powiedział.
- ok- na tym skończyła się nasza rozmowa. Wzięłam ze sobą herbatę i poszłam do salony podziwiać naszą piękną choinkę. Była idealna. Włączyłam telewizję i siadłam na fotelu wygodnie.
Robert cały czas siedział w kuchni, pewnie coś gotował, nie chciałam więcej dyskusji więc zostałam w salonie oglądając świąteczne filmy, które mnie tylko zasmucały. Głupie romanse, albo rodzinne wyidealizowane sceny. Żenada. Wigilie spędzałam na fotelu, super.
Około 19 wstałam z niego i postanowiłam pójść do pokoju...spać. Nie miałam humoru, miałam ochotę przespać te święta całe, tak, jak co rok.
Już prawie weszłam do pokoju ale Robert złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał
- idziesz już spać?
-tak- stwierdziłam, byliśmy dla siebie za bardzo chłodni.
Puścił mój nadgarstek i wpatrywał się w podłogę, miałam już się odwrócić i serio pójść spać, ale zaczął mówić, dlatego zostałam.
- chodziłem do psychologa bo miałem depresję, faszerowałem się lekami i jestem od dziecka nerwowy. Czasami przyczyniam się do masowego ataku. Jak ci się jeszcze Majka nie chwaliła, to niestety muszę przyznać że doznała przemocy z mojej strony. Biorę leki uspakajające i nie potrzebuję już wizyt...przepraszam Jula, wiem że powinienem ci wcześniej powiedzieć ale teraz będziesz patrzeć na mnie z innej perspektywy i tego właśnie nie chciałem- szeptał, tak jakby nie chciał żeby nikt inny go usłyszał, jakby ściany miały uszy. Nie podnosił wzroku, nie patrzył na mnie, jakby bał się mojej miny, albo reakcji. Bardziej zmieszana byłam ja. Co miałam zrobić? W tym przypadku mogłam tylko kochać go jeszcze bardziej.
-  mogłeś mi powiedzieć kiedy cię o to prosiłam, po co to nieporozumienie?
- nie lubię mówić o tym jak bardzo moje życie było straszne przed poznaniem ciebie- nadal był przygnębiony i smutny.
- Robert...ale ja jestem osobą której ty powinieneś ufać najbardziej, nie przestanę cię kochać tylko dlatego że masz problemy. Ja mam ich masę, ale stoisz tu, dlatego ja też zostanę.
Spojrzał powoli na mnie, miał straszną minę. Niepotrzebnie mu przypomniałam o tym psychologu to go dobiło.
Stał tak niewinnie i nie ruszał się z miejsca, patrzył na mnie tak...."biednie"
Przytuliłam się do niego, bardzo mocno tak żeby aż go zabolało.
Nie puszczałam go i on też nie. Staliśmy tam bardzo długo, nie bolały mnie nogi lecz serce. Tak bardzo chciałabym go pocieszyć, dodać mu otuchy ale nie potrafiłam, nie potrafiłam mu pomóc...mogłam go tylko wspierać na każdym kroku.
- obiecuję że cię nie skrzywdzę- wyszeptał mi do ucha. Chyba musiał to powiedzieć żeby weszło to też do jego głowy. Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli że on mógłby mnie uderzyć. To było niemożliwe.
- co tak pachnie?- spytałam, zapach był aż tak charakterystyczny że aż zaburczało mi w brzuchu.
Puścił mnie i wpadł do kuchni.
Otworzył piekarnik i się załamał
- o nie! Mój łosoś....- rozpaczał nad biedną rybką. 
- przecież się nie spaliła...- powiedziałam rozbawiona sytuacją.
- nieważne, poleje sosem i nie będę musiał na to patrzeć- roześmiałam się a on po mnie
Zauważyłam że posprzątał w kuchni i przygotował ładnie stół, dla nas. Chyba zaplanował to od samego rana.
Znów osiągnął swój cel. Dobry był w "osiąganiu celu", ciekawa byłam co było jego następnym celem. Ale tym razem wolałam nie wiedzieć.
Szkoda, bo jakbym spytała to bym się dowiedziała wcześniej co on zrobi.
Kiedy zjedliśmy kolację,która dla niektórych może wyglądała na romantyczną *a nie była* poszłam do pokoju żeby zobaczyć czy ktoś do mnie dzwonił. Okazało się że dzwonił Dani 2 razy i nawet Adrian. Postanowiłam oddzwonić do Dani nazajutrz a do Adriana od razu, żeby mieć to z głowy. 
Nie odbierał.
- do kogo dzwoniłaś?- spytał Robert który nagle pojawił się za moimi plecami.
Wiedziałam że nienawidził Adriana dlatego nie chciałam mu mówić że właśnie do niego oddzwaniałam.
- do Dani, po dzwonił do mnie- położyłam telefon na łóżku i odwróciłam się do Roberta żeby razem z nim wyjść, ale on wziął mój telefon i zobaczył rejestr.....
Kurcze....i po co te kłamstwo?
- i czemu kłamiesz?- stał tam zirytowany i zawiedziony. 
Może trochę zazdrosny.
- bo wiem że go nie lubisz.....- nie wiedziałam co wymyślić.....ale po co właściwie miałam się tłumaczyć? Są święta więc chyba mogę wykonać jeden telefon~!
- miałaś z nim nie utrzymywać kontaktu- powiedział to tak, jakby to powtarzał sto razy dziennie i już byłby tym zmęczony
- nie mówiłam że urwę z nim kontakt po pierwsze, a po drugie sam do mnie zadzwonił , to co miałam chamsko nie odbierać?
- tak, właśnie tak mogłaś postąpić- zachowywał się jak dzicko, jakby chciał mnie pouczać i mówić co jest lepsze.
- dobra Robert nie będę z tobą dyskutować, miałam ochotę złożyć mu życzenia więc to zrobiłam, wiem co to kultura i dlatego chciałam oddzwonić! Nie jestem tobą...- oops...trochę przesadziłam, z tonem głosu na pewno. Ale miałam trochę w tym racji. Był moim chłopakiem ale nie mógł mi zabraniać rozmawiać z chłopakiem którego prawdopodobnie nigdy już nie zobaczę. 
- dobra rób co chcesz, tylko się pózniej nie dziw, że nie potrafię być dla ciebie miły.- wyszedł z pokoju szybko, w mgnieniu oka już go nie było. 
Położyłam się na łóżku i usnęłam. 
Święta jednak musiałam przespać, co bym nie robiła to i tak się z nim kłócę. Ale kocham go i nie chcę stracić. Nie ma związku bez kłótni, ale gdy nieporozumień jest za dużo?
Mam pokój gościnny i zdziwiłam się gdy po północy Robert położył się na łóżku, co prawda nie na moich kalanach ani brzuch, nie przytulił się, ale spał z boku. Byłam pewna że nie spał tak na prawdę. Znów nie mógł. Przytuliłam się lekko, ale nie odwzajemnił uścisku, leżał sobie i delikatnie oddychał. Nie wiedziałam czy puścić go czy nie. Ale mimo tego że był zimny i niewyrozumiały to usnęłam koło niego i miałam nadzieję że jednak nastawienie do świąt się zmieni, że my, choć na te świąteczne chwile się zmienimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz